#4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Bracie, wróciłam! -zawołała Natalia wchodząc do domu z lodowatej zawieruchy i z trudem zatrzasnęła drzwi którymi miotał wiatr. Okazało się, że ważne zajęcia przełożono z powodu choroby profesora, więc dziewczyna nie musiała nocować u koleżanki i postanowiła wrócić do domu.

Nawet po zamknięciu drzwi w pokoju panował niesamowity chłód, przez który nie chciała zdejmować kurtki. Zmieniła więc buty i udała się do kuchni gdzie temperatura była już nieco wyższa, a to przez obecność palącego się w piecu drewna.
Nie zastała tam jednak brata, więc udała się do pustego, ciemnego salonu, który przypominał bardziej więzienny pokój widzeń, aniżeli pomieszczenie w (względnie) zwyczajnym domu. Był niemal pozbawiony mebli, ściany były nieświeże i odrapane, jednak nikt nie miał zamiaru tego zmieniać. Żadne z nich nie miało sił.

W momencie gdy nie zastała brata w salonie trochę się zaniepokoiła, gdyż zawsze pił w tym, a nie innym pomieszczeniu. Tak, Natalia doskonale wiedziała o nałogu brata i jego głębokiej samotności, być może nawet depresji. Robiła wszystko co mogła, aby jakoś go z nich wydostać, jednak jej starania każdego dnia spalały na panewce. Nie była w stanie ulżyć w jego cierpieniu. Mimo chęci nie dawała rady.

Dziarskim krokiem udała się na piętro jednocześnie zdejmując kurtkę. Ujrzała nikłe światełko tlące się z wnętrza schowka, którego drzwi były uchylone. W momencie wchodzenia do pomieszczenia przeszedł ją zimny dreszcz. Mimo, że ogółem w całym domu nie było zbyt ciepło schowek istnie wychodził poza skalę. Niestety obawy Natalii potwierdziły się, Ivan właśnie w nim przebywał.

Dziewczyna okryła ramiona brata swoim zniszczonym płaszczem i usiadłszy obok niego otarła łzy z policzków mężczyzny. Uśmiechnęła się lekko ale wiedziała, że słaby płomień świecy nada jej uśmiechowi upiornego wyglądu.

-Bracie, chodźmy stąd, tu jest zimno.
-powiedziała cicho i nieśmiało rozejrzała się wokoło. Już na pierwszy rzut oka doliczyła się kilku opustoszałych butelek po setkach wódki. Z dnia na dzień było coraz gorzej, a ona nie mogła nic z tym zrobić...

-Nie chcę, mi jest ciepło. -odparł chłopak szybko, w ogóle nie przypominał pijanego.

-Chodź, przeziębisz się. -dodała z mocnym, władczym naciskiem i wstając zdecydowanie pociągnęła brata ku sobie.

Już się nie opierał, zrezygnował. Chciał walczyć, ale nie miał dla kogo. Nie wierzył, że Natalia na prawdę darzyła go szacunkiem i miłością, w końcu była piękna, młoda i inteligentna. Mogłaby uciec gdyby chciała, drzwi były zawsze otwarte, a pieniądze schowane w szkatułce w sypialni dziewczyny. Skoro mogła, dlaczego go nie zostawiła? Czyżby coś dla niej znaczył? A może mieszkała z nim z litości? Mimo wszystko został porzucony przez wszystkich, nawet własną starszą siostrę, więc może po prostu wzbudzał jej litość i współczucie?

Zaprowadziła go do swojego łóżka i ułożyła do snu. Teraz już wiedziała, że jeśli nie poczyni zdecydowanych kroków będzie tylko gorzej. Nie łudziła się, że da radę sama pomóc bratu, od tamtego dnia zaczęła zdawać sobię sprawę jak bardzo słaba i bezradna była w obliczu kryzysu Ivana.

Gdy tylko chłopak zasnął po omacku znalazła latarkę i udała się do jego pokoju. W całym domu panował zupełny mrok, nawet księżyc i gwiazdy nie były w stanie choć w niewielkim stopniu oświetlić pomieszczeń i korytarzy, po których ostrożnie kroczyła blondynka. Stara podłoga trzeszczała a drzwi skrzypiały niczym w słabym horrorze, jednak ona szła przed siebie oddychając niespokojnie. Nie bała się domu, a tego, co miała zaraz zrobić.

Po chwili słabe światło latarki padło na klamkę drzwi pokoju Ivana.

-Czy powinnam to zrobić? Czy mogę naruszyć jego prywatność? -szeptała do siebie Natalia otwierając stare, ciężkie drzwi, które po chwili same uchyliły się w jej stronę. Albo dom chciał pomóc swojemu właścicielowi albo coś tam straszyło, jedno z dwojga.

Podeszła do biurka jak tylko najciszej potrafiła i szarpnęła za gałkę szuflady, która otworzyła się z łoskotem. Serce Natalii waliło coraz szybciej, ogarniała ją trwoga. A jeśli brat się obudzi i ją przyłapie? Jeśli przyjdzie tutaj i zauważy, że przeszukiwała jego rzeczy? Co wtedy zrobi?

Chcąc wykonać zadanie jak najszybciej to tylko możliwe włożyła latarkę w zęby i oświetlając wnętrze szuflady szukała notesu, w którym Ivan miał zwyczaj zapisywać ważne dane i numery.
Serce biło jej coraz szybciej, strach się wzmagał. Już nawet miała przesłuchy kroków z korytarza, przez co jeszcze bardziej przyspieszyła w swoich staraniach. Mimo tego nie umiała znaleźć celu swoich poszukiwań, chociaż migał jej przed oczami. Przyszło jej nawet na myśl, że mogło go tam nie być, a po usłyszeniu skrzypienia podłogi miała zamiar odpuścić, gdy nagle... Jest! Znalazła!

Jednym ruchem wyciągnęła odrapany zeszyt i zamknęła szufladę, po czym wybiegła z pokoju zamykając go za sobą.
Przez szparę w drzwiach zerknęła jeszcze tylko na śpiącego Ivana i zeszła na parter, gdzie udała się do najcieplejszego pomieszczenia, czyli kuchni, w której to usiadła przy piecyku i ostrożnie otworzyła notes.

Pierwsza strona była pusta, trochę zagięta, najwyraźniej pozostawiona taka w celach estetycznych. W prawym dolnym rogu następnej widniał staranny podpis właściciela, Иван Брагинский, wykaligrafowany czarnym tuszem wiecznego pióra. Na kolejnej stronie były jakieś maziaje, a następne pozostawały puste, czasem czymś nieznacznie ubrudzone, albo przyozdobione niewielkim rysunkiem lub podpisem.
Przekartkowała notatnik i zatrzymała się na dużym i wyraźnym napisie "ważne osoby".

-Tak! Nareszcie! -powiedziała sama do siebie niespodziewanie głośno, co wzbudziło jej niepokój. Przez chwilę nasłuchiwała czy aby nie obudziła brata, a gdy się upewniła że nadal śpi powróciła do poprzedniego zajęcia.

Na samym środku u góry pierwszej strony  widniał napis "najważniejsze", pod którym znajdowały się dwa imiona- Елена i Максимилиан. Już samo ich ujrzenie mocno zabolało Natalię, która z ledwością pohamowała łzy. Za każdym razem gdy widziała lub słyszała chociaż jedno z owych imion pękała mała cząstka jej, i tak już złamanego serca. Mowa tu oczywiście o imionach ich tragicznie zmarłych rodziców, których Natalia praktycznie nie pamiętała, i którzy pozostawali jedynie cieniami w jej młodzieńczym umyśle.

Za imionami i nazwiskami znajdowały się starte już nieco numery zakładów pracy rodziców. W razie problemów czy niespodziewanej sytuacji to pod nie miały dzwonić dzieci, gdyż rodziców nie było stać na telefony komórkowe, które wtedy były na prawdę drogie.

Opanowawszy łzy przerzuciła stronę na następną, gdyż jeden z najbardziej tragicznych momentów dla ich rodziny ponownie stanął jej przed oczyma. Jak dziś pamiętała chwile wyczekiwania, gdy siedząc na kolanach starszej siostry gapiła się na telefon stacjonarny leżący na kuchennym stole. Ona i Olena martwiły się, gdyż tamtego dnia było wyjątkowo zimno i wietrznie, w dodatku rodzice się spóźniali. Siedziały więc jak na szpilkach, wpatrując się to w telefon, to w płomień zapalonej na środku stołu świecy.
W końcu w ścianach niemal pustego domu dało się usłyszeć sygnał, telefon zadzwonił. Olena wystraszyła się, jednak po chwili odebrała i zaczęła rozmawiać zachrypniętym od modlitwy głosem. Po ledwie kilku sekundach rozmowy już wiedziała, że jej modły i błagania poszły na marne, że stwórca ich nie usłychał, odbierając dzieciom wszystko co posiadały.
Gdy tylko odłożyła słuchawkę dała upust emocjom. Od razu się rozpłakała i mocno przytuliła młodszą siostrę, która jeszcze wtedy nie pojęła o co chodziło.

-Natalio, nasi rodzice... -zaczęła Olena ledwo będąc zdolna do wykrztuszenia z siebie choćby słowa. -Nasi rodzice... Oni... Stracili kontrole nad samochodem... Wpadli do rowu, zginęli na miejscu...
-powiedziała cicho i zakryła twarz rękoma.
-M-My... zostaliśmy sami...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro