jak filmy ze starym aktorem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

🌷

Mógłby utopić się wśród mydlin pachnących karmelem. Ciepła woda rozluźniała spięte mięśnie, przytłumione światło miało odcień słabej herbaty z miodem, a zapach roztopionego toffi odurzał.

Oikawa od najmłodszych lat miał paskudny zwyczaj przesiadywania w wannie długimi godzinami. Osobiście nigdy nie nazywałby tego marnotrawstwem. Długie godziny spędzane w kąpieli wcale nie miały na uwadze tylko jakże ważnych walorów wizualnych rozgrywajacego. Myślenie wśród mydlin odprężało go, przywracało do stanu używalności. Teraz, kiedy Iwaizumi wyjechał, był to proces tym bardziej ważny i mozolny. Tōru odchylił głowę, pozwalając karmelowej pianie plątać się między karmelowymi kosmykami.

Czy czuł się źle? Ciężko zaprzeczyć.

Czy czuł się jak skończony kretyn? W stu procentach.

Czy miał zamiar cokolwiek z tym faktem począć? Absolutnie nie.

To było takie bezsensowne i dziecinne z jego strony, bo w końcu jakim innym przymiotnikiem można określić jego paniczną blokadę przed poszperaniem w internecie za nowym e-mailem przyjaciela. Tōru wątpił, że Iwaizumi wciąż korzystał z tego, który sam mu zakładał, o jakże wdzięcznym nicku "iwa-chan".

Wizja zatelefonowania przerażała go jeszcze bardziej. Chociaż dobrze wiedział, że to raczej mało prawdopodobne, bał się nieznośnej ciszy po drugiej stronie, a następnie dźwięku rzuconej słuchawki. Bo to przerwanie połączenia wydawało mu się gorsze niż pełna wyrzutów rozmowa. Wszakże minęło już pół roku od ich ostatniego spotkania, które zresztą zakończyło się wybitnie niefortunnie, i Iwaizumi miał prawo odczuwać równie wielki żal.

Oikawa nagle z ogromnym niesmakiem spojrzał na otaczającą go pianę. W jego oczach nagle zrobiła się szara i paskudnie nieprzyjemna.

***

— Nie, nie, nie! — Oikawa z zapałem pokręcił głową. — Źle mnie zrozumiałaś.

— Och, doprawdy?

Była dziewczyna rozgrywającego groźnie zmrużyła oczy.

Była ładna, nawet bardzo i Tōru naprawdę potrafił to docenić.  Miała ładne oczy w kształcie migdałów. Ładne, długie włosy, wiecznie związane w wysokiego kucyka opadającego aż do pasa. Ładną, trójkątną twarzyczkę i ładne, zadbane dłonie, zakończone paznokciami wiecznie pomalowanymi na kolor błękitny. Zdecydowanie była ładna.

— Nie rób ze mnie idiotki, Oikawa-kun.

Jeszcze paręnaście minut wcześniej  nazwałaby go nie inaczej jak ,,Tōru-chan" albo po prostu po imieniu. Niecały kwadrans zmienił ich relację o sto osiemdziesiąt stopni.

— Dobrze wiesz, że nią nie jestem.

— Nie jesteś — powtórzył jak echo.

Nie była, szatyn zgadzał się z tym całkowicie. Racja, randkował wielokrotnie z dziewczynami, które poszczycić się mogły jedynie uroczą buzią, ale ona do nich nie należała. Może właśnie dlatego tak długo pozostawali w związku. Oikawa zwyczajnie ją cenił, choć widział w niej bardziej dobry materiał na przyjaciółkę-powierniczkę niżeliby ukochaną.

Nie czuł w jej obecności tego czegoś. Nie rozpraszał go jej przyjemny zapach wanilii i zielonej herbaty. Nie zaprzątała mu myśli przed snem. Choć lubił ją bardzo i w pewien sposób była mu bliska, to nie było to.

— Skoro nie jestem, to czemu cały czas ją ze mnie robisz? Nic do mnie nie czujesz, prawda?

Tōru zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią. Innej po prostu powiedziałby, że to nie było to, że była zwyczajną pomyłką, ale nie jej. Nie żałował czasu z nią spędzonego i, cholera, naprawdę chciał móc widzieć ją w bardziej romantycznym świetle.

— Nie.

Dziewczyna uniosła brew, oczekując na dalszą wypowiedź.

— Znaczy, masz rację. Nasz związek... To po prostu nigdy nie był związek, tak? Ale to nie tak, że nic do ciebie nie czuję. Jesteś świetna i uwielbiam cię, ale... chyba nie w taki sposób. To chyba nie jest to. Rozumiesz?

Na chwilę zapadła niezręczna cisza, a z każdą sekundą, podczas której jedynie gęstniało powietrze, Oikawa coraz bardziej wyczekiwał policzkującej go dłoni. Ta jednak nigdy nie nadeszła.

— Pieprzony Iwaizumi.

Siatkarz wzdrygnął się na dawno niesłyszane imię. Niespodziewanie jego chyba eksdziewczyna objęła go i poklepała po plecach w przyjacielski i z niewiadomych powodów jakby pocieszający sposób.

— Gdzie ten dureń jest, gdy go potrzeba?

***

Oikawa ponownie nabrał powietrza w płuca i zanurkował w wannie pełnej piany.

Niedość, że zakończył swój chyba najdłuższy w życiu związek, to jeszcze nie wiedział, co miały oznaczać słowa wypowiedziane przez jego, teraz już na pewno, eksdziewczynę. Dlaczego zakańczając swój nie za bardzo udany związek, pomyślała właśnie o byłym asie? Żałowała, że nie ma go z nimi, by mógł porządnie opieprzyć rozgrywającego za jego zabawianie się cudzymi uczuciami?

Iwaizumi, Iwaizumi, wszędzie ten Iwaizumi. Nawet gdy go nie było, w życiu Oikawy wciąż odgrywał ogromną rolę. Trochę jak aktor, który już dawno przestał pojawiać się w filmach, ale wciąż działa na widza oglądającego stare produkcje i wspominającego czasy, w których to widywał jego twarz na dużym, kinowym ekranie.

A Tōru z każdym dniem próbował wmówić sobie, że bardzo chciałby już zmienić taśmę i nie widzieć już żadnego nagrania ze starym idolem. A najchętniej to wymienić cały adapter na nowszy, lepszy, taki, który nie odtwarzałby taśm, tylko płyty, przez co nie miałby szans ujrzeć znajomej twarzy.

Otworzył oczy, wciąż leżąc na dnie. Nieprzyzwyczajone do kontaktu z wodą i pianą oczy zaczęły od razu go piec i pobolewać. Oikawa wynurzył się. Wszystko było szare i rozmazane zupełnie jak filmy ze starym aktorem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro