#14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Ivan, bardzo nam przykro z powodu tego, co się stało. -powiedziała wychowawczyni klasy chłopca kilka dni po śmierci jego rodziców. Z racji tego, że mieszkali w okolicy w której wszyscy się znali dyrekcja zarządziła, żeby na znak żałoby wszyscy przyszli do szkoły ubrani na czarno. Zarówno nauczyciele jak i uczniowie dostosowali się do polecenia, ale nie oznaczało jakiegokolwiek współczucia, tylko zwyczajne "bo tak trzeba/wypada". W końcu mogłyby ich spotkać nieprzyjemności, gdyby ktoś zgłosił sprzeciw...

Ta inicjatywa nie podobała się ani Olenie, ani Ivanowi. Uważali bowiem, że wszystkie słowa które słyszeli były sztuczne, bynajmniej nie szczere. W tym akurat się zgadzali, mimo oczywistych różnic pomiędzy nimi.
W dodatku te płynące z każdej strony pocieszenia... po co? Jaki interes mieli w rozdrapywaniu ran? Jakby nie mogli siedzieć cicho...

-Szkoda, że to twój ostatni dzień w naszej klasie... -powiedziała klasowa kujonka - Angelina, która miała wygłosić krótkie przemówienie w imieniu całej grupy. -Żałujemy, że nie nawiązaliśmy z tobą lepszych relacji, i że nie możemy nic zrobić, abyś tutaj pozostał. Mamy szczerą nadzieję, że wrócisz do nas wkrótce, jeśli nie w tej klasie to w następnej. Nie zapomnimy twojego wkładu w tworzeniu naszej społeczności i aury jaka tu panuje. Bez ciebie to nie byłoby to samo, a klasa do końca będzie nie pełna. -mówiła płynnie i wyraźnie, aby każdy ją słyszał. To trzeba było jej przyznać, miała dziewczyna talent do przekonującego przemawiania, Ivan prawie uwierzył w jej słowa.

Z każdej strony widział przepraszające spojrzenia i zerknięcia pełne politowania. Ci ludzie przez lata przedszkola i dwie i pól klasy podstawówki byli dla niego powietrzem, nic dla niego nie znaczyli, i z wzajemnością. Z większością nigdy w życiu nie wymienił nawet zdania, niektórzy uprzykrzali mu życie. Co ich on interesował? Jaki mieli interes w celebrowaniu śmierci jego rodziców? Jakby jego samego cała ta sytuacja coś obchodziła...

Ivana w ogóle nie poruszył fakt, że miał opuścić dom, szkołę i niewielkie miasteczko przy którym mieszkał. Był jednak jeden szczegół, dla którego pragnął zostać...

-Ivan, Ivan! -usłyszał wołanie z drugiego końca korytarza. Było już po dzwonku na lekcje, a on został zwolniony wcześniej przez ciocie Wandę, która przyjechała specjalnie żeby przejąć opiekę nad dziećmi i dopełnić formalności.

Tego dnia mieli zarezerwowany samolot z przelotem do Warszawy, co prawda wylatywali na wieczór, ale musieli jeszcze dokończyć pakowanie i zamknąć inne sprawy.

Chłopak odwrócił się, jednak doskonale wiedział kto był źródłem hałasu.

-Ivan! -zawołał jeszcze raz drobny brunet i już po chwili stał obok niego. -Ćemu wśyscy w śkole mają ćarne ubrania? Ćy plotki które słyśałem, to prawda? -zapytał niedowierzając.

Blondyn nie wiedział jak powiedzieć o wszystkim przyjacielowi, który przez ostatnie kilka dni był chory i nie przychodził do szkoły. Tego dnia też miało go nie być, ale od kolegów dowiedział się o całym zajściu i przyszedł sam, bez wiedzy rodziców.

Ivan milczał, właśnie tego chciał uniknąć. Pożegnania były trudniejsze i boleśniejsze od samej straty czegoś (lub w tym przypadku kogoś). Już teraz dobrze o tym wiedział. Wolał się z nim nie żegnać, no ale cóż, nie wyszło...

-Wang, ja... -zaczął i zamilkł, zabrakło mu słów. Gdy zdał sobie sprawę, że straci jedynego przyjaciela... nie był w stanie mówić dalej. Z chińczykiem spędził prawie rok, który mógł śmiało zaliczyć do najpiękniejszego w swoim życiu. Teraz miał już 9 lat, trwała zima, a on chodził do trzeciej klasy szkoły podstawowej. Ah, gdyby czas spędzony z Wangiem mógł nie mieć końca...

-Ivan, ćemu mi nie powiedziałeś? Chciałeś pojechać bez poźegnania? -zapytał nieśmiało, na co rusek kiwnął przytakująco głową. Przyjaciel by nie zrozumiał, że chciał to zrobić dla ich wspólnego dobra, że nie miał nic złego na myśli.

Nagle Wang zbliżył się do niego i z lekkim uśmiechem cmoknął go w policzek, na co blondyn się zarumienił. Nie spodziewał się tego.

-Wieś, słyśałem, źe tutaj się tak robi, kiedy ktoś się źegna.

Nie widząc potrzeby w uświadamianiu chińczyka, że zwyczaj ten był praktykowany już tylko przez osoby starsze uśmiechnął się lekko i spojrzał na chłopaka z smutkiem.

-Teraz, kiedy wyjadę, postaraj się znaleźć sobie innego najlepszego przyjaciela, nie chcę, abyś był samotny... Ale pamiętaj, ma być lepszy ode mnie, i to o wiele. Zasługujesz na kogoś wspaniałego...

-Ciiii! -odparł brunet i zakrył mu usta palcem wskazującym. -Nawet tak nie mów. Ja wiem dlaćego taki jeśteś, i się tobie nie dziwię. Dla mnie zawśe będzieś najlepsim psijacielem, nie potśebuję nikogo innego. -dodał i przytulił Rosjanina, który odwzajemnił uścisk. -Niedługo się zobaćimy.

Chwilę później do szkoły przyszła Wanda, która odebrała dzieci i zawiozła do domu, aby dokończyły pakować rzeczy.

Ivan nigdy tego nie przyznał, ale co jakiś czas, mimo upływu czasu, sporadycznie przypominał sobie o Wangu i tym, ile mu zawdzięczał. Tak jak pewnie każdy zdarzało mu się (dosyć często) wspominać błędy i złe decyzje życiowe. Wtedy także zazwyczaj rozpamiętywał moment, w którym Wang go pocałował. Niby nic, byli przecież tylko dziećmi, a jednak to tak wiele dla niego znaczyło. Niby wiedział, że cała akcja wynikła tylko i wyłącznie z próby dostosowania się chińczyka do lokalnych zwyczajów i tradycji, a on po prostu nie chciał robić mu przykrości i wypominać, że to już troszkę nieaktualne...
Mniejsza o to, sam fakt, że to zrobił sprawiał, że... czuł się dziwnie, ale nie rozumiał jak i dlaczego.
Tylko do Wanga czuł przywiązanie, bynajmniej nie przebywał z nim z konieczność, jak to było z rodziną blondyna. Chciał spędzać z nim więcej czasu, jednak jego plany ponownie zostały brutalnie pokrzyżowane.

Teoretycznie do okolicy powrócił szybko, bo już po sześciu latach, jednak nie miał śmiałości odezwać się do dawnego przyjaciela. Wang był w końcu miły, otwarty, interesujący, i oczywiście, w przeciwieństwie do niego samego, nie uchodził za nieczułego sadyste... może i mordercę? Różne plotki o nim krążyły... Nie mniej jednak Ivan był pewien, że chińczyk znalazł sobie dziewczynę, poszedł do dobrej szkoły wyższej i poukładał sobie wymarzone życie. Blondyn bardzo za nim tęsknił, i właśnie dlatego się nie odezwał, nie dał znaku, że powrócił. Właśnie przez swoje przywiązanie i szacunek, jakim darzył chłopaka, dał mu wieść szczęśliwe życie, z dala od niego samego, który przynosił wszystkim smutek i zagładę. Bo tak się właśnie postępuje w przypadku miłości, daje się być szczęśliwym osobie, która sprawiłaby szczęście tobie.

Tak on przynajmniej myślał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro