Relacje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szłam korytarzem szybkim krokiem, aby nie spóźnić się na kolejną lekcję. Sherri ciągnęła mnie za rękaw bluzy. Już mieliśmy wchodzić do klasy, kiedy nagle ktoś mi zatorował wejście swoją ręką, którą oparł o framugę. 

— Cześć, ślicznotko... — Odezwał się chłopak, który pytał się mnie, czy jestem w związku. 

— Odwal się, Klaus... — Warknęła na niego kolorowo włosa, która strzeliła knykciami. 

— A ty nie szczekaj, chihuahuo... — Dogryzł jej, a u niej wyraźnie widziałam, że się zdenerwowała.

— Daj jej spokój... — Złapał go za nadgarstek Noah, a on natychmiast spojrzał na niego z byka.

— Bo co mi zrobisz, „dziewczynko”? — Zaśmiał się i wyrwał swoją rękę z uścisku szatyna. 

— Zdziwisz się... — Powiedział. 

— Ohoho! Już się boję... — Zaśmiał się, a ja podniosłam lekko nogę i nadepłam idiocie na stopę.

Dosłownie dostał z pięty. Na moim bucie, przy pięcie, znajduje się metalowa blaszka, która nieco zagina się pod obcasik. 

— Osz ty..! — Popchnęłam go, przez co upadł na ziemię. 

— Następnym razem dostaniesz o wiele mocniej i to tam, gdzie światło nie dochodzi. Nienawidzę debili takich jak ty, więc staraj się utrzymać ode mnie przynajmniej półtora metra odległości, bo nie chcę się zarazić twoim idiotyzmem. — Spojrzał na mnie zaskoczony, tak samo jak pozostała dwójka. — Dla twojej wiadomości, nie jestem dziwką na jedną noc, więc spierdalaj na drzewo... — Pochyliłam się w jego kierunku, a on się uśmiechnął, po czym wstał z ziemi. 

— Niedostępna? Już mi się podobasz, Nowa... — Ominął mnie, Sherri i Noahego, po czym wszedł do klasy, lekko kulejąc na prawą nogę. 

— Kurwa, tego się nie spodziewałam... — Zaśmiała się kolorowo włosa, a Noah przyznał jej rację. 

— Myślałem, że jesteś nieśmiała... — Wskazał na mnie szatyn, kiedy weszliśmy do klasy. 

— Nie oceniaj książki po okładce... — Uśmiechnęłam się półgębkiem i przeskoczyłam nogę, którą podstawiła mi jakaś dziewczyna. 

— Suka... — Syknęła pod nosem. 

— Miło cię poznać Suko, jestem Shelby... — Uśmiechnęłam się złośliwie, a pozostała część klasy wybuchnęła śmiechem. 

Chyba za głośno się odezwałam, skoro wszyscy to usłyszeli. Usiadłam razem z Noah'em, natomiast Sherri przed nami. 

— Że akurat dzisiaj nie ma tamtego idioty... — Odezwała się dziewczyna. 

— Fakt, Kyle by cię pokochał za to, co zrobiłaś Klausowi... — Powiedział Noah. 

— Coś mi się wydaję, że będę miała jeszcze szansę go poznać... — Uśmiechnęłam się, a oni kiwnęli głowami i spojrzeli w kierunku drzwi, które się otworzyły. 

Do klasy wszedł nauczyciel, za którym się ciągnął szlaczek porozrzucantch papierów. Spojrzałam na szatyna który siedział obok mnie, ale pokręcił głową, co chyba miało znaczyć, abym nie zaczynała tematu. W czasie kolejnej przerwy wymieniłam się z nim i z Sherri numerami telefonu i Facebookiem. Jak na pierwszy dzień, to i tak niesamowite, że udało mi się zdobyć znajomych, przy których może mogłabym mówić normalnie. 

— Ej! Chodźmy na shake'a do Maka! — Odezwała się kolorowowłosa, a ja i Noah się zaśmialiśmy. 

— Jestem za! — Odezwał się chłopak, a gdy miałam również odpowiedzieć, zobaczyłam ogłoszenie na ścianie. 

— Hm? Shelby? — Zwróciła na mnie uwagę dziewczyna, kiedy tylko się zatrzymałam, aby spojrzeć na ulotkę. 

— Klub gimnastyki artystycznej... Jest u nas osobna sala do tego i od początku roku czekają, aż ktoś się tam zgłosi... W sumie to każdego roku czekają, bo brakuje im jednej osoby do wzięcia udziału w zawodach... Ale nikt nie chcę się zgłosić... — Kiwnęłam głową na słowa, które wypowiedział Noah. 

Na ogłoszeniu zobaczyłam, że treningi odbywają się we wtorki, czwartki i piątki. Po chwili ruszyliśmy w kierunku wyjścia ze szkoły, a następnie zostałam zaciągnięta w kierunku najbliższej galerii. Tam jak ta dwójka postanowiła, poszliśmy do Macdonald's. Wszyscy kupiliśmy sobie po shake'u, po czym ruszyliśmy w kierunku naszych domów. Okazuję się, że mieszkają oni całkiem niedaleko, bo na początku mojej ulicy. 

— To abyśmy się przyjaźnili, to chyba przeznaczenie! — Powiedziała Sherri. 

— Twoja cholernie wybujała wyobraźnia się odzywa.... Uważaj żeby to nie przeraziło Shelby... — Szturchnął ją łokciem Noah. 

— W Australii znałam osoby z jeszcze bardziej wybujałą wyobraźnią... Jedna cały czas rysowała niebieskie kangury w strojach astronautów i wymyślał dziwne teorie, że NASA w tajemnicy to właśnie je wystrzeliwuje w kosmos... — Oboje spojrzeli na mnie, a ja nie wiedziałam jak powinnam zinterpretować ich wyrazy twarzy. 

— Z tą osobą było wszystko ok? — Zapytał Noah, a ja pokręciłam głową na boki zaprzeczając. 

— Jak go wysłali na badania, okazało się, że ma schizofrenię... I zamknęli go w szpitalu, żeby nie zrobił krzywdy ani sobie, ani nikomu wokół siebie... — Powiedziałam zatrzymując się, kiedy Sherri również to zrobiła. 

— Ciekawe życie miałaś w Sydney... Ja mieszkam tutaj... — Wskazała na jasno niebieski dom z czarnym dachem. 

— Do jutra, Sherri... — Powiedział Noah, a ja mu zawtórowałam i pomachałam kolorowo włosej. 

Po chwili Noah wskazał na beżowy dom z ciemno brązowym dachem. 

— Ja mieszkam tam... — Powiedział, a ja kiwnęłam głową i na niego spojrzałam, bo nie poszedł w jego kierunku. — Muszę zanieść tamtemu idiocie lekcję, bo niby od jutra wraca do szkoły... — Ruszyliśmy dalej. 

— Kyle'owi, tak? — Zapytałam cicho, bo nie byłam pewna, czy dobrze pamiętam imię. 

— Tak... Dwa tygodnie temu stwierdził, że zabiera mnie, moją młodszą siostrę i Sherri nad jezioro... Jak weszliśmy na pomost, który był już dość stary, to pękła jedna deska i wpadł do wody... No i skończyło się to tak, że dostał opieprz od rodziców, a na dodatek się przeziębił tak, że dosłownie nie mógł wyjść z łóżka... — Zaśmiałam się z jego krótkiej opowieści. 

— Czyli co, masz siostrę? — Zadałam kolejne pytanie, a on kiwnął głową. 

— Młodszą o trzy lata. Ma na imię Emily. Chodzi do nas do szkoły i jest w klubie dziennikarskim... — Uśmiechnęłam się, choć nie wiedzieć czemu zrobiło mi się smutno. 

— Ja jestem jedynaczką... — Powiedziałam nieco bardziej smętnie. 

— Rozumiem... Mówiłaś wcześniej, że już tu mieszkałaś... — Zmienił temat, kiedy tylko zauważył moją zmianę nastroju. 

— Do szóstego roku życia... Potem przez sprawy rodzinne przeprowadziłam się z mamą do Australii... Po dwunastu latach stwierdziła, że wracamy na „stare śmieci”... Do rodzinnego domu, gdzie zostało niby od groma wspomnień... Ale jest całkiem inaczej... — Włożyłam ręce do kieszeni. 

— Wszystko się zmienia... To w głównej mierze nasz wybór czy na lepsze, czy na gorsze... Tak długo jak nie zrobimy kolejnego kroku, nie będzie wiadomo co będzie dalej... — Spojrzałam na niego zaskoczona jego próbą poprawienia mi humoru. 

— Dobrze powiedziane... — Uśmiechnęłam się do niego, a on odpowiedział mi tym samym. — Tutaj mieszkam... — Wskazałam na dom. 

— Ja idę jeszcze kawałek... — Kiwnął głową w kierunku ostatniego domu na ulicy. — To do zobaczenia jutro... — Odszedł dwa kroki tyłem, przy tym mi machając, a ja mu tylko odmachałam. 

Wzięłam głęboki oddech, aby w kolejnej chwili ruszyć szybkim krokiem do budynku, który kiedyś nazwałabym domem. Byle do września, Shelby. Skończysz osiemnastkę i się wyprowadzisz. Przekręciłam kluczyk w zamku, następnie klamkę, po czym weszłam do środka. Przy drzwiach stały walizki moje i mojej matki. Miałam po nie jechać... 

— Mamo!? — Zawołałam swoim normalnym głosem, bo przez cały dzień to praktycznie szeptałam. 

Zamknęłam drzwi, kiedy tylko weszłam do środka i się rozejrzałam. Już miałam ją wołać po raz kolejny, ale pokazała się. 

— O, już jesteś? — Powiedziała, kiedy wychodziła z kuchni, do której prowadził łuk wejściowy po lewej od drzwi. 

— Jest szesnasta... — Zauważyłam. — Ty byłaś po walizki? — Pokręciła głową na boki. 

To coś nowego. Jest trzeźwa, co jest dziwne kiedy pod uwagę się weźmie to, że rano zdychała na kanapie, a dodatkowo w ręce trzymała jeszcze w połowie opróżnioną butelkę whisky. 

— Nie. Obsługa lotniska je przywiozła i przepraszała za niedogodności. — Wzruszyła ramionami. — Jak pierwszy dzień w nowej szkole? Poznałaś jakichś kolegów i koleżanki? — Uśmiechnęła się serdecznie, a ja lekko zmarszczyłam brwi. 

— Było ok... I tak... — Założyłam ręce pod biustem. 

— Coś się stało? — Zapytała, kiedy chciała podejść, a ja się odsunęłam. 

— Dawno nie widziałam cię trzeźwej... — Opuściła wzrok. 

— Wiem... — Spojrzała na mnie z bólem w oczach. — Przepraszam, Shelby. Wszystko się ułoży, zobaczysz. Wszystko naprawię i będzie po stare... — Przerwałam jej. 

— Mówisz tak za każdym razem, kiedy akurat nie jesteś wstawiona... Przez ostatnie pięć lat powtarzasz mi te trzy zdania, a realizacji nie widzę... — Złapałam za swoją torbę i dwie walizki. — Idę do siebie.... Nie jestem głodna... — Powiedziałam, po czym ruszyłam do schodów. 

Czułam, że chcę mi jeszcze coś powiedzieć, ale nie zrobiła tego. Jedyne co, to powtórzyła to, co mówi mi za każdym razem, kiedy mamy za sobą taką rozmowę. 

— Naprawdę przepraszam, córeczko... — Nawet się nie odwróciłam. 

Weszłam do swojego pokoju, gdzie zamknęłam drzwi. Przepraszam, tato. Pewnie przewracasz się w grobie przez to, że takie są teraz relację między twoją żoną, a córką. 

Jak wam się na razie podoba?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro