14. Nieobojętny...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wyszliśmy od Camili i właśnie jechaliśmy do niego do domu. Nie odzywał się do mnie przez całą drogę.

- Coś nie tak? - Zapytałam. Nie miałam zamiaru się z nim kłócić, nie teraz.

- Wszystko gra...-Mruknął i poprawił się w fotelu.

- Ale...Na pewno? - Chciałam się upewnić. Nie odpowiedział, tylko skinął głową. Unikał mojego wzroku, a ja nie mogłam się domyślić o co chodzi.

Zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni i odebrałam.

- Co tam? - Zapytałam.

- O której będziesz w domu? - Zapytał.- Musimy poważnie pogadać...

- No nie wiem...Coś się stało?

- Tak...Możemy się spotkać teraz?

- Ale...

- Mela to naprawdę ważne.

- No dobrze jesteś w domu? -Zapytałam. Logan brzmiał dziwnie, był jakby zestresowany, zły i przejęty równocześnie.

- Tak.

- Będę za piętnaście minut.  - Powiedziałam i rozłączyłam połączenie. Schowałam telefon do kieszeni i odpięłam pas.- Wysadzisz mnie tu? - Zapytałam trochę nieśmiało.

- Nie wracasz ze mną? - Zmarszczył brwi jednak na mnie nie patrząc.

- Przyjadę wieczorem...Muszę się zobaczyć z Loganem, coś się chyba stało. Do tego czasu proszę cię nie wychodź z domu.

- Ale...

- Proszę. - Nadal na mnie nie patrzył. Zjechał na pobocze, zanim wysiadłam popatrzyłam na niego, ale odwrócił wzrok. Westchnęłam - Do zobaczenia. - Wyszłam.

* Igor*

- Do zobaczenia. - Powiedziałem kiedy już zamknęła drzwi, było mi strasznie ciężko. Nie rozumiałem dlaczego, przecież ja nic nie znaczyłem dla niej, a ona nic nie znaczyła dla mnie. Sam słyszałem jak mówi Camilii, że nic nie poczuła podczas tego pocałunku. Szkoda tylko, że chyba ja coś poczułem...

*

Tak jak mnie poprosiła wróciłem do mieszkania, gdzie zastałem rozbawionego Adriana.

- Nie słyszałeś, że dupa rośnie od nic nie robienia? - Rzuciłem w niego zwiniętą bluzą, którą podniosłem z ziemi. 

- Nie słyszałem...Coś ty taki zły? - Odłożył telefon.

- Nie jestem zły.

- Poczekaj bo ci uwierzę. - Zaśmiał się. - To co się stało?

- Nic...Domyśl się...- Zmarszczyłem brwi. - Zabrzmiało jak...

- Jak obrażona kobieta podczas okresu...Zaraz mi wyskoczysz z tekstem : No bo ty mnie już nie kochasz. - Machnął rękami. - Co cię gryzie?

- Mela.

- Co?!

- Nie w tym sensie...

- A...Co z nią? - Zapytał, a ja z impetem usiadłem obok niego.

- Byliśmy dzisiaj u Camilii.

- I?

- I słyszałem jak jej mówi, że podczas wczorajszego pocałunku nic nie poczuła.

- A to rzeczywiście słabo. - Zapadła chwila ciszy. - Czekaj co?! Całowaliście się?! I ty mi dopiero teraz o tym mówisz?!

- To nie mówiłem?

- Nie! - Krzyknął. - Przyjaciel. - Prychnął. - I jak było? - Popatrzyłem na niego zmęczony i wypalony. - Mhm...Czyli zajebiście. Rozumiem, że Mela udaje, że nic się nie stało?

- Dokładnie...W ogóle nie podejmuje tematu.

- Stary może ty jej wprost powiedz, że ją kochasz! - Powiedział to tak zadowolony jak nigdy.

- Nie kocham jej...Zresztą, ona ma tego swojego chłopaka. - Pokręciłem głową. - To co było między nami już dawno wygasło.

- Gadasz jak jakiś aktor z brazylijskich telenoweli! Weź się w garść  człowieku! Daj jej trochę ciepła i już!

- Oglądałeś ostatnio Shreka?

- Z Łukaszem.- Kiwnął głową.

-Tak myślałem bo gadasz jak osioł.

- Próbuję ci pomóc.

- Nie kocham jej!

- A ja jestem baletnicą! Stary jakbyś jej nie kochał to by nie było ci teraz źle!

- Ona ma chłopaka!

- A ty...Dziewczynę! I co z tego?!

- Sylwia nie jest mi obojętna.

- Ale mi jest...- Mruknął. - Chłopak nie ściana można przestawić!

- Ona taka nie jest...Jest wierna.

- Ona też cię kocha...Igor musisz rozpalić w niej znowu to uczucie! Weź ją w obroty, no stary nie muszę ci chyba mówić jak się wyrywa dziewczyny! - Zaśmiał się.

- Jesteś okropny...Bo masz rację...

- Ha! Do dzieła! - Klepnął mnie w ramię i wstał.

- Ma tu jeszcze przyjść wieczorem...

- No to bosko! Stary chatę masz wolną, ja znikam...Jak przyjdzie to sprzedaj jej jakąś bajerę i tyle, i masz dziewczynę. Dziesięć na dziesięć, sztos partia. - Zaśmiał się.

- Adrian? - Wstałem i na niego popatrzyłem. - Brałeś coś?

- Nie. - Kłamał, widziałem to. - No dobra...Znieczuliłem się trochę. Potrzebuję mieć dobry humor, bo mam spotkać się z taką jedną panną, a ona lubi jak mam dobry humor.

*Mela*

Wbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi do mieszkania. Rzuciłam klucze na szafkę, która stałą w przed pokoju i skierowałam się do salonu.

- Logan! - Zawołałam, a on po chwili wyszedł z sypialni w ręce trzymał kilka podkoszulków. - Co robisz? - Zmierzyłam go wzrokiem, kiedy przeszedł obok mnie i spakował rzeczy do torby.

- Pakuję się...Muszę wyjechać na dwa tygodnie.

- Dwa tygodnie? Gdzie? Po co? - Zmarszczyłam brwi.

- Przeprowadzić misję. Potrzebują mnie na zachodzie...

- Wracasz do Stanów? - Poczułam coś dziwnego, jakby ukłucie żalu i smutku. " Co jest? Przecież...Byłeś mi obojętny. Chciałam z tobą zerwać, a teraz kiedy masz wyjechać, nie chcę cię stracić? "

- Tak.- Skinął głową. - Wrócę za dwa tygodnie...Jeśli chcesz, możesz jechać ze mną.

- Wiesz, że nie mogę. -Od razu zaprzeczyłam, nawet się nad tym nie zastanawiając. - Muszę...

-Wiem, wiem...- Machnął ręką i zasunął torbę. Podszedł do mnie.-  Ty i ten twój pracoholizm. - Uśmiechnął się delikatnie i popatrzył mi w oczy, a ja z każdą sekundą czułam się coraz podlej.

- Nie jedź.- Powiedziałam to i naprawdę w to wierzyłam. - Proszę.

- Muszę.

- A podobno to ja jestem pracoholikiem...

- Od mojego przyjazdu tam, zależy los dużej ilości ludzi.- Zadzwonił mu telefon, odebrał i tylko odpowiedział, że zaraz zejdzie. - Muszę iść.

- Em...-Zamurowało mnie, zastanawiałam się jak go zatrzymać. - Ale...

- Gdzie masz...

- W kieszeni. - Nie dałam mu dokończyć.- Już zakładam. - Wyciągnęłam małe, czerwone pudełeczko i założyłam pierścionek.

- Kocham cię. - Ujął moją twarz i pocałował mnie w czoło.

- Nie jedź. - Złapałam ma go za rękę. - Zostań.

- Wrócę.

- Ale to są dwa tygodnie!- Spojrzałam na niego błagalnie.

- Będę dzwonić, pisać.- Sięgnął po torbę i założył ją przez ramię.

- Uważaj na siebie. - Objęłam go i wcale nie miałam ochoty puścić. Do oczu napłynęły mi łzy, które po chwili zaczęły płynąć po policzkach. Wtuliłam się w niego najmocniej jak umiałam. Podniósł mnie i ruszył w kierunku drzwi wejściowych. - Logan...

- Nie płacz. - Otarł moje policzki, kiedy wreszcie się od niego odczepiłam. - Przecież wrócę, nie jadę na wojnę. - Zaśmiał się.

- Ale...

- Wrócę, cały i zdrowy.

- To drugi koniec świata...- Pociągnęłam nosem.

 - Jesteś dla mnie całym światem...- Chwycił moją brodę. - Kilometry nie mają znaczenia.

- Nie lubię pożegnań.

-  Ja też...Do usłyszenia.- Otworzył drzwi.

- Napisz jak już będziesz na miejscu!

- Napiszę! - Krzyknął zbiegając po schodach. Zamknęłam drzwi i nabrałam powietrza.

- Zastrzelę się! Ha! To jest myśl! Nie to nie wypali...Jak mam z nim zerwać, skoro coś do niego czuję?! A co z Igorem? Do niego też coś czuję?! Nie da się kochać dwóch osób! - Klapnęłam się w czoło.- Igor ma Sylwię, ja Logana...Niech tak zostanie. - Przeszłam korytarzem. - Łatwiej by było, gdybym potrafiła mu się postawić.- Opadłam na kanapę. - Ale ja jestem miękka faja! - Popatrzyłam w sufit. - Nie umiem zerwać z chłopakiem i postawić się innemu! Do czego to doszło?!

Cześć!

Już dawno nie było nocnych rozdziałów, to sobie tak machnęłam :)  Mam nadzieję, że wyszedł okey! Do następnego!

Zapraszam na Snapa!

Trzymajcie się!
Mela X.x

Dzięki w_i_k_i_m_i_k_i, sama wiesz za co ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro