Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  -Tae? To ty?

Jeongguk podszedł do baru, uśmiechając się od ucha do ucha.

-Kiedy ja cię widziałem!- Krzyknął, wpatrując się w Taehyunga.

-Kookie, może przedstawiłbyś nam swojego przyjaciela?- Powiedział najwyższy z nich.

-A tak! Tae to NamJoon, SeokJin, Hoseok, YoonGi i Jimin, chłopaki to jest Taehyung.

Kim powtarzał sobie te wszystkie imiona, starając się je spamiętać. NamJoon, SeokJin... Horseok.... czy jakoś tak...

-Miło mi.- Podrapał się nerwowo po głowie i uśmiechnął w stronę piątki mężczyzn i swojego przyjaciela.



Zapanowała niezręczna cisza, nikt nie wiedział co powiedzieć. Tae chciał jak najszybciej zniknąć z tamtego miejsca i wrócić do swojego zapuszczonego domu. Spojrzał jeszcze raz na starego przyjaciela. Jemu się powodzi, to widać. A co ma Kim? Nic, on stara się przeżyć za grosze, ograniczył już wszystko najbardziej jak mógł.



-Taehyung, tak? -NamJoon wyszedł do przodu, opierając ręce o blat.- Sześć razy Whisky, no rusz ten twój zgrabny tyłeczek i przynieś mi to, za co płace.


-Klient nasz pan...- Wysyczał wprost w jego twarz.


Odwrócił się plecami do klienta, szukając na pułkach owego trunku, po krótkim czasie odnalazł go. Wyjął sześć szklanek, które napełnił cieczą, po czym podał mężczyzną.

-A więc znasz Jeongguka? Jak widzę, nie widzieliście się jakiś czas, więc my was tu zostawimy. Jeon będziemy parę stolików stąd. - Różowo włosy oddalił się razem z resztą. Zostali tylko oni... Kookie i Tae.


-Widzę, że dobrze się ustawiłeś...- Powiedział złośliwie Taehyung.


-Widzimy się pierwszy raz od dłuższego czasu, a ty tak się zachowujesz? Co ci takiego zrobiłem? -Upił łyk ze szklanki, bawiąc się nią, przechylając raz w lewo, raz w prawo.


-Zostawiłeś... kiedy najbardziej potrzebowałem pomocy... Heh... ty zabawiasz się z tymi fagasami a ja? Ja walczę o każdą najmniejszą monetę, mieszkam w jakiejś melinie i pracuje w klubie, w którym praktycznie nic nie płacą. Jeśli jeszcze nie wiesz, co mi zrobiłeś... zostawiłeś mnie...


-Ja? To ty sam wyniosłeś się ode mnie! Nikt cię nie wyganiał, gdyby nie twoja duma to w tej chwili byłbyś tutaj razem z nami, i również pracowałbyś dla NamJoona. I to prawda, nie narzekam, w przeciwieństwie do ciebie ja coś osiągnąłem.


-Nie wiem, czy bycie męską dziwką to jakieś osiągnięcie.- Kim prychnął, wyciągając czystą szklankę i nalewając sobie tego samego trunku co jego rozmówca.


-Męska dziwka? Chyba wiceprezes jednej z najlepiej prosperujących firm w tym kraju. -Zaśmiał się, pokazując swoje z deka królicze zęby.


-Zmieniłeś się Jeongguk... - Westchnął Tae, miał dosyć rozmowy z młodszym. Irytował go swoim pustym zachowaniem.


-Na lepsze.- Wyciągnął portfel, rzucając na blat około 500 tysięcy wonów.- Masz, kup sobie coś. Przynajmniej nie będziesz wyglądać aż tak biednie.


Całe zajście obserwowali "przyjaciele" chłopaka. Każdy wybuchł głośnym śmiechem, patrząc, jak młodszy wbija w ziemię barmana. Jedynie wzrok NamJoona wykazywał zaintrygowanie.



Taehyung patrzył z obrzydzeniem na odchodzącego przyjaciela. Pieniądze gdzie zostały rzucone tam były. Chłopak nie miał zamiary ich tknąć, nie był taki. Obrócił się na pięcie, idąc w stronę nowych klientów, kompletnie ignorując komentarze ze strony całej szóstki. Nie pamiętał, kiedy ostatnio się tak rozzłościł, był człowiekiem spokojnym, w każdym momencie umiejącym opanować buzujące w nim nadmiary emocji. A w tej chwili? Był chodzącym kłębkiem nerwów. Teraz, jak Jeon dowiedział się o pracy Kima, nie da mu najmniejszego spokoju. Wiedział to, ponieważ znał go nie od dziś. Chłopakiem łatwo było manipulować, wykorzystał to NamJoon. On manipulował wszystkimi, miał fortunę, która z dnia na dzień wzrastała. Był ustawiony na całe życie. Tae mógł tylko o tym pomarzyć. Nigdy w życiu nie widział tak dużej ilości pieniędzy, jaką ów biznesmen zarabiał dziennie. To właśnie on zmienił Jeongguka, z miłego, słodkiego chłopaka zrobiła się pusta marionetka, za której sznurki ciągnął NamJoon.



Tae skierował swój wzrok w stronę stolika, przy którym siedział pracodawca Kooka. Był wysportowany, jego mięśnie doskonale było widać przez opinająca się na nich koszuli. Czarną marynarkę powiesił na krześle, bez niej wyglądał jeszcze bardziej szarmancko. Po skończonym lustrowaniu wzrokiem NamJoona Taehyung wrócił do swoich obowiązków. Posprzątał opróżnione naczynia po różnych trunkach, przetarł blat. Cały czas czuł na sobie czyjś wzrok, przeszywający jego wychudłe ciało. Nic więcej nie można było powiedzieć o figurze Kima. Wyglądał jak niedożywiony nastolatek, co często słyszał od współpracowników. Każdemu wpajał, że to przez geny, jego ojciec wyglądał tak samo. Nie mógł przecież powiedzieć prawdy. Jakby to wyglądało? Straciłby jednocześnie zaufanie ze strony nowo poznanych ludzi, jak i posadę w pracy. Przecież nikt nie chce być obsługiwany przez biednego pasożyta, który został wyrzucony z rodzinnego domu. Jego młodsze rodzeństwo nie wiedziało o całym zajściu, byli święcie przekonani, że to Tae ich zostawił. Chłopak na myśl kolejnych, spędzonych dni w rodzinnym domu wzdrygnął się, to spowodowało upuszczenie przez niego trzech kieliszków. Nie zdołał złapać żadnego z nich, wszystkie z cichym hukiem rozbiły się na podłodze, co nie umknęło uwadze szefa. Skończyło się odtrąceniem z praktycznie nieistniejącej pensji ceny małych, szklanych kieliszków. Przykucnął nad porozbijanymi odłamkami, zbierając większe z nich. Jeden jak na złość wbił mu się dosyć głęboko. Chłopak, czując przeszywający jego dłoń ból syknął. Podniósł się, po wyprostowaniu swojej sylwetki i utkwieniu wzroku przed siebie dostrzegł NamJoona trzymającego plik banknotów.



-Tutaj masz za Whisky, nie było takie złe, ale następnym razem bardziej się postaraj. -Zadziorny uśmiech wpełzł na jego twarz. - Jak coś to w mojej firmie jest jeszcze miejsce dla sekretareczki w różowej spódniczce, nadajesz się idealnie.


Taehyung przyciskał swoją dłoń coraz mocniej, zupełnie zapominając o tkwiącym w niej kawałku szkła, który rozciął mu wierzchnią część dłoni. Poczuł coś spływającego, ciecz wydobywająca się coraz szybciej z jego rany.

-Lepiej opatrz to szybko dzieciaku, bo z twoją ręką nie będzie zbyt wesoło. -Powiedział różowo włosy, rzucając w niższego chusteczką.- To raczej nic nie pomoże, ale radziłbym ci szybko coś z tym zrobić.


-Nie potrzebuję twojej pomocy, sam umiem o siebie zadbać. -Wysyczał wprost do niego.


-Właśnie widzę, zakrwawiłeś cały blat, zgaduję, że nikt nie będzie chciał zlizywać twojej krwi stąd dzieciaku, więc spiesz się.- Dotknął skaleczonej dłoni chłopaka, przejeżdżając delikatnie opuszkami palców po rozciętym miejscu. Taehyung odsunął swoją dłoń czując, jak skóra zaczyna mu cierpnięć. Wyższy posłał mu zadziorny uśmiech, po czym zaczął oddalać się w stronę reszty.


-Jeszcze się zobaczymy Kim Taehyung.


Tae odprowadził całą zgraję morderczym wzrokiem wprost do drzwi, ocknął się dopiero, wtedy gdy usłyszał wrzask szefa nad jego prawym uchem.



~~~~~~~~~~~~~



To był zdecydowanie jeden z jego najgorszych dni w życiu. Spotkał swojego starego przyjaciela, którego w tej chwili traktuję prędzej, jak wroga oraz jego pracodawcę, o którym nic nie wiedział, nie znał nawet nazwiska i firmy, którą znając życie odziedziczył po ojcu, jak to jest w tych wszystkich słabych filmach.

Kim otworzył drzwi do swojego mieszkania, zatrzasnął je i skierował się w stronę kuchni. Lodówka świeciła pustkami, zresztą jak zawsze. Wyciągnął z niej zrobione jakieś dwa dni temu kanapki, które szybko zjadł. Nastawił wodę na herbatę, po tym koszmarnym dniu marzył mu się jeden, wielki odpoczynek. Najlepiej w gorącej wodzie, mocząc swoje delikatne, nagie ciało tylko był jeden problem, nie miał wanny, tylko najtańszy, stary prysznic, w którym takie pojęcie jak gorąca woda, albo nawet ciepła nie istniały.

Złapał za kubek pełen gorącego naparu i upił z niego jeden duży łyk. Kubek pełen wrzątku przyjemnie ogrzewał jego zmęczone pracą dłonie.

Była godzina 5 rano, pracę kończył o 4:30. Wyjrzał przez okno, z którego jedyny widok miał na ohydny śmietnik i blokowiska. Jednakże przez szpary pomiędzy blokami przedostawało się coraz to jaśniejsze światło słoneczne. Taehyung był już przyzwyczajony do zasypiania o wschodzie słońca, kiedy promienie słoneczne nieprzyjemnie oświetlały jego szczupłą twarz.

Odłożył pusty kubek na mały, drewniany stolik. Skierował się w stronę szafy, wyjął z niej przechodzone szare spodnie dresowe, które założył na siebie. Zdjął koszulkę, powoli wchodząc pod kołdrę, starając się w żaden sposób nie naruszyć ręki. Przymknął oczy ,zmierzając wprost w odwiedziny do krainy Morfeusza. Jego klatka piersiowa unosiła się spokojnie w górę i w dół cały czas utrzymując wyznaczone przez organizm tempo. Delikatnie malinowe usta chłopaka otworzyły się, a wydobywający się z nich cichy pomruk zniwelował ciszę tam panującą.

Był wtorek... jedyny wolny dzień chłopaka, który i tak miał zamiar spędzić, odsypiając wszystkie przepracowane noce. Jednak jego plany pokrzyżował jeden niby nic nieznaczący telefon...  

______________________

Pierwszy rozdział :x I jak? XD Aż tak źle? 

Mam nadzieję, że ktokolwiek to czyta :'D 

Do następnego i bayu :3 ~DM

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro