13. Straszne słowa... (Kabuto Yakushi)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nadal nie mogę uwierzyć, że sprowadzenie jej zajęło ci aż tyle czasu - stwierdził stojący do mnie tyłem szarowłosy.

- Spytaj lepiej o okoliczności - mruknęłam, chowając twarz za złączonymi kolanami.

Będący pod ścianą Rinji prychnął tylko na nasze wypowiedzi, mając najpewniej ochotę sobie stąd wyjść.

Właściwie skoro teoretycznie wykonał już swoje zadanie... to dlaczego tego nie zrobi?

Nie, żebym tego chciała...

Oj, strasznie bardzo bym tego chciała!

Ale z drugiej strony, to trochę strasznie byłoby zostawać sam na sam z tylko jednym z nich.

No a z trzeciej - dwóch nieprzewidywalnych i groźnych (żeby nie powiedzieć gorzej, myślnik "lekko psychopatycznych") shinobich w jednym pomieszczeniu ze mną, to robiło się ciut niebezpieczne...

- Okolicznościach powiadasz? - zapytał, jakby zaciekawiony, a co mnie niepokoiło, wciąż odwrócony w swoim kierunku.

Uśmiechnęłam się, ale nic więcej już nie powiedziałam.

Usłyszałam, jak Rinji odrywa się od ściany, stawiając kilka kroków, otwierając drzwi, a na koniec odwracając się jeszcze, rzucając kilka słów przez ramię, i w końcu wychodząc.

"To może następnym razem sam załatwiaj swoje sprawunki" - hmm... zabrzmiało, jakby oznajmiał, że on już drugi raz się do tego samego sklepu nie kopsnie...

Cóż. Ja też bym się nie fatygowała, gdyby kasjerka strzeliła mi w zęby!

Ludzie, o czym ja w ogóle myślę?!

Może to dlatego, że przez dłuższą chwilę nie było słychać nic poza dziwnymi dźwiękami pochodzącymi że strony tego, co tam sobie grzebał szarowłosy.
I właśnie te odgłosy mnie niepokoiły.

Dlatego trzeba było je zagłuszyć lub przerwać.

- Tooo... jak masz na imię? - spytałam z uśmiechem.

Chciałam przycisnąć do się siebie kolana i objąć je rękami, ale wykonanie owego ruchu trochę mnie zabolało, więc zwyczajnie spóściłam nogi w dół, próbując siedzieć prosto, na przeznaczonym dla mnie stole.

Przy tym wszystkim nie spószczałam oczu z chłopaka, który wreszcie odpowiedział mi, zresztą tak, jak przewidywałam.

- Kabuto - przedstawił się, odwracając wreszcie do mnie przodem.

Na chwilę wytrzeszczyłam oczy, a żołądek podskoczył mi (gdzieś wyżej, bo nie wiem gdzie dokładnie on jest), gdy od skalpela okularnika odbił się złowrogi blask płomienia pochodni.

- Spokojnie - powiedział, chowając broń do kieszeni.
Albo do kabury - ja nie wiem gdzie on tam co trzyma.

Byle by nie w rękach!

- Taa... - mruknęłam, wciąż pozostając w gotowości, a przynajmniej wmawiając sobie, że tak właśnie jest.

Podniosłam wzrok, czując niepokój.

Kabuto zbliżał się do mnie powoli, i to w taki sposób, jakby po zatrzymaniu się miał oznajmić co najmniej grobową, albo śmiercionośną wiadomość.

Nie wiedziałam wtedy czy mam zejść i stanąć na podłodze, żeby w razie czego móc szybko uciekać... właściwie, to i tak w obecnym stanie nie dałabym rady...
W takim razie...!

Zanim zdążyłam cokolwiek sensownego wymyślić, on stał już prosto przede mną.

Czekałam z głową podniesioną do góry, po to, aby usłyszeć te dwa, straszne słowa z jego strony...

- Jesteś ranna.

Czekajcie, czekajcie! To wcale nie było straszne, ani tak nawet nie zabrzmiało.

Znaczy, może wyglądam przez to, co się niedawno stało strasznie, ale no... Spodziewałam się czegoś gorszego. Nie mam pojęcia dlaczego...

- Do tego w nietypowy sposób - ciągnął dalej. - Opowiesz mi jak to się stało?

Nagle, mimo panującego tu chłodu, poczułam wewnętrzne ciepło, bo...

Niby jak miałam powiedzieć mu, jak to się stało?! Hmm...

Wpadłam przez okno za dwadzieścia lat do przodu, a potem cofnęłam się z powrotem, ledwo uchodząc z życiem z pożaru?

Eeem... nie.

- Kto ci zakładał te bandaże? - zapytał, bardziej mówiąc do siebie niż do mnie, kręcąc przy tym głową na boki.

Wzdrygnęłam się, instynktownie odsuwając do tyłu, kiedy spostrzegłam, że chłopak dotyka opatrunków na mojej nodze.

Zaraz spojrzałam na niego, zastanawiając się, jak w tej sytuacji postąpi.
Nie miałam pojęcia czy się zdenerwuje, czy uda, że w ogóle nie zauważył mojego zachowania.

Pierwsze co zobaczyłam, to jak zwyczajowo poprawia swoje okulary.

- Spokojnie. Jestem medykiem - powiedział, ale jego słowa wcale do mnie nie przemówiły. Dlaczego?

...

Ponieważ znałam go już wcześniej, ale jako postać, nie jako żywą osobę.
Wiedziałam, że potrafi być miły i pomocny, ale i też najzwyczajniej groźny.

Nie chciałam myśleć o nim źle, ale mój mózg podświadomie odbierał go jako potencjalne niebezpieczeństwo.

Wzdrygnęłam się czując, jak Kabuto siada na stole obok mnie.

Chyba dziwnie to wyglądało, kiedy patrzyłam na niego z wyczekiwaniem i niepewnością w oczach.
Nerwowo przełknęłam ślinę...

- Chyba nie jesteś za bardzo rozmowna - stwierdził, opierając się o ścianę i na moment odwracając ode mnie wzrok.

Ale to nie oznaczało, że ja postanowiłam zrobić tak samo.
Odwróciłam się tylko w jego stronę, stękając przy tym cicho, myśląc przy tym w jakiej sytuacji właśnie wylądowałam.

Chociaż patrząc na to z perspektywy obustronnego siedzenia na stole w blasku pochodni, nie zapowiadało się aż tak źle.

- Ten kto ci to zakładał, musiał naprawdę cię nie lubić.

- Hej! - oburzyłam się słysząc, jak obrażany jest chłopak, który zajął się mną ostatniej nocy.

Kabuto uśmiechnął się.

- Nareszcie. - Usłyszałam szept ukazujący jego zadowolenie.

Dziwnie się poczułam, bo po raz pierwszy ktoś cieszył się z tego, że krzyknęłam. To było... dziwne.

- Czyli jednak masz język w gębie? - zadał kolejne pytanie podczas ostatnich trzech minut.

Powiem szczerze, że nie miałam pojęcia czy nie było to rzucone przez niego tylko retorycznie, więc lekko się uśmiechnęłam, zostawiając go bez odpowiedzi.

Ponownie.

Usłyszałam, jak cicho westchnął, kontynuując "wciąganie" mnie do rozmowy.

- Myślałem, że oszczędzisz mi zgadywania - oznajmił, siadając po turecku, co zdziwiło mnie jeszcze bardziej tego... dnia? - Wygląda na to, że trochę tu posiedzimy, więc spróbuj czuć się swobodnie.

Miałam wrażenie, że wypowiedział te słowa specjalnie, wiedząc, że zupełnie nie odpowiada mi ta miejscówka.

No ale co można było zrobić? Przecież chyba nie zmyję się w tym momencie.

Chyba...

I jak tam po krótkiej przerwie?

I jak wam leży taki krótki dwusłowny tytuł?

A tak głównie, to chciałam zapytać jak wam odpowiadają rozdziały z tymi dwoma (tak, tego co uciekł na początku też liczę) postaciami.

No i czy chcecie, żeby było ich więcej czy raczej mniej? Wybierajcie, to tak zrobimy.

No a narazie do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro