3. LÓD

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ryan stanął przed wysoką, tradycyjną bramą, która otworzyła się automatycznie wpuszczając ich do środka. Waller ubrał się jak zwykle zbyt oficjalnie, biała koszula i świeżo uprana marynarka, idealnie dopasowały się do jego dobrze zbudowanej sylwetki, tego dnia zauważył go bez okularów, lekko przekrwione oczy zdradziły, że nosił szkła kontaktowe, przez co jego błękitne, zimne oczy zdawały się być jeszcze większe . Ryan w głębi duszy, w której istnienie szczerze wątpił obawiał się, że może zrobić to negatywne wrażenie, na młodej dziewczynie, której zbyt czuły głos odezwał się z metalowej puszki, służącej za domofon. Nie lubił rzucać się w oczy podczas przesłuchań, a tym bardziej wcielając się w rolę "posłannika śmierci" jak mieli zwyczaj nazywać to jego koledzy w wydziale starsi od niego o całą dekadę. Ta część należała do najmniej przyjemnych w jego karierze i niestety pracując w wydziale zabójstw robił to zbyt często, po rocznej przerwie prawie zapomniał jakie to uczucie. Pamiętał, że najgorsze było pierwsze pięć minut, po przekazaniu złych wieści, tylko wtedy śledczy mieli jedną z niewielu szans dowieść, że dana osoba miała coś wspólnego z zabójstwem. Dziewczyna, która im otworzyła była zaskakująco niska, miała kruczoczarne włosy sięgające połowy szyi, przetarte dżinsy i koszulkę z logo zespołu Faith No More, która zdawała się mieć o co najmniej dwa rozmiary za duża. Jej cera była biała jak kartka papieru a oczy czarne jak noc.
Ryan wyprostował się pokazując dziewczynie policyjną odznakę, na której widok jedna z jej brwi znacznie się uniosła.
— Jeśli chodzi wam o heroinę to błagam was, przeszukiwaliście moje mieszkanie sto razy, już wam mówiłam, że nie biorę od roku. — chciała zamknąć im drzwi przed nosem lecz Waller szybko wcisnął but w framugę.
— My w innej sprawie, wpuścisz nas czy wolisz dostać nakaz przesłuchania na komendzie? Panno Gwen? — Dziewczyna prychnęła pod nosem nawet na niego nie patrząc. Waller wszedł pierwszy, szybkim wzrokiem obrzucając wąski ciemny przedpokój jednocześnie chowając odznakę do kieszeni, szarych spodni od garnituru. Od ich przyjazdu jego postura przywodziła na myśl Black'owi rasowego wampira z filmów Friedrich'a Wilhelm'a Murnau. Ryan nie oglądał się już za siebie,  idąc dalej zauważył, że robiło się coraz jaśniej, duży pokój połączony z kuchnią, był większy niż jego kawalerka o nie całych piętnastu metrach. Jasne panele i beżowe ściany współgrały z sobą idealnie, Duże okno przez które było widać panoramę Oslo było zakurzone, a na jego powierzchni widniały odciski, zbyt duże na kobiecą dłoń. Zauważył także osobną łazienkę i pralkę, co po doświadczeniach w Seattle na Northgate było dla niego nie lada nowością. Jego mieszkanie nie należało do tych "bogatszych" zarząd budynku postanowił jeszcze bardziej zmieszać lokatorów kamienicy z błotem i wybudować wspólną pralnię w piwnicy. Socjalizm pełną parą.  Wkurzające było to, że nigdy nie wiesz, czy nie pierzesz majtek w pralce, w której ktoś przed chwilą prał gacie utytłane w psiej kupie, ale jak widać, ludzie z tym żyją. Stali w niewielkim pokoju przyglądając się dziewczynie, która w pośpiechu ścieliła łóżko i upychała zmięte ubrania do szafy.

— Czego chcesz? Jeszcze do ciebie nie dotarło, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego? — spytała ubierając na siebie czarną bluzę z kapturem i siadając na krześle przy komputerze szybko wyłączyła monitor. — Za dwie godziny mam umówiony trening nie chciałabym się spóźnić. Za to mama powinna zaraz wrócić z pracy na pewno się ucieszy na twój widok Thomas. — spojrzała na duży, czarny zegar wiszący przy oknie i sięgnęła po książkę, ignorując przybyłych gości. Waller wziął głęboki oddech i zamknął oczy.
— Widzisz, Ryan tak wyglądają złośliwe gnomy. Gwen to jest mój partner, razem prowadzimy śledztwo, uprzedziłem matkę, że przyjdziemy przed południem, tak abyś zdążyła z zajęciami .
Dziewczyna spojrzała w kierunku Ryan'a i wzięła głęboki oddech. Black w tym czasie starał się wyglądać jak najbardziej przyjaźnie, nawet postanowił związać włosy gumką. Mógł chociaż zakupić jakiś babski krem, którym mógł ukryć swoją, paskudną bliznę.

— Co trenujesz? — Ryan oparł się o ścianę wyjmując z wewnętrznej kieszeni marynarki notes i długopis, nie zamierzał w nim nic zapisywać, ale statystyki mówiły same za siebie, według badań ludzie chętniej i z większym zaangażowaniem opisują dane sytuacje, kiedy widzą, że podczas przesłuchania funkcjonariusz zapisuję coś w zeszycie. Nawet jeśli - jak robił to Ryan - miał tylko udawać.
— Szermierkę. — odpowiedziała i zaczęła przeczesywać proste jak struna włosy, długimi palcami. Na każdym z nich widniały po dwie wytatuowane  litery, tworząc razem część zdania "PUNKS NOT..."
Ryan i Waller spojrzeli na siebie ukradkiem. Kiedy Ryan chciał coś dodać, Waller nagle wstał.
— Susan nie żyje. Przyszliśmy zadać parę pytań, nie musisz odpowiadać, na nie jeśli nie chcesz. — powiedział nagle co Ryan'a nieco zaskoczyło, zwykle przesłuchania były organizowane w specjalnych pomieszczeniach na komendzie, z udziałem protokolanta oraz psychologa. Spojrzał w jego stronę z nieukrywanym zdumieniem co Waller umyślnie zignorował, podszedł do zlewu i nalał do szklanki wody. Dziewczyna pobladła na twarzy, ale kiedy napotkała wzrok Waller'a powoli skinęła twierdząco głową.
— Gdzie byłaś w piątek między godziną szesnastą a dwudziestą drugą?
Dziewczyna wstała nagle a Waller bacznie jej się przyglądał, kładąc ostrożnie szkło na stole.
— O dwudziestej skończyłam zajęcia dodatkowe koleżanka Hannah Abott miała po mnie przyjechać umówiliśmy się, że wracając z pracy podjedzie po mnie, jednak jej nie było, przez czterdzieści minut czekałam przed wejściem aż w końcu poszłam na autobus linia sto dwadzieścia trzy, możecie sprawdzić monitoring, jeśli mi nie wierzycie.
— Jeszcze nic nie powiedzieliśmy. A teraz prosiłbym cię, abyś usiadła. Spokojnie, wiesz przecież, że taką mam pracę.  — Waller podszedł do okna i przysłonił rolety. Gwen w tym czasie wypiła całą szklankę duszkiem. Wycierając usta rękawem od bluzy. — Z tego co pamiętam, rzadko dochodziło między wami do kłótni. Nie wiem za dużo,  wcześnie wyprowadziłem się z domu a rodzice nigdy do mnie nie dzwonili, dlatego muszę wiedzieć teraz.
Gwen przez chwilę próbowała powstrzymać łzy napływające do oczu. Głos zaczął  jej drżeć.
— Chyba tylko o facetów, no i o to, że miała do mnie pretensje o palenie opium w łazience. — uśmiechnęła się krzywo i mocno ścisnęła trzymaną w ręku szklankę  — Ją rodzice wysłali do prywatnej szkoły jednej z najlepszych w Oslo, po jej skończeniu miała gwarantowane miejsce na Harvardzie lub w Bergen. Macocha, która od zawsze mnie nienawidziła poleciła za to  ojcu przymusowe zesłanie do Arnestad skole, budynek wyglądał jak więzienie, a jeden z moich kolegów, regularnie dostawał łomot od starszych roczników. Jako powód podała, że nie stać ich na płacenie czesnego dwóm nastolatką, ale jeśli są wolne miejsca to chcieliby żeby chociaż jedno z nas skorzystało. Gdybym źle się uczyła na pewno nie dostałabym się na studia medyczne, które z resztą sama opłacam na Uniwersytecie w Oslo. Czasami odnoszę wrażenie, że odkąd ojciec zaręczył się z tą wstrętną ropuchą, to tak samo jak ona zaczął myśleć jakby się mnie pozbyć. Zawsze traktowali ją lepiej, a mnie z względu na towarzystwo w jakim się obracam, jak zwykłego śmiecia i ćpuna, który nie jest nikomu potrzebny. — zacisnęła mocno pięść i uderzyła nią o stół — Susan zawsze była "córeczką tatusia" do mnie wszyscy zawsze mieli pretensję. Niech tylko dorwę gnoja  który ją skrzywdził, nie wiecie czy ona... — Nie dokończyła, nie była w stanie nic powiedzieć.
— Została wypatroszona, na tym etapie dochodzenia trudno nam stwierdzić, czy została wykorzystana seksualnie, wiemy jedynie, że wszystko co miała w środku zostało wypłukane roztworem soli fizjologicznej. A co z ojcem? Jak mógł nie zauważyć jej zniknięcia? — Ryanowi nie podobał się sposób w jaki Waller prowadził przesłuchanie, spojrzał jeszcze raz na dziewczynę, której twarz przypominała jedną, z tych które widywał na co dzień w kostnicy, jej źrenice były tak duże, że trudno było zauważyć cienką linię tęczówki. Nagłe zmienianie tematu nie należało według niego do najlepszych metod śledczych. Nie dawał jej zbyt długo czasu do namysłu, mogła łatwo popełnić błąd.
— Ojca nigdy nie było w domu, trudno mi cokolwiek o nim powiedzieć, poza tym, że był tylko kolejnym obcym, uzależnionym od leków, alkoholu i pracy z resztą sam wiesz. Nie było dnia, żeby nie przyszedł pijany. Jeśli w ogóle raczył pojawiać się w  domu, pewnego dnia po prostu wyszedł myślałam, że wyjechał do ambasady w Ameryce twierdził, że jakiś znany polityk został zasztyletowany i potrzebują tam szefa wydziału, ale kiedy wrócił jego obecna partnerka ta cała Peggy Rose kazała mu się wynosić  — spojrzała w stronę Ryana, nie był w stanie spojrzeć w jej ciemnoniebieskie oczy, które od łez nabiegły krwią.
— Byłam wściekła kiedy się pakował, nie pożegnałam go mimo, że pukał do drzwi i prosił, żebym otworzyła. — Gwen nie wytrzymała i schowała twarz w dłoniach a jej ramiona zaczęły mimowolnie drgać, niespodziewanie uniosła dłoń w której wciąż spoczywało szkło i z całej siły cisnęła szklanką o podłogę, przeźroczyste drobiny rozsypały się po jasnych panelach. Ryan zastanowił się przez chwilę czy do niej nie podejść, lecz zamiast tego zobaczył jak Walller kuca przy dziewczynie i łapie jej twarz oburącz.
— Spójrz na mnie. — powiedział łagodnie, czego Ryan w ogóle się nie spodziewał.
— Ona nie była niczemu winna, to interesy ojca zesłały na nas ten dramat, który się ciągnie i ciągnie w nieskończoności! Chcę żeby to całe gówno się już skończyło!  — wybuchła niekontrolowanym płaczem i mocniej ścisnęła koszulę policjanta. Ryan dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że nie ma o niczym zielonego pojęcia.
— Jakie interesy do chol... — Waller zignorował go wciąż klęcząc przy dziewczynie. Nie zwrócił uwagi nawet na to, że odłamki szkła wbiły się w jego kolana robiąc dziury w spodniach.
— Daje ci słowo, że znajdziemy sprawcę ale musisz nam pomóc, przyjedź na komendę jutro rano i szukaj mnie albo mojego kolegi, nikomu innemu nie mów ani słowa, rozumiesz? — wytarł kciukiem jedną z płynących jej po policzku łez a ona niespodziewanie rzuciła mu się w ramiona, zanosząc się płaczem. Przybliżył usta do jej czoła ale jedynie go dotknął.
Ryan wyszedł szybko z pokoju i stanął na podwórku, policjant oznajmiający najgorsze wieści, często okazywał się jedynym wsparciem dla rodziny ofiary jeszcze gorzej, że był jej częścią. Wyciągnął papierosa z lekko zużytej paczki Cameli włożył go do ust i sięgnął po zapalniczkę. Zassał jej ogień i głęboko się zaciągnął. Mróz zaczął topnieć. Spojrzał przez okno widząc jak Waller podaje jej szklankę z wodą. Po płaczu nie ma ulgi, o wylanych łzach nikt nie pamięta, zostaje tylko pustka.

Ryan oparł się o drzwi auta, czekając na Wallera, który dał mu do zrozumienia, że chciał przez chwilę pobyć z Gwen sam na sam, kiedy wyszedł prawie po dwóch godzinach, nie wyglądał już tak pewnie jak na początku, był blady jak ściana a jego jasne, prawie białe włosy miał roztrzepane w nieładzie.
— Matka, nie mieszka z nią od trzech miesięcy, wyprowadziły się z domu przy Agder, załatwiła jej mieszkanie tutaj i sama wróciła tam z powrotem. Chyba chciała się jej pozbyć, ale o to zapytamy ją osobiście, kiedy przyjdzie czas. — Waller przeczesał dłonią jasne włosy i przetarł oko.
— Na razie ten czas nam ucieka, Waller.
— Robię co mogę do cholery! Myślisz, że to wszystko jest dla mnie takie proste?! — Tom minął go szybko i wsiadł do samochodu, zatrzaskując drzwi, Ryan myślał, że odjedzie bez niego ale po chwili jego głowa wychyliła się zza otwartych drzwi. — Potrzebujesz specjalne zaproszenie Ryan?
— Takie rozmowy przeprowadza się na komendzie w obecności psychologa, jeśli to miał być żart to nie był śmieszny Waller. Nie usprawiedliwia cię nawet fakt, że jesteś jej bratem.
Usiadł na miejscu pasażera i zapiął pas. Czuł jak w wnętrzu pojazdu zaczyna się  robić duszno, atmosfera była tak gęsta, że gdyby miał nóż kroił by ją na kawałki.
— Mówiłem nie wchodź mi w drogę Ryan. — jego głos był suchy i wypruty z emocji niczym kartka papieru, Boże nie pozwól, żeby tamten dostał ataku szału, pomyślał z rozpaczą Ryan. Rozpiął pas chcąc wyjść z auta, nie znał drogi powrotnej ale nie bardzo chciał się tym w tej chwili przejmować. Poczuł mocne szarpnięcie w chwili kiedy sięgnął do klamki.
— Co ty...
Nie zdążył dokończyć gdy nagle auto ruszyło przed siebie z łoskotem.
— Trzymaj się trzech zasad, które tu panują, a obiecuje ci, że nim się obejrzysz będziesz u siebie, jednej z nich nie posłuchałeś dlatego jutro nie przyjdziesz na zebranie, powiesz Solberg'owi, że zatrzasnąłeś  się w mieszkaniu.
— Waller, co...
— Nie przerywaj mi. - Tom uśmiechnął się pod nosem, ale jego twarz nadal miała ten sam, posępny, zamyślony wyraz. — Nic nie wiesz, jesteś tu tylko obserwatorem, od dzisiaj co ci powiem masz natychmiast wykonać. Twój szef do mnie dzwonił. Jak mu było?  Ericsson. Powiedział nam, że wystarczy jedna moja skarga na ciebie, a wracasz z powrotem do Seattle, zdajesz sobie z tego sprawę?
Ryan siedział jak osłupiały, w końcu skinął twierdząco głową, nic innego mu nie zostało.
— Jutro mamy nocną zmianę, przyjadę po ciebie o 16:00. Samowolka, jest zakazana, ktoś przed tobą również był na tyle pyszny jak ty, że pewnego dnia skończył z poderżniętym gardłem pod mostem, nie chcę żeby to samo spotkało również ciebie Ryan. Ta cała sprawa śmierdzi, dlatego działajmy razem, proszę. Rozwiązanie również  dla mnie jest bardzo istotne.
Dopiero wtedy Black zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nic nie wie, gorszej wie jeszcze mniej niż przedtem. To wszystko wydawało mu się pochrzanione.

Komenda Główna Policji godzina 18:30

— Po co ktoś miałby ją zabijać w tak wyrafinowany sposób, nie byłoby łatwiej poderżnąć jej gardła, udusić lub po prostu zastrzelić? Sprawca zadał sobie sporo trudu, żeby to wszystko przygotować. — Ryan siedział za swoim biurkiem kładąc na nim nogi, Waller stał przy ścianie, trzymając przy ustach kubek kawy, nie zwracając uwagi na to, że okulary zupełnie mu zaparowały. Miał zaczerwieniony policzek a na szyi niewielki siniak. Ryan pomyślał, że to malinka, lecz nie chciał pytać o szczegóły. Z tego co się dowiedział, jego żona rozwiodła się z nim rok temu, miał dziewczynę, która dwa tygodnie temu z nim zerwała, po czym nikt później jej nie widział, zdecydowanie miał pecha do kobiet. Waller chodził przez jakiś czas przybity co skrzętnie przed wszystkimi ukrywał, tak przynajmniej twierdził, mówiąc, że u niego wszystko ma chodzić jak w zegarku. Dlatego po części nie układały mu się stosunki z Ryan'em.
— On lubi się pokazywać, jest rzemieślnikiem a wszyscy mają go podziwiać za jego kunszt, psychopatyczna wersja Mary Sue.
— Normalny morderca, będzie za wszelką cenę ukrywać ślady w tym zwłoki. A on po prostu zrobił z tego przedstawienie, jej ciało ma być eksponatem w muzeum. Lubi skupiać na sobie uwagę.
— To co miał ukryć zrobił jak najlepiej, nie ulega chyba wątpliwości, że wykorzystał ją seksualnie.
Ich spojrzenia się spotkały, tym razem Ryan wytrzymywał chłód, który bił z lewego oka Waller'a na co tamten dyskretnie uniósł kącik ust.
Nagle do pomieszczenia wszedł Arata. Japończyk, wyglądał na zdenerwowanego.
— Słuchajcie jej matka wróciła do domu zaraz po waszym wyjściu, jest wściekła i będzie tu jutro z samego rana, chcąc pewnie złożyć na was skargę.
— Nasze działania były rutynowe, na pewno odrzucą jej wniosek. Poza tym nie jest jej matką. - Waller dyskretnie zgniótł w dłoni plastikowy kubek.
Arata zignorował jego komentarz i rzucił mu na biurko klucze.
— Szef komendy w Oslo, Torbjørn Solberg, chcę z tobą rozmawiać Ryan — Zwrócił się bezpośrednio do Black'a, od twojego przyjazdu nawet nie widział cię na oczy, a sam telefon od twojego szefa Rod'a jak powiedział, możesz sobie obić o kant, sam wiesz czego. Przyniosłem ci zapasowe klucze do mieszkania. Czemu nie było cię rano, Tom mówił, że zatrzasnąłeś się w mieszkaniu.
Ryan spojrzał na Waller'a i tylko skinął twierdząco na co tamten uśmiechnął się pod nosem.
— Czyli idę tam na dywanik? Waller, może mi pomożesz, sam mówiłeś, że twój szef nie mówi po angielsku? Przyda mi się t-ł-u-m-a-c-z. — wypowiadając to słowo po norwesku, starał się jak najlepiej zaakcentować każdą literę. Podziękował Aracie za klucze i schował je do wewnętrznej kieszeni marynarki.
Waller poprawił okulary i głośno wciągnął powietrze nosem, jego twarz w sekundę spoważniała.
— Radź sobie, nie mieszam się w twoje problemy. Tu w Oslo, każdy dba o swój interes, jeśli nie ma to nic wspólnego z śledztwem. Nie wiem co chce  od ciebie Solberg, ale on nie należy do ludzi, którzy łatwo dają się omotać, pięknymi słówkami, twoja świetna znajomość norweskiego cię nie uratuje Ryan, szef nie lubi lizusów. — wstał i wkładając stos papierów do teczki, każdą kartkę starannie umieszczał w koszulce. W tym samym czasie Black przypomniał sobie ich ostatnią rozmowę, nie mógł się oprzeć aby nie powiedzieć kąśliwego komentarza.
— Jutro przychodzi tutaj matka denatki, mam rozumieć, że zajmujesz się tym osobiście? A ja robię sobie wolne? Odniosłem ostatnim razem wrażenie, że masz wrodzone predyspozycje do łatwych kontaktów z ludźmi.
Waller wyprostował się na krześle a jego błękitne oko zabłysło, kiedy spojrzał w jego kierunku.
Ryan siedział przy swoim biurku, zgięty w pół, czuł zimno szybko zaczął masować dłonie, doktor Harris zapewnił go, że przy chorobie Raynauda, masaż zimnych kończyn  pobudza krążenie tym samym na chwilę powodując uczucie ciepła.
— Tylko do wieczora nybegynner.
W końcu wstał i zabierając grubą teczkę wyszedł bez słowa.

***

Było ciemno mimo iż zegarek wskazywał godzinę czwartą wieczór , wysoki mężczyzna wszedł do sklepu z kasetami VHS "Spok og Spenning" znajdującego się na Halgesens Gate w dzielnicy Grunerlokka, miedziany dzwonek zadzwonił kiedy powoli otworzył drzwi. Wychudzony, starszy mężczyzna - właściciel sklepu - pojawił się nagle za ladą wychodząc z zaplecza. Miał długie siwe włosy, związane z tyłu w  warkocz oraz tradycyjny norweski sweter lusekofte w czarno-białe wzory. W pomieszczeniu unosił się zapach cynamonu oraz starego papieru, ściany pomalowano zielenią Boho, przez co pomieszczenie wydawało się ciemne i jednocześnie przytulne.

— W czym mogę panu służyć?
Mężczyzna nie ściągnął płaszcza, dwoma krokami znalazł się przed ladą, wyciągając z wewnętrznej kieszeni kasetę VHS. Dopiero teraz staruszek zauważył, że przybysz miał co najmniej metr osiemdziesiąt  wzrostu. Kiedy pochylił się w jego kierunku z pod czarnego, długiego płaszcza, wyłonił się długi nóż, który spokojnie spoczywał w kieszeni gościa.

— Chciałem prosić o przysługę. Ile potrwa przegranie filmu na płytę i czy byłby pan w stanie zrobić to nie widząc materiału? To bardzo ważne.

Starzec nie widział jego twarzy lecz nagle poczuł zimny pot na plecach, odniósł wrażenie, że lodowaty wzrok obcego przybysza świdruje jego czaszkę na wylot, jakby chcąc poznać jego najgłębiej skrywane sekrety.
— Oczywiście proszę pana...
— Chciałbym także zakupić nową kasetę o wysokiej jakości obrazu, moja kolejna sztuka ma być dobrze uwieczniona.
— Jest pan scenarzystą z zawodu? — zapytał starzec jednocześnie przeglądając pudła na zapleczu, wreszcie znalazł tego czego szukał.
— Dziesięć lat temu, nakręciłem swoje pierwsze dzieło i byłem przekonany, że to koniec mojej kariery, kiedy okazało się,  że nikt nie jest tym zainteresowany. Myliłem się. Na mojej scenie aktorów nigdy nie brakuje. Każdy ma szansę na angaż.

The Show Must Go On...

Ryan

Otworzył oczy i spojrzał na zewnątrz, powoli zaczynało świtać, która mogła być godzina 5:00, 6:00? Podniósł się z niewygodnego materaca, który zdołał zakupić podczas ostatniego wypadu do miasta, gdzie zdobył podstawowe artykuły żywieniowe, przechodząc do działu DIY stwierdził, że nie zamierza już się męczyć na tej starej sofie i zaszaleje. Kupi najtańszy materac jaki był dostępny w ofercie za sto pięćdziesiąt sześć dolarów, prawie zrobiło mu się słabo kiedy przyszło do zapłaty. Nie wiedział co mógłby kupić za taką cenę, ale na pewno nie było tam miejsca na kawałek gąbki. Wstał, nastawił czajnik z wodą i wrzucił na patelnię mrożone warzywa. Spojrzał za okno.
— Wciąż ciemno? — zerknął na zegarek zamontowany w piekarniku, było wpół do szóstej.

  Wybrał numer i przyłożył zimny ekran telefonu, do ucha, jego pięcioletnia Motorola mimo dwóch poważnych upadków oraz jednorazowej akcji nurkowania w kiblu dalej działała co stale wprawiało go w zdumienie.
— Gabinet psychologiczny Mindness, całodobowa infolinia wsparcia kryzysowego, przy telefonie doktor Stieg Harris, w czym mogę pomóc.
— Mówi Ryan Black.
Głos w słuchawce nagle umilkł po czym Ryan usłyszał jak Stieg naciskał przycisk w telefonie.
— Jesteś teraz na prywatnej linii Ryan, mówiłem, żebyś do mnie nie dzwonił kiedy jestem w pracy, mogą nas nagrywać, ja stracę licencję a ty pracę. Przecież podawałem ci mój grafik. — po chwili ciszy głos ponownie się odezwał, tym razem nieco głośniej — czego ci trzeba?
— Siedzę teraz w Norwegii więc nie bardzo możesz mi pomóc. Chodzi o leki, kończy mi się Aurex. Jest sposób...
— Ryan wiesz, że to co robisz jest niezgodne z prawem. Powinienem powiadomić twojego przełożonego, już pół roku temu. — przerwał mu nagle, po czym cicho westchnął.
— Stieg, błagam, wyślij mi tą cholerną receptę i miejmy to z głowy. Skoro nie uczyniłeś tego przez sześć miesięcy to jeden miesiąc w jedną czy w drugą stronę nie zrobi różnicy, prawda?
— Ryan tylko sobie szkodzisz...
— Mój szef mnie zmusił do tego wyjazdu, doskonale znając moją sytuację.
— Nie mówiłeś mu wszystkiego.
Ryan przez chwilę milczał, chciał tylko dostać te cholerne pigułki, niczym pozwolenie aby móc dalej normalnie funkcjonować . Usłyszał tylko głośne sapnięcie po drugiej stronie i po chwili stukot klawiatury. — Stieg był czterdziestoletnim psychiatrą, ukończył Harvard z wyróżnieniem po czym przez rok pracował charytatywnie w ośrodku leczenia narkomanii  Seneca Branch. Od początku jego kariery nieustannie mu towarzyszył i wspierał, kiedy miał problemy. Niczym jego osobisty anioł stróż. Poznali się właśnie  tam, przy okazji morderstwa, jeden z  pielęgniarzy, zatrudniony przez ośrodek, został wtedy wielokrotnie dźgnięty nożem przy czym jedna z dziur znajdowała się w kości policzkowej, tuż pod okiem. Ponoć po zadaniu tej rany ofiara jeszcze żyła a przynajmniej tak twierdził raport patologa.
— Robię to ostatni raz Ryan, po twoim powrocie masz natychmiast się do mnie zgłosić i powiadomić swojego szefa, inaczej ja to zrobię dla twojego dobra, przestań w końcu uciekać, jesteś  dorosłym mężczyzną a zachowujesz się jak dziecko. Gorzej niż  mój  syn.
— Już nie zamierzam.
Nagle po drugiej stronie zrobiło się cicho, z ciemnego przedpokoju nagle dało się słyszeć szept.
— Czego, nie zamierzasz robić Black?
Ryan obrócił się szybko w stronę drzwi na pierwszy rzut oka nikogo nie zauważył, kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności, nagle uderzyło go jaskrawe światło, które ktoś zapalił w przedpokoju. Sięgnął po broń Heckler & Koch VP 9 którą trzymał w skrytce pod szafką i wycelował w osobę stojącą w drzwiach.  Nagle poczuł jak robi mu się sucho w gardle a przed oczami widzi tylko masę ciemnych plam, jedyne co rozpoznał to zapach, zbyt charakterystyczny, ostry zapach perfum.
— Waller?
— To ma być żart Ryan?

Przenikliwy chłód dopadł go z zdwojoną siłą...

_________________________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro