#13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudził się z bólem pleców. W sumie czemu się dziwić, zasnął w niewygodnej pozycji. Dopiero po chwili zaczął kontaktować i przypominać sobie co było przyczyną takiego a nie innego stanu.

Wódka. Ta cholerna, uzależniająca wódka.

W głowie go trochę ćmiło, aż przetarł oczy. W pokoju panował mrok, za oknem hulał wiatr, który z pełną siłą uderzał w stare, acz nadal wytrzymałe szyby. Przespał cały dzień, z resztą tak jak zwykle.
W domu nie było aż tak zimno, jak mogło by się wydawać, szybko skojarzył fakty i zdał sobie sprawę, że Natalia musiała napalić w piecu. Po raz kolejny zawdzięczał wszystko siostrze, prawdopodobnie to, że jeszcze żyje też...

Po omacku znalazł latarkę leżącą na stojącej obok łóżka estażce i oświetlił pokój. Blask latarki chwilowo go oślepił, ale szybko się przyzwyczaił, w tamtej chwili marzył o zlokalizowaniu otwartej, ale wciąż nie tkniętej butelki wódki, będącej dla niej niczym ambrozja, nektar bogów, którego pożądało gardło chłopaka.
Nie wiedział już czy miał problemy z wzrokiem, czy butelka dostała nóg i sama sobie poszła, bo jak wyjaśnić fakt, że była a jej nie ma?

No nic, miał jeszcze niewielki zapas w piwnicy, więc da rade. Niedługo trzeba będzie pojechać do jakiejś hurtowni i uzupełnić zawartość piwniczki... Inaczej może być nieciekawie.

Okrył ramiona kocem i uchylił drzwi pokoju. Korytarz przypominał bardziej plan horroru, aniżeli zwyczajne przejście pomiędzy pokojami a schodami. Latarka dawała nikłe światełko, które z ledwością przebijało się przez spowite ciemnością, podłużne pomieszczenie. W dusznym, stojącym powietrzu można było zawiesić siekierę, najwyraźniej system grzewczy nie działał już tak dobrze, jak kiedyś, i większość ciepła wytwarzanego przez piec zatrzymywała się w korytarzu.
Przeszedł na paluszkach oświetlając sobie drogę. Podłoga skrzypiała, tak samo schody, co nikogo nie dziwiło. Taki stan rzeczy trwał przez cały okres, w którym Braginscy w nim pomieszkiwali.

Na dole udało mu się zapalić światło, które w pierwszej chwili mocno go oślepiło. Po przezwyciężeniu pierwszego szoku zszedł do piwnicy, w której to zastał przerażający widok, niczym z najgorszych sennych koszmarów.

Zapas wódki się skończył.

Nie wierzył. Nie, przecież tydzień temu stało tu przynajmniej dwadzieścia litrów. Nie, przecież podobna dawka z łatwością zabija. Nie, nie wypił tyle, nie mógł tyle wypić...

Od samego myślenia o tym zakręciło mu się w głowie. Przypomniał mu się ojciec.

Maksymilian lubił sobie czasami wypić, ale w przeciwieństwie do syna umiał to robić z umiarem. Zazwyczaj jeśli się upijał można było zgadywać, że tamtego dnia miał w pracy jakieś kłopoty czy inne nieprzyjemności. Jednakże, w warunkach ich regionu, picie (zwłaszcza w taki sposób jak on) uchodziło za coś oczywistego. Jednak jeśli już się upił raczej nie przypominał siebie...

Z kulturalnego, wykształconego człowieka o twardych zasadach zamieniał się w wesołego, frywolnego młodzieńca z dziwnymi pomysłami. Wtedy matka (a jego żona) nie umiała nad nim zapanować, a była bardzo emocjonalną osobą, przez co reagowała dosyć gwałtownie i przesadnie.
Pamiętał płacz Eleny, gdy tata bełkotał pod nosem coś niezrozumiałego. Widział  bezradność w oczach zakochanej w mężczyźnie kobiety, która dużo chciała, a nic nie mogła. Zupełnie jak obecnie Natalia...

Jednakże, wbrew pozorom, następnego ranka wszystko wracało do normy. To chyba wiadome, że ojciec nie upijał się na tyle często, aby nazwać to uzależnieniem.
Ivan zdał sobie z czegoś sprawę. Wydawało się niby oczywiste, a jednak nie do końca. Ojciec umiał się opanować, w przeciwieństwie do niego samego.

Po chwili przyszło zwątpienie, lub jak kto woli, odrzucenie. Nie, no przecież nie był uzależniony, umiał się ograniczyć, ale tak było łatwiej i przyjemniej. Przecież wszystko jest dla ludzi, nie prawda? Nie tylko on lubił pić. Ojciec nigdy się nie awanturował, był jedynie trochę przymulony. To chyba znaczyło, że z nim też nigdy nie będzie takich problemów?

Te fakty go upewniły. Nie, nie miał problemów, wszystko było z nim w porządku.

Pewny siebie otworzył i przeszukał skrzynkę z droższymi trunkami, zwykle zarezerwowaną dla gości. Odnalazł w niej najlepsze wina i nalewki. W sumie co mu będzie po trzymaniu tego w nieskończoność?

Wyciągnął kilka nalewek i poszedł z nimi na parter. Bezceremonialnie otworzył butelki i bez mrugnięcia okiem opróźnił jedną z nich. Potem następną. I jeszcze jedną...

Zachwiał się, miał problemy z utrzymaniem równowagi. Świat zaczął wirować mu przed oczami, jakby dopiero co zszedł z karuzeli. Zatoczył się i oparł o ścianę, obraz zaczął się zamazywać.

-Czyżbym pił za szybko? -zapytał sam siebie i usiadł na kanapie.

Ah, wódka, cudowny napój, można zasnąć nawet, kiedy się było zupełnie wyspanym. Tak też było w tym przypadku, gdy tylko czubkiem głowy dotknął miękkiego materiału kanapy od razu oczy mu się zamknęły. Ponownie zapadł w błogi, niewinny sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro