Rozdział 22: Jesteś strasznie wymagająca...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ale na ziemi miłość jest inna. Kochasz w bliskiej osobie jej wady, zalety, uśmiechy, gesty oraz sposób, w jaki mówi, to, jak śpi... Kochasz mimo przeciwności, nie oczekując niczego w zamian, poświęcasz się, by dać komuś szczęście, bo ono jest również twoim. I jeśli nawet przyjdzie ci cierpieć z tego powodu, to i tak tylko najcudowniejsze momenty wyryją się w twoim sercu, reszta stanie się bolesną niepamięcią. To uczuci, jest potężniejsze niż jakakolwiek siła na tym świecie. Można go doświadczyć jedynie będąc człowiekiem.

Wyjmuje ostatnią książkę z kartonu, układając ją po chwili obok kilku kolejnych na półce. Uśmiecham się, widząc, że kolejny chyba już szósty karton jest pusty, a potem odwracam się, by móc spojrzeć na Justina, który od godziny siłuje się ze złożeniem szafki i cóż na razie jest ona w takim stanie, jakim była po rozpakowaniu pudełka. Mam ochotę się zaśmiać, gdy chłopak kilka razy przekartkowuje instrukcje obsługi, wyrzucając ją po chwili za siebie, ale się powstrzymuje, wiedząc, że to byłoby wredne z mojej strony.

- Może jednak ci pomogę? - zadaje to samo pytanie po raz piąty, ale i tym razem chłopak uparcie kręci głową na nie. Wzdycham i bez słowa klękam obok niego, łapiąc kilka kartkę z rysunkami. Oglądam kilka razy obrazki, ale po chwili stwierdzam, że również nic z nich nie rozumiem, więc wstaje i pozwalam blondynowi się skupić, wcześniej całując jego policzek. Ruszam do kuchni, gdzie urzęduje Jasmine i otwieram usta w szoku, gdy widzę, że wszystkie pudełka są już rozpakowane, a ona właśnie dolewa wody do trzech kubków, stojących na blacie. - Dobra robota. - chwale, a ona uśmiecha się do mnie delikatnie, a jej spojrzenie zdradza, że chce coś powiedzieć. - No dalej. - zachęcam ją, gdy przez kilka sekund nie może wydusić z siebie słowa.

- Justin wspominał wcześniej, że zemdlałaś i nie pytałam wcześniej, bo wszyscy się spieszyliśmy, ale co się konkretnie stało? - zapytała, patrząc mi głęboko w oczy. Westchnęłam, siadając po chwili na krześle naprzeciw jej osoby. Złapała moje dłonie, które chwile wcześniej ułożyłam na stole i pogładziła je opuszkami palców. - Martwię się o ciebie, kochanie. - poczułam wyrzuty sumienia na myśl, że już druga osoba tego dnia jest smutna z mojego powodu.

- Po prostu gorzej się poczułam, ale to nic takiego i pewnie było spowodowane nieprzespaną nocą. - uśmiechnąłem się do niej delikatnie i ścisnęłam jej ręce, chcąc pokazać jej, że to naprawdę nic poważnego. - Nie przejmuj się tym, naprawdę. - zapewniłam, widząc wahanie w jej oczach. Kiwnęła głowa i podniosła się z miejsca, podchodząc do mnie i całując mnie w głowę. Objęłam ją w pasie i sama wstała, przytulając ją. Myślę, że oboje potrzebowaliśmy takiego siostrzanego uścisku, gdyż żadne ramiona tego nie zastąpią.

- A ja? Myślę, że mi taki uścisk najbardziej się należy, gdyż półka już stoi. - usłyszeliśmy za sobą głos, na który moje serce znów zabiło szybciej i odsunęłyśmy się od siebie. Spojrzałam przez ramie na salon, gdzie rzeczywiście stała złożona już szafka w kolorze czerni pasująca do innych mebli w mieszkaniu, które zostały po właścicielu. Uśmiechnęłam się do Justina i zaśmiałam się, gdy wydął słodko, dolną wargę i przez myśl przeleciało mi pytanie, czy on na pewno ma dwadzieścia trzy lata?

- Myślę, że Iz z chęcią cię przytuli. - brunetka wystawiła mi język i przystawiła fioletowy kubek do ust, pijąc przygotowany przez siebie napój. Spojrzałam na brązowookiego, łapiąc z nim kontakt wzrokowy, a on z uroczym uśmieszkiem, który nie wróżył nic dobrego, rozchylił ramiona. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, ale on chyba potraktował to jako nie, bo ruszył w moim kierunku. Wystawiłam przed siebie ręce, bo po dziwnym błysku w jego oku wiedziałam, że zaraz zrobi coś, co mi się nie spodoba i z każdym jego krokiem cofałam się, ale po chwili natrafiłam na kant blatu, a on wykorzystując to, objął mnie mocno w biodrach i uniósł. Pisnęłam, automatycznie układając ręce na jego ramionach, a on zaczął się ze mną kręcić wokół własnej osi. Miałam tylko nadzieję, że będę mieć również wyrozumiałych sąsiadów co Jasmine i nikt nie postanowi mnie odwiedzić z pretensjami.

- Justin! Proszę, puść mnie. - krzyknęłam cicho, gdy prawie uderzyłam głową żyrandol. On tylko zaśmiał się cicho, zapewne z mojej kosmicznej miny i po chwili nagle się zatrzymał, a ja oplotłam go nogami w biodrach, gdyż nie chciałam, by znów zaczął się kręcić. Uśmiechnął się, a w momencie, w którym moje oczy spotkały się z jego, cały świat zniknął. Byłam tylko ja, on i jego idealny zapach, który znów dotarł do moich nozdrzy. Przez to wszystko nawet nie zauważyłam, gdy Jasmine wymknęła się z kuchni, ale w tej chwili się cieszyłam, bo nie lubiłam mieć widowni.

Wpatrywaliśmy się w siebie, a ja cieszyłam się, że w pomieszczeniu grała cicha muzyczka, która, chociaż w minimalnym stopniu zagłuszała bicie mojego serca. Czułam, jak moje ciało drży, a w mojej głowie samoistnie pojawiło się wspomnienie z naszego pierwszego spotkania i tego, że gdy jego dłoń złapała mój nadgarstek przeszły nas ciarki. Wtedy jeszcze nie wiedziałam o tym chłopaku przede mną nic i był dla mnie tylko idolem siostry, a teraz? To pytanie coraz częściej mnie nachodziło i za każdym razem inna odpowiedz, pojawiała się w mojej głowie, a ja bałam się tego, co będzie w kolejnych dniach. Mimo wszystko pozwalałam, by wszystko rozgrywało się tak, jak chciało.

- Jesteś piękna, wiesz? - zapytał, wybudzając mnie ze swoich myśli. Dopiero teraz zauważyłam, jak blisko był, a ja przysunęłam się jeszcze bliżej, opierając ostatecznie swoje czoło o jego. Uśmiechnęłam się, bo słysząc z jego ust komplementy moje serce, robiło się coraz większe ze szczęścia, a wszystkie problemy znikały w mgnieniu oka. - Cholernie piękna. - dopowiedział, szturchając swoim nosem mój. Zaśmiałam się cicho, gdy mnie to załaskotało, a potem nie mogąc się powstrzymać, przycisnęłam swoje wargi do jego, łącząc je w delikatnym pocałunku i albo mi się wydawało, albo ten pocałunek był jednym ważniejszych.

   ****

Przewróciłam kolejną kartkę i zagłębiłam się w czytany tekst. Zegarek pokazywał godzinę dziewiętnastą, a Jasmine dawno już wróciła do domu, czego nie można powiedzieć o Justinie, który zdecydował, że sam rozpakuje wszystkie pozostałe kartony i w taki o to sposób wylądowałam na kanapie, czytając książkę. Westchnęłam cicho, gdy doszłam do jednego z bardziej wzruszających momentów i po chwili doczytując do akapitu, odłożyłam trzymaną przeze mnie rzecz na stolik. Ułożyłam się wygodniej, rozglądając po salonie.

Białe ściany i drewniana podłoga, która była w dodatku podgrzewana idealnie zgrywała się z szaro-kremowymi meblami. Narożna kanapa, na której się obecnie znajdowałam stała z jednej strony pod wielkim oknem z pięknym widokiem na nowojorskie ulice i była bardzo wygodna, a z drugiej strony nad nią wisiało kilka obrazów, które miałam zamiar później zamienić na rodzinne fotografie. Na wprost na pół ściance, która oddzielała to pomieszczenie od kuchni, stał telewizor i kilka roślinek, głównie kaktusy, gdyż nie cierpiałam podlewać kwiatków. Po drugiej stronie stał natomiast duży stół z sześcioma krzesłami i wielka szafka, która aż uginała się pod ciężarem książek, w których połowa nadawała się tylko do wyrzucenia. W pomieszczeniu stał jeszcze mały stolik tuż obok mnie, dwa fotele z kilkoma poduszkami, które wręcz ubóstwiałam i dwie pary drzwi, z których jedne prowadziły do wyjścia, a drugie do korytarza, z którego przechodziło się do sypialny, pokoju gościnnego czy łazienki.

- Wszystko okey? - usłyszałam nad sobą i wręcz podskoczyłam, patrząc wystraszonymi oczami na Justina, który pochylał się nad moim ciałem. Pokiwałam głową i podniosłam się, a on doskonale rozumiejąc aluzje, usiadł na wyznaczonym miejscu i pozwolił, bym ułożyła swoją głowę na jego udach. - Wszystkie kartony rozpakowane, no oprócz tych z ciuchami, bo pomyślałem, że czułabyś się nieswojo z wiedzą, że przeglądałem twoją bieliznę. - zaśmiał się, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem i uderzyłam go w ramie. Westchnęłam, co nie uszło uwadze chłopaka i spojrzał na mnie, mrużąc oczy. - Coś się stało?

- Nie, po prostu niewierze, że mam własne mieszkanie i jestem już samodzielna. - wzruszyłam ramionami, znów rozglądając się po pomieszczeniu. - Wiesz to ten moment, gdy przestajesz żyć na garnuszku rodziców i wreszcie powoli się usamodzielniasz. - zaśmiałam się cicho, a on się uśmiechnął i sięgnął ponad moim ciałem po książkę leżącą na stoliku.

- Dziewczyna z pomarańczami? - przeczytał tytuł, a jego ton był jakby pytający, więc wzruszyłam ramionami, bo sama nie wiedziałam, o co mu chodziło. Przyjrzał się okładce, a następnie opisowi, który znajdował się z tyłu. - To nie książka dla trochę młodszych? - zapytał, ale w jego głosie nie było słychać kpiny czy czegoś podobnego, tylko czysta ciekawość.

- Według mnie nie ma czegoś takiego, że na jakąś książkę jesteśmy za starzy czy coś, bo w każdym wieku inaczej rozumiemy niektóre rzeczy i dochodzimy do nowych, lepszych czasem wniosków. - wzruszyłam ramionami, uśmiechając się. Justin spojrzał na mnie przez ułamek sekundy, a jego wzrok był nieodgadniony i znów wrócił spojrzeniem do okładki. Kiwnął głową, a potem się uśmiechnął.

- O czym opowiada? - zadał kolejne pytanie, a ja wróciłam myślami do pierwszych stron lektury, jak i tych ostatnich, gdyż, mimo że w tym momencie byłam dopiero w połowie, znałam już tę książkę oraz jej zakończenie dosyć dobrze, bo w młodości była to moja ulubiona opowieść i cóż nadal tak zostało mimo upływających lat. - Ma ciekawy tytuł i opis. - przyznał, a ja zgodziłam z nim, bo to właśnie te dwie rzeczy sprawiły, że w ogóle sięgnęłam po tę powieść.

- O sposobie patrzenia na świat, o tym, że każdy kiedyś będzie musiał odejść i o tym, że czas cały czas ucieka. - powiedziałam po kilku minutach ciszy, gdy udało mi się ułożyć swoje spostrzeżenia w logiczne zdanie. Przekręciłam swoją głowę, tak bym mogła spojrzeć w okno i ze zdziwieniem stwierdziłam, że na zewnątrz jest już ciemno, ale nie przejęłam się tym zbytnio i po chwili wróciłam spojrzeniem do Justina. - Opowiedz mi coś o sobie. - poprosiłam, zabierając mu z ręki książki i odkładając ją na stół. - Albo zagrajmy w pięć pytań. - wzruszyłam ramionami, a gdy zgodził się ze mną, zaczęłam myśleć nad pierwszym pytaniem. - Czemu poruszasz się bez ochrony? Nie boisz się, że na przykład fanki cię zaatakują czy coś?

- Nie, nie boję się. Tutaj w Nowym Jorku to, że chodzę po ulicach, jest czymś normalnym, ludzie są do tego przyzwyczajeni i bardzo w moim kierunku kulturalni, a do tego mój menadżer często organizuje różne spotkania w centrum, więc jeśli ktoś chce autograf to po prostu go tam dostaje, nie musi biegać za mną po całym mieście. Owszem zdarza się, że ktoś podejdzie do mnie, gdy na przykład jestem w sklepie, ale najczęściej to od jednej do maksimum trzech osób, a paparazzi nie uważają mnie za aż tak ciekawy temat, by łazić za mną krok w kok. - wzruszył ramionami, a ja spojrzałam na niego zaskoczona, bo mimo wszystko nie spodziewałam się, że tak to działa. - Jakie masz plany na przyszłość? Wiesz dzieci, ślub i takie tam?

- Szczerze to nie mam takich jakiś bardzo konkretnych, tak naprawdę to nigdy o tym nie myślałam, bo wiedziałam, że to nie ma sensu, jeśli nie postawię się matce, a na to się nie zanosiło. Choć jest chyba jedno takie marzenie, które zostało mi jeszcze po dziecięcych latach. Chciałam odwiedzić Londyn i wsiąść ślub na londyńskim oku w nocy albo przy zachodzie słońca w pięknej, krótkiej sukience najlepiej jeszcze latem. - uśmiechnęłam się, wspominając jedno ze swoich pierwszy marzeń. - Co do dzieci to chciałabym chłopca i dziewczynkę, a najlepiej to jeszcze bliźniaki. - zaśmiałam się cicho, wtulając się bardziej w tors Justina. - A jeszcze wcześniej romantyczne oświadczyny i coś oryginalnego. - dodałam z delikatnym uśmiechem. - Teraz ja, jesteś szczęśliwy albo jaką masz definicje szczęścia?

- Jesteś strasznie wymagająca. - skomentował moje wcześniejsze plany, a ja znów zaczęłam się śmiać, bo to była prawda. - Czy jestem szczęśliwy? To trudne pytanie, ale tak; odkąd się pojawiłaś, wszystko wydaje się lepsze i ciekawsze, a momenty takie jak te są właśnie moją definicją szczęścia. - wyznał cicho, patrząc wprost w moje oczy, a ja zaniemówiłam. Nie spodziewałam się takich słów z jego strony, ale wiem, że takie momenty są i moją definicją szczęścia.

*****************************

Mam dzisiaj wspaniały humor i tym samym odpowiedni do pisania rozdziału, więc mam nadzieje, że ten Wam się podoba. Chciałam Wam wszystkim serdecznie podziękować, że komentujecie i gwiazdkujecie, bo wybiło nam już 55 gwiazdek pod prologiem i ponad 5 tysięcy wyświetleń, a to dla mnie naprawdę wiele i wierze, że przybędzie jeszcze kilku nowych czytelników. To naprawdę wiele dla mnie znaczy i bardzo się ciesze, że tak pozytywnie zareagowaliście na tą książkę.

W kolejnych dwóch rozdziałach pojawi się kilku nowych bohaterów i jeśli są tu jakieś fanki OneDirection to na pewno będą one zadowolone. Będzie i wątek, który wyjaśni nam skąd wzięłam tytuł i myślę, że będzie ciekawie i radze również nacieszyć się słodkimi momentami, bo ich już niedługo na dosyć długi czas zabraknie, ale szczegółów zdradzać nie będe. 

Jeśli tak dalej pójdzie i rozdziały będą pojawiać się dwa razy w tygodniu to skończymy książkę jeszcze przed wakacjami z czego jestem zadowolona, bo mam już pomysł na kolejne swoje dzieło o kompletnie innej tematyce, ale o tym jeszcze przypomnę za kilkanaście rozdziałów ;D

Miłego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro