jak dojrzałe wino

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

🌷

Mówi się, że czas leczy rany. Z początku Oikawa naprawdę nie potrafił dać temu wiary, wciąż tylko topiąc się w przygnębieniu. Próbował uczynić sobie tlenem Yumeko, z którą udało mu się zejść praktycznie natychmiast po nocnej rozmowie z Iwaizumim. To nie tak, że dostał nagle cudownego oświecenia co do swoich uczuć wobec niej. Nie, nic z tych rzeczy. Działał czysto egoistycznie zaślepiony paraliżującą wizją samotności. Nawet nie próbował się przed sobą usprawiedliwiać. Nie kochał Yumeko. Wtedy naprawdę nie kochał Yumeko tak, jak młody chłopak mógłby kochać młodą dziewczynę. Chciał chwytać jej dłoń, muskać ustami usta, choć to wcale nie do niej uciekały jego myśli i marzenia.

Co z kolei myślała sobie ona, gdy wepchnął jej w dłoń bukiet tulipanów w niewinnym, różanym odcieniu, pozostanie tajemnicą już na wieki. Czy naprawdę uwierzyła w dopiero co zrozumianą miłość chłopaka? Raczej wątpliwe. Wszakże była osobą wielce roztropną, kompletnie nieromantycznie praktyczną realistką. Nadzieja matką głupich, ale Yumeko nie była głupia, tylko bardzo zakochana. Najprawdopodobniej dopadła ją zwyczajna fala naiwnej nadziei, która przecież towarzyszy tak wielu zaślepionym miłością kobietom.

Naprawdę chciała wierzyć, że skoro serce jej ukochanego jest w kawałkach, w jej dłoniach znajdzie się złota nitka, którą zdoła pozszywać tę skruszoną konstrukcję i tchnąć w nią własną miłość.

Zrobiła, co tylko mogła, a Tōru nigdy nie wyszedł z podziwu do jej poświęcenia. To była pogoń za spadającą gwiazdą z tym, że ona koniec końców tę gwiazdę złapała. Tego, czy zdołała uczynić swoją, chyba się nigdy nie dowiemy.

W każdym razie myśli o Iwaizumim stopniowo ustępowały. Rzecz jasna, żal za tym, co mogłoby być, gdyby udało mu się powstrzymać wyrywające się do przyjaciela serce, pozostało, ale nie darło jego duszy już każdej nocy na drobne kawałki, nie targało jego przemyśleniami w każdej milisekundzie istnienia. Czasami tylko trochę spędzało sen z powiek.

Co by było gdyby...

Nauczył się kochać Yumeko. W pewnym momencie nie umiał stwierdzić, czy stała się po prostu jego przyzwyczajeniem, czy to faktycznie ta miłość. Widząc jej zmęczone oczy na swojej twarzy, czuł ulgę pomieszaną z troską, a w odgarnianiu jej czarnych kosmyków z twarzy, gdy spała, odnalazł coś, czego nie mógł zaznać, odkąd wyprowadził się od rodziców. To był chyba właśnie dom.

Wszystko zaczynało nabierać kolorów, gdy niedługo po trzeciej rocznicy ich związku do skrzynki przed wspólnym mieszkaniem wpadła elegancka biała koperta, a w niej kartka na beżowym, śliskim papierze. Zaproszenie na ślub. Iwaizumi się żenił i pomimo tych wszystkich rzeczy, które odwróciły od siebie ich drogi, postanowił powiadomić o tym swojego niegdyś najlepszego przyjaciela i prosić go o przybycie.

Oikawa z trudem przełknął ślinę, nawet nie próbując ukrywać swoich uczuć przed Yumeko. Zbyt dobrze go znała, by nie dostrzec szarej warstwy melancholii spływającej na jego spojrzenie. Odruchowo poprawiła wpadające na twarz włosy, po czym ujęła nerwowo zaciśnięte dłonie Tōru w swoje własne.

— Nie musisz tam iść — powiedziała prędko, jakby widząc kształtujące się w sercu chłopaka poczucie obowiązku. — To naturalne, że czujesz się niezręcznie w tej sytuacji i to dla ciebie niekomfortowe. Zresztą nie jesteście ze sobą już tak blisko jak w liceum.

Spojrzenie chłopaka było wbite w pomalowany przez nich samych na błękitno stół, na którym spoczęło feralne zaproszenie. Całe ich mieszkanie pełne było niebieskiego. Ramki na zdjęcia, wazonik na kwiaty, nawet starodawny, stylizowany na modę zachodnią abażur lampy. Yumeko lubiła ten kolor. Kojarzył jej się z daleką Grecją, o której wiele czytała, i pięknym, turkusowym morzem Śródziemnym. Od lat marzyła o wyprawie ku kolebce europejskości, przez co wiele wieczorów, a nawet i nocy, spędzili z Tōru snując plany o wyjeździe daleko, hen, w nieznane, kiedy tylko skończą studia i zaoszczędzą wystarczającą kwotę. Zwykli gdybać, jak to cudnie będzie zanurzyć się w tym samym morzu, po którym wędrował legendarny Odyseusz. A teraz Oikawa naprawdę tonął w oceanie, który, choć rozległy i przerażający, miał barwę zimnej szarości, w morzu własnej wątpliwości i przerażenia przed konfrontacją z przeszłością.

— Pójdę. W końcu jes... byłem jego najlepszym przyjacielem. Jest w porządku — ucałował ją w głowę, kłamiąc w jej kierunku pierwszy raz od miesięcy. Kłamiąc, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że ona wie.

Westchnęła. Co mogła zrobić? Rzecz jasna, nie podobała się jej ta cała sytuacja. Wiedziała, a przynajmniej wyobrażała sobie, jakie emocje targają w tej chwili jej chłopakiem. Z drugiej zaś strony może właśnie to postawienie Oikawy przed tym, co było, zapieczętowałoby koniec pewnego rozdziału w jego życiu i pozwoliło na dobre cieszyć się tym nowym?

Bo Tōru przez te trzy lata nauczył się kochać Yumeko, lecz była to miłość całkiem inna niż ta do Iwizumiego. Wyuczona, wybudowana z małych cegiełek przywiązania, przewidziana, oczekiwana, mało namiętna. Miłość dojrzała, dobra jak starzejące się wino, które gasi pragnienie. Nic dziwnego, że uczucia do dawnego przyjaciela odcięte jak sznurki od marionetki stały się dalsze, mniej rzeczywiste. Minęły trzy lata. Trzy lata, podczas których widzieli się dokładnie trzy razy, co za każdym razem było niezręczne i przepełnione swego rodzaju obustronnym żalem za tym, że nie może być między nimi tak jak dawniej. I mimo tego żalu, tej tęsknoty za czasami, w których trzymali się blisko, Oikawa nie był pewien czy chciał, by to wróciło.

Niektóre historie dobiegają końca, choć brak im zakończenia. Chyba właśnie tego Tōru potrzebował, takiego epilogu, kropki nad "i", zapewnienia, że jego miłość do Iwaizmiego wygasła.

🌷

Nie jest to ostatni rozdział, a przedostatni.
Napisałam cały z zakończeniem dwie noce temu, ale nie do końca mi pasowała druga połowa, dlatego po konsultacji z moim synem (mendicante_ ), postanowiłam podzielić całość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro