III. Święta Góra

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Porywisty podmuch zatańczył z długimi włosami Meng, gdy przekroczyła bramy Kunlun. Surowe, kamienne płyty pięły się ku chmurom, onieśmielając swoją wielkością. Atmosfera otaczająca Świętą Górę sprawiała, że po plecach księżniczki przebiegały niespokojne ciarki. Między porywami wiatru szeptały tysiąclecia, które już zdążyły upłynąć i te, które dopiero miały nadejść.

Dziewczyna zatrzymała się na chwilę, a jej wzrok uniósł się ku oprószonemu delikatnym różem szczytowi góry. Tam, między chmurami, trwał wieczny ogród Pierwszej Bogini, a nad nim tliło się Koło Karmy. Dryfowały w nim dusze, dla których nie nastał jeszcze czas kolejnej szansy. Nikt nie zapuszczał się do brzoskwiniowych sadów Xiwangmu. Cena za każdy krok była zbyt wysoka nawet dla najsilniejszych bóstw, a bogini od zarania dziejów nie posłała nikomu zaproszenia, które by z niej zwalniało.

Mruknięcie ojca wyrwało księżniczkę z zamyślenia i prędko pośpieszyła za osobliwym orszakiem, któremu przewodził cesarz. Bóstwa rozeszły się, zajmując miejsca wytyczone na widowni Areny. Odnalazła topazowe spojrzenie Shena, który posłał jej pokrzepiający uśmiech. Jun wyściskała Meng, zanim dziewczyna wyruszyła do Kunlun – nie mogła wspierać jej na miejscu, bo sama nie zdała jeszcze Próby. Za to rodzice przyjaciółki przyglądali się księżniczce czujnym okiem i wątpiła, by życzyli jej powodzenia.

Meng przywołała bestyjkę, nim przekroczyła magiczną barierę, strzegącą środka Areny – nie chciała, aby Qiu jej towarzyszył. Był taki malutki i bała się, że tego nie zniesie. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby jej wieloletnie lenistwo przysporzyłoby mu krzywdy i ani trochę nie zwracała uwagi na niezadowolone protesty, którymi ją obdarzył.

„Co byś chciał tam robić? Będziesz mi towarzyszyć w wyzwaniach, jak dorośniesz. Chociaż mam nadzieję, że nie czeka nas ich wiele" – pomyślała i rzuciła mu znaczące spojrzenie.

Nie ważyła się chociażby zerknąć na rodziców i stanąwszy pośrodku Areny, spuściła wzrok na dolne falbany czerwonej szaty. Zacisnęła palce, wbijając długie paznokcie w poduszki dłoni i nabrała powietrza w płuca. Słowa cesarza wydawały się wybrzmiewać gdzieś w oddali, jakby otuliła je gęsta mgła.

– Sprawdźmy, czy dawno zasiane nasiona zdążyły dojrzeć i są gotowe na zbiory.

Służący uderzył w potężny gong, a dudniące echo przemknęło nawet przez kości.

– Próbę czas zacząć!

Głowy dwunastu boskich rodów wypuściły wiązki mocy w stronę nieba. A wtedy nieskazitelny błękit zniknął pod warstwą czerni i granatu. Chmury złowieszczo zgęstniały, by zaraz przeciął je oślepiający błysk.

Pierwszy piorun był znośny, a Meng miała wrażenie, że jedynie ją musnął. Połaskotał skórę i chuchnął na kark w złowrogiej obietnicy tego, co miało nadejść po nim.

Drugi sprawił, że zadrżała, a mięśnie ścisnął bolesny skurcz. Złożyła dłonie, przywoławszy tarczę, która miała ją uchronić przed kolejnym. Wielobarwne kształty, przypominające klonowe liście, rozciągnęły się nad dziewczyną i okryły ją swoim całunem.

Ale trzeci nie nadszedł, a zamiast niego na księżniczkę runął cały deszcz bezlitosnych gromów. Uderzały z każdej strony, hucząc, gdy ścierały się z ochronną barierą, którą splotła z własnej mocy. Ale ta nie wytrzymała długo i szybko zaczęła pękać pod ich naporem. Meng włożyła w nią wszystko, co miała, a każdą połyskującą na niej rysę czuła w swoim wnętrzu.

Zakrztusiła się krwią, gdy rdzeń jej energii został uszkodzony, a tarcza się skurczyła. Pioruny przyparły dziewczynę do ziemi.

Nie mogła. Nieważne jak bardzo się starała, nie potrafiła przywołać prawdziwej postaci, która byłaby w stanie ją przed tym uchronić. Gromadziła energię, ale jasne gromy rozszarpywały to, co zebrała na strzępy. Jakby tygrys w niej nie istniał, uśpiony głębokim snem – nie potrafiła go wybudzić. Pioruny nie ustawały. Wykończą ją, jeżeli nie ucieknie. Nie rozumiała dlaczego Niebiosa były dla niej tak surowe! Może sprzeciw ich woli był egoistyczny, ale nie miała w sobie tyle samozaparcia, by potulnie pozwolić się im zniszczyć.

Nie zważając na nic, zaparła się dłońmi o kamienną posadzkę i pociągnęła ciało w kierunku krawędzi bariery. Kawałek po kawałku, zostawiając na niej swoją godność. Może lepiej dla niej byłoby, gdyby pozwoliła pochłonąć się piorunom i zanieść prosto do Koła Karmy. Obawiała się, że ojciec i tak ją tam pośle po tym występie. Nie słyszała jeszcze, żeby ktoś uciekał z Próby, a już na pewno nie szlachetny Tygrys. Chociaż może i tak miało się to tak skończyć – jej tarcza już dawno się poddała, a ona traciła ostatnie siły. Pioruny zatrzymywały dech w piersi księżniczki, a ciałem wstrząsały dreszcze. Zdrętwiałe palce zamrowiły, gdy przekroczyły barierę. Dziewczynie nie starczyło jednak sił, by przetoczyć za nimi i resztę ciała.

Poczuła mocny chwyt na dłoni i boleśnie poszorowała po ziemi, gdy ktoś przyciągnął ją do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Nie dała rady unieść zmęczonych powiek, ale rozpoznała głos, który zawsze potrafił ją uspokoić. Nawet kiedy ociekał strachem.

– Meng... Meng!

Owiał ją zapach morskiej bryzy, który utulił rozedrgane zmysły. Chciała dać mu do zrozumienia, że nic jej nie będzie, ale mięśnie odmawiały księżniczce posłuszeństwa, a usta nie zamierzały się otworzyć.

Ach, biedny Shen – ciągle przysparzała mu zmartwień. Przeprosi go później.

***

Bolesne iskry przeszywały ciało dziewczyny, gdy otworzyła oczy. Zapragnęła je z powrotem zamknąć, ale znajomy głos na to nie pozwolił.

– Meng! W końcu! – zawołał Shen, a końcówki jego długich włosów połaskotały księżniczkę w nos, kiedy się nad nią nachylił.

Czuła okrutną suchość w ustach, jakby ktoś nasypał do nich piasku i kazał go przełknąć. Zamrugała parokrotnie, aby odzyskać ostrość widzenia. Poczuła wilgotny dotyk na dłoni i spojrzawszy w jej stronę, zobaczyła bestyjkę, trącającą ją nosem.

Tej pobudce towarzyszyło zdecydowanie za dużo bodźców.

– On też się o ciebie martwił.

Meng przetarła twarz otwartą dłonią i przeciągle westchnęła. Shen podetknął jej coś do ust. Zmarszczyła nos, gdy poczuła gryzący, zielny zapach naparu. Delikatnie odtrąciła naczynie.

– Nie potrzebuję tego, potrzebuję wina – mruknęła zachrypłym głosem.

Shen, chociaż widziała, że bardzo chciał – nie powstrzymał krótkiego parsknięcia, które wyrwało się z jego piersi.

– No jasne! Nie denerwuj mnie, omal się nie przekręciłaś. Cesarski medyk stwierdził, że możesz spać nawet miesiącami. – Shen wyglądał na naprawdę poruszonego. – Codziennie przekazywaliśmy ci energię, ale aż do wczoraj nie było poprawy.

Mogła wyczuć różne qi, krążące w żyłach, które jeszcze nie zdążyły spoić się w jedność z jej własną. Ich natłok oszałamiał organizm dziewczyny i sprawiał, że czuła się co najmniej parszywie.

– Ile spałam? – Przekręciła się na bok i wzięła od Shena lekarstwo.

Niechętnie zamoczyła w nim usta, ale nie chciała się teraz z nim kłócić o głupoty. Miał podkrążone oczy i biło od niego zmęczenie. Była pewna, że przekazał jej tyle mocy, że teraz ciężko było mu zregenerować braki.

– Trzy tygodnie.

Meng uniosła brwi i omal nie zakrztusiła się przełykanym płynem. Trzy tygodnie!

– Och! Czemu nie ostrzegłeś mnie, że niezdana Próba jest równoznaczna z natychmiastowym odesłaniem do kolejnego wcielenia, ty przebiegły wężu? – zajęczała pod nosem i wydęła usta w żartobliwym grymasie.

Zmarszczył czoło, a w niebieskich oczach zebrały się ciemne chmury.

Chyba go rozzłościła.

– A słyszałaś kiedyś o czymś takim? Bo ja też nie. Ani nikt inny. – Rzucił jej ostre jak sztylet spojrzenie. – Próba dopasowuje się do pokładów energii kultywującego. A to, co się tam wydarzyło... Nie mogłem na to patrzeć, Meng. Ani przebić się przez tę barierę, żeby cię stamtąd wyciągnąć. Nigdy czegoś takiego nie widziałem! – Cały się spiął i przymknął powieki, jakby chciał wygonić spod nich nieprzyjemne obrazy.

Miała ochotę pacnąć się w czoło za swoje głupie żarty, kiedy był widocznie nerwowy.

Próba dopasowana do mocy kultywującego? Oczywiście... Takie miała szczęście – nawet Niebiosa pomyliły się w ocenie jej możliwości. Odwróciła wzrok, spoglądając na tulącego się do jej boku małego pixiu. A może ukarano ją za nadmierną pewność siebie i przygarnięcie duchowej bestii, zanim osiągnęła odpowiednią rangę? Może Smoki to sobie zaplanowały? Wypuściła powietrze przez nos i podrapała Qiu za sterczącym uchem, na co ochoczo zamruczał.

– Przepraszam, nie chciałam cię zdenerwować – powiedziała cicho, unikając wzroku Shena.

Ścisnął rękę dziewczyny.

– Po prostu nawet tak nie żartuj. Szybciej uciekłbym z tobą za Cztery Morza, niż pozwoliłbym, żebyś przez to przeszła, gdybym tylko wiedział – zapewnił, a po chwili oblał się rumieńcem.

Odchrząknął i odsunął się od dziewczyny. Na chwilę zagnieździła się między nimi cisza. Po raz pierwszy od wieków zmącona niezręcznością.

– Próbowałeś mnie stamtąd wyciągnąć? – przerwała ją Meng i przyjrzała się mu badawczo. – Nie będziesz miał przez to problemów?

Kącik ust Shena zadrgał, lekko unosząc się w górę.

– Mną się nie przejmuj. Lepiej zastanów się, co zrobisz z ojcem. Możesz sobie wyobrazić, że nie jest zadowolony.

Dziedziczka Tygrysów, która dosłownie wyczołgała się ze Świętej Areny... Księżniczka przełknęła ślinę.

– Teraz to naprawdę musisz mi przynieść wina! A najlepiej udawajmy, że się nie obudziłam przez kolejne miesiące – stwierdziła, nerwowo skubiąc paznokieć.

– Ale myślę, że to, co go najbardziej rozzłościło, może cię całkiem ucieszyć. Krótko mówiąc – cesarz stwierdził, że nie jesteś godna jego syna i zerwał wasze zaręczyny ze skutkiem natychmiastowym.

Meng rozchyliła usta i zaświeciły się jej oczy. Klasnęła wesoło w dłonie. Shen uśmiechnął się, obserwując ucieszoną minę dziewczyny. Zrzedła, dopiero kiedy usłyszała głos służki.

– Księżniczko, Najwyższe Tygrysie Bóstwo cię wzywa.

Nerwowo zerknęła na Shena, ale on już zdążył rozpłynąć się w powietrzu.

– Wejdź! – zawołała do służącej.

Dziewczyna pojawiła się w przestronnej komnacie i skłoniła przed nią głowę.

– Mam cię przygotować, księżniczko.

Skinęła tylko, kuląc się w sobie na myśl o spotkaniu z ojcem.

– Czy ty zdajesz sobie w ogóle sprawę, co zrobiłaś? Co zrobiłaś naszej rodzinie? – warknął Król Pięciu Puszczy. – Na oczach dwunastu boskich rodów Tygrys wyczołgał się ze Świętej Areny jak najgorszy tchórz!

Skubnął nerwowo palcami splecioną w niedługi warkocz brodę. Meng skierowała błagalne spojrzenie w stronę matki, ale ta odwróciła głowę. Dziewczynę ścisnęło boleśnie w żołądku. I ona wolałaby, żeby zginęła na Arenie od hańby, którą okryła ród.

– Z Próbą było coś nie tak, ojcze!

– Milcz! Twoja Próba była godna Tygrysa, a to ty nie dorastasz do tego, by się nim nazywać.

Ugryzła się w język, aby z ust nie wymsknęły się kolejne słowa – jedynie bardziej by go rozjuszyły. Przygryzła wargę, dusząc gromadzącą się w gardle gulę, która zdążyła już zgnieść jej pierś. Ojciec stłukłby ją i wyrzucił za drzwi, jakby jeszcze miała czelność się przed nim rozpłakać. Wzięła głęboki oddech.

– Przepraszam – wyszeptała, chociaż wcale nie miała tego na myśli.

Nie upadła jeszcze na głowę, by odczuwać żałość z powodu przetrwania. A tego chyba oczekiwał ojciec. Sama nie wiedziała, czemu tygrys nie odpowiadał na jej wezwania. Nawet duszki o znacznie niższych zasobach energii potrafiły przybrać swoje prawdziwe formy. Może naprawdę miała jakieś braki. Czy mogła dziwić się potężnemu Królowi Pięciu Puszczy niemożności akceptacji, że trafiła mu się tak nieudana córka, która tylko deptała latami budowaną reputację?

– Tygrysy nie wierzą w puste słowa. Tylko czynem pokonasz słabości. – Meng spojrzała na ojca z pytaniem przyczajonym w szafirowych oczach. – Umówiłem audiencję u Niebiańskiego Cesarza. Moja prośba będzie twoją i nie ważysz się jej sprzeciwić.

Księżniczka wiedziała, że to na pewno nie skończy się dla niej dobrze, ale posłusznie kiwnęła głową.

Malunki symbolizujące dwanaście boskich rodów zdawały się spoglądać na dziewczynę z politowaniem, a płynący po suficie smok śmiać prosto w twarz. Nadal obolała i otumaniona, klęczała na złotej posadzce, schylając głowę przed Jego Cesarską Mością.

– Wasza Wysokość, nie śmiałbym sprzeciwić się waszym decyzjom, ponieważ sam nie uznaję na ten moment córki za godną swych tytułów – zaczął Stary Tygrys, a wypowiadane słowa kłuły Meng jak igły. – Dlatego w imieniu księżniczki Zachodniej Puszczy, apeluję, aby Niebiański Cesarz pozwolił jej odzyskać honor i w tym celu poddać się Próbie w świecie śmiertelników. Przeżyje tam pięć ludzkich cierpień najwyższej wagi – ulotność żywota, chorobę, urazę, fatalną miłość, niemożność osiągnięcia czegoś pożądanego i poddanie emocjom pięciu zmysłów. Doświadczenie zostanie przekłute w siłę, a strata stanie się zyskiem.

Schowane między obszernymi rękawami szaty oczy Meng zdawały rozszerzać się coraz bardziej z każdym kolejnym usłyszanym słowem.

Cesarz zmierzył wzrokiem Starego Tygrysa, zaraz przesunąwszy go na dziewczynę. Wykonał powolny gest dłonią.

– Wstań, księżniczko. – Podniosła się i stanęła u boku ojca. – Czy taka jest twoja wola?

Meng przypomniała sobie słowa Starego Tygrysa i energicznie skinęła głową.

– W rzeczy samej, Wasza Wysokość.

– A więc niechaj tak będzie. Księżniczka Zachodniej Puszczy może poddać się Próbie. Spędzi w świecie śmiertelników dwa miesiące, a Próba rozpocznie się za dwie pełnie, gdy odzyska siły. Do tego czasu może rezydować w Księżycowym Pałacu.

Meng poczuła się, jakby rozstąpiła się pod nią ziemia, strącając ją w bezdenną przepaść. Sześćdziesiąt ludzkich lat! Naprawdę nie mieli dla niej litości.

– Smoczy Książę prosi Niebiańskiego Cesarza o audiencję! – zawołał cesarski sługa, a ciarki przebiegły po plecach Meng.

Mało brakowało, a księżniczka zaniosłaby się śmiechem. Fortuna z karmą musiały przednio się bawić – nie dość, że zmieniły ją w chodzący żart, to jeszcze raz po raz kopały leżącego.

Usłyszała rytm wybijany na marmurze przez zbliżające się kroki. Książę poruszał się szybko i zdecydowanie. Biel i złoto zaszeleściły, rozlewając po podłodze, gdy uklęknął, aby powitać cesarza. Meng stężała. Zażenowanie plątało nieznośne supły w jej brzuchu. Zaraz stanie twarzą w twarz z niedoszłym narzeczonym.

No i nadchodzi książę!

Zapowiedziałam, że będzie rzadziej publikowane niż Dziedzictwo i może kolejny rozdział wpadnie jeszcze szybko, ale następne pewnie raz na tydzień/półtorej. Wydarzenia sprzed zesłania Meng na Próbę miałam opisane wcześniej, a poza tym chciałam kilka wrzucić tak na początek:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro