#33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Mamo, jeśli on stąd nie odejdzie, to ja to zrobię! - krzyczał nastoletni Feliks, podczas gdy Ivan siedział na piętrze i wsłuchiwał się w rozwijającą się awanturę.

-Niestety, ale nie mogę nic zrobić... - odparła Wanda i westchnęła ciężko. -Naprawdę, ja też wolałabym, aby go tutaj nie było...

-Czy ty nie rozumiesz, że on próbował mnie zabić?! Nie tylko mnie, ale i Torisa! Jeśli natychmiast się go nie pozbędziesz, idę do Pani Jurate. Ona i Pan Dovydas mnie zrozumieją... - blondyn zerknął na bruneta, który skinął głową na potwierdzenie.

-Synku, to nie tak, że ja ciebie nie rozumiem... - jęknęła a głos jej się załamał. Była bezsilna, nie mogła zrobić nic, aby zagwarantować własnym dzieciom bezpieczeństwo i szczęście. Powinna umieć coś wymyślić i jakoś pogodzić sytuację. Wszystko zrujnował ten jeden dzieciak...

-Feliks, przestań dręczyć mamę! Myślisz, że nam podoba się życie w towarzystwie Ivana?! Ja i Jakub też mamy go serdecznie dosyć, ale wiesz jakie są warunki, nie mamy go komu opchnąć. - oznajmiła chłodno Radmiła i zaczęła pocieszać matkę.

-Ja i Tosiek mamy dosyć strachu o własne zdrowie i życie. Wiedziałem, że pewnego dnia i na nas podniesie rękę. Kiedyś groził Gilbertowi, a teraz mi... Tylko czekać, aż realnie zrobi nam krzywdę, i tu już nawet  je chodzi o mnie ani Torisa! Pomyśl o sobie i o tacie, jest zdolny aby nas wszystkich pozabijać! - mówił Feliks głośno nawet nie próbując się hamować. Tyle lat ograniczał się w kwestii Ivana i faktu, czy obecność Rosjanina była tam pożądana czy nie specjalnie. Kiedyś nawet bronił kuzyna przed innymi dzieciakami, ale teraz wszelkie granice zostały przekroczone... Ten jeden czyn przelał czarę goryczy. Już zbyt długo cierpiał, chciał się wreszcie czuć dobrze w własnym domu. Niestety, nie było to możliwe, bowiem Ivan nigdzie się nie wybierał.

-Feliks, nie wywalaj brata na bruk. Obiecuje, że gdy ukończę 18 lat przejmę prawa rodzicielskie nad nim i Natalią. Tylko proszę, nie wyrzucaj go... - Olena zabrała głos i spojrzała na chłopaka błagalnie. -Miej dla niego litość... -dodała cicho.

-Idę do Torisa. W tej chwili boje sie przebywać w tym domu, a wszystkiemu winien jest ten chory psychicznie sadysta, który nie umie uszanować innych ludzi i ich poglądów. Ma powalone podejście do życia i spojrzenie na ludzi, nienawidzę go... Wrócę, gdy coś się zmieni, lub ta poczwara zdechnie. - powiedział blondyn chłodno i zabrał ustawioną pod ścianą walizkę, a następnie wyszedł z domu trzaskając drzwiami.

Wanda siedziała załamana, i nawet Radmiła nie była w stanie jej uspokoić. Jakub patrzył na wszystko z drugiej strony pokoju, doskonale zdając sobie sprawę, z swojej bezsilności... 
Jakże musiała czuć się matka, gdy własne dziecko wykrzyczało jej prosto w twarz, że boi się o własne życie, i zwłaszcza w domu nie czuje się bezpiecznie. A wszystko przez to, że ona sama nie umiała zrozumieć i dotrzeć do Ivana i jego trudnej psychiki. Może gdyby bardziej się postarała nie doszło by do tego...

Tymczasem Ivan stał na schodach na piętrze i wsłuchiwał się w przebieg zaistniałej sytuacji.
Ileż już razy słyszał coś podobnego? Który raz ktoś nazwał go chorym, powalonym sadystą? Kto jeszcze powie że go nienawidzi? Ile osób chciało jego śmierci? Komu oprócz rodziny matki zniszczył kilka lat z życia? Dla kogo jeszcze był ciężarem?

Wrócił do pokoju i usiadł w kącie. Czemu? Czemu zaatakował kuzyna i jego chłopaka? Homofobia? A gdzie tam, zawsze był tolerancyjny, nie obchodził go kolor skóry, religia, czy orientacja. Nienawiść? Niemożliwe, szanował Feliksa za jego śmiałość i bezpośredniość, Torisa nawet lubił, żywił do niego dziwną, (nieodwzajemnioną) sympatię. Więc skoro homofobie i nienawiść mógł wykluczyć, pozostała...

-Samotność~ - usłyszał tuż obok siebie i zakrył uszy. -Zazdrość!~ - powtarzały głosy, na zmianę przywołując obydwa słowa.

-Tak, samotność... zazdrość... - wyszeptał niemal bezgłośnie a z jego oczu pociekły łzy. Tak, głosy najlepiej wiedziały dlaczego groził kuzynowi, tylko one umiały odpowiedzieć na pytanie dlaczego posunął się aż tak daleko.

Zazdrościł mu cholernie. Feliks, mimo swojej (nie zawsze pozytywnej) wyjątkowości, miał wszystko to, czego on nie miał.

Rodzice kochali go i akceptowali.
Miał wielu przyjaciół i znajomych, nigdy nie narzekał na brak towarzystwa.
Rodzeństwo zawsze trzymało jego stronę.
Miał chłopaka, który był mu bez reszty oddany.
Mimo swojego (niekiedy ciężkiego) charakteru ludzie go uwielbiali, zawsze miał z kim pogadać.

A tymczasem on, Ivan:
Samotny i niezrozumiany.
Niekochany przez rodziców.
Odrzucony przez kolegów.
Ignorowany przez siostry.
Znienawidzony przez kuzynów i wujostwo.
Przez wszystkich wokół uważany za potwora bez uczuć i ludzkich odruchów.
Jednak... czy aby na pewno sam był sobie winien?

Nagle drzwi pokoju otworzyły się, a do środka weszli Feliks z Torisem. Tuż za nimi stała ciotka z wujkiem, Radmiłą i Jakubem. Olena łkała z oddali, co niosło się po wąskim korytarzu.

-Ej, skurwysynu! - powiedział Feliks donośnie i z niesamowitą siłą chwycił za koszulę siedzącego pod ścianą chłopaka. -Nie udawaj, że nie słyszysz!

Ivan powoli podniósł wzrok. Wyglądał jak trup, spojrzenie jakie zawiesił na kuzynie a następnie na wszystkich obecnych było puste, martwe, bez żadnych kolorów czy blasku. Jakby nie żył od przynajmniej kilku godzin.

-Słuchaj gnoju, robię to tylko z względu na twoje siostry, bo gdyby nie one, już dawno rozkwasił bym ci mordę tasakiem, albo czymś bardziej odpowiednim. - powiedział i urwał na chwilę, aby popchnąć chłopaka na ścianę. -Ja nie zgłoszę tego na policję, nie wiem jak Tosiek. W każdym razie masz stąd zniknąć tak szybko, jak to tylko możliwe. Nie chce cie widzieć ani chwili dłużej, niż to absolutnie konieczne. - dodał i wyszedł z pokoju, a za nim podążyła Radmiła wraz z Jakubem. Chwilę później pomieszczenie opuścił również wujek, a Toris wychodząc rzucił tylko krótkie "Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj" (...).

Została z nim tylko ciocia, która usiadła na krześle i patrzyła na malujące się za oknem niebo. Trwali dłuższą chwilę w ciszy, aż odezwała się.

-Ja i Elena byłyśmy bardzo zgrane. Zawsze sobie pomagałyśmy... - zaczęła lekko się uśmiechając, ale nie spuszczając wzroku z krajobrazu zza okna. - Niby różniły nas dwa lata, ale to najbardziej nas do siebie zbliżało. Uwielbiałam się z nią bawić, zawsze trzymała moją stronę... - ciągnęła coraz szerzej się uśmiechając. - W momencie gdy poznała twojego ojca, miała 23 lata. Spotkali się pewnego słonecznego dnia, nad rzeką. Maksymilian od razu spodobał się Elenie, cały czas mnie szturchała, abym i ja na niego patrzyła. Obie wiedziałyśmy, że zakochała się od pierwszego wejrzenia. Siostra zawsze zachowywała spokój i opanowanie, nigdy nie dawała emocjom wziąć góry, a tu nagle piszczała i szczerzyła się jak powalona, zachowywała się dziwacznie. To było takie urocze... - przerwała i zerknęła na Ivana smutnym spojrzeniem. -Opowiadała ci kiedyś o tym?

Chłopak pokręcił głową w geście zaprzeczenia i przyjrzał się ciotce. Była tak podobna do matki, w ciemności mógłby ją pomylić z Eleną. Obie miały jasne włosy, Wanda co prawda trochę ciemniejsze, ale w nikłym świetle docierającym do pokoju przez okno wprost z ulicznej lampy, ciężko było ocenić prawdziwe nasycenie koloru.
Obie miały identyczny kształt oczu i rysy twarzy. Nad rumianymi policzkami, obok prostego nosa, błyszczały niebieskie oczy. Kobiety dzieliły również bardzo podobną budowę ciała. Obie były dosyć pełnych kształtów, aczkolwiek Wanda zawsze uchodziła za trochę drobniejszą.
Piękne, obie były nie przeciętnej urody, wszyscy byli zgodni z tym stwierdzeniem.
I tak piękna istota jak Elena wydała na świat potwora pokroju Ivana...

-Gdy siostra była w ciąży, często tu przyjeżdżała. Uwielbiałam słuchać jak opowiadała o jej związku z Maksem, jednak odkąd pamiętam mieli drobne problemy finansowe. Dom wybudowali za dość spory kredyt, na zadupiu, bo tam były najtańsze działki. Dziwiłam im się, w końcu mogli zbudować coś mniejszego, ale upierali się, że chcą mieć dużo dzieci i będą potrzebowali miejsca. - powiedziała i spojrzała na Ivana z zupełną obojętnością, jakby myślami była zupełnie gdzie indziej, bardzo daleko stąd. -Mieli długi. - zaczęła po dłuższej chwili przerwy. -Pensja z pracy w fabryce nie wystarczała na pokrycie kredytu i wychowanie trójki dzieci, jednocześnie nie odmawiając sobie takich oczywistości jak jedzenie czy woda w krainie. Maks nawet wykupił ubezpieczenie, aby w razie czego koszty nie zwaliły się im na głowy. No i któregoś dnia... - przerwała i wytarła łzy wierzchem prawej dłoni. -... Któregoś dnia...

Ivan przyglądał jej się z zaciekawieniem. Jeszcze nigdy ciotka nie opowiadała mu o sprawach, które wywoływały by u niej tyle emocji. Dlaczego? Przecież nie musiała, więc czemu postanowiła się na to zdobyć?

-Dostałam telefon z prośbą o identyfikację zwłok, z racji tego, że według dokumentów znalezionych przy ciałach, byłam siostrą zmarłej kobiety, a jej dzieci nie mogły uczestniczyć w procesie z racji niepełnoletności.- powiedziała cicho i opuściła głowę. -Ja... myślałam, że to pomyłka, że dokumenty Eleny znalazły się tam przypadkowo. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że moja ukochana siostra mogła... tak po prostu umrzeć... - załkała i ukryła twarz w dłoniach, nie chcąc pokazywać się Ivanowi w takim stanie. Dłuższą chwilę zajęło jej dojście do siebie, po czym spojrzała na chłopaka przeszklonymi oczami i kontynuowała. -Przyjechałam więc jak najszybciej się dało, i potwierdziłam opinie śledczych. To była Elena i Maksymilian. Ja... załamałam się. Moja jedyna siostra...

Za oknem jak i w pokoju panował już mrok, jedynie odrobina światła z ulicy wpadała do pomieszczenia i oświetlała kontury twarzy kobiety, która w tamtym momencie niezwykle przypominała zmarłą Elenę. W jej oczach błyszczały dwa jasne punkciki, które tańczyły wesoło i nieznacznie zmieniały kształty. Jakże była smutna, ale też jakże piękna, nawet mimo swojego wieku. Ivan zastanawiał się, czy tak wyglądałaby jego matka, gdyby nie zginęła...

-Przyznaj się. - rzuciła krótko i spojrzała na chłopaka srogo. -Przyznaj się! - wykrzyknęła i wstawszy z krzesła podeszła w stronę blondyna, a zrobiła to tak gwałtownie i niespodziewanie, że ten aż się wzdrygnął. W jednej chwili z spokojnej, smutnej kobiety, zmieniła się w żądnego zemsty demona. Wściekłość i nienawiść aż z niej kipiała, niemal dało się odczuć napięcie, jakie od niej odchodziło.

-D-Do czego mam się przyznać? - zapytał zlękniony, bowiem ciotka wyglądała iście przerażająco, i jeszcze głębiej wsunął się w róg pokoju.

-To ty ją zabiłeś.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro