Grób

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czemu dzisiaj dwa?
Drugi jest dla mojej przyjaciółki, jako uspokojenie po wypytance na Polskim.
Także slodkaasia1
Mam nadzieję, że się ucieszysz❤

Przewróciłam się z jednego boku, na drugi. Jest sobota, godzina jedenasta dwadzieścia dwie, a mi nie chce się wstać z łóżka. Koniec końców nie zrobiłam nic z klubem. Kompletnie nie miałam na to humoru, od kiedy w środę miałam rozmowę odnośnie mojego rysowania z tamtą trójką. W tym momencie usłyszałam pukanie do moich drzwi. Podniosłam się do siadu, a zza drewnianej powłoki doszedł mnie głos mamy. 

— Shelby, ja wychodzę do pracy... — Powiedziała. 

— Ok! — Odpowiedziałam jej, a po chwili usłyszałam obijanie się obcasów na drewnianych schodach. 

Mama zdobyła pracę na lotnisku. Została stewardessą i obsługuje pasażerów lotu. Nie chcę całego dnia spędzić na siedzeniu pod kołdrą, ale w sumie to nie wiem co mogłabym porobić. Podniosłam wzrok na tablicę korkową, na której zawiesiłam kilka zdjęć, po czym spojrzałam na jedno. Na zdjęcie z moich ostatnich zawodów gimnastycznych, które przegrałyśmy... 

Przeze mnie... 

— Wspaniały układ Shelby Rollins na równoważni... — Powiedział jeden z komentatorów. 

— Jest ona dzisiaj pod ogromną presją. Jeśli uda się jej wykonać bezbłędny układ z ćwiczeń wolnych, możliwe, że będzie miało ona szansę, aby dostać się do drużyny olimpijskiej. — Dodał drugi. 

— Shelby, oddychaj. Dasz radę... — Odezwał się mój trener, a ja kilkukrotnie kiwnęłam głową zdenerwowana. — Powtórz to tak, jak podczas treningu... Wyobraź sobie, że jest to nasza sala, a to jest tylko kolejny trening... — Po jego słowach ruszyłam w kierunku maty. 

Obtoczyłam swoje dłonie i stopy proszkiem antypoślizgowym, po czym naciągając wszystkie mięśnie, niczym struna, weszłam za linię obrzeżową. Odwróciłam się w kierunku sędziów i odrazu stanęłam w postawie gimnastycznej. Gdy tylko usłyszałam muzykę, do której ćwiczyłam, zaczęłam wykonywać układ. Wszystko szło po mojej myśli. Wykonywałam gwiazdy, salta i inne przerzuty, aż w końcu przyszedł moment zakończenia. Pora na wykonanie elementu, który wychodził mi ostatnim czasy za każdym razem. 

Ruszyłam biegiem w kierunku drugiego rogu i już po chwili zaczęłam wykonywać sekwencję ruchów. Najpierw gwiazda, z której przeszłam do zrobienia dwóch salt w tył, aż w końcu mocne wybicie się do skoku i zrobienie pięciokrotnego obrotu głową w dół. Już miałam lądować i to w tym właśnie momencie poległam. Strzyknęło mi coś w prawym kolanie, przez ci straciłam równowagę i zaliczyłam upadek. Skuliłam się z bólu, a po chwili wstrzymano całe zawody. 

To wtedy uszkodziłam sobie więzadło w prawym kolanie. Do tego straciłam szansę dostania się do drużyny olimpijskiej, a przez to wszystko co się wtedy działo w moim życiu, musiałam całkowicie zrezygnować z gimnastyki. Objęłam swoje nogi ramionami, a następnie spojrzałam na kolejne zdjęcie. Zdjęcie z tatą na biwaku, kiedy miałam cztery lata. Mieliśmy wtedy odpocząć od miasta, chociaż i tak mieszkaliśmy na jego obrzeżach. 

Mój tata, Eric Rollins. Zawsze uśmiechnięty, wysoki szatyn, o jasnych, szarych oczach. Lekko kwadratowa szczęka, delikatnie wklęśnięte policzki, mała góreczka na nosie i średniej wielkości usta. Maksymalnie czterodniowy zarost. 

Moja mama, Evangeline Rollins. Kiedyś równie ciągle uśmiechnięta. Średniego wzrostu kobieta, o tak samo czarnych włosach co moje i jasnych, błękitnych oczach. Mama jest naprawdę piękną kobietą, ale stara się tego nie pokazywać. Woli siedzieć w cieniu i się nie wychylać. 

Westchnęłam cicho, po czym podniosłam się z łóżka. Podeszłam spod kołdry, aby w kolejnej chwili iść załatwić swoje potrzeby w toalecie. Umyłam zęby, przemyłam twarz, a następnie wróciłam do pokoju. Spojrzałam w szafę, z której wzięłam ubrania bardziej po domu, a gdy już coś wzięłam, wróciłam do łazienki. Ziewnęłam kiedy znowu się tam znalazłam. 

Już po chwili ubrałam się w czarne leginsy, które były ozdobione szarą siatką w niektórych miejscach. Jako bluzkę założyłam dosyć duży, czarny sweter z golfem. Sięgał mi do połowy uda. Na stopy wciągnęłam grube skarpetki frote, a włosy związałam w wysokiego, niechlujnego kucyka. Po chwili wyszłam ze swojego pokoju, ale nim ruszyłam dalej, spojrzałam w kierunku gabinetu mojego ojca. 

Zapukałam do drzwi, przez które następnie z trudem weszłam. Musiałam stanąć na paluszkach, żeby sięgnąć do klamki. Tata siedział przy swoim stole, na którym zawsze coś rysował, a ja do niego podeszłam. 

— O co chodzi, Zajączku? — Zapytał, a przy tym jak zawsze nazwał mnie w taki sposób. 

— Mama powiedziała, że za pięć minut obiad... — Uśmiechnął się, po czym odłożył ołówek na boku, a inny przyrząd powiesił na ścianie. 

Po chwili wstał, po czym do mnie podszedł i podniósł na ręce, jak za każdym razem robiąc przy tym naśladowniczy odgłos startującego samolotu. Przytuliłam go, kiedy tylko mnie przytrzymał, a następnie ruszył do drzwi. 

Nawet teraz mam wrażenie, jakby on przechodził przez te drzwi. Usłyszałam jak coś cichutko, prawie ledwo słyszalnie upadło na ziemię, dlatego spojrzałam na szary dywan. Była na nim ciemniejsza plamka. Podniosłam prawą dłoń, a w kolejnej chwili przetarłam nią po policzku. Roztarłam po policzku łzę, która spłynęła z moich oczu. Nawet nie zauważyłam kiedy się popłakałam. Ruszyłam w kierunku schodów, cały czas wycierając swoje oczy, a także nos. 

Weszłam do kuchni, gdzie zrobiłam sobie szybkie śniadanie w postaci płatków z mlekiem. Oparłam się o wyspę kuchenną, a w kolejnej chwili wyjęłam z kieszeni mój telefon, gdzie zaczęłam przeglądać po kolei facebooka, instagrama i inne społeczności. Dawałam serduszka, łapki i wogóle pod zdjęciami moich znajomych z Australii. W pewnym momencie zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka ze starej szkoły. Oczywiście odebrałam i odrazu ustawiłam kamerkę, żebym ją widziała. 

 Witam moją ukochaną, najlepszą, najsłodszą, naj... — Przerwałam jej. 

— Ciebie też miło widzieć, April... — Zaśmiała się, ale odrazu spoważniała. 

— Gadaj co jest... — Spojrzałam na nią zaskoczona. — Przecież wiesz, że przede mną niczego nie ukryjesz... Chodzi o twoją mamę? — Pokręciłam głową na jej pytanie. 

— Nie, nie o to, po prostu... Wszystko w tym domu przypomina mi tatę... I trochę mi przez to smutno... — Wyznałam, a ona się lekko uśmiechnęła. 

— Może idź go odwiedzić? Porozmawiać, opowiedzieć co działo się przez ostatnie kilka lat? Może to coś pomoże? — Zaczęłam mieszać łyżką w misce. 

— Może... Zastanowię się jeszcze... — Uśmiechnęłam się lekko. 

Dość długo ze sobą rozmawiałyśmy. Nim się spostrzegłam, było już po trzeciej. Pożegnałam się z April, a następnie posprzątałam brudne naczynie. Dziewczyna jest brunetką o ciemnych, prawie czarnych oczach. Jej włosy zwijają się w loczki, przez co zawsze ma z nimi problem, jednak prawie cały czas je prostuje. Jest nieco niższa niż ja. Może ma rację? 

Tak długo jak nic nie zrobię, tak długo będę się źle czuła w tym domu. Muszę się w końcu ogarnąć. Ruszyłam do swojego pokoju, skąd odrazu zabrałam portfel. Wróciłam spowrotem na parter, gdzie na stopy wciągnęłam swoje buty, a na plecy i ramiona zarzuciłam kurtkę. Po paru minutach wyszłam z budynku, który odrazu zamknęłam. Dzisiaj jest nieco chłodniej, niż było w ciągu tygodnia. Powolnym krokiem zaczęłam się kierować w stronę cmentarza. 

Po jakichś czterdziestu minutach marszu byłam na miejscu. Przechadzałam się między nagrobkami, aż w końcu znalazłam się przy tym jednym szczególnym. Spojrzałam na materiał szarego grobu, który miał wybity napis na powierzchni. Stanęłam przed nim z rękoma włożonymi w kieszenie. 

Eric Richard Harrison
Lat 35
17.11.1972 - 07.05.2008
Kochany syn, mąż, ojciec i przyjaciel

Wyraźnie posmutniałam, kiedy tylko przeczytałam ten napis. Otarłam swoje policzki z łez, które poleciały z moich oczu. 

— Cześć, tato... — Odezwałam się cicho. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro