8. Niezręczniej, to już raczej nie będzie...?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jakim cudem wpadłam akurat na niego?

To pytanie, a raczej jego odpowiedź była tym bardziej zaskakująca, że biorąc pod uwagę moje szczęście, a raczej i jego brak, powinien natknąć się na mnie ktoś, kto cóż... nie potraktowałby mnie w taki sposób.

Gdy nieznajomy wrócił, było mi naprawdę głupio i czułam wstyd za to, że robię mu takie problemy.

Nie dość, że niemal cała szyba rozbita, to jeszcze jakaś poraniona nieznajoma, rozkładająca się na podłodze - taki widok zastał chłopak, który, jak usłyszałam, ponownie wszedł do pokoju.

Być może nie powinnam się w tej chwili uśmiechać, ale... opis tamtego widoku był naprawdę beznadziejnie głupi i dobijający... No i wywołałam go poniekąd ja.
(Więc wychodzi na to, że byłam beznadziejnie głupia i dobijająca :')

Nastolatek zapalił światło, dzięki któremu zobaczył pełniejszy obraz tego, co się tutaj wydarzyło.

Szybko podszedł i usiadł obok mnie, a przynajmniej tak mi się na początku zdawało, dopóki oczywiście nie poczułam, że unoszę się do góry, co przyprawiło mnie o dodatkowy niepokój.

Zdziwiło mnie to, jak dobrze nieznajomy omijał części rozbitego szkła.
Choć tak w zasadzie nie widziałam ile ich było, to domyślałam się, że z rozbitego okna - raczej niemało.

Nie słyszałam natomiast, by nadepnął on na chociażby jeden.

Chyba, że po niedawnym upadku wciąż jeszcze nie słyszałam tak, jak należy.

Oby sam nic sobie nie zrobił...

- Uważaj... - zakomunikował, sadzając mnie na fotelu.

Nie mam pojęcia na co konkretnie miałam w tej sytuacji uważać. Chyba gorzej już nie będzie.

Ale miło było skupić się na czymkolwiek przyjemnym, dajmy na przykład - na jego głosie.

Czekajcie... co ja właściwie pomyślałam?

- Muszę, ee... zabandażować twoje rany, znaczy, jeśli ty... - oznajmił, i słychać było, że jest mu w tej sytuacji niekomfortowo.

Szczerze - nie dziwię się. Ale nie wiem, po której stronie bycie jest w tej sytuacji znacznie gorsze.

- Może trochę zaboleć, ale... - Chyba nie za bardzo wiedział, jak powinien dokończyć to zdanie, więc wcięłam się wreszcie poważniej do rozmowy.

- Ty... ja, w-wiesz... dziękuję - dokończyłam wreszcie, nie potrafiąc ubrać swoich myśli w inne słowa.

Poczułam, że chyba zdziwiłam nieznajomego, który przez krótką chwilę nie wydał z siebie nic poza kilkoma odgłosami zdziwienia, a potem przykląkł przede mną.

Zrobiło mi się wtedy naprawdę niezręcznie...

- Ja... nic nie zrobiłem - wyraził swój punkt widzenia, lecz postanowiłam go lekko sprostować.

- Cały czas robisz. - Po raz pierwszy spojrzałam na niego, a przy tym ucieszyłam, że moja twarz jest w większości zakryta przez potargane włosy, ponieważ poczułam, jak robię się czerwona.

Pewnie to z powodu, że właściwie, nie miałam pojęcia dlaczego mu o tym powiedziałam...

Widziałam, jak chłopak spojrzał na mnie z lekkim wachaniem, a potem już nic nie powiedział i zaczął opatrywać moje rany.

Starałam się nie dawać znaków, że coś w ogóle mnie boli, kiedy skóra poczuła 'drobne naruszenia przestrzeni'.

Innymi słowy - siedziałam spokojnie, nie wydając z siebie przy tym żadnych odgłosów, i tylko przymykając oczy, przy nagłych szczypnięciach i odzewach moich zadrapań.

No dobra, może nie jest to najlepszy opis tego, co mi się przytrafiło, ale nie będę rozwodzić się nad szczegółami skutków spotkania mnie ze szkłem.
Sami rozumiecie?

Skupiłam się za to bardziej na wyglądzie tego całego pomieszczenia. Ogólnie, to było ono... jasne.

Jasnożółte ściany, dla kontrastu ciemna podłoga. Ale pościel na łóżku znów jaskrawa. No cóż... W każdym razie oglądanie tego wszystkiego szybko mi się znudziło, więc przełknęłam oczy i po prostu postanowiłam zaczekać.

W pewnym momencie zorientowałam się, że niemal zasnęłam.
Ocknęłam się, gdy uświadomiłam sobie, że chłopak już skończył wykonywanie czynności.

Otwierając oczy spostrzegłam, jak stoi i chyba... spogląda na mnie?

Poruszyłam ostrożnie ręką, aby odsłonić wciąż zakrytą włosami część twarzy.

Zabolało... Ale było to do zniesienia, mimo że powinnam chyba zacząć używać częściej lewej ręki, która poniosła mniej obrażeń.

- Hej... - szepnęłam, a ten zareagował, jakbym właśnie wyrwała go z jego własnej rzeczywistości.

- Hai!

Zaśmiałam się i spojrzałm w dół, żeby chociaż trochę ukryć swoją reakcję.

- Gomene - szepnął nastolatek, drapiąc się po karku.

Zdziwiło mnie jego zachowanie, jednak zaraz przypomniałam sobie z kim rozmawiam.

"No tak. Trzeba będzie jeszcze trochę w tej sprawie pokombinować".

- Za co? - zapytałam, a mój ton odzwierciedlał moją postawę.

Nie miałam jednak zamiaru pozwolić chłopakowi na odpowiedź.

- To ja cię przepraszam - powiedziałam, chociaż dziwnie było mi wypowiadać te słowa w tak... formalny jak dla mnie sposób.

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz robiłam to w ten sposób. Zwykle wyglądało to... trochę inaczej. (I mam nadzieję, że nigdy nie dowiecie się jak).

- Ale... - zaczął mój rozmówca, jednak mu przerwałam.

- No wiesz... - Podniosłam na niego spojrzenie, przerzucając je raz po raz na to o czym mówiłam. - Za problemy... I za tą szybę... - Zakłopotana splątałam ze sobą palce obu dłoni, czekając na jego reakcję, która naprawdę bardzo pasowała do... niego.

- To nie... dobrze, że tobie nic się nie... - Przerwał, kiedy ponownie spóściłam wzrok, a odsłonięcie twarzy wydało mi się naprawdę głupim pomysłem, bo znowu zaczęłam się czerwienić.

Teraz już nie cieszyłam się, że w pomieszczeniu było tak jasno, bo było to nieco kłopotliwe.

- Ja... powiedziałem coś nie tak? - zapytał po chwili obustronnego milczenia.

Zaprzeczyłam gwałtownym ruchem głowy.

Wydawać by się mogło, że zaraz ponownie nastąpi między nami ta niezręczna cisza. Ale wiecie, jak to jest - pytań nigdy za wiele! A ja nie zadałam jeszcze ani jednego...

Chciałam to zrobić, ale... jakby... nie mogłam się zebrać na to, żeby otworzyć ust.

"O rany... co się z tobą... znaczy ze mną dzieje? Weź się w garść!" - nakazałam sobie, podnosząc głowę i napotykając w tym samym momencie na jego wielkie, różowe tęczówki.

I znów poczułam ten dziwny zastój. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa, ale nie miałam pojęcia dlaczego.

Więc to on przerwał panujące między nami milczenie, odwracając najpierw spojrzenie.

- Pewnie jesteś śpiąca - odezwał się, co przywróciło mnie wreszcie do normalnego funkcjonowania.

- Ja... nie, tylko eee... - Jak ja się nienawidzę. - Jak masz na imię? - zapytalam wreszcie, co wyglądało, jak wzięte zupełnie z niczego, chociaż tak naprawdę miałam zamiar wydusić to z siebie już dawno.

Na szczęście miodowowłosy nie spytał skąd w ogóle mi się to wzięło.

Był zbyt zajęty ocenianiem czy moje słowa były skierowane do niego.

- Ja?

Uśmiechnęłam się, przytakując i prostując się nieco.

- Ka... Kagura desu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro