Rozdział XII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Im bliżej wieczoru, tym bardziej zastanawiał się, co mu strzeliło do głowy, by umawiać się z Mary Lee. Chciał zobaczyć się z Isabelle, z nią spędzić wieczór, widzieć w końcu jak się śmieje, najlepiej do niego.

Pozwolił Alexowi się z nią umówić, a ten błazen szybko i skwapliwie wykorzystał okazję. Ona z kolei nie odmówiła. Jasne i proste, nie ma co.

Wściekły na siebie i na nich, zmiął kartkę papieru, którą trzymał w dłoni i rzucił do kosza. Nie trafił. Wstał z wysiłkiem z fotela, podniósł papier z podłogi. Noga nadal mu dokuczała, wziął więc dwie tabletki przeciwbólowe, które zapisał mu ten przeklęty zdrajca Alex.

To będzie długi wieczór. Gdzie właściwie ma zabrać Mary Lee? Nie chciało mu się nawet myśleć, jakie miejsce wybrać. Najlepsza byłaby ulubiona restauracja jego pierwszej żony, elegancka i droga, jak ona sama. Nigdy nie zabrałby tam Isabelle, na pewno nie na randkę.

Mary Lee reprezentowała podobny styl i podobny gust, co jego pierwsza żona, tyle, że była dużo młodsza. Od niego również. Sądził, że nie miała więcej niż dwadzieścia dwa, trzy lata. Powinna być zadowolona. Miał nadzieję, że ubierze się stosownie.

Założył ciemnoszary garnitur, sprawdził, czy zabezpieczenie ma w kieszeni, tak na wszelki wypadek. Palcami wyczuł dwie malutkie paczuszki z prezerwatywami. W tym momencie znieruchomiał.

Zabezpieczenie. Jasna cholera. Robili to z Isabelle bez zabezpieczenia. Miał nadzieję, że bierze tabletki. Nie planował dzieci, na pewno nie teraz, po kolejnym rozwodzie. Nie miał pojęcia, jak potoczy się dalej jego życie, tym razem chciał być pewien, że wybierze dobrze.

Miał ochotę do niej zadzwonić, ale postanowił zaczekać do poniedziałku. Zapyta ją w pracy. Nie ma po co panikować, tłumaczył sobie. Taka kobieta jak Isabelle na pewno zabezpiecza się odpowiednio, nie jest już nastolatką i nie jest to jej pierwszy seks.

Na myśl o tym, że dotykał jej przed nim ktokolwiek, mąż nawet, szczęki same się zacisnęły. Zachowywał się jak samiec w czasie godów, spostrzeżenie owo wprawiło go w podły nastrój, jeszcze podlejszy niż chwilę wcześniej.

Wciąż z ciężkim sercem, walcząc z chęcią wybrania numeru Isabelle, podjechał pod adres wskazany przez Mary Lee. Oczywiście, nie była gotowa. Co jakiś czas przechodziła do pokoju obok niekompletnie ubrana, ukazując skąpą koronkową bieliznę.

Czekał, jak zareaguje jego ciało, ale nic się nie działo. Nie działała na niego, chociaż była idealna, młoda i piękna, z nogami po samą szyję i ciałem modelki.

Zanim wyszła z sypialni, w której się szykowała do wyjścia, minęło prawie pół godziny. Na szczęście, włożyła dość elegancką małą czarną i wysokie obcasy.

Musiał przyznać, że wyglądała niezwykle modnie i seksownie, w tej chwili nie przypominała w niczym zwariowanej recepcjonistki Alexa. Aż żałował, że zupełnie go nie obchodziła, ponieważ mogła być doskonałym lekarstwem na Isabelle.

Wyglądało na to, że najchętniej nigdzie by nie wychodziła, tylko przeszła do głównego punktu wieczoru, ale Mat był zbyt zajęty rozważaniem, czy Isabelle może zajść z nim w ciążę czy nie, aby odgadnąć podchody Mary Lee. W końcu wyszli, a dziewczyna przez całą drogę milczała zagniewana, co Matowi było w pewien sposób na rękę.

Rozpogodziła się dopiero, gdy taksówka zatrzymała się przy bardzo drogiej restauracji. Kiedy szli w stronę wejścia, usta jej się nie zamykały. Mat już był zmęczony, ale dzięki Bogu nie wymagała odpowiedzi, słuchał więc udając zainteresowanie i co jakiś czas wtrącając neutralny komentarz, by nie poczuła się urażona jego milczeniem.

Kolacja była wyśmienita, Mary Lee zamówiła homara, on swój ulubiony stek w kurkach. Wypili parę lampek wina i zamówili deser. Czekali na podanie czekoladowego ciasta, Mat zamówił też whisky z lodem dla siebie i likier dla dziewczyny.

Słuchając nieprzerwanego monologu Mary Lee, rozglądał się po sali. Nagle jego ucho wyłowiło dźwięczny śmiech w rogu sali, i znajomy głos Alexa. Pełen złych przeczuć, spojrzał w tamtym kierunku i zmartwiał.

Isabelle śmiała się, jej oczy błyszczały jakimś gorączkowym światłem, wpatrzone półprzytomnie w Alexa. Wyglądali cudownie, on czarnowłosy i mocny jak Indianin, ona delikatna jak porcelanowa laleczka, jak obraz namalowany przez konesera. Jak zakochani.

Szalona zazdrość, którą poczuł, zaniepokoiła go nie na żarty. Nie potrzebował komplikacji, a miał ochotę zabić Alexa za to, że trzymał jego Isabelle za rękę, a ona patrzyła mu w oczy, jakby był dla niej ważny. Jak śmiał jej w ogóle dotykać?! Nie należała do niego.

A więc stało się, jego uwielbiany przez kobiety przyjaciel rozkochał ją w sobie. Ukłucie bólu i straty było przeogromne.

Mimo to, nie mógł oderwać oczu od jej twarzy, jej roześmianych jaskrawozielonych oczu. Najchętniej podszedłby do stolika i wyciągnął ją z sali, daleko od przyjaciela i ludzi. Do tego, co chciałby z nią robić, zupełnie nie potrzeba było świadków.

Wciekł się, gdy zobaczył jak sączyła wino. Nie wiedziała, że być może nosi dziecko? Jego dziecko? Co ją podkusiło, aby pić?

W końcu uspokoił się, przecież to dopiero dwa dni odkąd TO się stało. Nawet, jeśli jest w ciąży to nie ma o tym pojęcia. Poza tym, skoro pije, jest pewna, że nic takiego się nie stało. A skoro zadaje się z Alexem, skąd miał wiedzieć, że gdyby nawet, dziecko będzie jego? Znów ukłucie bólu.

Żal, który wlał się do jego serca, był bezpodstawny, jak sobie tłumaczył. Nie chciał dzieci, ale maleństwo o zielonych oczach Isabelle jakoś zawładnęło jego wyobraźnią. Mała Isabelle w jasnej sukieneczce, z główką pokrytą żółtym puszkiem.

Zamrugał gwałtownie, próbując pozbyć się natrętnego obrazu. Znów wpatrzył się w nią, ignorując pytający ton Mary Lee. W końcu Isabelle odwróciła głowę i spojrzała mu prosto w oczy.

Chwila ciągnęła się w nieskończoność, jakby świat na moment stanął w miejscu i wszystko przestało się liczyć. Jej oczy, pociemniałe nagle z pożądania, rozchylone bezwiednie usta, przyspieszony oddech.

W tym momencie wiedział, że należy do niego i nic tego nie zmieni. Ani mąż, ani Alex, ani nikt inny. Była jego. Nieważne, z kim sypiała i kto rozbił jej małżeństwo, nieważne, że właśnie Alex głaskał jej rękę. To do niego należała w tej chwili, i ona też to wiedziała.

– Czy ty w ogóle mnie słuchasz, Mat? – Spytała nagle Mary Lee wysokim głosem, żądając odpowiedzi.

– Tak, oczywiście, ciekawe rzeczy mówisz, moja droga. Tylko na chwilę muszę cię przeprosić, muszę się z kimś przywitać. Możesz podejść ze mną, tam siedzi Alex z Isabelle. Właśnie ich dostrzegłem. – Skłamał bez żenady. Mary Lee wstała bez oporów, kiedy odsunął jej krzesło.

– Witaj, Isabelle, witaj Alex. Widzę, że dobrze się bawicie. Isabelle, znasz już Mary Lee, prawda? – Zapytał, celowo obejmując szczupłe ramiona dziewczyny. Mary Lee aż pojaśniała z zadowolenia, patrząc przy tym na swego szefa z niemym wyzwaniem.

–Tak, oczywiście, nie miałam pojęcia, że też tu będziecie. Pewnie nie zechcecie się do nas przyłączyć? – Zapytała grzecznie, chociaż żołądek jej się ścisnął na myśl, że Mat odejdzie z Mary Lee.

– Daj spokój, kochanie, oni na pewno wolą zostać teraz sami. – Alex starał się pozbyć Mata za wszelką cenę. Czuł, że pojawienie się przyjaciela pokrzyżowało mu szyki. Nie chciał dzielić się z nikim ani tą kobietą, ani tym wieczorem. Przez chwilę mierzył się spojrzeniem z Matem.

– Ależ skąd, chętnie dotrzymamy wam towarzystwa, prawda Mary Lee? – Nie zważając na kwaśną minę Alexa, Mat skorzystał skwapliwie z zaproszenia. Kochanie? On właśnie powiedział do Isabelle kochanie?

Reszta wieczoru minęła niezwykle szybko, Mat i Alex prześcigali się w zabawianiu kobiet. W końcu przed północą panie udały się do toalety a panowie uregulowali rachunek.

– Jak się bawisz, Isabelle? – Zapytała Mary Lee

– Naprawdę wyśmienicie. To mój pierwszy taki wieczór od lat. – Wino jeszcze szumiało jej w głowie, bo wypiła aż trzy lampki dla dodania sobie odwagi.

– Fajna jesteś, nawet nie spodziewałam się tego, szczerze mówiąc. – Rzuciła dziewczyna nagle, wprawiając Isabelle w nagłą wesołość. Spojrzały na siebie i nagle roześmiały się obie.

– Bierz tego faceta, Isabelle. Jest w ciebie zapatrzony jak w tęczę, to widać na odległość. Nie spojrzał nawet na mnie przez cały wieczór, a kiedy zobaczył ciebie i Alexa, wyglądał jakby miał zamiar kogoś zamordować.

– A Alex, Mary Lee? – Isabelle nie wiedziała, co powiedzieć.

– Z Matem rób co chcesz, oczywiście. Alex jest mój. Wiesz, ile miesięcy go uwodzę? Przynajmniej cztery, odkąd pracuję w recepcji. A on tylko się bawi. Korzystam z każdej okazji, żeby poczuł się zazdrosny, a on nic. Beznadzieja. Za to od razu rzucił się na ciebie. Na początku nie cierpiałam cię za to, wiesz?

– Daj spokój, dziewczyno, spójrz na siebie, jesteś piękna i młoda, to twój atut. Daj mu szansę ubiegać się o ciebie, bądź niedostępna, może to go ruszy.

– Na pewno nie zaszkodzi spróbować, ale nie wydaj mnie, Isabela, co? – Mary Lee spojrzała figlarnie na Isabelle.

Panowie czekali na nie przy stoliku. Oboje pożerali wzrokiem Isabelle. Mat dopiero dostrzegł, jak jej drobne piersi poruszają się w głębokim dekolcie jedwabnej bluzeczki, jak wzory na spódnicy tańczą za każdym ruchem jej zgrabnych nóg.

Poczuł silny przypływ pożądania. Cieszył się tylko, że na razie siedzą za stołem. Co ta kobieta z nim robiła? Niestety, trzeba było wstać. Restauracja miała być wkrótce zamknięta.

Postanowili przejść się trochę. O kinie i innych rozrywkach nie było mowy, było już zbyt późno. Kiedy szli ulicą, Mat tak zakręcił towarzystwem, że dziewczęta znalazły się w środku, Mary Lee szła obok Alexa, a Isabelle przy nim. Alex spojrzał na przyjaciela z przekąsem ponad ramieniem Mary Lee. Mat wzruszył tylko ramionami i ujął dłoń Isabelle. Nie wyrywała się, jej dłoń była lodowato zimna. Spojrzał na nią pytająco.

– Zimno ci?

– Trochę, wieczór jest chłodny. – Zadrżała mimo woli, nie tylko z zimna.

Mat zdjął płaszcz i otulił nim Isabelle. Płaszcz był na nią za duży, ale pachniał wodą po goleniu Mata, pachniał nim samym. Wdychała ten zapach, idąc milcząco przy jego boku, nieprzytomnie szczęśliwa.

Kiedy doszli do skrzyżowania, okazało się, że czekały tam na nich dwie taksówki.

– Alex, odwieziesz do domu Mary Lee, mieszkacie blisko siebie, a ja odwiozę Isabelle. – Rzekł tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Isabelle była zbyt senna, by protestować. Gdy wsiedli, kazał jej podać pilota od bramy, wcisnęła mu więc całą torebkę w garść i zasnęła wtulona w jego tors. Nic jej się nie śniło.

Patrzył na jej długie rzęsy, rzucające cień na blade policzki, i nagła czułość zalała mu serce. Pogłaskał ją po włosach. Wyglądała niewinnie jak dziecko, i znów oczyma wyobraźni zobaczył małą dziewczynkę podobną do niej jak dwie krople wody. Nawet nie zauważył, że uśmiech sam wypłynął mu na usta.

Dojechali na miejsce, jednak Isabelle nie chciała się obudzić. W końcu wyjął z jej torebki klucze od domu, i wziął ją na ręce. Sporo zachodu kosztowało go pokonanie zamka i zapalnie światła.

Noga dokuczała mu coraz bardziej, przypominając, że nie nadaje się do takich wyczynów. Wszedł do kilku pomieszczeń, poszukując porządnego łóżka, ale w końcu położył ją na sofie w pokoju dziennym.

Kiedy chciał odejść, złapała go za rękę. Sofa była dość wąska, ale położył się obok niej. Natychmiast oplotła go nogami i rękoma, nie wiedząc we śnie, jak bardzo go rozpaliła.

Leżał, myśląc tylko o jej jedwabistym ciele oddzielonym od niego jedynie cienkim fragmentem jedwabiu, aż w końcu zmęczony dławiącym pragnieniem zasnął, tuląc ją do siebie z całej siły. Całą noc śnił, jak pieszczą go jej chłodne dłonie i zaborcze usta.



(1836 słów)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro