4. Blask ognia spłoszony mroczną stroną Kakashiego... (Genma Shiranui)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Najbliższy postój za sześć godzin.

Kakashi niestety nie kłamał, i pierwszy postój, który wreszcie zarządził Genma, zorganizowaliśmy dopiero po, cóż... jakichś sześciu godzinach! Jeżeli nie więcej...

Właściwie, to ja stałam pod drzewem, pilnowana przez Gaia, no A dwóch pozostałych rozkładało wszystko to, co zmieściło im się w zaledwie jednym plecaku!

Głupio było mi tak stać i się im przyglądać, więc przymknęłam oczy i opierając się o pień, zaczęłam myśleć.
(Tak, wiem, że w to trudno uwierzyć, ale czasami każdemu się zdarza.)

I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że wmieszałam się w coś z czym w ogóle do tej pory nie miałam styczności.

Zostałam więźniem, choć nie zrobiłam nic złego.

Czyli, że byłam niezłą pomocą dla tego kogoś, kto sam teraz szalał ile dusza zapragnie!

Poczułam lekkie wyrzuty sumienia, bo powinnam powiedzieć im już dawno, że złapali nieodpowiednią osobę, chociaż zapewne by mi nie uwierzyli...

Ale co mnie w ogóle napadło, żeby szlajać się przez ten głupi las i to nawet bez mrugnięcia okiem!
Znaczy, nie bierzcie tego dosłownie.

Nie-mruganie przez sześć godzin byłoby praktycznie niemożliwe. No chyba, że dla Gaia... Właśnie! Ciekawe czy już skończyli robić to, co mieli tam do roboty...?

Pędem otworzyłam oczy i to tylko po to, by...

...by uświadomić sobie, że chyba nic się szczególnego nie wydarzyło...

- Zamierzasz się wreszcie ruszyć? - Usłyszałam wyraźnie pytanie, i rozszerzyłam na moment oczy, dostrzegając swojego rozmówcę tuż przed sobą.

Zaraz potem rozległ się cichy chichot, spowodowany zapewne moim zachowaniem.

- Wybacz. Nie chciałem cię przestraszyć. Po prostu wyglądałaś, jakbyś zasnęła na stojąco i zacząłem się zastanawiać czy naprawdę nie śpisz - wytłumaczył się brązowooki, którego przez tą parogodzinną podróż naprawdę polubiłam słuchać.

Odbiegłam wzrokiem gdzieś w bok, a dokładniej tam gdzie stał Kakashi. Wyglądał jakby właśnie tłumaczył coś Gaiowi, który zaraz po tym zniknął, a przynajmniej z mojego pola widzenia.

- Hej - odezwał się Genma ponownie, co przypomniało mi, że to właśnie on zasługuje teraz na uwagę, a nie ktoś kto nawet jeszcze na mnie nie spojrzał... - Powoli robi się zimno, prawda? - zadał retoryczne pytanie, ponieważ chłodny wiatr, jak i podobne jemu powietrze same w sobie były odpowiedzią.

Skinęłam więc tylko głową, wydając z siebie cichy pomruk aprobaty, a potem zaskoczona spoglądałam, jak Genma staje najzwyczajniej w świecie obok mnie, i opiera o to samo, grube drzewo.

- Gai i Kakashi będą zaraz rozpalać ognisko. Dołącz do nas, dobra? - zapytał, jakbym to ja miała teraz największy wpływ na swój los.

Z jednej strony zrobiło mi się naprawdę miło, bo Genma sprawiał, że zapominałam o całej otoczce tej sytuacji.
Zachowywał się wobec mnie, jak dobry kolega, mimo że byłam przecież "wrogiem Liścia", którego miał tylko za zadanie dostarczyć do aresztu.

A patrząc na to z drugiej strony... to uświadomiłam sobie jeszcze bardziej, w jak badziewnym położeniu się znalazłam.

"Co ja tu w ogóle robię?"

Skończyła mi się nawet ochota na zadawanie ironicznych pytań, typu: "Czy możesz spoufalać się tak z więźniami?", albo "czy jaśnie Kakashi wyraził na to swoją szlachetną opinię?"

Właściwie, to może i nawet nie chciałam zagłębiać się w to drugie pytanie. Tylko, żeby węzły z rąk mi w końcu kiedyś ściągnęli.

Rany.... Uczestniczyłam w historii, z której musiałam jakoś się wykaraskać. I to jak najszybciej... Ale zanim to!

Trzeba będzie dowiedzieć się kogo tak naprawdę szukają.

- Genma. - Chłopak obejrzał się na mnie, kiedy wypowiedziałam jego imię. - Ja... będę mogła usiąść koło ciebie? - zapytałam, jakby mój umysł już zakodował, że rzeczywiście nie mam tutaj żadnych praw!

Zobaczyłam, jak chłopak daje mi znak ruchem głowy, żebym poszła za nim, czemu towarzyszyło obustronne, ciche, wesołe parsknięcie.

* * *

Przyglądałam się spod przymrużonych powiek, jak Kakashi co jakiś czas grzebie patykiem w ognisku, a kiedy mu się to znudziło, przekazał pałeczkę Gaiowi.

Siedzieli oni po przeciwnej stronie ogniska niż ja i Genma, bo tak jak ustaliliśmy - ja siadłam tuż obok niego.

Przez długi czas wsłuchiwałam się tylko w "cykające" wokół nas świerszcze oraz odgłosy iskier wydobywających się tłumnie z ogniska.

- Ej. Chłopaki. - Uśmiechnęłam się nikle na te słowa, które wskazywały na moje nie-uczestniczenie w tym. - Poopowiadajmy sobie o swoich najtrudniejszych misjach! - zaproponował Gai.

- Albo straszne historie - podał inną opcję Genma, która i mniej, i bardziej mi się spodobała.

- Jak tam chcesz. - Machnął ręką czarnowłosy, a wzrok Shiranuiego spoczął na mnie, czego wtedy jeszcze nie zauważyłam.

- Może ty masz nas czym przestraszyć? - rzucił luźno, i dopiero po chwili zorientowałam się, że to zdanie było skierowane do mnie.

- Hmm? - wyraziłam swoje zdziwienie, oddając spojrzenie.

Na twarzy chłopaka widniał przyjemny uśmiech, a jego wzrok spowodował, że zaczęło mi się robić gorąco.
Chociaż wolałabym sobie wmawiać, że to przez to ognisko...

- Jeżeli myślisz, że byłaby w stanie jakkolwiek nas przestraszyć, to nie wiem po co w ogóle bierzesz udział w tej misji - zabrzmiała chłodna opinia, pobrzmiewająca grozą na wietrze.

Z początku nie wiedziałam czy mam brać to do siebie, czy raczej współczuć Genmie, na którego miejscu nie chciałabym się teraz znaleźć.

- Kakashi...!

Srebrnowłosy podniósł się z ziemi, ignorując jednosłowne upomnienie swoje kolegi i oddalając się na taką odległość, z której nie mogłam go już zobaczyć.

Zastanawiałam się za to, co mogło ugryźć srebrnowłosego.
Według mojej wiedzy, która jak się okazało - zawiodła, wynikało, że powinien ignorować nasze komentarze. A bynajmniej nie zrobić... tego.

Oderwałam wzrok od niewidocznej już postaci czarnookiego, za to przeniosłam go na brązowowłosego siedzącego tuż po mojej prawej.

Byłam ciekawa czy przejmie się słowami swojego kompana z drużyny czy też raczej...

- No nic. Trzeba zbierać się do jakiegoś spania - stwierdził nagle Genma, przeciągając się i nie zważając na to, co przed chwilą miało miejsce.

Tak jakby ogłuchł na tamte paredzieścia sekund.
Aż zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno wszystko jest z nim w porządku.

Przekrzywiłam głowę, cały czas się mu przypatryjąc.

Ten, jakby dopiero teraz rozumiejąc, że wciąż ma mnie obok siebie, spojrzał w moją stronę, a potem powiedział wstając:

- Kakashi obejmie pierwszą wartę, więc spróbuj się jakoś przespać i... nie lunatykować, bo pewnie musiałbym cię wtedy gonić. - Uśmiechnęłam się na te słowa, a nie mogąc wymyślić dobrego komentarza, skinęłam głową, kierując się w stronę lasu.

Zastanawiałam się czy jego naprawdę w żadnym stopniu nie przejęły tamte słowa Kakashiego.
Z jakiegoś powodu czułam, że nawet ja poczułabym się choć trochę urażona.

Ale może ci, którzy znali zamaskowanego, byli już do tego przyzwyczajeni.

No cóż... jedno wiem na pewno - nie pójdę teraz spokojnie spać...

- Hej. - Usłyszałam za sobą zawołanie Genmy.

"O co mu chodzi?" - przeleciało mi przez myśl zanim odwróciłam się w jego stronę. Ale zaraz sobie przypomniałam... A raczej uścisk na związanych ciągle nadgarstkach sam mi to przypomniał.

- Gdzie się teraz wybierasz? Mówiłem, że nie ma żadnego odchodzenia, bo...

- Nie - przerwałam mu, chcąc jak najszybciej zrobić to, co zamierzałam. - Powiedziałeś, żebym nie lunatykowała. O odchodzeniu nie było mowy - stwierdziłam przekornie, chcąc skrzyżować ręce na piersiach, ale... no sami wiecie? Tak, to właśnie to...

Patrzyłam na wybijającą się wśród wysokich płomieni, ciemną postać chłopaka, którego mimika twarzy pozostawała jednak dla mnie niewidoczna.

Tym bardziej niespodzianką było więc to, co zaraz miał do mnie powiedzieć.

Miałam już zamiar odwrócić się do tyłu, ale...

- Chodźmy - powiedział, ale ja w głowie miałam nieco inny plan.

- Nie mogę.

- Hmm?

- No wiesz... - Wzięłam głębszy oddech, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Po prostu moja wymówka... była taka totalnie moja.

- Jeszcze nie wiem - zaśmiał się chłopak, a ja zaczęłam się tłumaczyć.

- Tak... sześć godzin bez łazienki. Więc ten... raczej ze mną nie... - Nie dokończyłam, zdając sobie sprawę z tego, jak głupio zaczęło to brzmieć.

Ciekawe jak wyglądała jego obecna mina?...

- Faktycznie tego nie przemyśleliśmy. - Usłyszałam "szept" niewiadomo skąd i kiedy przybyłego Gaia.

Patrzyłam na obu chłopaków już trochę zniecierpliwiona, czekając na tą ich "męską" decyzję.

- To ten... poradzisz sobie? - zapytał Gai, i szczerze mówią, to nie wiem jakiej oczekiwał odpowiedzi. "Nie. Może któryś z was chciałby mi poasystować"?

Cóż... dobrze, że się od tych słów powstrzymałam.

- Tak. Czemu nie? - rzuciłam retorycznie, ale zaraz dodałam szybko: - Nie! Nie odpowiadaj! - Znów chciałam wykonać gwałtowny ruch rękami, ale ponownie powstrzymał mnie jakiś kawałek głupiego sznurka...

- No eee... dobranoc. - Uśmiechnęłam się i odwróciłam w stronę lasu otaczającego polanę, na której rozbiliśmy ten cały obóz.

Mimo tego, że naprawdę chciało mi się już do toalety, to miałam jeszcze jedno do zrobienia. A mianowicie...

"Czas pozbyć się tego głupiego sznurka..."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro