5. Wszyscy mnie chcą... Ale po jakiego klifa?! (Kakashi Hatake)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- No dalej... jeszcze trochę... - mamrotałam w ten sposób, że tylko ja mogłam tak naprawdę rozróżnić rzucane słowa.

"Jeszcze..."

Zacisnęłam zęby, wysilając swoje ciało do zrobienia czegoś, co myślałam, że w nowej sytuacji było ponad moje siły.

Ale udało się!
Moja sprawa została już załatwiona, tak więc mogłam chodzić spokojnie!

"A teraz gdzie może być ten cały Kakashi?"

Właściwie, to zdawałam sobie sprawę, że jeżeli on nie będzie tego chciał, to na jakieś 110% wiem, że go nie znajdę.

Ale nie miałam również ochoty na wracanie do obozowiska, gdzie pewnie zaraz patrzyliby na mnie wzrokiem typu "O matko! A już myśleliśmy, że zwiałaś".

Ale nie zwieję.

Choć tak właściwie bym mogła...

Czemu ja tego nie zrobię?!

Chociaż w sumie mi zaufali...

Puszczając samą za potrzebą? No łał! To wielkie gratulacje.

W sumie fakt.

Tak, to był niezbity fakt. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś - ktokolwiek - chciał pójść tutaj za mną. Nawet Gai!

Ale udajmy przez chwilę, że umiem logicznie myśleć - sama przecież sobie nie poradzę, na przykład w starciu z jakimiś wrogimi shinobi... A przecież wciąż nie mam pojęcia jakim cudem stąd udać się do następnych czasów.

A może wywieje mnie jeszcze bardziej do tyłu? Rany... nie chciałabym spotkać się z żadnym z trojga sanninów, kiedy mieli już po osiemnastce...

Ale to były tylko domysły, które - miałam nadzieję - że się nie spełnią!

Tak więc poszłam dalej w las... no, tak w sumie, to w bok.
Czyli jak pójdę wtedy w jeszcze inny bok, to wyjdę na jedną prostą z obozowiskiem!

Tak przynajmniej sugerowała moja orientacja w terenie, a zatem...

"Nie ma na to co liczyć"

Uśmiechnęłam się wewnętrznie i kiedy poprzeciągałam się jeszcze chwilę, ruszyłam w... którąś ze stron.

To nie tak, że chciałam się zgubić. Ja... po prostu chciałam się zgubić, znajdując kogoś po drodze!
A dwóch ktosiów unikać...

Nie pytajcie.

W każdym razie nie ma chyba wielkiego sensu opisywanie tego, ile razy się potykałam, walnęłam w drzewo czy oglądałam się za siebie w nadziei, że te szmery, które słyszałam, pochodzą od kogoś lub czegoś żywego. Choć to byłoby pewnie dla was całkiem zabawne.

Ale tego teraz nie będzie! A jedyny plus tej całej przechadzki był taki, że mogłam podszkolić swoje "chodzenie po cichu".

Nie mam pojęcia ile czasu mi to zajęło, ale z pewnością nie była to moja najdłuższa przechadzka "do łazienki" (bo w końcu pod krzaczek, a nie do łazienki xD).

- Gdzie możesz być Kakashi? - szepnęłam, jakby od tego zależało, czy chłopak naprawdę mnie teraz usłyszy, a może i wyjdzie wreszcie z ukrycia śmiejąc się, że cały czas mnie obserwował i...

I wizja śmiejącego się srebrniwłosego przeraziła mnie prawie bardziej niż to, że mógłby podglądać to, co robiłam w krzakach.
Prawie.

O czym ja w ogóle myślałam!

"Rany, skup się baranie jeden. O! Czy to jest już to wyjście?"

Moim oczom ukazała się jasna plama widniejąca między drzewami. Więc skoro była jakaś nikła szansa na wyjście z tego ciemnego, nieprzyjemnego lasu, to trzeba było ją wykorzystać!

Podeszłam jak najszybciej, a jednocześnie jak najciszej do tego miejsca. A jak się okazało... tak! To był właśnie mój cel!

"Nareszcie" - odetchnęłam z ulgą w myślach, przez chwilę napawając się widokiem kawałka niezalesionego klifu, rozciągniętego nad nim nieba i kilku jaśniejszych gwiazd.

"Łał."

Taki widok spotykał mnie... właściwie dotąd raz na całe życie. Nie mogłam się przez to powstrzymać od uśmiechu. Natura potrafi być taka piękna!
Jednak warto było przejść przez to wszystko, żeby móc to zobaczyć.

Otworzyłam usta, dostrzegając lepiej coś, co wcześniej wydawało mi się tylko wyższą kępą trawy.
A raczej kogoś.

"Kakashi?"

Odruchowo zaczęłam iść w stronę chłopaka.

W czasie tej krótkiej drogi zdążyłabym się jeszcze rozmyślać. Na myśl o ostatnich słowach Hatake przepełnionych chłodem niczym z Alaski... Matko! A najgorsze była wiedza o tym, że to mógł być dopiero początek jego możliwości.

Ale się nie zatrzymałam.

Mój żołądek ścisnął się na dźwięk głosu chłopaka, ale tak bardziej ze śmiechu niż strachu.

- Przestań udawać, że się skradasz Gai - nakazał, nie odwracając się nawet o centymetr. (Przynajmniej tak mi się wydawało).

"Nie udaję." - Miałam ochotę powiedzieć to krótkie zdanie, ale się zawachałam. Coś powstrzymało mnie przed użyciem języka.

- Gai? - szepnął, chyba nawet nie zdając sobie z tego sprawy i dodając po krótkiej chwili: - Lepiej idź sprawdzić, co z naszym więźniem.

"Więzień". Nie podobało mi się to słowo.
Ale teraz już nie mogłam się powstrzymać od swojego komentarza.

- Może sam sprawdzisz? - spytałam z uśmiechem, ale bez kąśliwej ironii czy jej podobnych.

- Tak jak myślałem - stwierdził spokojnie, wciąż nie obdarzając mnie swoim zaszczytnym spojrzeniem.

- Czyli że od początku wiedziałeś, że to ja? - zapytałam ciekawa.

Jakoś nie wydawało mi się, żeby miał po co odstawiać takie cyrki.

- Inaczej mogła byś uciec - wytłumaczył swoim zwykłym znudzonym tonem głosu.

Uśmiechnęłam się ponownie, lekko przechylajac w bok.

- Nadal mogę - odparłam przekornie, czekając na jakąś ripostę ze strony srebrnowłosego.

Po paru sekundach ją usłyszałam.

- To nie ma teraz znaczenia. - Z końcem tego zdania nastała cisza.

Nie podobała mi się ona. Zresztą nigdy jej nie lubiłam.
Wolałam, kiedy ktoś dużo gadał i nigdy się nie zamykał nawet po to, by wziąć oddech.

No dobra, może lekko przesadzam, ale rozumiecie, że rozmowa ze sobą nie zawsze jest zabawna.

Ale skoro on się odezwać nie zamierzał...

- Kakashi... tak masz na imię, tak? - zaczęłam, choć nie wiedziałam czy mam liczyć na odpowiedź, więc kontynuowałam. - Dlaczego nie siedzisz z... kolegami? Przyjaciółmi? - zgadywałam, jak w obecnej sytuacji może ich nazywać.

Miałam nadzieję, że chociaż zastanawia się nad tym czy mi odpowiedzieć. Byłoby miło...

- To misja, a nie posiedzenie towarzyskie. - Uderzyły mnie jego słowa. Podniosłam jednak kącik ust, kiedy zdecydował się prowadzić ze mną rozmowę.

- No wiesz... - odezwałam się, ale naprawdę nie wiedziałam wtedy o czym właściwie miałabym zagadać. Nagle przypomniały mi się słowa Shiranuiego. - Genma powiedział, że weźmiesz pierwszą wartę. Nie powinieneś być bardziej... przy ognisku? Znaczy obozowisku?

Poczułam nieprzyjemne ciepło na policzkach. Nie lubiłam go, bo to oznaczało, że się stresuję lub jest mi głupio, a wtedy denerwowałam się jeszcze bardziej!

"Dobra, ogarnij się durna" - upomniałam się w myślach.

Kakashi nic mi nie odpowiedział, więc nie miałam czego się doczepić ani czego kontynuować.

Pozostało mi więc tylko usiąść obok i podziwiać gwiazdy.

Przyłożyłam zimną dłoń do twarzy, a kiedy wewnętrznie się uspokoiłam, zrobiłam krok w stronę wolnego miejsca.

Równocześnie z szelestem trawy Kakashi poderwał się, wykonał jeden szybki ruch, a w następnej chwili czułam wyraźny uścisk na nadgarstku.

Na początku zastanawiałam się, dlaczego to zrobił. Co niby miał mi do zarzucenia? Że wkroczyłam w jego przestrzeń osobistą? A może myślał, że chciałam położyć mu dłoń na ramieniu?
No tak, to byłoby straszne!

- Jak ty się... - Uwolniłam? Było mnóstwo sposobów, odpowiedziałam, tyle że tylko w myślach, czując że chwyt Hatake zrobił się nagle mocniejszy.

Widocznie nie przypuszczał, że mogę być zdolna do aż tak strasznej rzeczy! (Wyczucie ten sarkazm).

- Łoł, możesz trochę mnie puścić, bo zaraz poczuję się dziwnie wyróżniona - rzuciłam, spoglądając przelotnie na zapewne nieifny wzrok Kakashiego, a następnie wracając do miejsca, w którym złowrogo mnie trzymał.

Chłopak prychnął tylko puszczając mnie i pchając do przodu.

"Czyli, że znów w stronę lasu? Rany, muszę się stąd jakoś wyrwać!"

- Niczego nie próbuj. Po prostu idź w stronę obozu - nakazał tak, jakbym w każdej chwili mogła przed nim zwiać.

No i jakbym w ogóle wiedziała, jak wrócić z powrotem.

On zdaje sobie sprawę, że oddając mi prowadzenie, to prędzej wrócimy do Konohy niż do jego kompanów?

- Kakashi - zaczęłam, chcąc mu to wytłumaczyć, ale niestety nie dano mi przejść do sedna.

- Idź - powtórzył, a ja westchnęłam, przewracając oczami.

"Co za głupi uparciuch! No dobra, przestań" - skarciłam się za obrażanie kogoś, kto być może i działał mi na nerwy, ale też przecież nie miał zbyt łatwo. Prawda?

Wziąwszy oddech, odezwałam się do niego udawanym formalnym głosem.

- Jak sobie życzysz. To ty tu jesteś sze... - urwałam. Wstrzymałam oddech i podniosłam wzrok, wpatrując się w miejsce, skąd pochodził cichy i niepokojący dźwięk.

"Gai...?" - zapytałam wewnętrznie, ale wiedziałam, że raczej nie będzie to ten krzykliwy, rzucający się w oczy i w uszy nastolatek.

Stanęłam w pozycji umożliwiającej potencjalny atak (albo ucieczkę), czyli w lekkim rozkroku, z rękami nieco wysuniętymi do przodu.

Kakashi tego nie skomentował.
Nie zabronił mi tak stanąć, co świadczyło o tym... (że nie uznał mnie za godnej uwagi, jak zawsze ;)

- Uważaj! - krzyknął, odsuwając mnie gwałtownie z pola rażenia.

Nie widziałam czym dokładnie był pocisk, ale usłyszałam.

Poza tym kto by się nie domyślił, że shinobi rzuca kunaiem?

- Schowaj się gdzieś i nie wychylaj - rzucił kolejnym rozkazem zamaskowany.

Nawet nie miałam czasu na przewrócenie oczami, bo w naszą stronę zaczęły lecieć kolejne sztylety.

Kakashi odbił parę z nich, następnie ciągnąc mnie za sobą w stronę, z której chyba się nie spodziewał, że wyskoczy jakaś ciemna i niezbyt przyjemna postać.

Ale to tak, jak że wszystkich pozostałych.

Jedynym wolnym kierunkiem była tylko przepaść znajdująca się za naszymi plecami.

Za fajnie, to to nie wyglądało...

- Oddaj nam dziewczynę i problem z głowy - zaproponował osobnik stojący najbliżej mnie.

Wiedziałam, że tak łatwo, to nie będzie. Kakashi nie odpuści.
A ja się bałam.

- Problem będziecie mieli wy, jeżeli w tej chwili nie odpóścicie. - Grał na czas? Po co? Dlaczego? I co zrobić w tej chwili?

Wszystkich sześciu wyjęło swoje bronie. A kto wie ile jeszcze czekało ich w krzakach lub między drzewami?

- Cofnij się - szepnął do mnie Kakashi, a ja momentalnie zgłupiałam.

"Jak? Kakashi, jak ja mam się cof..."

- Aaa! - w okolicy rozległ się mój krótki krzyk spowodowany tym, że...

Próbowałam powstrzymać choć częściowo swój upadek po skalnej skarpie, staczając się po niej coraz bardziej w dół.

I wreszcie nastąpił koniec.

Tak bardzo już tego chciałam.

Zastanawiałam się czy w ogóle jestem przytomna, ale skoro o tym myślałam, to odpowiedź brzmiała... Odpowiedź musiała brzmieć...

- Halooo? Dziewuuchooo. - Usłyszałam, jak ktoś nawołuje mnie, skrobiąc czymś ostrym po skale.

"Jeżeli mnie znajdzie... to już po...". Moja dłoń natrafiła na coś chropowatego, znajomego.

Po chwili zorientowałam się, że jest to tamta kartka, która ostatnio zmotywowała mnie do tego, żeby iść dalej. Cokolwiek by się nie miało dziać.

Miałam przecież zadanie.
I kilka zadrapań, sińców zapewne...

- No gdzie jesteś! I tak niedługo będziesz już nasza. - Zacisnęłam zęby, słysząc te słowa.

"Nie należę... do żadnego z nich!"

Podparłam się na łokciach. Zęby wciąż miałam zaciśnięte, ale to chyba naturalny odruch przy takim czy podobnym bólu.

Rozwinęłam powoli tę głupią kartkę w nadziei, że skoro ostatnio było tam coś, co można powiedzieć, że mi pomogło... to może teraz też ma dla mnie jakąś wiadomość.

"No dalej...". Próbowałam nerwowo rozchylić zagięte brzegi papieru, ale przy obecnej sytuacji szło mi to naprawdę mozolnie.

- Więc chyba musisz być... tutaj. - Osoba mówiąca do tej pory w powietrze była coraz bliżej.

"No dalej. Co mam zrobić?"

Spojrzałam na wiadomość, a tam...

Pamiętaj: sześć... nie wrócisz.. cenę...

Przeleciałam wzrokiem wszystkie słowa, ale nic nowego tam na mnie nie czekało.

- Ostatni zaakręt - przypomniał o swojej obecności mężczyzna, którego cień w blasku księżyca zobaczyłam nawet i ja.

Zacisnęłam pięści.
Kakashiego nie było.

Co robić? Co robić? Co robić?!
Przecież sama nawet się nie obronię...

- Mam cię! - wykrzyknął uradowany mężczyzna, z sadystycznym wyrazem ciemnych, wąskich oczu. Ale...

Kiedy uniósł kunai do góry, nikogo tam już nie było.

A oto i rozdział, który zdecydowanie mógłby być dwoma, ale zostawiłam sobie miejsce tylko na jeden.

Czy komuś kto jeszcze to czyta odpowiada taki klimat?

Tak sobie pomyślałam, że może jeszcze kiedyś będzie mi potrzebny.

Podobało się wam? Bardzo zależało by mi ma odpowiedzi ;)

A no i nie powiem "do następnego", bo następny już jest, tak więc... no w każdym razie pa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro