#25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziły go odgłosy kroków. Blondyn z trudem otworzył oczy i zerknął po pokoju, było już rano. Wiedział, że winowajcą całego zamieszania była Natalia szykująca się do sklepu, jednak nie miał najmniejszej ochoty wstać z łóżka. Gdyby tu chodziło tylko o wyjście z domu, ale udanie się do miejsca pełnego ludzi? Istny koszmar.

-Braciszku, wstałeś już? -usłyszał wołanie z korytarza.

-Tak, chwilę temu. -odparł lekko zachrypniętym głosem i usiadł na łóżku. Brakowało mu alkoholu, odczuwał to bardzo dobitnie, ale nie mógł się napić, na pewno nie teraz.

Przygotowanie się nie zajęło mu długo, z resztą od jakiegoś czasu nie przykładał szczególnej wartości do tego jak postrzegali go inni, wygląd to przecież kwestia względna.
Po krótkim prysznicu i ubraniu się zszedł na dół do kuchni, gdzie już czekało na niego śniadanie.

-Dzień dobry. -powiedziała Natalia uśmiechnięta i postawiła na stole czajnik z herbatą. -Mam nadzieję, że się wyspałeś.

-Tak, oczywiście. -odparł i odwrócił wzrok, jakby chcąc ukryć granatowe sińce spod jego liliowych oczu. Ahh, czemu nadal był zmęczony? Przecież od kilku lat nie robił praktycznie nic, spał ile chciał, a mimo tego nadal nie czuł się wypoczęty. Ciekawe czemu...

-Dziś zrobiłam kanapki, mam nadzieję, że to cię zadowoli. -oznajmiła i usiadła po drugiej stronie stołu.

Blondynowi na sam zapach zrobiło się niedobrze. Nie chodziło o to, że jedzenie było niedobre czy nieświeże, ale przez lata wegetacji zdążył po prostu ograniczyć przyjmowanie pokarmu do minimum, więc zjedzenie posiłku następnego dnia z samego rana było dla niego bardzo trudne.

Mimo wszystko nie chciał zrobić siostrze przykrości, więc na siłę zjadł kromkę chleba z serem i popił wszystko filiżanką herbaty.

Po śniadaniu od razu wyszli z domu i wsiedli do auta. Już wtedy Ivan odniósł wrażenie, że ten dzień nie przyniesie mu nic dobrego, niemal czuł to w kościach. W momencie gdy ruszyli zaczął go boleć brzuch, jednak nie chciał nic mówić siostrze. Strach, ten cholerny strach połączony z stresem, gdyby nie one na pewno nie byłoby z nim tak źle.

Jechali w milczeniu, gdyż żadne z nich nie potrafiło znaleźć odpowiedniego tematu do rozmowy. Trwała więc cisza, którą zakłócał jedynie cichy warkot silnika.
Ivan westchnął i wyjrzał przez okno. Krajobraz niemal się nie zmieniał, cały czas widział przed sobą hektary zmarzniętej ziemi, w niektórych miejscach pokrytej śniegiem. Wokół żadnego zwierzęcia, rośliny czy człowieka, jedynie puste pole.

Kiedy tak jechał naszło go na przemyślenia. Tak na prawdę koszmar który śnił od lat, nie miał sensu, i to zupełnie. Skoro w te strony zapuszczali się tylko oni, i od czasu do czasu małe ptaki, to skąd miałoby się tu wziąć dziecko? Pustkowie w połączeniu z nieznajomym bachorem i wypadkiem samochodowym... nie, to nie mogło mieć logicznego poparcia, umysł płakał mu figle, z resztą nie tylko w tej kwestii...

Ani się obejrzał a wyjechali z pustkowia, a jego oczom powoli zaczęły ukazywać się domy i bloki. Ulice zapełniły się samochodami, zewsząd otoczyły go odgłosy ludzkich rozmów, klaksonów i warkotu aut. Już siedząc w samochodzie miał dość, chciał wracać do domu. A to był dopiero początek.

-Ivan. -powiedziała Natalia ostrożnie, w momencie, gdy zaparkowała auto przed dużym supermarketem. -Jeśli coś się będzie działo, źle się poczujesz, czy cokolwiek innego, masz mnie natychmiast poinformować. -dodała patrząc na niego poważnie.

-Zgoda. -odparł krótko i bez cienia emocji. Dobrze wiedział, że będzie zmuszony okłamywać siostrę dla ich wspólnego dobra. Biedaczka, i bez niego miała masę problemów i obowiązków, a tu jeszcze  niańczenie starszego brata, jakby był kilkulatkiem...
Doskonale zdawał sobie sprawę jak wielkim był dla siostry ciężarem, więc nie chciał dodawać jej zmartwień i prosić o powrót do domu. Nie wątpił, że Natalia by go zrozumiała, bo czego jak czego, ale empatii jej nie brakowało. Chciał po prostu chociaż trochę ją odciążyć, nawet jeśli miało by to być po prostu nie zawracanie jej głowy.

Wyszli z samochodu i udali się do marketu. Już sam widok dziesiątek kręcących się wokół ludzi przyprawiał go o dreszcze. Tyle nieznajomych, zupełnie obcych osób w jednym miejscu. Wszechobecna wrzawa i ogarniający go zewsząd hałas rozmów, sprzętów elektronicznych i wózków. Już na wejściu jedynym czego pragnął była ucieczka, ale opanował się. Jak gdyby nigdy nic wszedł do sklepu i udał się w stronę stoiska z alkoholami, najlepiej tymi najtańszymi.

Przechodząc przez alejki próbował się uspokoić. Przypominał sobie szkolne czasy i mieszkanie w Polsce, przecież wtedy obecność ludzi mu nie przeszkadzała, nawet jej nie odczuwał. Chodził do szkoły, spotykał nowe osoby i odpowiadał na pytania nauczycieli, czemu teraz tak nie umiał?

Mimo prób zachowanie spokoju nie bardzo mu wychodziło. Cały czas się rozglądał, jakby w poszukiwaniu siostry, której niestety nigdzie nie widział. Przez jego głowę przebiegła masa myśli. A jeśli Natalia go tu zostawiła? Jeśli wróciła do samochodu i już była w drodze do domu? Może tylko dobrze maskowała emocje i w rzeczywistości nienawidziła go tak bardzo jak Olena, albo i jeszcze bardziej, w końcu to jej od lat zatruwał życie. Na pewno go nienawidzi, nie tylko za jego charakter, ale i za fakt, że jest zupełnie zbędnym elementem jej życia. Ale jeśli go zostawi... co bez niej zrobi? Nie przeżyje bez jej wsparcia i opieki, to bardziej niż pewne. Z drugiej jednak strony nie chciał utrudniać jej życia, najbardziej na świecie pragnął jej nie wadzić...

Gdy myśli przestały go nawiedzać fobia społeczna uderzyła z zdwojoną siłą. Ludzie wokół jakby się rozmnożyli, było ich jak mrówek po zniszczeniu mrowiska. Hałas zupełnie go ogarnął, i nie było przed nim ucieczki. Tuż obok niego stała starsza kobieta czytająca skład jednego z produktów, dalej znajdował się młody mężczyzna w okularach, który rozmawiał przez telefon. Z alejki obok wychodziła grupa chichoczących nastolatek, które zdawały się wypełniać cały sklep.

Cisza. Potrzebował ciszy. Ciszy, której tutaj nie mógł uświadczyć. Wyjście, gdzie jest wyjście?! Nie ma go, zniknęło. Zgubił się? A Natalia? Gdzie znajdowała się siostra? Na pewno go porzuciła, w końcu kto chciałby zajmować się leniwym bratem alkoholikiem?
Znowu słyszał głosy.

-Nienawidzi cię, nienawidzi! Umrzyj wreszcie, jak powinieneś już dawno! Jak możesz robić jej taką krzywdę, jakby już teraz nie miała masy problemów! Nie wstyd ci?! Jesteś mężczyzną, panem domu, ale, jak widać, to ona tu nosi spodnie! Nie masz godności! To tylko słaba dziewczyna, a ty obarczasz ją wszystkimi sprawami, które sam powinieneś wykonywać ! Umrze przez ciebie, zawalona problemami odbierze sobie życie, a to wszystko będzie twoja wina! -powtarzały na początku cicho, a potem głośniej, aby po chwili zacząć krzyczeć, a następnie wrzeszczeć. Powtarzane słowa wypełniały jego świadomość, i docierały do najgłębszych zakamarków umysłu. Przerażające krzyki zupełnie go opanowały, aż zaczął tracić nad sobą kontrolę.

-Dość! -wykrzyknął z całej siły i zakrył uszy dłońmi. Kucnął w miejscu w którym właśnie stał i zamknął oczy.

Przez chwilę panowała cisza. Cisza tak bezdenna jak ta z poranków, gdy Natalii już nie było w domu.

-Proszę pana, wszystko w porządku? -usłyszał cichy, nie wyraźny głos, i odwrócił się w stronę, z której dobiegał. Stała obok niego jedna z nastolatek które widział wcześniej, jednak różniła się znacząco. Jej twarz z normalnej powoli zmieniła wyraz z zaniepokojenia na szyderczy uśmiech. Jej oczy jakby zaszły krwią a twarz pobladła. W kilka sekund stała się przerażająca, przypominała bardziej demona aniżeli człowieka.

Z strachu upadł na podłogę i cofnął się jak najdalej mógł. Demoniczna twarz dziewczyny z sekundy na sekundę przybierała coraz bardziej przerażający wyraz. Głosy w głowie ponownie się odezwały.

-Umrzyj, umrzyj wreszcie! Natalii tu nie ma, nie uratuje cię! Ci ludzie cię zabiją, zabiją cię! Czyż nie tego właśnie pragniesz?! Śmierć, śmierć! Czy to nie tego chcesz?! Odpowiedz, albo tabletki i alkohol zrobią to za siebie! Oczywiście, że tego chcesz, zabij się, zabij!

Zacisnął powieki jak najmocniej umiał aby nie widzieć przerażającego widoku. Głosy stopniowo słabły, aby w końcu zlać się w jedną, niezrozumiałą falę zalewającą jego umysł. Miło. Na reszcie było dobrze, serce przestało mu walić. Nic nie widział, i nic nie słyszał. Wyłączył się zupełnie, i trwał tak przez bliżej nie określoną chwilę.

-Ivan! Ivan!!! -usłyszał wołanie z oddali.  Powoli otworzył powieki. Tuż obok niego, na sklepowej podłodze, siedziała wystraszona Natalia. Wokół nich zgromadził się tłum ludzi, których starała się odgonić pracownica w błękitnym uniformie. Przez chwilę nie rozumiał dlaczego się tu znalazł i co się stało, dopiero potem powróciły do niego wspomnienia, a razem z nimi wyrzuty sumienia. Tak, znowu nawalił. Znowu fobia społeczna zrobiła swoje i doprowadziła go do takiego stanu. Ponownie narobił siostrze problemów, z resztą jak zawsze.

-Ivan, wszystko w porządku? Słyszysz mnie? -zapytała łapiąc chłopaka za rękę. Ah, czyli nie porzuciła go, nie odjechała. Zawsze była taka miła i dobra, czemu najlepsze osoby muszą dźwigać największy ciężar? Cóż, prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy.

-Wszystko w porządku. -odparł blondyn i rozejrzał się. Wokół powoli się uluźniało, ludzie wracali do robienia zakupów.

-Ivan, czemu się nie odzywałeś? Mówiłam, że w razie problemów masz mi wszystko od razu powiedzieć, coś bym wymyśliła. -powiedziała smutno i pomogła mu wstać. Ah, znowu ją zawiódł, nie potrafił nawet nie odwalać scen. Zawsze, po prostu zawsze musiał sprawiać tyle problemów.

-Ja... nie wiedziałem, że to się stanie. Wszystko było w porządku. -odparł lekko się uśmiechając. Tak, ponownie kłamał, z resztą jak zawsze. Gdyby siostra wiedziała o tym co przeżywał... na pewno wysłała by go do domu wariatów.

-Zaraz stąd wyjdziemy, wytrzymaj chwilkę. Albo może lepiej idź do samochodu, ja tylko zapłacę i wracamy. Dobrze? - zaproponowała ciepło.

-Tak, nie spiesz się. -odparł krótko i, wyszedł z sklepu. Stanął na parkingu i westchnął ciężko. Ponownie wszystkim przeszkadzał. Znowu wadził. Po raz kolejny żałował, że jeszcze nie umarł

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro