#15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudził się następnego ranka i już wiedział, że wczorajszego wieczora bardzo przesadził. Znowu. Tak na prawdę nie pamiętał kiedy na dłuższą metę nie był pijany albo nie miał kaca. No ale cóż, nic nie poradzisz, w piciu odnajdował przyjemność.

W głowie mu szumiało, ale zdołał wytężyć słuch i skupić się chociaż na chwilę. W domu panowała zupełna cisza, nawet wiatr zza okna się uspokoił, w kominku spokojnie paliło się kilka kawałków drewna. Nie musiał nawet spoglądać na zegarek żeby wiedzieć, że było około godziny 9. Nie na tyle późno, aby w kominku przygasało, ale też nie tak wcześnie, żeby Natalia jeszcze była w domu. I po co komu zegar?

Szybko wstał z kanapy i rozprostował kości. Butelki będące wspomnieniem wczorajszej nocy zostały sprzątnięte przez siostrę, nie, żeby się nie spodziewał, zawsze tak było. Biedna dziewczyna, ilekroć wstawała i chciała się zacząć szykować na uczelnie musiała uprzednio uprzątnąć pozostałość po nocnym chlaniu brata. Biedaczka...

Błądząc myślami i wspominając ostatnią noc przypomniał sobie coś bardzo ważnego, a mianowicie fakt, iż skończył mu się jego ukochany wysokoprocentowy trunek.

Musiał przyznać, nie lubił się ruszać z domu. Najlepiej czuł się w niemal pustym pokoju na parterze, zwłaszcza przy zgaszonym świetle. Największą przyjemności sprawiało mu picie powoli w ciemnym i zimnym salonie, patrząc się na nieświeże od lat, gołe ściany. Miał wtedy czas na głębokie przemyślenia. Gdy patrzył na krajobraz za oknem miał wrażenie, że znajdował się w głębi własnej duszy- na bezkresnej równinie z daleka otoczonej lasami, na której jedynym śladem życia człowieka był niewielki, stary dom, wyjeżdżona kołami samochodu droga i linie energetyczne. Gdzieś z daleka majaczyło miasteczko, od którego dzieliło ich kilkanaście kilometrów możliwych do pokonania jedynie samochodem, przynajmniej w środku zimy.  Tylko oni się tam zapuszczali, nawet ptaki i zwierzęta nie były na tyle głupie.

Mimo ogromnej niechęci wizja spędzenia dnia bez alkoholu była mocnym argumentem, aby wybrać się na zakupy.
W pierwszej chwili miał zamiar zacząć dzień od śniadania, ale zignorował ten pomysł, od dawna nie odczuwał zbyt dużego głodu, a z resztą nawet jeśli chciałby coś zjeść, to nie miał za bardzo czego.
Wszedł więc na piętro i udał się do łazienki. Obraz który ujrzał w lustrze bardzo go zaskoczył, nie miał pojęcia, że wyglądał aż tak źle. Osoba która odbijała się w lustrze była ponadprzeciętne blada, to pierwsze rzuciło się mu w oczy. Następne były ogromne sińce pod oczami, które przybierały barwę dojrzałego, ciemnego winogrona z domieszką grafitu. Kości twarzy mężczyzny wyraźnie odznaczały się na tle zapadniętych policzków, które razem z brodą porastał lekki zarost. Usta miał blade, prawie niewidoczne na tle białej niczym śnieg skórze, a dłuższe niż zazwyczaj jasne włosy nieśmiało okalały twarz blondyna.

W pierwszej chwili miał zamiar po prostu założyć torbę na głowę i tak się wybrać do ludzi, aby przynajmniej nikogo nie wystraszyć. Po chwili jednak doszedł do wniosku, że dawno przestał się przejmować opinią kogokolwiek, i nie widział sensu w zmienianiu któregoś z elementów swojego wyglądu zewnętrznego.

Umył się i uczesał włosy, zgolił również zarost.

-Teraz może przynajmniej nie wywołam u nikogo zawału. -pomyślał oglądając się ponownie. -Nadal brzydki...

Ubrał się szybko w ciepłe ubrania i zszedł na parter. Stary zegar z kukułką wiszący w kuchni wybijał właśnie godzinę 10;30. Idealnie.

Podszedł do drzwi i już gdy miał zamiar złapać za klamkę... usłyszał pukanie. Nie, nie w okno, nic się także nie zepsuło. Ktoś pukał do drzwi.

Chłopak odskoczył jak oparzony, serce waliło jak oszalałe. Kto to mógł być? Przecież nikogo się nie spodziewał. A może Natalia kogoś zaprosiła? Nie, na pewno wzięła by pod uwagę fobie społeczną brata, i nie skazała by go na takie męczarnie. Jeśli nie ona, to kto? Rodziny nie miał, przynajmniej jej nie uznawał, tak samo jak oni jego. Przyjaciół ani znajomych nie posiadał, więc kto to, do cholery mógł być?
Traf był o tyle nieszczęśliwy, że ich drzwi nie posiadały wizjera, i nie mógł nawet ocenić kto znajdował się po drugiej stronie.
Już nawet nie samej osoby się bał, bo nie zważał na życie od dłuższego czasu. Obawiał się nawiązania rozmowy i kontaktu z kimkolwiek poza Natalią. Uważał, że nie umiałby z kimś po prostu porozmawiać, bez zobowiązań, od tak.

Ponownie rozległo się pukanie, tym razem głośniejsze od poprzedniego, które wprowadziło chłopaka w jeszcze większe przerażenie. A może to listonosz? Może wystarczyło tylko odebrać list?

Niepewnie przekręcił zamek zamykający drzwi od wewnątrz i uchylił je. Zacisnął powieki aby nie patrzeć na przybysza. Miał nadzieję usłyszeć formułkę z prośbą o pokwitowanie dostarczenia listu, przysiągł sobie, że tylko wtedy otworzy oczy.
Poczuł na policzkach lekki powiew Syberyjskiego wiatru któremu wtórował niespodziewany gość z słowami.

-Witaj Ivan, jak miło cię znów widzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro