Epilog cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Emily

– Śpią? – zagaił Simon, kiedy przekroczyłam próg sypialni po tym, jak położyłam dzieci do łóżek.

– Niczym dwa aniołki. – Uśmiechnęłam się czule. – Wezmę prysznic i dołączę do ciebie. – W moim głosie tliła się obietnica.

– Sama? – Narzeczony poderwał się na równe nogi. – Nieładnie, Emily – wychrypiał, aż moim ciałem targnął gwałtowny dreszcz.

– Jesteś nienasycony – parsknęłam śmiechem, gdy ujął mnie za biodra i przykleił się do moich pleców.

Razem przekroczyliśmy próg łazienki, a on zamknął drzwi.

– Przy tobie inaczej nie potrafię – wymruczał, gryząc mnie delikatnie w kark. Mrowienie się nasiliło i byłam pewna, że Simon to zauważył. – Jesteś równie apetyczna, jak twoje babeczki – skwitował, a ja nie wytrzymałam i kolejny raz wybuchnęłam śmiechem.

Tylko on potrafił porównać mnie do wypieków, ale – między innymi – za to kochałam tego człowieka.

Rozbierał mnie powoli, sycąc wzrok każdym skrawkiem mojego nagiego ciała. Zafundowałam mu to samo i oblizałam usta, gdy jego sterczący członek wyskoczył spod bielizny. Pierwsza weszłam do kabiny, a mój mężczyzna zasunął drzwi. Obsypywał mnie pocałunkami, począwszy od karku, skończywszy na pośladkach. Nie przeszkadzała mu lejąca się strugami z góry gorąca woda.

Kiedy odwrócił mnie przodem do siebie, a jego język rozchylił płatki kobiecości, westchnęłam głęboko. Ssał i lizał moją cipkę, spijając sączącą się z niej wilgoć. Wreszcie podniósł mnie i wbił się tak mocno, że mój krzyk odbił się od szklanych drzwi kabiny. Objęłam Simona mocno za kark i przywarłam ustami do jego ust. Wychodziłam mu naprzeciw, wypychając biodra w jego stronę. Drapałam paznokciami pokryte tatuażami plecy, zostawiałam na nich delikatne, czerwone pręgi, które powinny zniknąć za jakiś czas.

W pewnym momencie Cortez wdarł się we mnie po raz ostatni, fundując mi oszałamiający orgazm. Drżałam, podczas gdy ukochany trzymał mnie mocno, dopóki nie przestałam się trząść.

– Nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam się tobą nasycić. – Tembr jego głosu sprawił, że odruchowo zacisnęłam uda. Wreszcie dotarliśmy do łóżka, a ja ułożyłam się wygodnie tuż przy Simonie.

– Spróbuj tylko, a będzie ci potrzebna pomoc kolegów z pracy – zażartowałam, świdrując go wzrokiem.

Niewiele zmienił się przez wszystkie lata, które spędziliśmy razem. Chociaż ostatnio dostrzegłam kilka siwych włosów na skroniach oraz brodzie, której za nic nie chciał się pozbyć. I dobrze! Urwałabym mu co nieco, gdyby to zrobił. Uwielbiałam ją, zresztą MJ również. Zwłaszcza, kiedy tatuś łaskotał ją zarostem po brzuszku.

Po raz kolejny przyjrzałam się pierścionkowi, który kilka godzin wcześniej przyszły mąż założył mi na palec. Był piękny, wręcz idealny. Nieprzesadzony. Dokładnie taki, o jakim marzyłam.

Simon zaskoczył mnie oświadczynami. Na początku związku zaproponowałam, żebyśmy się z niczym nie spieszyli. Później zaszłam w ciążę i w ogóle przestałam zwracać uwagę na to, że nie jesteśmy małżeństwem. Byłam szczęśliwa, miałam cudowną rodzinę, więc czego więcej potrzebowałam do szczęścia? Teraz – patrząc na ten prosty, acz znaczący dowód miłości – cieszyłam się, że wkrótce zmienię nazwisko i zalegalizujemy naszą relację.

– Grozisz mi? – Brwi ukochanego powędrowały w górę, a ja pocałowałam go w lewy kącik ust.

– Nieprzerwanie od pięciu lat. Kiedy powiemy dzieciom o krótkich wakacjach u wujka Damona i cioci Angel? – spytałam, przypominając sobie o zaplanowanym za kilka dni wyjeździe.

– Jutro przy śniadaniu? – Simon muskał palcami moje ramię. – Chociaż moglibyśmy przyznać się dopiero godzinę przed podróżą.

– Czyżby pan się czegoś obawiał, panie Cortez? Nieustraszony człowiek, który radzi sobie z najgorszymi bandziorami chodzącymi po świecie? – Uwielbiałam się z nim droczyć.

– Tak. Nasze dzieci sieją we mnie postrach i nic nie potrafię na to poradzić – wymruczał, ziewając donośnie.

To był długi dzień i również odczuwałam zmęczenie. Jeszcze mocniej wtuliłam się w ciepłe ciało mężczyzny, po czym przymknęłam powieki.

– Przyznam szczerze, że we mnie czasami też – szepnęłam i zamknęłam usta.

Po chwili Simon zaczął głaskać mnie po włosach. Uwielbiałam, kiedy robił to tuż przed moim zaśnięciem. Bardzo szybko odpłynęłam.

Obudziło mnie szarpanie za rękę. Ledwo otworzyłam oczy, a zobaczyłam przy łóżku JD. Była piąta rano, dlaczego więc nie spał?

– Mogem śpać z wami? – zapytał cichutko, skubiąc paluszkami skraj materiału, z którego uszyta została jego piżamka.

– Oczywiście. – Zachęcająco odchyliłam kołdrę, aby synek do nas dołączył.

– Co się dzieje? – usłyszałam za sobą głos zaspanego Simona.

– Psisiedłem do waś śpać – odpowiedział JD. – Mamusia pozwojiła.

– Jonathan... – Cortez podniósł się i oparł na łokciu. – Wskakuj – odparł, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.

Mały, z moją pomocą, wdrapał się na łóżko i ulokował między mną a swoim ojcem. Odwróciłam się na drugi bok, obrzucając wzrokiem dwóch najważniejszych mężczyzn w moim życiu. Jonathan przytulił się do taty, co – jak zwykle – mnie rozczuliło. Po chwili usłyszeliśmy jego ciche posapywanie. Zasnął.

– Dokąd idziesz? – Simon spojrzał ze zdziwieniem, gdy po dwudziestu minutach odchyliłam kołdrę i wstałam, a następnie zarzuciłam na siebie szlafrok.

– Do kuchni. Już nie zasnę. Zostaniesz z nim? – Cały czas szeptałam, aby nie obudzić śpiącego chłopca.

– Oczywiście. Nastawisz kawę? – poprosił, przyglądając mi się z błyskiem w oku.

– Jak co dzień. – Posłałam mu buziaka i opuściłam sypialnię.

Gdy Simon pojawił się w kuchni razem z dziećmi, dochodziła siódma. MJ siedziała na jego barkach, natomiast JD niósł na rękach. Śniadanie już na nich czekało, więc zasiedliśmy do stołu.

– Mamy dla was niespodziankę – oznajmiłam po posiłku, wkładając brudne naczynia do zmywarki.

– Babećki? – Jonathan wlepił we mnie bystry wzrok.

– Coś lepszego – odpowiedziałam, ale chłopiec znów się wtrącił:

– Tojt? – dopytywał, a wtedy Simon roztrzepał mu włosy.

– Nie, kochanie. Pozwól mamie powiedzieć, o co chodzi.

– To cio dja nas macie? – Tym razem głos zabrała Michelle.

– Za trzy dni pojedziemy do wujka Damona, do Kanady – ogłosiłam, a MJ aż podskoczyła z radości.

– Jedziemy na wakaćje! – Jej twarz promieniała radością. – Ziobacimy Ejdena!

Aiden Cortez był synem Damona i Angel, starszym od bliźniaków o prawie dwa lata. Mimo różnicy wieku cała trójka uwielbiała spędzać ze sobą czas, gdy widywaliśmy się co kilka miesięcy.

.

Osobiście uważałam, że to Angel oraz mały Aiden stanowili główny powód, dla którego Damon znów nie wkroczył na złą ścieżkę. Cieszyłam się, że wszystko wróciło do normy. Pomysł, by dać Jonathanowi na drugie imię po starszym Cortezie, wyszedł od Simona. Nigdy wcześniej nie byłam z niego tak dumna, jak wtedy.

Zgodnie z obietnicą trzy dni później wyruszyliśmy w drogę do Vancouver. Simon wziął urlop w pracy – a brał go niezwykle rzadko – ja zaś powierzyłam cukiernię swojej współpracownicy, Katty, którą zatrudniłam cztery lata temu. Nowy lokal w Seattle rozwijał się lepiej, niż planowałam, dlatego już rok po otwarciu musiałam zatrudnić kogoś do pomocy. Szybko zyskałam zaufanie do nowej dziewczyny i ze spokojem mogłam jej wszystko powierzyć, kiedy zaszłam w ciążę i musiałam ograniczyć pracę.

– Mamoooooooooooo! – zawołał z tylnego siedzenia Jonathan.

– Tak, skarbie?

Obróciłam się w stronę dzieci. Michelle nawet nie zwróciła na mnie uwagi, pochłonięta przygodami animowanych postaci z kreskówki.

– Jeśtem głodny – zawołał, chichocząc pod nosem.

– Synu, powiedz, gdzie ty to wszystko mieścisz? – Simon zerknął w lusterko, ale JD wlepiał wzrok w tablet.

– W bziuśku.

– Kochanie, czy może być rogalik? – Sięgnęłam do torby, do której na wszelki wypadek włożyłam prowiant na drogę. Wiedziałam, że mały nie wytrzyma na trasie bez jedzenia.

– Mosie.

– Michelle, ty też chcesz? – zwróciłam się do córki.

– Nie – odparła, ssąc kciuka.

Przewróciłam oczami, nic nie mówiąc. Upominanie MJ nie skutkowało.

Resztę drogi odbyliśmy bez żadnych zakłóceń. JD w trakcie jazdy zasnął na godzinę. Jego siostra była o wiele bardziej wytrwała. Za to, gdy zobaczyła dom, przed którym się zatrzymaliśmy, aż zaczęła wierzgać nóżkami.

– Już cię wyciągam. – Wysiadłam szybko, aby Michelle nie zdemolowała oparcia mojego fotela. – Proszę, młoda damo.

Postawiłam ją na podjeździe w momencie, kiedy z domu wyszedł Damon, za nim Angel oraz Aiden, krzycząc wniebogłosy.

– Całe Vancouver się dowiedziało, że przyjechała rodzina Cortezów ze Stanów – zażartował Damon, schodząc do nas. Gdy zawiesił wzrok na mojej lewej dłoni, jego brwi wystrzeliły do góry. – A niech mnie, braciszku – przybrał zabawną minę – wreszcie zrobiłeś, co do ciebie należy.

– O mój Boże! – Twarz Angel rozjaśnił szczery uśmiech. – Gratulacje! – Puściła dłoń męża i podeszła, aby mnie objąć.

– Jestem z ciebie dumny. – Damon przystanął przed Simonem i potrząsnął jego dłonią.

Bracia wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

– Dziękuję. Nadszedł czas, abyś został świadkiem na moim ślubie – napomknął mój narzeczony, wprawiwszy gospodarza domu w zdumienie.

– Naprawdę? – Damon wyglądał na zmieszanego, ale niemal natychmiast znów się rozpogodził. – To będzie dla mnie ogromny zaszczyt.

– Spróbowałbyś powiedzieć inaczej – burknął Simon. – Cześć, Aiden – przywitał się z bratankiem, który opowiadał o czymś naszym dzieciom.

– Cześć, wujek. Przywiozłeś pistolety? – spytał.

Aiden wiedział, w jakim zawodzie pracował brat jego ojca i za każdym razem, gdy się tylko widzieli, Simon musiał opowiedzieć przynajmniej o jednej z akcji. Oczywiście zmyślał te historie na potrzeby dziecięcej fantazji.

– Ciocia nie pozwoliła. – Simon wskazał na mnie, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.

– Ciociu! – Aiden tupnął nóżką. – Chciałem zobaczyć pistolety wujka.

– Zobaczysz, kiedy podrośniesz. Za to przywiozłam coś lepszego – zręcznie zmieniłam temat, po czym podeszłam do bagażnika.

– Co? – spytał nieufnie, podążając za mną.

Bliźniaki zgromadziły się wokół, a ja otworzyłam klapę i wyjęłam ze środka dwa opakowania ze słodkościami z cukierni.

– O mamo! – Pięciolatek wytrzeszczył oczy na widok muffinek z borówkami, za którymi wręcz przepadał.

– Wejdźmy do środka, nie będziemy stali przed domem – wtrącił Damon, łapiąc syna za rękę i przekazując go matce. – Pomogę wam z bagażami.

– Z bagażami, czy z tym, co przywieźliśmy? – Simon szturchnął brata.

– Zamknij się!

Damon nie pozostał dłużny, ale zaraz chwycił za bagaże dzieci, które pobiegły do domu za Angel i Aidenem.

Wkrótce trafiliśmy do jadalni.

– Pomogę ci – zaofiarowałam się, gdy Angel oddaliła się do kuchni, aby podać obiad.

– Podejrzewałaś coś? – zapytała, kiedy znalazłyśmy się sam na sam.

Żona Damona wyjęła z piekarnika ulubioną zapiekankę moich dzieci, na którą przepis dostała ode mnie. Nie wiedziałam, który już raz zagapiłam się na pierścionek i rozszerzyłam usta w uśmiechu.

– Nic, a nic. Simon totalnie mnie zaskoczył. – Chwyciłam za stojącą na blacie sałatkę.

– Zaczekaj. – Angel odstawiła naczynie i przystanęła obok mnie. – Nie masz pojęcia, jak się cieszę z twojego szczęścia. Jeszcze raz serdeczne gratulacje.

Przyjaciółka objęła mnie, a ja odwzajemniłam uścisk. Żałowałam, że nie mieszkamy bliżej siebie i nie możemy częściej się widywać.

– Zostaniesz moją świadkową, prawda? – zagadnęłam, a wtedy Angel odsunęła się i popatrzyła na mnie tak, jakbym z niej żartowała.

– Jasne, że tak. – Rozpromieniła się po chwili i znów utonęłam w jej uścisku.

– Goście czekają głodni, a wy tu się przytulacie? – Do kuchni wparował Damon, i spojrzał na nas wymownie. – Nie przerywajcie sobie, ja tylko wezmę to i to. – Wskazał na naczynia wypełnione jedzeniem, uśmiechając się przy tym łobuzersko.

– Mówisz tak, bo sam jesteś głodny. – Angel puściła mnie i pokiwała głową z rozbawieniem, kiedy jej mąż przejął zapiekankę. Zanim zdążyłam wziąć miskę z sałatką, przyszła szwagierka mnie wyprzedziła, więc po prostu podążyłam za nią.

Uwielbiałam tę dwójkę. Damon był wpatrzony w żonę tak, jakby na świecie nie istniała żadna inna kobieta, natomiast mały Aiden został ich oczkiem w głowie. Cieszyłam się szczęściem tej rodziny tak samo, jak oni cieszyli się naszym.

Wreszcie zasiedliśmy do stołu, przy którym dzieciaki wesoło dokazywały, snując plany na popołudniową zabawę w ogrodzie Cortezów. Simon wdał się w dyskusję z bratem, a ja wypytywałam Angel o jej salon i opowiadałam o planach otworzenia kolejnej cukierni. Po obiedzie – pomimo nalegań Damona – pomogłam sprzątnąć ze stołu. Nie lubiłam siedzieć bezczynnie, nawet jeśli byłam gościem. To po prostu nie leżało w mojej naturze. W końcu przeszliśmy na taras, ponieważ dzisiaj pogoda wyjątkowo dopisywała.

– Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko grillowi wczesnym wieczorem – nadmienił Damon, podając bratu szklaneczkę z whiskey. – Zaprosiliśmy Cole'a i Kaylee.

– Wspaniale! – zawołałam. – Dawno się z nimi nie widzieliśmy. Czy u nich wszystko w porządku?

Kaylee była najlepszą przyjaciółką Angel, a Cole jej mężem – miliarderem. Projektował wysokiej klasy jachty dla ludzi, którzy dosłownie spali na pieniądzach. Wraz z Simonem poznaliśmy ich kilka lat wcześniej, podczas jednej z takich wizyt w Vancouver. Polubiłam zarówno Kaylee, jak i Cole'a, który wtedy jeszcze nie był jej mężem.

– Niedługo ich rodzina się powiększy. – Uśmiech Angel był wspaniałym dowodem na to, jak bardzo kobieta cieszyła się szczęściem przyjaciółki. – Wszelkie formalności mają się już ku końcowi i wkrótce państwo Wayden zabiorą córkę do domu.

– To naprawdę wspaniała nowina – skomentował Simon. – Może postaramy się o rodzeństwo dla MJ i JD?

Narzeczony wbił we mnie gorące spojrzenie. Nie potrafiłam nic poradzić, że ilekroć patrzył w ten sposób, budził we mnie pożądanie. Lecz teraz nie byliśmy sami, a ja miałam ochotę go rozszarpać.

– Kolejny Cortez na tym świecie to byłoby coś – dodał Damon, uśmiechając się od ucha do ucha.

– Inaczej by śpiewali, gdyby chociaż raz zaszli w ciąży i urodzili dziecko – rzuciła Angel, przewracając oczami.

Roześmiałam się głośno. Angel miała stuprocentową rację. Zerknęłam na Simona, który oblizał usta, ledwo pochwycił moje spojrzenie. Znów poczułam dreszcze. Miałam ochotę go zabić za tę jawną prowokację.

– Przepraszam, muszę wyjść do toalety. – Wstałam i skierowałam się do domu.

Szybko odnalazłam łazienkę i ochlapałam twarz zimną wodą. Policzki pokrywał zdradziecki rumieniec. Gdy podniosłam głowę, w lustrze napotkałam wzrok Simona, który wkradł się po cichu do pomieszczenia.

– Co ty...

Nie zdążyłam dokończyć. Odwrócił mnie przodem do siebie i wziął moje usta w posiadanie. Jego silna dłoń spoczęła na moim pośladku i zacisnęła się na nim.

Nie miałam jak zaprotestować. I nie chciałam. Simon był jedynym mężczyzną, który wywoływał we mnie takie emocje.

– Zwariowałeś – wykrztusiłam po chwili.

Oddech miałam ciężki, a między udami odczuwałam bolesną pustkę.

– Przez ciebie. Najchętniej wziąłbym cię tu i teraz, ale zaczekam, aż znajdziemy się w sypialni. Będziemy się kochali długo i powoli – wydyszał prosto w moje usta.

– Zabiję cię kiedyś – syknęłam, z trudem panując nad podnieceniem.

– Po ślubie. Pozwól mi chociaż założyć ci obrączkę na palec.

Kolejnym pocałunkiem zatkał mi usta, więc westchnęłam zrezygnowana. Simon rozbrajał mnie w kilka sekund.

– Idź już. – Łapczywie łapałam oddech, starając się zapanować nad drżeniem kolan. – Zaraz do was dołączę.

– Kocham cię. – Ostatnie muśnięcie warg i mężczyzna zniknął.

Z jednej strony chciałam ochotę go rozszarpać, a z drugiej wiedziałam, że oczekiwanie tylko bardziej zwiększy nasz apetyt na seks. Parsknęłam śmiechem pod nosem. Zupełnie, jakbyśmy mieli z tym problemy. Ponownie odwróciłam się w stronę umywalki i jeszcze raz schłodziłam twarz.

Po dziesięciu minutach wróciłam do roześmianego towarzystwa. Damon gapił się na mnie z tym kretyńskim uśmiechem przyklejonym do ust. W końcu Angel kopnęła go w kostkę, żeby przestał.

– Wujek Koj! – krzyknęła MJ, która siedziała na moich kolanach.

Obróciłam się i w wejściu zauważyłam Cole'a oraz Kaylee Wayden.

– Cześć, ślicznotko. – Cole posłał mojej córce czarujący uśmiech, a ona zeskoczyła na podłogę i rzuciła mu się w ramiona. – Czyżbyś za mną tęskniła?

– Jak chojeja! – zawołała, a ja zdębiałam. Od razu spojrzałam na Simona, który przybrał minę niewiniątka. Za to Damon wcale się nie krępował i zaczął rechotać. – Psiwiozłeś mi jutkę? – spytała.

– Wujek, wujek! – Nasza druga pociecha dopadła do nogi Cole'a i przyczepiła się do niej.

– Jonathan. – Cole podał Michelle swojej żonie.

Kaylee uwielbiała dzieci. Niestety była bezpłodna. Dlatego razem z Cole'em jakiś czas temu złożyła wniosek o adopcję i – jak wspomniał Damon – niedługo mieli zostać rodzicami.

– Co słychać, mój mały przyjacielu? – Wayden zagadywał mojego syna.

– Nie jestem mały, jestem duzi! – JD naburmuszył się z lekka, ale gdy Cole połaskotał go po bokach, zaczął piszczeć i się cieszyć.

– Ogromny niczym moje statki – przyznał Wayden.

– Wujek, weś nas na jutkę – upomniała się Michelle, tkwiąca w ramionach Kaylee.

– Skarbie, nie męczcie wujka, bo tyle będziecie go widzieć – odezwał się Simon, wstając, aby przywitać się z gośćmi. – Witaj, Kaylee. – Skinął jej głową, na co ona posłała mu ciepły uśmiech.

– Cześć, Simon. – Cole potrząsnął dłonią mojego narzeczonego. – Mam nadzieję, że nie aresztujesz mnie za złe parkowanie, bo zdaje się, że zablokowałem cię na podjeździe. – Wayden wyszczerzył zęby, napinając imponującą muskulaturę.

Chociaż, nie licząc Jacoba, nigdy nie pomyślałam o innym facecie w taki sam sposób, w jaki myślałam o Simonie, trudno było nie dostrzec, że zarówno Damon, jak i Cole stanowili niezłe partie. Na szczęście swoich partnerek – zajęte.

– Nie w takich sytuacjach dawałem sobie radę. – Simon odbił piłeczkę.

– Wuuuuuuuujek! – zawołała Michelle, żeby zwrócić na siebie uwagę. – Chcem na jutkę. Wujek Damon mówił, zie mnie weśmieś.

– I mnie, i mnie – dopominał się Jonathan.

Westchnęłam w duchu. Moje pociechy, jeśli czegoś chciały, musiały to dostać.

– Wujek potrzebuje odpocząć, bo go zmęczyliście – zabrałam głos, kiedy Waydenowie po zajęciu miejsc nadal byli okupowani przez bliźnięta.

Aiden – chyba odrobinę zazdrosny o uwagę – wdrapał się na kolana swojego taty.

– Niepjawda! – zaprotestowała MJ. – Wujek nie jesteś zmęciony, pjawda?

– Dla ciebie, Michelle, zawsze znajdę siłę – odpowiedział Cole.

– A dja mnie? Maś babećki na swojej jutce? – JD pociągnął Cole'a za rękaw koszulki.

– JD, nie wolno tak – zwróciłam uwagę synowi.

Mały ledwo na mnie spojrzał.

– Twoja mama ma rację, smyku. – Simon mnie poparł, nachylając się do chłopca. – Jeśli będziesz tarmosił wujka, to on nie przepisze ci jutki w testamencie – powiedział po chwili, a ja zakrztusiłam się sokiem. – Kochanie, wszystko w porządku? – zapytał troskliwie, wstając.

Zauważyłam, że nie tylko byłam zszokowana słowami Simona.

– Dlaczego tak na mnie patrzycie? Wszyscy dookoła powtarzają, że jestem zbyt poważny i nigdy nie żartuję, więc zażartowałem. – Kąciki jego ust drgnęły w górę.

Przestałam kasłać i otarłam załzawione oczy.

Gdy nikt nie zareagował choćby uśmiechem, Simon zmarszczył brwi.

– No co? – spytał, tocząc wzrokiem po zebranych.

Kaylee nie wytrzymała i pierwsza się roześmiała, a pozostali poszli w jej ślady.

– Simonie, powinieneś częściej ćwiczyć, a na kolejnym spotkaniu z pewnością ubawisz nas do łez – zaśmiała się Angel.

– Albo rozstrzelam – zagroził, przybierając surową minę.

– Ale dopiejo jak wujek ziabiesie naś na jutkę, dobzie? – poprosiła Michelle, która ani myślała opuścić kolan Kaylee.

Słowa mojej córki wywołały kolejną salwę śmiechu, jeszcze większą niż po żarcie Simona.

Spojrzałam na zgromadzonych przy stoliku, na dzieci, które co rusz się przekrzykiwały, pragnąc ściągnąć na siebie uwagę dorosłych. Wreszcie napotkałam wzrok Simona, mężczyzny, który w najmniej spodziewanym momencie zdobył moje serce. Zmieniliśmy się przez te wszystkie lata, nasz związek ewoluował, na świat przyszły bliźnięta. Raz było lepiej, raz gorzej. Do tego dochodził mój strach o życie Simona, co niejednokrotnie doprowadzało do kłótni między nami, lecz później wszystko wracało do normy.

Przeczuwałam, że los szykuje dla nas jeszcze sporo niespodzianek. Może nie zawsze będzie tak kolorowo i wesoło jak dzisiaj. Może nie każdego dnia będziemy otoczeni tyloma przyjaciółmi, ale jedno wiedziałam na pewno – jak długo pozostaniemy razem, jak długo będziemy się kochać i darzyć szacunkiem, tak długo przetrwamy jako rodzina.

– Kocham cię – poruszyłam bezgłośnie wargami, wiedząc, że Simon zrozumie.

Krótki uśmiech był dla mnie najlepszą z możliwych odpowiedzi.

KONIEC


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro