17. Przecież nie broję...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie, wszystko gra. - Mówiłam chodząc po kuchni jedną ręką robiąc sobie herbatę, a drugą trzymając telefon. - Logan, nie martw się o mnie tylko powiedz co u ciebie?

Do salonu wszedł Igor, przeczesując włosy niedbale ręką.

- Tak. No przecież nie broję. - Zaśmiałam się. Igor podszedł do blatu i wziął mój kubek, zaglądnął do środka i wzruszył ramionami, jak tylko wziął łyka skrzywił się delikatnie. - Muszę iść na zakupy...- Powiedziałam do Logana. - Po kawę...Chyba mi się przyda. - Igor potrząsnął głową. Przeszedł kilka kroków i podniósł z ziemi swoją bluzę z której wypadły klucze. Uderzyły o płytki i miałam wrażenie, że dźwięk który wydały był dwa razy głośniejszy niż zazwyczaj.

- Sorry. - Powiedział, a ja miałam ochotę go zadźgać. Przyłożyłam palec do ust, dając mu do zrozumienia, żeby był cicho. Zajęło mi to dłuższą chwilę więc Logan już zaczął dopytywać.

- Nikogo tu nie ma...Klucze mi wypadły. Przesłyszało ci się, jesteś przewrażliwiony. - Usiadłam na blacie. - Kiedy wracasz? W piątek...W nocy mhm...No dobra. - Igor stanął przede mną zakładając bluzę. - Dobrze będę na siebie uważać...No, cześć. - Rozłączyłam rozmowę i odłożyłam telefon na bok. - Uduszę cię. - Złapałam go za policzki. - Nie umiesz być cicho?

- Chodzący chaos. - Zaśmiał się.- Rozmawiałaś...Z nim? - Powiedział z przekąsem.

- Tak, rozmawiałam z nim.

- Nie lubię go...- Stwierdził.

- Ciekawe dlaczego? - Zaśmiałam się.

- Daj rękę.- Wyciągnął ku mnie dłoń.

- Po co? - Zmarszczyłam brwi.

- No daj, przecież ci nie odgryzę.

- No ja tam nie wiem. - Podałam mu rękę, a on zdjął z niej pierścionek.

- Nie będzie ci potrzebny.

- Ale...

- Nie będzie. - Popatrzył na mnie tak stanowczo, że nie miałam odwagi mu się sprzeciwić.

- Jakie plany na dziś? - Zapytałam biorąc kubek w ręce.

- Jak ty możesz to pić?

- Herbata jest dobra.

- Kawa jest lepsza.

- Dobrze, kupię ci tą kawę już się tak nie oburzaj.

- Dziękuję. - Wziął z blatu mój telefon i go odblokował. - Już dwunasta?

- Na to wygląda.

- Muszę wrócić do domu...Łukasz się będzie martwił...I Adrian...

- Jasne. - Uśmiechnęłam się. - Łukasz coś o mnie wspominał?

- Odkąd mu powiedziałem, że nic ci nie jest...To nie.

- Mhm...- Spuściłam wzrok.

- Może...Przyjdź dziś wieczorem i ...

- Nie...To nie jest dobry pomysł...On nie jest jeszcze na to gotowy albo to ja nie jestem na  to gotowa...

- Bardzo za tobą tęsknił...Bardziej niż ja...

- Nie...Nie rozmawiajmy już o tym dobrze? - Popatrzyłam na niego, tylko się uśmiechnął.

-Mamy w sumie więcej ciekawych tematów do rozmowy...

- Tak? - Uniosłam brwi, a on przysunął się bliżej opierając czoło o moje.

- Bez słów...- Uśmiechnął się.

**

*Igor*

Przekręciłem kluczyk w drzwiach i wszedłem do mieszania. Rzuciłem klucze na szafkę i przeszedłem do salonu. Padłem na kanapę, a po chwili przyszedł Łukasz.

- Cześć.- Mruknąłem.- Co tam?

- Gdzie byłeś? - Zapytał.

- A tu i tam. - Przekręciłem się na plecy.

- Wyspałeś się?

- Nie do końca...- Zaśmiałem się. - Jadłeś śniadanie?

- Jadłem. - Skinął głową.

- A gdzie Adrian?

- Wyszedł...Powiedział, że idzie na zakupy czy coś.

- A okey. - Drzwi do mieszkania się otworzyły do salonu wparowała Sylwia.

- Wchodzisz jak do siebie. - Łukasz zmierzył ją uważnie.

- Spadaj gnojku i najlepiej wyjdź bo nie będę dobierać słów. - Popatrzyła na mnie z agresją.

- Sama wyjdź. - Warknął.

- Czemu tak do niego mówisz? - Zapytałem.

- Zamknij się i mnie słuchaj. - Usiadłem.  - Nie dam się tak traktować! Pisałam, dzwoniłam, a od Adriana dowiedziałam się, że nie wróciłeś do domu na noc! Moje pytanie brzmi gdzie byłeś?!

- A co cię to obchodzi?

- Obchodzi mnie kretynie! Bo się o ciebie martwię! Pytam gdzie byłeś?!

- Daj mi spokój. - Wstałem i ruszyłem do kuchni.

- Stój! - Złapała mnie za rękę. - Nie odwracaj się do mnie plecami!

- Przestań na mnie wrzeszczeć! Jak ty się zachowujesz? - Wyrwałem dłoń.

- Jakbyś mnie nie prowokował to bym nie krzyczała!

- Jasne...

- Gdzie byłeś?

- Nie twój interes.

- Masz kogoś?

- Nie.

- Kłamiesz!

- Nie kłamie. -  Łukasz zmarszczył brwi, ale przyglądał się nam dalej.

- A co to jest?! - Odciągnęła kawałek mojej bluzy.

- Podrapałem się...

- Podrapałeś się w malinkę?!

- Łukasz wyjdź. -Powiedziałem do niego. - Wyjdź młody, nie chcę żebyś tego słuchał.- Powiedziałem to spokojnie, a on skinął głową i wyszedł.

- Masz jakąś zdzirę, albo byłeś na dziwkach.

- Nikogo nie mam.

- Jasne! Ściągnij bluzę.

- Po co?

- Ściągaj! - Zdjąłem bluzę, chyba tylko i wyłącznie dla własnego spokoju. - Odwróć się.

- Bez sensu, dopiero kazałaś mi się nie odwracać do ciebie plecami. 

- Nie dyskutuj! - Szarpnęła mnie i zmusiła do tego, żebym się odwrócił. Poczułem jak podwija mi podkoszulek. - Na plecach też się sam podrapałeś?! Na całej długości?!

- O co ci znowu chodzi?

- Zdradzasz mnie! - Mówiła to już niemal płacząc.

- Jesteś powalona.

- Nienawidzę cię rozumiesz?! - Wykrzyczała mi to w twarz. - Obiecałeś mi coś! Liczy się  ktoś poza tobą?!

-  Uspokój się.

- Zamknij się! - Przyłożyła mi twarz tak mocno, że aż mnie zamroczyło.

- Zostaw go! - Łukasz wleciał do salonu i ją odepchnął.

- Łukasz! - Krzyknąłem na niego.

- Spadaj gnojku! - Pchnęła go, poślizgnął się na skarpetkach i przewrócił na ziemię.

- Ej! - Złapałem ją za nadgarstek. - Co ty robisz?!

- To dziecko jest nienormalne...Tak jak ty!

- Wynoś się! - Pokazałem jej na drzwi. - Nie chcę cię tu więcej widzieć rozumiesz?! To koniec! Wynocha!

- Bardzo dobrze! Zniszczę cię!

- Wyjdź!

- A jak dowiem się co to za szmata to ją też zniszczę!

- Wypierdalaj! - Pchnąłem ją w stronę drzwi.  Wyszła trzaskając, popatrzyłem na Łukasza. - Ej co jest?

- Nie mogę wstać...- Trzymał się za kostkę. - Strasznie mnie to boli.

- Zwichnąłeś?

- Nie wiem. - Głos mu się łamał.

- Dobra. - Podszedł do niego i pomogłem wstać. - Jedziemy do szpitala, dasz radę chociaż trochę na nią stanąć?

- Nie...

- Co za szmata...

* Mela*

- Co zrobiliście?! - Camila popatrzył na mnie jak na wariatkę.

- Nie krzycz na mnie...O co ci chodzi?

- Mela, a co z Loganem?

- Żyje i dobrze się ma. - Zaśmiałam się.

- Oświadczył ci się, a ty te oświadczyny przyjęłaś!

- Nie zabiłam człowieka!

- Zdradziłaś go...Ty! A gdzie twoje wartości?

- Camila...- Zaczęłam wolno. - Nie liczy się to co ja czuje? Nie liczy się to, że ja go potrzebuję?

- Logan...

- Logana tu nie ma! - Krzyknęłam, a ona pokręciła głową.

- Powiesz mu?

- Powiem...Jak przyjedzie, nie będę go okłamywać.

- Całą prawdę?

- Tylko prawdę. - Skinęłam głową. Telefon zaczął dzwonić. - Czekaj. - Odebrałam, a to co usłyszałam wyprowadziło mnie z równowagi. - W którym szpitalu? - Camila zmarszczyła brwi. - Będę za piętnaście minut.

- Co się stało?

- Łukasz jest w szpitalu.

- Ale...

- Nie wiem co się stało, ale zaraz się dowiem...

- Jadę z tobą.

- Ruchy! - Krzyknęłam łapiąc kluczyki.


Cześć!

Dziś rozdział trochę wcześniej niż wczoraj także chyba spoko!

Poprawiłam już okładkę, więc teraz możecie się nią zachwycać w całej okazałości!

Do następnego!

Trzymajcie się! 
Mela x.X

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro