Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Emily

Przyjemne ciepło skumulowało się w dole mojego brzucha. Mruknęłam z zadowoleniem, tak dawno tego nie odczuwałam. Bardzo powoli wracałam ze świata snu na jawę, coraz mocniej rejestrując fakt, że ten poranek zupełnie odbiegał od normy. Powoli otworzyłam oczy i utkwiłam wzrok w ścianie naprzeciwko. Spojrzałam przez szybę, zza której przebijały się promienie słoneczne. I wtedy to poczułam.

Delikatny ruch drugiego człowieka tuż za mną. Zesztywniałam, a moje serce przyspieszyło. Biło tak szybko, jakby zamierzało przeszyć klatkę piersiową i wyskoczyć na zewnątrz. Mocno zacisnęłam powieki, aby się uspokoić. Wzięłam głęboki oddech, pozwalając, by tlen rozprzestrzenił się w płucach. Po chwili wypuściłam powietrze ze świstem.

Powoli sobie przypomniałam, co zaszło poprzedniego wieczoru i w nocy. Kumulacja złego nastroju pchnęła mnie do sięgnięcia po wino, które weszło za mocno. Pamiętałam, że siedziałam w salonie. Simon krzątał się po domu, jak zwykle mnie ignorując. Dlaczego więc trafiłam do jego łóżka? Bo nie miałam żadnych wątpliwości co do tego, gdzie się znajdowałam.

Ręka mężczyzny opasała moją talię, a on najwyraźniej wciąż spał. Bałam się poruszyć, żeby go nie obudzić. Jednak, kiedy na pośladkach poczułam coś ciepłego i twardego, zadygotałam, jakby ktoś poraził mnie prądem. Do umysłu wkradła się panika. Musiałam uciec stąd jak najszybciej. Nie potrafiłam zignorować tego, co się działo. Chwyciłam za rękę Corteza i przesunęłam ją na bok. Omal nie dostałam zawału, kiedy wymruczał coś pod nosem.

Ostrożnie zsunęłam nogi z łóżka, z niejaką ulgą zauważywszy, że wciąż miałam na sobie ubranie. Nie zdobyłam się na odwagę, żeby spojrzeć na Simona. Przerażał mnie fakt, że nie powstrzymałabym pragnień, które uparcie ignorowałam. Pragnień, które z jednej strony przerażały i wzmacniały we mnie wyrzuty sumienia, a które z drugiej strony chciałam zrealizować.

– Emily? – Zachrypnięty głos Simona wybrzmiał niczym huk armatni.

Gdybym się odwróciła i spojrzała Cortezowi prosto w oczy, uległabym mu tu i teraz. Dlatego nie odpowiedziałam, tylko złapałam za klamkę i wybiegłam z sypialni. Gdy wpadłam do siebie, zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o nie. Czułam, jakbym przebiegła maraton. Nogi mi drżały, dłonie zwilgotniały, oddech przyspieszył. Zdawałam sobie sprawę z tego, jak się zachowywałam, ale obecnie tego nie kontrolowałam.

Po jakimś czasie skierowałam kroki do łazienki. Na wspomnienie twardej męskości, uwierającej mnie w pośladki, oblałam się rumieńcem, a między udami pojawiał się żar, którego nie potrafiłam ugasić.

Nie odważyłam się wyjść z sypialni przed południem, chociaż zrobiłam się tak głodna, że aż skręcało mnie w środku. W domu panowała cisza, jednak byłam pewna, że Simon czaił się w pobliżu. Po ostatniej kłótni – w trakcie której zachowałam się jak skończona idiotka – między nami zapanował względny spokój. Niestety Cortez nadal schodził mi z drogi i unikał konfrontacji. Dlatego zdumiało mnie, że nie oddelegował mnie ze swojego pokoju. W końcu mi się przypomniało, jak do niego trafiłam.

W kuchni przygotowałam lunch, a później zasiadłam w salonie. Aby nie zwariować od przejmującej ciszy – bo nadal nie dostrzegłam nigdzie śladu Simona – włączyłam telewizor i przerzucałam kanałami, aż natrafiłam na jeden z tych głupich reality show, których pełno było w telewizji. Nie należałam do ich fanów, niemniej skutecznie udało mi się odciągnąć na chwilę uwagę od problemów.

Po sytym i ciepłym posiłku ogarnęła mnie senność. Położyłam się na kanapie; przecież i tak nie miałam nic pilnego do roboty. Nakryłam się kocem i przymknęłam oczy. Odleciałam szybciej, niż zdołałam o czymkolwiek pomyśleć.

Gdy uniosłam powieki, rozejrzałam się dookoła. Nadal leżałam w salonie, a w domku panowała cisza. Postanowiłam wstać i poszukać Simona. Doskwierała mi samotność – wolałam spędzić czas w jego towarzystwie niż z własnymi myślami. Zaglądałam do każdego pomieszczenia, ale nigdzie go nie zastałam. Może wyszedł na zewnątrz, chcąc zyskać święty spokój?

Wreszcie dotarłam do pokoju, w którym znajdowało się jacuzzi. Pchnęłam drzwi i przystanęłam w progu. Simon siedział w basenie, opierając głowę o brzeg. Był zwrócony przodem do mnie, jego oczy pozostawały przymknięte, a w dłoni trzymał szklaneczkę z bursztynowym płynem w środku. Karafka z whiskey stała obok. Przyglądałam się temu widokowi łapczywym wzrokiem, sunąc wzrokiem po linii podbródka, ustach zaciśniętych w wąską kreskę czy imponującej klatce piersiowej. Wtedy uchylił powieki i spojrzał prosto na mnie.

– Emily. – Jego głos, równie zachrypnięty co rano, obudził we mnie pożądanie.

Chociaż tak naprawdę obudziło się ono w momencie, w którym zobaczyłam Corteza w basenie. Zadrżałam, a moje nagie ramiona pokryła gęsia skórka.

– Coś się stało?

Milczałam, niezdolna do wypowiedzenia choćby słowa. Pożerałam mężczyznę chciwym wzrokiem i fantazjowałam, co moglibyśmy razem robić. Dopiero po chwili potrząsnęłam głową, budząc się z chwilowego transu.

– Po prostu... – zaczęłam, ale głos odmówił mi posłuszeństwa. Jeszcze nigdy nie czułam tak obezwładniającego pragnienia. Nie byłam zdolna dłużej mu się opierać.

– Po prostu co? – Simon przyglądał się mi bezceremonialnie, sunąc spojrzeniem z góry na dół.

Poczułam napływającą wilgoć, więc mocniej zacisnęłam uda.

– Szukałam cię – odpowiedziałam z trudem.

Nie zamierzałam dłużej udawać. Zbyt długo broniłam się przed tym, co czułam do Corteza i – może nie było to właściwe – nie potrafiłam negować własnych emocji.

– Doprawdy? – Jego brwi powędrowały do góry, po czym mężczyzna odstawił szklaneczkę na bok. – Dlaczego? – zapytał, unosząc się na łokciach i prezentując wytatuowaną klatkę piersiową.

Aż miałam ochotę podejść i ją polizać, poczuć jego smak na języku. Znów zadygotałam, co nie uszło bystrym oczom mojego rozmówcy.

– Pragnę cię – wyznałam szczerze.

Gdybym oznajmiła, że kosmici wylądowali przed domkiem, pewnie byłby mniej zaskoczony. Oblizał seksowne wargi, a ja postąpiłam krok do przodu, a potem kolejny, aż w końcu dotarłam do jacuzzi. Simon poruszył się ostrożnie, czekając na mój ruch.

Rozpinałam bluzkę, kiedy przyglądał mi się łapczywym wzrokiem. Wciągnął powietrze w płuca, gdy obnażyłam się, prezentując koronkowy stanik, który zakrywał drobne piersi. Czułam, jak sutki stanęły na baczność, błagając o uwagę. Sięgnęłam do guzika w spodniach i odpięłam go, a następnie rozsunęłam zamek. Mimo że tak bardzo pragnęłam Corteza, każdą czynność wykonywałam nieznośnie powoli, celowo przedłużając chwile oczekiwania na zbliżającą się przyjemność. To samo w sobie było cholernie podniecające. W końcu stanęłam przed nim półnaga, okryta jedynie bielizną.

Ciepła woda oplotła moje ciało. Zanurzałam się i przysunęłam bliżej mężczyzny. Usiadłam mu na kolanach, objęłam go za szyję i patrzyłam prosto w pociemniałe od pożądania oczy. Uśmiechnęłam się delikatnie, obrysowując palcem męskie wargi. Gdy Simon chwycił za niego zębami, nie powstrzymałam jęku. Moje wnętrze pulsowało – między udami czułam twardy członek, który był gotowy do działania. I chociaż próbowałam jak najdłużej cieszyć się obecną sytuacją, nie mogłam znieść pustki wewnątrz mnie.

Pochyliłam się, by pocałować Corteza. Ściśle przylgnęłam do niego całym ciałem, biodrami otarłam się o sztywnego penisa. Całowaliśmy się namiętnie, jakbyśmy mieli nie doczekać jutra. Nasze oddechy mieszały się ze sobą, palcami muskałam kark kochanka, aż w końcu wsunęłam dłonie w jego wilgotne włosy.

– Wejdź we mnie – wydyszałam między pocałunkami.

Nie umiałam dłużej zwlekać, pragnęłam, aby mnie wypełnił i podarował rozkosz, jakiej nie zaznaliśmy nigdy wcześniej.

– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – wyszeptał prosto w moje usta, po czym wsunął dłonie między splecione ciała, odchylił bieliznę na bok i wbił się we mnie.

Zachłysnęłam się powietrzem. Nic nie było w stanie przygotować mnie na to, czego doznałam. Obezwładniające pożądanie, przyjemność rozlewająca się falami po każdym zakamarku ciała. Unosiłam się i opadałam, dążąc do spełnienia. Usta Simona przeniosły się na moją szyję, a stamtąd na dekolt oraz piersi, których w międzyczasie pozbawił koronkowej ochrony.

Kiedy delikatnie przygryzł jedną z brodawek, nie powstrzymałam cisnącego się na usta okrzyku. Orgazm rozchodził się falami, niemal pozbawiając mnie przytomności. Nie zarejestrowałam, w którym momencie Cortez dotarł na szczyt, ale w końcu wypełnił mnie nasieniem. Przytulił mnie do siebie, delikatnie pocałował, próbując uspokoić rozedrgane ciało. Przymknęłam oczy. Usiłowałam się uspokoić.

– Emily? – Szarpnięcie wyrwało mnie z przyjemnego odrętwienia. – Emily!

Niechętnie uchyliłam powieki.

Simon pochylał się nade mną. Uśmiechnęłam się leniwie, lecz mój uśmiech szybko zniknął, gdy zorientowałam się w sytuacji. Nadal leżałam w salonie na kanapie. I wcale nie kochałam się z Simonem. To był tylko sen.

Uderzyła we mnie fala gorąca. Między udami poczułam wypływającą wilgoć. Oddech się urywał, po plecach spłynęła stróżka potu. Sprawca tego stanu, Simon Cortez, był na wyciągnięcie ręki – wystarczyło chwycić go za koszulkę, aby opadł na mnie i mogłabym spełnić senną fantazję. Nie zrobiłam tego z wielu powodów. Jednym z nich było zażenowanie; wszak przyłapał mnie, kiedy o nim śniłam.

– Przepraszam. – Usiadłam prosto jak struna i odrzuciłam nakrycie, nie potrafiąc dłużej patrzeć mu w oczy.

– Źle się czujesz?

Dotknął mnie, a wtedy gwałtownie zadrżałam, co z pewnością nie uszło jego uwadze. Musiałam stąd zniknąć, zanim całkowicie się skompromituję.

– Nie – bąknęłam, zrywając się z kanapy.

Wychodziłam na tchórza i miałam tego pełną świadomość, ale wciąż nie mogłam się przemóc, aby sięgnąć po to, czego pragnęłam. Po Simona. Nie byłam w stanie dłużej niczego ukrywać. Z jednej strony fatalnie się czułam ze świadomością, że pożądałam innego mężczyznę, gdy mój mąż niedawno stracił życie i powinnam go opłakiwać. Z drugiej strony – chciałam przestać uciekać przed tym, co we mnie narastało.

Dygocząc, wparowałam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Sen był tak realny, że nadal odczuwałam pulsowanie. Kompletnie nie potrafiłam się po nim pozbierać.

Straciłam rachubę czasu, jak długo leżałam w samotności. Nie miałam pojęcia, czy Cortez się domyślił, co naprawdę się ze mną działo. Wolałam go nie pytać. Zeszłam na parter dopiero pod wieczór, przekonana, że jeśli posiedzę w zamknięciu jeszcze chwilę, to oszaleję. W domku – podobnie jak w moim śnie – panowała idealna cisza. Zadrżałam na wspomnienie fantazji, która wciąż tkwiła głęboko w moim umyśle.

Postanowiłam odszukać Simona. Chciałam tylko zobaczyć, co robi, przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam. Zastanawiałam się, czy już doszczętnie oszalałam, czy jeszcze nie. Na miejscu mojego opiekuna zamknęłabym siebie w piwnicy i czekała, aż zmądrzeję. Kiedy dotarłam do końca korytarza i stanęłam przed drzwiami, za którymi znajdowało się jacuzzi, dziwnie się poczułam.

Pchnęłam drewniane skrzydło i oniemiałam z wrażenia. Nigdy wcześniej nie padłam ofiarą déjà vu. Cortez siedział w basenie, w tej samej pozycji, którą obrał podczas snu. W dłoni trzymał szklaneczkę z whiskey, jego oczy pozostawały przymknięte. A może wpadłam w pętlę, z której nie potrafiłam się wybudzić?

Jesteś głupia, Emily. Takie rzeczy nie zdarzają się w życiu codziennym.

Prychnęłam pod nosem, powoli odnosząc wrażenie, że naprawdę zwariowałam. Jednak nie odwróciłam wzroku od sylwetki zanurzonego w ciepłej wodzie mężczyzny. Musiałam się wycofać, zanim spostrzeże moją obecność. Niestety zanim to uczyniłam, on uniósł powieki i spojrzał mi prosto w oczy.

– Emily. – Zachrypnięty głos wydostał się z jego gardła, a ja z całej siły zacisnęłam dłonie w pięści, wbijając paznokcie w skórę.

Ogarnęło mnie tak silne podniecenie, że ledwo powstrzymałam jęk.

– Chcesz skorzystać z jacuzzi? – spytał, po czym się podniósł. Patrzyłam zafascynowana, jak z jego ciała spływały kropelki wody. – Emily – powtórzył moje imię.

– Nie – chrząknęłam. Próbowałam zapanować nad głosem, żeby Simon nie odgadł, co się ze mną działo. – Nie będę ci przeszkadzała. – Zamierzałam wyjść i zostawić go w spokoju, bo podziwianie muskularnego ciała przyprawiało mnie o kolejne dreszcze. Z coraz większym trudem przychodziła mi walka z własnymi pragnieniami i coraz mniej rozumiałam, dlaczego w ogóle z nimi walczyłam. – Siedź, ile tylko chcesz. Pójdę poćwiczyć – rzuciłam pierwszym pomysłem, który przyszedł mi do głowy.

– Już wystarczająco dużo czasu spędziłem w wodzie. – Stanął na położonej białymi płytkami podłodze. Sięgnął po ręcznik, więc bezwiednie podążyłam wzrokiem za ruchem jego dłoni. – Jacuzzi jest do twojej dyspozycji – dodał i skierował się w moją stronę.

Zastygłam niczym słup soli. Po cichu liczyłam, że Simon przerwie moje rozterki i weźmie mnie tak, jak we śnie, jednak przeszedł obok, jakbym była czymś skażona. W końcu zostałam sama.

Nie, nie chciałam wchodzić do basenu. Zastanawiałam, czy osiągnęłam cel, który na początku wydawał się dobrym pomysł, a nagle przestał mi się podobać? Czy zniechęciłam do siebie Simona? Wszak wyszedł z wody, ledwo przyszłam. Do tej pory uciekałam, dając mu do zrozumienia, że nie życzę sobie mieć z nim cokolwiek wspólnego. Dlaczego więc odczuwałam smutek i żal? Powinnam się cieszyć, że dobrze wykonałam zadanie.

Już do końca dnia nie spotkałam Corteza. Słyszałam, jak przechadzał się po domu, ale nie znalazłam w sobie odwagi, żeby spróbować z nim porozmawiać. Podejrzewałam, że umknąłby na mój widok, jak ja robiłam to do tej pory. Zapracowałam sobie na takie traktowanie i nie mogłam chować o to urazy.

Kolejne dni wyglądały podobnie. Wprawdzie pojechaliśmy do miasteczka, żeby uzupełnić zapasy, jednak Simon zawzięcie milczał, a cisza coraz bardziej mi doskwierała. Gdy o coś zapytałam, udzielał odpowiedzi, ale po chwili natychmiast zapadało milczenie. Zniechęcona, włączyłam muzykę w samochodzie.

Kiepski nastrój był również spowodowany tym, że w dalszym ciągu nie złapano Marcusa i Jimmy'ego. Istniało prawdopodobieństwo, że utknę w domku Damona na wiele tygodni lub miesięcy. Przy unikającym towarzystwa Cortezie ta wizja prezentowała się wręcz koszmarnie.

W następstwie tych informacji próbowałam odreagować stres za pomocą ćwiczeń, a także gotowania i pieczenia. To mnie uspokajało, ale spokój nigdy nie trwał wiecznie.

Był środek nocy, a ja nie mogłam spać. Ostatnio często mi się to zdarzało – ten fakt doprowadzał mnie do szału. Kiedy nie spałam, rozmyślałam. Doszłam do kilku wniosków. Jednak najważniejszy był ten, że jeśli nie zawrę rozejmu z Simonem, to zwariuję. Tylko jak miałam z nim porozmawiać, skoro unikał mnie jak ognia? Ledwo zaczynałam coś mówić, on wychodził. Nie wiedziałam, jak długo zniosę taki stan zawieszenia.

Poczułam suchość w ustach, więc odrzuciłam kołdrę i postanowiłam zejść do kuchni. Starałam się zachowywać najciszej, jak tylko potrafiłam, żeby nie obudzić mojego współlokatora. To, że ja nie spałam, nie znaczyło, że zamierzałam komuś przeszkadzać w odpoczynku.

Jakie było moje zaskoczenie, gdy w kuchni przy blacie spostrzegłam pochylającego się nad talerzem babeczek mężczyznę. Z początku nie zwrócił na mnie uwagi – sięgnął po kolejną sztukę. Kiedy szłam spać, talerz był pełen mufinek, a teraz brakowało połowy. Wokół mojego serca rozlało się znajome ciepło.

Chrząknęłam, dając znak, że nie był już sam, a wtedy na twarzy Simona mignęło zaskoczenie. Niemal parsknęłam śmiechem, widząc zmarszczki pokrywające jego czoło.

– Smakują? – spytałam rozweselona.

Dawno nie byłam w tak dobrym nastroju i niemal zapomniałam, jakie to uczucie.

– Taaaa. – Tyle zrozumiałam, kiedy odpowiedział z pełnymi ustami.

– Przynajmniej wiem, że to nie myszy zjadły wszystkie wypieki – mruknęłam, nawiązując do tego, że ciasta znikały w zastraszającym tempie.

– Masz coś przeciwko? – burknął, gdy przełknął babeczkę i złapał następną.

Ileż on w sobie tego mieścił! Ja nie dawałam rady czterem, a Simon pochłonął przynajmniej sześć! Przyglądałam się temu z niedowierzaniem, a wtedy na jego ustach zagościł minimalistyczny uśmiech.

O kurwa!

Znaliśmy się od wielu tygodni, a do tej pory ani razu tego nie zrobił. Prawdę mówiąc – przy nikim tego nie robił. Rozdziawiłam usta, lecz uśmiech Simona zniknął tak szybko, jak się pojawił.

– Ty... – wydukałam, nie potrafiąc się wysłowić.

– Co ja? – Patrzył na mnie wyczekująco.

– Uśmiechnąłeś się. – Wciąż nie wyszłam z szoku.

– Nieprawda – zaprzeczył.

– Przecież widziałam! – wykrzyknęłam. – Możesz zrobić to jeszcze raz? – poprosiłam. we mnie nieoczekiwaną radość i najwyższe zdumienie.

– Nie – odpowiedział, zamykając sobie usta ostatnią babeczką, i odwrócił wzrok.

Żałowałam, że nie ujrzę tego cudu drugi raz. Twarz Simona tak pięknie się wtedy wypogodziła. Miałam ochotę gapić się na niego, ale doszłam do wniosku, że to by dziwnie wyglądało. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej sok. Kiedy obróciłam się w kierunku Corteza, ten właśnie podążał do wyjścia. Nawet nie zerknął w moją stronę.

Poczułam ukłucie żalu w sercu, lecz nie zdobyłam się na to, żeby go zatrzymać. Zrozumiałam jedno – nie mogliśmy tak dłużej żyć. Uświadomiłam sobie, że popełniłam błąd, ale chciałam go naprawić.

Rano się okazało, że Simona nie było w domu. Wyszłam na taras, jednak tam też go nie zastałam. Gdy dotarłam na tyły, spostrzegłam, że wracał z przebieżki. Żałowałam, że nie udało mi się z nim pobiegać.

– Cześć – przywitałam się, po tym jak zbliżył się na tyle blisko, że nie musiałam krzyczeć. – Wcześnie wstałeś – napomknęłam, kiedy obdarzył mnie przelotnym spojrzeniem.

– Cały czas wstaję o tej samej porze. – Ściągnął brwi, wszedł po schodkach i zniknął we wnętrzu domu.

Obróciłam się i powiodłam za nim wzrokiem. Przecież w nocy się uśmiechnął, a teraz znów mnie unikał. Sądziłam, że ten etap mieliśmy za sobą i że zdołam z nim porozmawiać. Westchnęłam, po czym wróciłam do środka. Usłyszałam, jak wbiegł po schodach na górę, więc postanowiłam przyrządzić śniadanie i zaczekać w kuchni. Przecież nie mógł wiecznie siedzieć w sypialni.

Najwyraźniej nie znałam Simona wystarczająco dobrze, bo po godzinie wciąż nie było po nim ani śladu. Po dwóch chciałam pójść na górę i poprosić go, żeby zszedł, ale wtedy zrozumiałam, że naprawdę nie pragnął mojego towarzystwa. Gdyby było inaczej, już dawno by się zjawił i może zaczęlibyśmy się dogadywać.

Pokój opuścił dopiero w południe. Właśnie wyszłam z siłowni z ręcznikiem przewieszonym przez szyję, gdy spotkaliśmy się w korytarzu. Już otwierałam usta, by go zatrzymać, jednak minął mnie ze wzrokiem wbitym w podłogę, jakbym nie istniała.

– Simon – wyszeptałam jego imię, ale w ogóle nie zareagował.

Patrzyłam za nim załamana, czując rosnącą gulę w gardle. Właściwie czego się spodziewałam? Że ledwo rzucę na niego przychylnym wzrokiem, a wszystko wróci do normy? Zachowywałam się okropnie, kiedy próbował mi pomóc. Obwiniałam go o śmierć Jacoba, a tak naprawdę Simon nigdy się do niej nie przyczynił. Uwierzyłam mu, gdy wykrzyczał, że zrobiłby wszystko, byleby dostać szansę na uratowanie mojego męża. Nic dziwnego, że teraz traktował mnie jak powietrze. Istniało pewne mądre przysłowie: „Uważaj, czego sobie życzysz". Zapracowałam sobie na to, jak zostałam potraktowana.

Apogeum parszywego nastroju nadeszło w dniu moich trzydziestych pierwszych urodzin. Ogarnęło mnie przygnębienie, bo sobie uświadomiłam, że nie miałam ich z kim świętować. Zostałam sama jak palec. Przeszył mnie niewyobrażalny ból i zachciało mi się płakać, ale zdołałam się powstrzymać. Miałam dosyć wypłakiwania sobie oczu, gdyż od pewnego czasu był to stały element mojej codzienności. Mimo przepełniającego mnie smutku i przygnębienia, nie zamierzałam się poddawać.

Aby podnieść się na duchu, postanowiłam upiec tort. Tak, głupi pomysł, jednak co mi pozostało? Simon nie życzył sobie mojego towarzystwa. Musiałam uszanować jego decyzję, więc zaszyłam się w kuchni.

Nadszedł wieczór, a ja usiadłam z winem i niemal całym tortem w salonie. Piłam już czwarty lub piąty kieliszek. Nie wiedziałam, co Simon robił, ponieważ kilka godzin wcześniej zniknął w piwnicy i do tej pory nie wyszedł.

Świetnie ci wychodzi niemyślenie o nim, Em.

Wychodziło naprawdę kiepsko. Im więcej pochłaniałam alkoholu, tym bardziej stawałam się przygnębiona i tym większe miałam poczucie winy, że uczyniłam z Corteza worek, na którym próbowałam się wyżyć. Nie usprawiedliwiały mnie nawet ostatnie wydarzenia.

Nie usłyszałam zbliżających się do salonu kroków. Zanotowałam obecność Simona dopiero wtedy, gdy nade mną stanął. Podniosłam wzrok odrobinę skonsternowana, trzymając w dłoni pusty kieliszek. Wyraźnie czułam krążący w żyłach alkohol i chyba tylko dlatego nie uciekłam.

– Co się dzieje? – spytał prosto z mostu.

Obrzuciłam go uważnym spojrzeniem, w którym tlił się żal, ale także pragnienie bliskości. Ciekawe, czy był tego świadom?

– Świętuję swoje urodziny – oznajmiłam zgodnie z prawdą.

Podczas gdy brwi Simona wystrzeliły do góry, nieoczekiwanie parsknęłam śmiechem.

– Przyłączysz się? – zagadnęłam po nagłym przypływie odwagi.

Zdawałam sobie sprawę, że byłam wstawiona, ale – prawdę mówiąc – nie obchodziło mnie to.

– W zasadzie... – zawahał się. – Dobrze – przytaknął, po czym zajął miejsce na kanapie, z dala ode mnie.

Zerknęłam na dzielący nas dystans i na moich ustach wykwitł delikatny uśmiech. Simon go zauważył, lecz przemilczał.

– Nie miałem pojęcia, że dzisiaj ją twoje urodziny – napomknął po jakimś czasie.

Na jego przystojnym obliczu dostrzegłam zmieszanie.

– Nie wspominali o tym w dzisiejszym wydaniu wiadomości? – zażartowałam, przysuwając się w jego stronę. – Spokojnie – mruknęłam powoli. Narastało we mnie przyjemne ciepło. Humor uległ natychmiastowej poprawie, a sprawiła to wyłącznie obecność Corteza w salonie i fakt, że przede mną nie uciekł. – Zjesz kawałek tortu? Obawiam się, że sama nie dam mu rady. – Wskazałam na ciasto, z którego ubył jedynie cienki pasek.

– Chętnie. – Simon z nabożną czcią zagapił się na wypiek.

Ukroiłam spory kawałek i podałam mu talerzyk. Dwie minuty później wszystko wylądowało w żołądku Corteza. Patrzyłam z przyjemnością, jak pochłaniał tort co do ostatniego okruszka.

– Może jeszcze trochę? – zaproponowałam. – Przyrzekam, że nie wiem, gdzie ty to mieścisz. – Parsknęłam śmiechem, nie zaczekawszy na odpowiedź.

– Mam pojemny brzuch. – Na dowód prawdziwości swoich słów Simon poklepał się po nim.

Na chwilę zatrzymałam wzrok na jego dłoni, która wciąż znajdowała się poniżej klatki piersiowej. Co ja bym dała, żeby to moje palce były na jej miejscu...

– Emily?

Z zawieszenia obudził mnie głęboki głos. Uniosłam wzrok, by spojrzeć w ciemne tęczówki.

Kiedy podawałam mu talerzyk z kolejną porcją tortu, nasze dłonie przypadkowo zetknęły się, a ja poczułam drobne iskierki podniecenia biegnące wzdłuż mojego kręgosłupa.. Simon nałożył na widelczyk kawałek ciasta i wsunął go sobie do ust. Wtedy zrobiłam coś, czego z pewnością nie zrobiłabym na trzeźwo. Gdy chciał nabić kolejny kęs, zgarnęłam palcem odrobinę kremu z talerza i oblizałam go na oczach mężczyzny.

– W ogóle nie umiesz delektować się jedzeniem – wymruczałam zmysłowym głosem. – Teraz to ja ciebie nakarmię – dodałam, po czym zabrałam mu talerz. Zaskoczyłam go jeszcze bardziej, siadając mu okrakiem na kolanach.

Jeszcze nigdy nie widziałam Corteza takiego zbaraniałego. Tak w zasadzie to nigdy nie widziałam go zbaraniałego. Nałożyłam kawałek ciasta na sztuciec i skupiłam uwagę na jego pełnych ustach. Marzyłam, żeby go pocałować, ale najpierw chciałam się trochę zabawić. Czułam, że mam nad nim władzę, bo wpatrywał się we mnie, jakbym była czymś drogocennym.

– Em – wychrypiał, a jego głos szarpnął moim wnętrzem.

On też miał nade mną władzę i to większą, niż bym się spodziewała.

– Otwórz usta – poprosiłam.

Simon, jak nigdy wcześniej, od razu wykonał polecenie. Obserwowałam z zafascynowaniem, jak powoli przeżuwał ciasto. Ogarniało mnie coraz większe pożądanie. Oczy mężczyzny przybrały niemal czarną barwę.

– Napijesz się ze mną wina? – zagaiłam, gdy wszystko przełknął.

– Poproszę.

Nie odrywał ode mnie wzroku. Nie chciał czy nie potrafił? Było mi to obojętnie, bo liczył się tylko fakt, żeby nie przestawał.

Sięgnęłam po butelkę i upiłam odrobinę trunku, po czym przysunęłam się do warg Corteza. Rozchylił je, a wtedy podzieliłam się z nim alkoholem, muskając przy tym jego usta.

– Smakowało? – Uniosłam dłoń w kierunku jego brody, której łaskotanie pragnęłam poczuć na całym ciele. Zadrżałam, co nie uszło uwadze Simona. Objął mnie rękami, zaplatając je na plecach. – Chcesz jeszcze? – spytałam, podczas gdy on milczał.

Skinął głową, więc powtórzyłam czynność. Tym razem się nie odsunęłam, kiedy wino trafiło do ust Corteza. Zaczekałam, aż je przełknie i wtedy wsunęłam swój język do środka. Nie zapomniałam smaku jego warg, ich miękkości oraz odurzającego działania. Objęłam mocniej mężczyznę i się przytuliłam. Wsunęłam dłonie w gęste włosy, badając ich miękkość, gęstość i długość. Jeśli bałam się, że Simon mnie odepchnie, to w tym momencie wszelkie obawy uleciały. Nie zrobił tego, a wręcz przeciwnie – przylgnął mocniej do moich ust i oddał pocałunek.

Smakował tortem, winem oraz prawdziwym facetem. Byłam głodna jego smaku, zapachu i ciała, które pragnęłam dotykać i poznawać, jakby było nowym, nieznanym lądem. Coraz mocniej szumiało mi w głowie. W końcu musiałam się odsunąć, bo zaczęło brakować mi tchu.

– Simon – wyszeptałam, przyciskając się udami do pełnej erekcji, którą wyraźnie poczułam.

– Zaniosę cię do łóżka – oznajmił i wstał ze mną w ramionach.

Pisnęłam, ale na szczęście trzymał mnie pewnie. Nie chciałam się z nim rozstawać. Alkohol przejmował kontrolę nad moim ciałem i jego reakcjami. Marzyłam o tym, aby tej nocy kochać się z Simonem.

– Zanieś mnie do siebie – jęknęłam mu wprost ucha, po czym wysunęłam ostrożnie język i polizałam małżowinę.

– Emily! – syknął. Głośno wciągnął powietrze. – Zabieram cię do twojego pokoju – oznajmił, chociaż byłam pewna, że nie tego pragnął.

– Proszę – rzekłam przymilnym tonem, pieszcząc skórę na karku Simona. – Nie chcę spać sama...

– Em. – Uwielbiałam, gdy zwracał się do mnie skróconą wersją imienia. – To nie jest...

– Będę grzeczna. Słowo skauta. – Przecież nie mógł wiedzieć, że nigdy nie uczęszczałam do skautów, prawda?

– Kurwa! – przeklął, przystanąwszy na korytarzu. – Pożałuję tego – wymamrotał pod nosem, ale i tak usłyszałam.

Wreszcie ruszył do swojej sypialni i kopnął drzwi butem, aż rozwarły się na oścież.

Zamruczałam, kiedy kładł mnie na materacu, a po chwili położył się obok. Błądziłam wzrokiem po twarzy Corteza, który nakrywał mnie narzutą. Położyłam mu dłoń na torsie, a wtedy spojrzał mi w oczy. Westchnęłam. Nie zamierzałam być grzeczna, mimo że złożyłam obietnicę.

– Śpij – poprosił cicho.

– Nie jestem zmęczona – odpowiedziałam, co nie do końca było prawdą.

– Emily! – warknął, przymykając powieki. – Zamknij oczy.

– No dobrze – zgodziłam się, choć i tak nie wykonałam polecenia.

Minęło kilkanaście sekund, gdy przesunęłam dłoń wzdłuż klatki piersiowej w kierunku krocza Simona. Niestety zdążył zareagować.

– Emily! – powtórzył moje imię takim tonem, jakby to miało mnie powstrzymać. – Przestań! – syknął.

Wtedy oparłam się na łokciu, przybliżyłam twarz do jego twarzy i wydyszałam mu w usta:

– Puść!

Zabrałam dłoń Simona, splatając nasze palce, a drugą dotarłam do twardości, której pragnęłam dotknąć. Cichy jęk opuścił jego usta.

– Emily! – zawołał, a ja ścisnęłam jego członka.

Spojrzałam w ciemnobrązowe tęczówki, w których czaiło się pożądanie.

– Cholera! – wystękał, ale nie zabrał mojej ręki.

Postanowiłam wykorzystać okazję i spełnić własną zachciankę. Wślizgnęłam się palcami za materiał spodni, dotykając nagiej skóry brzucha i sunąc dłonią w dół. Wreszcie złapałam za gorący, pulsujący penis i aż zamruczałam z przyjemności. Simon odchylił głowę, a ja przesuwałam palcami po żołędzi, z której już sączyła się wydzielina. Długo nie trwało, kiedy między palcami poczułam efekty pieszczot.

Zachichotałam niczym dziecko, które coś spsociło. Przysunęłam usta do jego warg, lecz Simon obrócił głowę, więc natrafiłam na jego policzek. Znów się roześmiałam.

– Dosyć! – Chrapliwy głos sprawił, że zapragnęłam wyskoczyć z ubrań. – Jeśli nie zaśniesz w ciągu minuty, odniosę cię do twojego łóżka – zagroził, po czym wyciągnął moją dłoń oblepioną spermą i zsunął mnie z siebie.

Zerwał się na równe nogi i zniknął w łazience, wracając po chwili z wilgotnym ręcznikiem, którym mnie wytarł. Zerknęłam na jego krocze i oblizałam wargi, a to nie uszło uwadze mężczyzny.

– Połóż się ze mną – poprosiłam ze skandalicznym uśmiechem, licząc, że go skuszę.

– Śpij – odezwał się ponuro, nie patrząc mi w oczy, i znów zniknął w łazience, zamknąwszy drzwi za sobą.

Opadłam na poduszki. Naprawdę chciałam się z nim kochać, jednak powieki coraz bardziej mi ciążyły. Potrzebowałam chwili odpoczynku. Obiecałam sobie, że to nie potrwa długo; zdrzemnę się raptem kilka minut i wtedy zaatakuję. Zasnęłam szybciej, niż zdążyłam rozwinąć w głowie fantazję, w której kochalibyśmy się do białego rana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro