IV. Nagroda idzie w parze z karą

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Złoty Smok wita Niebiańskiego Cesarza. – Głos księcia był głęboki, ale obszyty aksamitem.

– Wstań, synu – nakazał władca Niebios, a młody Smok powoli się podniósł.

Meng delikatnie zagryzła wargę i odwróciła się w stronę cesarskiego syna. Na szczęście był sporo wyższy, więc nawet nie musiała się specjalnie wysilać, by uniknąć jego wzroku. Wbiła spojrzenie w poły spływającej po ciele mężczyzny szaty. Jasny materiał został obszyty kunsztownymi złotymi ornamentami. Uznała, że brał sobie swój tytuł do serca. Nosił się niemalże zacniej niż sam cesarz.

– Meng z rodu Tygrysa wita Niebiańskiego Księcia – mruknęła, jak na swój gust zdecydowanie za cicho.

Niebiański Dwór zdecydowanie źle na nią działał.

Książę nie zaszczycił Meng uwagą – skinąwszy szybko w stronę dziewczyny, odwrócił się do jej ojca, z którym wymienili wyrazy szacunku. Zacisnęła palce schowane w jedwabistych rękawach sukni. Skok do świata śmiertelników zyskiwał w oczach księżniczki z każdą chwilą.

Książę zrobił kilka kroków do przodu, a jego ciemne, długie włosy zafalowały w ich leniwym rytmie. 

– Powstanie zostało stłumione, a buntownicy się wycofali. Pozycja Yanluo pozostaje na ten moment niezagrożona. Jednak mam pewne obawy, które chciałbym omówić z Niebiańskim Cesarzem.

– Jeżeli niepokoje przybierają na sile, to również chciałbym o tym usłyszeć, Wasza Wysokość – odezwał się Stary Tygrys.

– Oczywiście, będziemy zaszczyceni, mogąc liczyć na pomoc waszego rodu. Jednak żywię szczerą nadzieję, że nie będę musiał was martwić – odparł władca, a Meng po minie ojca mogła stwierdzić, że nie był zadowolony. Zacisnął szczęki, a między brwiami pojawiła się zmarszczka. Smoki uwielbiały pławić się w zwycięstwach i nie lubiły dzielić prestiżem, którego Stary Tygrys pożądał ponad wszystko. A najłatwiej było go zdobyć poprzez wojenne zasługi, o których Trzy Królestwa będą nucić pieśni przez nieskończone wiosny i zimy. – Proszę, synu. – Cesarz nakazał gestem, aby książę kontynuował.

– Jeden z moich oddziałów zajął opuszczony w wyraźnym pośpiechu obóz rebeliantów. Spodziewali się naszego nadejścia. Po dokładnym przeszukaniu, mój generał dostarczył mi znaleziony w nim manuskrypt. Mimo że był mocno zniszczony, jego treść niewątpliwie dotyczy łamania boskich pieczęci. Jednak najbardziej zmartwił mnie fakt, że w dużej mierze skupia się na tych wiążących Feia.

– Feia! Ktoś chce obudzić Feia? – zakrzyknęła Meng, przerywając wypowiedź księcia i wciągnęła powietrze w płuca. Szybko przysłoniła usta palcami i rozszerzyła oczy, zdając sobie sprawę, że właśnie po raz kolejny bardzo minęła się z niebiańską etykietą. Książę wziął głęboki oddech i powoli odwrócił w stronę dziewczyny. Nie mogła skupić się na przystojnym obliczu, o którym Jun potrafiła pleść godzinami, bo jego mocno zarysowane usta wykrzywiły się w pełnym dezaprobaty grymasie. A taki sam ozdobił twarze cesarza i ojca. Meng prędko złożyła przed sobą dłonie i się ukłoniła. – Wybaczcie mi mój nietakt, Wasza Wysokość. Od dziecka lubiłam słuchać historii, a ta o Feiu była z nich najmroczniejsza. Fakt, że ktoś mógłby chociażby pomyśleć o jego uwolnieniu jest przerażający – wymamrotała nerwowo i uniosła wzrok.

Napotkała spojrzenie ojca, które jasno dawało dziewczynie do zrozumienia, że po raz kolejny powiedziała o dwa słowa za dużo. Ach, przestawała się dziwić, że Niebiański Pałac zdawał się taki nieprzyjemny i sztywny, skoro jego mieszkańcy musieli dłużej zastanawiać się nad poprawnością gestów i słów niż ich przekazem.

– Gdy Fei nastąpi na trawę, ta zwiotczeje i zgaśnie. Gdy przekroczy strumień, ten wyparuje, jakby susza trawiła go od wieków. Fei nie tylko zwiastuje, ale i niesie za sobą wojnę... Byłem zmuszony słuchać historii o pradawnych bestiach, ponieważ wiedza o nich to mój obowiązek. Ale jaki okrutnik męczyłby nimi małą księżniczkę? – zapytał książę i uniósł brew, a jego ciemne oczy rozjaśniła rozbawiona iskra.

– Na moją prośbę, książę. Bowiem takie opowieści uważałam za najbardziej ekscytujące. Rosnące napięcie mimo znanego zakończenia. Słodka satysfakcja wygranej – odparła Meng, przypomniawszy sobie swoje pierwsze nauki.

Wbrew domysłom księcia – nie wymyśliła na poczekaniu swoich upodobań. Zanim nauczyła się omijać szerokim łukiem Lao Bo, miała do wyboru studiowanie życiorysów najznamienitszych kultywatorów, pełnych ich patetycznych myśli i mądrości, lub przesycone szkarłatem i lękiem wojenne historie o pradawnych bohaterach. Oczywiście, że wolała spędzać długie godziny nad tym drugim, mimo że upiory z ich stronnic czaiły się później na nią w każdym cieniu Jesiennego Gaju.

Książę zadumał się przez chwilę.

– Emocje idą w parze z Tygrysami. Niedziwne, że twoje ulubione opowieści to te, które na nich grają, księżniczko – powiedział w końcu, a kącik jego ust uniósł się aroganckim wyzwaniu.

Cesarz podniósł rękę, a wzrok, który spoczął na dziewczynie, skutecznie powstrzymał ją przed wypowiedzeniem kolejnych słów, zapewne niezbyt pożądanych na Niebiańskim Dworze.

– Proszę, księżniczko, możesz nas zostawić. Udaj się na spoczynek. Wojenne dyskusje na pewno nie ukoją nerwów i nie pomogą ci w regeneracji. 

Mogła ugryźć się w język. Była ciekawa wydarzeń w Demonicznym Królestwie i przegapiła wspaniałą okazję, aby poznać raport z pierwszej ręki. Podważanie słów wyrażających dobrą wolę cesarza, byłoby jednak czystą głupotą. Poza tym, cała trójka zdecydowanie chciała pozbyć się nieznośnej księżniczki z towarzystwa.

– Dziękuję, Wasza Wysokość.

Opuściła salę tronową i swoim zwyczajem zaczęła błądzić między jeszcze nieznanymi ścieżkami. Liczyła, że przeczucie i żywy kwiecisty zapach prowadzą ją w stronę terenów Niebiańskiego Pałacu, które bardziej odpowiadały gustom dziewczyny.

Zasłyszany szmer wody uprzedził widok strumienia, leniwie płynącego między wielobarwnym kwieciem. Potok był szeroki i wartki, a jego brzegi przecinały liczne mostki o strojnych balustradach. Między wysokimi cyprysami rosły brzoskwiniowe drzewa, których płatki unosiły się na lśniącej w słońcu wodnej tafli.

Meng smętnie przejechała palcem po chropawym murku i wciągnęła zwilgotniałe powietrze nosem. Odetchnęła, przymknąwszy oczy i oparła brodę na dłoniach. Jakim cudem niezmienne od tysiącleci życie mogło stać się takim bałaganem w zaledwie trzy dni?

Przeklęte Smoki.

Przeklęty książę.

Przygryzła wargę. Przez jego twarz nie przemknął nawet najdelikatniejszy cień, gdy cesarz wspomniał o nadszarpniętym zdrowiu księżniczki. A regenerowała siły tylko po to, aby poddać się kolejnej Próbie, której był przyczyną.

A może sama była powodem? Dogoniła ją karma za lata nieróbstwa. Westchnęła pod nosem i wzruszyła ramionami. Przywołała bestyjkę, która przycupnęła na jej barku. Pixiu przycisnął wilgotny nosek do policzka Meng.

– Jesteś jedyną zaletą tego szaleństwa – powiedziała cicho i poczochrała Qiu po głowie.

Wyciągnęła dłoń i złapała jeden z leniwie wirujących w powietrzu płatków. Doniesienia księcia trochę ją zmartwiły. Fei – niegdyś potężny demoniczny król, który zatracił się we własnych fantazjach i nieskończonej żądzy władzy. Teraz zapomniana bestia z krwawych opowieści, zaklęta pieczęciami Trzech Światów. Nikt nie wiedział, gdzie spoczywał, nikt wiedzieć nie chciał, nikt nie ważył się szukać. Zahaczyła paznokciem o wargę. Buntownicy, którzy zostawili manuskrypt, musieli tworzyć niezbyt dobrze zorganizowaną grupą o nikłej sile. Inaczej nie pozostawiliby po sobie śladów. Chyba że był to dopiero początek gry, której zasad Niebiosa jeszcze nie zdążyły poznać. Nawet krople w końcu mogą utworzyć ocean.

– Podoba ci się Wiosenny Ogród, księżniczko? – kobiecy głos zaskoczył dziewczynę, wyrywając ją z objęć zamyślenia. Meng uniosła wzrok. Między wysokimi gałęziami połyskiwał jasny materiał sukni. Zatańczył wokół swojej właścicielki, jak morska fala, gdy z gracją zeskoczyła na ziemię. Na obliczu kobiety jaśniał szeroki uśmiech, a w oczach lśniły wesołe ogniki, świadczące o jego szczerości. Skłoniła lekko głowę. – Niełatwo cię złapać, księżniczko. Nie miałyśmy okazji się oficjalnie poznać. Bogini Księżyca i Nocy, Henge, wita cię na Niebiańskim Dworze. Ale zarzućmy wyniosłe tytuły, które barwią każde słowo niepotrzebną powagą!

Meng mimowolnie się uśmiechnęła. Słyszała o bogince wiele historii. Rzeczywiście – zdziwiłaby się, gdyby pałała miłością do pałacowych zasad.

– Dziękuję, Henge. Spacery zawsze przynoszą mi spokój, a ten ogród jest najbardziej bliski terenom, do których przywykłam, chociaż nadal bardzo się od nich różni. – Księżniczka ogarnęła wzrokiem kwieciste korony, pastelowe i jasne, kontrastujące z ostrymi kolorami jesieni. – Dlaczego mnie szukałaś?

– Twoja reputacja cię wyprzedza, księżniczko. Zwykłam uważać, że ptaki o tych samych piórach winny kluczyć po niebie razem, a ludzie o bratnim usposobieniu powinni się siebie trzymać. Może to wiele ułatwić. – Henge zachichotała pod nosem i uniosła znacząco brew.

Tak jak nowo nabyta reputacja pędziła przed Meng, niczym górskie wichry, tak o Henge niepochlebne słowa leniwie krążyły między plotkami od wieków.

Boginka zyskała nieśmiertelność sposobem przez wielu uznanym za godny potępienia. Jeszcze za śmiertelnego żywota związała się z Yi, generałem o czystym i skorym do poświęceń sercu. W nagrodę za heroiczne czyny Xiwangmu podarowała mu brzoskwinię ze swojego sadu – owoc, o którym krążyły legendy nie tylko na Ziemi, ale i w Niebiosach. Soczysta kula, której słodszy od miodu smak krył w sobie sekret wiecznego życia. Yi, powróciwszy z wojny, podzielił się z żoną wieścią o otrzymanym darze. Nie miał jednak zamiaru z niego korzystać – nie byłby w stanie znieść rozstania z ukochaną. Uważał, że powinni iść ramię w ramię, aż do końca, by w kolejne życie wkroczyć razem i ponownie się spotkać. Wyrzucił brzoskwinię, która stoczyła się w trawiaste objęcia ogrodu. Dla Henge ucieczka od śmiertelnego losu znaczyła jednak więcej od miłości. Odnalazła owoc i wzniosła się do Niebios, nie oglądając za siebie.

Nie mogła jednak przewidzieć, że jej mąż był tylko wcieleniem przyjętym na czas Próby w świecie śmiertelników przez Boga Gwiazd i Przeznaczenia, a ona jednym z czekających na niego testów. Generał nie miał powrócić z wojny – zginął podczas bitwy, ale gdy Yi obudził się w Niebiosach, uświadomił sobie, że pokochał Henge. Zaklął część swoich mocy w owocu i podpuścił kobietę opowieścią o podarunku Xiwangmu. Prezentował jej upragnioną nieśmiertelność, ale też karę za nieszczerość i pogoń za narcystycznymi pragnieniami. Strojenie wieczornego nieba w księżyc i gwiazdy stało się jej obowiązkiem, który miała pełnić aż do końca istnienia. Noc w noc, godzina po godzinie, gdy trwały ukochane przez nią bankiety. A w dzień, kiedy życie budziło się wraz ze słońcem – ją morzył sen. Nieskończone dni, nad którymi wisiał cień przygnębiającej samotności. Henge i Yi połączyło przeznaczenie, jednak ich relacje od początku trawiły burze i sztormy, które cichły, by wybuchnąć ze zdwojoną siłą. Ona nie wybaczyła mu podszytego zemstą podstępu, a on jej chciwości. Ale nie potrafili się rozstać, bo nici, które splotły ich dusze, nic nie było w stanie przerwać.

Meng powoli pokiwała głową, spoglądając na boginkę.

– Można powiedzieć, że obie przecieramy szlaki, którymi nikt nie chciałby po nas podążyć – stwierdziła dyplomatycznie, a Henge się roześmiała.

– Może z czasem znajdziemy także pozytywy, które nas łączą – rzekła i mrugnęła do księżniczki. – Chociaż Wiosenny Ogród to jedno z najpiękniejszych miejsc na Niebiańskim Dworze, to zdecydowanie blaknie przy sadach zamku Yangtou. 

– Yangtou? Masz na myśli książęcy pałac?

Henge skinęła twierdząco.

–W ich centrum dymią gorące źródła, których wody obmywają wszelkie rany z bólu i potrafią ukoić wzburzoną energię. – Meng przysłuchiwała się bogince z zainteresowaniem. Nie pogardziłaby leczniczą kąpielą. Krążąca w ciele dziewczyny mieszanka różnych qi, sprawiała, że czuła się cały czas oszołomiona i kręciło się jej w głowie. Henge klasnęła w dłonie. – Księżniczko, gdy znajdziesz chwilę, nie wahaj się zajrzeć się do mnie na herbatę. Pozwól, że teraz udam się na spoczynek. Pogoda jest zmienna, tak jak i pory roku. Na nocnym niebie niestety zmieniają się tylko widoczne cienie, więc muszę go doglądać codziennie – powiedziała i rozpłynęła się we mgle.

Krótką ciszę szybko wypełniły nawoływania Jun. Dziewczyna pędziła w jej stronę, nie zważając na pośpieszające za nią zasapane służki. W końcu przypadła do księżniczki i chwyciła jej dłonie.

– Jun.– Meng przywitała przyjaciółkę ciepłym uśmiechem.

– Jak się czujesz, siostrzyczko? Nie masz pojęcia, jak się martwiłam! Nie mogłam cię nawet zobaczyć.

Racja, zapewne ojciec niechętnie wpuszczał do niej gości. Wątpiła, że wiedział o wizytach Shena, bo na pewno nie zgodziłby się na jego odwiedziny.

– Przepraszam, że cię zmartwiłam. Ale już dobrze. – Meng pokrzepiająco ścisnęła palce dziewczyny. – Nie było mnie trzy tygodnie. Musisz mi wszystko opowiedzieć, Jun.

– Nie będziesz zadowolona. Jesteś głównym tematem na ustach wszystkich, a plotki z dnia na dzień się coraz bardziej zaogniają.

Meng skrzywiła się, chociaż jej to nie zdziwiło.

– Można się było tego spodziewać. Ach, ta wycieczka mnie wykończy. Nic z niej dobrego... – westchnęła dramatycznie, a Qiu prychnął niezadowolony. Księżniczka poklepała go po głowie. – Chyba już mówiłam, że oprócz ciebie. Wiedziałam jak skończy się Próba, ale myślałam, że osłodzą mi to chociaż te słynne bankiety. Jednak i one są odbiciem tutejszych mieszkańców – nudne i ciężkie do zniesienia. – Jun zrobiła dziwną minę i rozchyliła usta. – Nie mów, że tobie się podobało? Tylko cała zdrętwiałam – narzekała dalej Meng. 

– Poziom bankietu odpowiada jego okazji, księżniczko. Jeżeli nie ma czego świętować, to co ma napędzać uroczystość?

Nie musiała się odwracać, żeby domyślić się, kto za nią stał, bo od razu rozpoznała arogancki ton, w którym zagrała lekko rozbawiona nuta.

Fortuna naprawdę ostatnimi czasy jej nie sprzyjała.

Historia Henge i Yi, to przerobiona przeze mnie na potrzeby opowiadania legenda o Chang'e i Houyi :D - Chang'e była żoną łucznika . Pewnego dnia Houyi otrzymał w darze od bogini  ziele nieśmiertelności. Podczas nieobecności męża Chang'e zjadła je, na skutek czego stała się nieśmiertelna i wzniosła się na Księżyc.

Nawiązałam też do mitu o niciach przeznaczenia - "Mówi o tym, że w momencie naszego przyjścia na świat, bogowie zawiązują wokół naszej kostki (inna wersja głosi, że chodzi o zawiązanie nici wokół kostki naszej duszy) i kostki osoby, która jest nam przeznaczona cieniuteńką, ledwie widzialną, czerwoną nić. Od tej pory nasze losy są ze sobą splecione, nie mamy na to żadnego wpływu."

U mnie Bogiem Przeznaczenia jest Yi, ale nici będą działać trochę inaczej, co wyjaśni się w kolejnych rozdziałach!

A na gifie typowy mood Lana na Meng od pierwszego spotkania, utrzymany przez większość historii xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro