VIII. Księżyc przypatrujący się rzece

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Dziękuję, Yu. Możesz odejść.

Służka, ukłoniwszy się, szybko się oddaliła. Meng zacisnęła palce na zmiętym kawałku papieru. Nie miała pojęcia, po co książę ją wzywał. Naprawdę nie pragnęła go widzieć po ich ostatnim spotkaniu. W jego wyniku zdecydowała się nawet na jakiś czas zrezygnować z raczenia swoim ulubionym winem. A nawet nie jakiś, a dłuższy. Przygryzła wargę, ignorując gorąco wymykające się na policzki i nerwowe supły w żołądku, gdy nieznośne myśli zaczęły pleść w głowie dziewczyny obrazy niechcianych wspomnień.

Była przekonana, że plotki rozniosły się już wśród służby i nie tylko. Widziała ciekawskie spojrzenia rzucane przez pokojówki, a utwierdziły ją w tym błyski w oczach strażników, zanim powitali ją pokłonem w bramach Yangtou. Potrząsnęła lekko głową i wbiła paznokcie w skórę dłoni. Do licha, jej dzisiejsza wizyta tylko jeszcze bardziej zaogni pogłoski krążące po Niebiańskim Dworze. A Złoty Smok... naprawdę nie wiedziała, czym tak sobie zawiniła, że ciągle się na niej wyżywał!

Nagle pixiu – do tej pory przycupnięty na ramieniu dziewczyny i wpijający pazury w materiał jej szaty – zerwał się do lotu. Poirytowana Meng nabrała powietrza w płuca, kiedy nie oglądając się za siebie, śmignął do przodu i zniknął w labiryncie pałacowych korytarzy. Cudownie. Niech jeszcze narobi zamieszania w książęcym zamku. Już chciała za nim pośpieszyć, kiedy ktoś ją zawołał:

– Księżniczko! – Zbliżał się do niej wysoki młodzieniec. Poruszał się dziarskim krokiem, a na jego twarzy jaśniał wesoły uśmiech. Złożył przed sobą dłonie i pochylił się do przodu. – Rong ze Wzgórza Qing wita Księżniczkę Zachodniej Puszczy! – Kiedy uniósł głowę, wyszczerzył zęby jeszcze szerzej.

Wzgórze Qing? Meng przyjrzała się mu z zaciekawieniem, usłyszawszy, skąd pochodził. Czyżby należał do zamieszkującego je rodu Lisów? Wszystko, by na to wskazywało – mimo że nie zapomniał o uprzejmościach, to wykazywał się dużą pewnością siebie w jej towarzystwie. Księżniczce absolutnie to nie przeszkadzało. Zaczynała mieć naprawdę dość rezerwy, z jaką podchodzili do niej prawie wszyscy na Niebiańskim Dworze. Traktowali ją jak rzadko spotykany skarb. Tylko po to, aby za plecami dziewczyny dyskutować o jej niedoskonałościach i wylewać swoje żale.

Ale co potężny lisi duch robił w pałacu księcia? Zamiast go o to pytać, wyciągnęła w jego stronę rękę, w której trzymała notkę, posłaną wcześniej przez Smoka. Rong nerwowo pomachał rękoma, kiedy to zobaczył.

– Och, właśnie po to przyszedłem, księżniczko! – Wydawał się zawstydzony, że kazał jej czekać. – Proszę, chodź za mną.

Podążyła za Lisem do prywatnych kwater księcia. Buty dziewczyny nieznacznie ślizgały się na wypolerowanych do cna posadzkach. Minął ich korowód pokojówek – pewnie maszerowały do kuchni, aby wkrótce podać obiad. Wywróciła oczami.

W międzyczasie wycieczki po obszernych terenach zamku Yangtou uznała, że nie potrafi już dłużej gryźć się w język i zwróciła się do prowadzącego ją chłopaka:

– Dlaczego Lis z Zielonego Wzgórza przyjmuje gości w książęcym pałacu?

Rong rozsunął potężne bambusowe drzwi. Wyjrzał zza nich ręcznie malowany parawan. Spoglądał z niego wymalowany lekką kreską Smok otoczony przez puszyste chmury. Meng przełknęła rozbawione parsknięcie. Miłość księcia do samego siebie naprawdę była nieskończona.

– Mieszkam tutaj, księżniczko – oznajmił uprzejmie Rong i przepuścił ją przodem.

– Mieszkasz? – powtórzyła zaskoczona.

Odrobinę zmarszczyła czoło. W istocie, książę nie przywiązał żadnej wagi do zawarcia, ani rozwiązania ich małżeńskiej umowy. Nie słyszała też o żadnych romantycznych skandalach z jego udziałem, chociaż wzdychały do niego tłumy panien. Cóż, na swoje nieszczęście mogła okazać się pierwszym, chociaż było to jedno wielkie nieporozumienie. Przechodząc koło Ronga, obrzuciła go uważnym spojrzeniem. Czy to możliwe, że...? Ale dlaczego traktowałby go wtedy jak służebnego na posyłki? Może Złoty Smok tak wyobrażał sobie idealny związek, kto go tam wiedział.

Weszła do zaskakująco kameralnego jak na rozmach Smoków salonu. Pomieszczenie było przestronne, ale sporo mniejsze od typowych komnat Niebiańskiego Dworu. Dopiero teraz zrozumiała, czemu unoszący się w powietrzu aromat brzoskwiniowych sadów był tak intensywny. Za rozsuniętymi oknami znajdował się taras skąpany w rozciągającym po horyzoncie różu koron gęsto posadzonych drzew. Książę wypoczywał na leżance. Oparł głowę na dłoni i przymknął oczy, a jego długie włosy drżały pod wpływem powiewów ciepłego wiatru. Podeszła do niego po cichu i odchrząknęła.

– Chciałeś mnie widzieć – bąknęła.

Musiała się przyznać, że jego widok lekko ją peszył. Nawet ona nie miała nerwów ze stali i nie mogła nic poradzić na pełzające po kościach zawstydzenie. Otoczyła się ciasno ramionami. Książę powoli uniósł powieki i skinął lekko głową na znak zgody.

– Mistrzu! – Usłyszała zza swoich pleców i odwróciła się, aby ujrzeć Ronga. – Pójdę już! – Złoty Smok odprawił go gestem ręki.

Ach, a więc mistrz! Czyli Lis przebywał tu na naukach, a nie dlatego, że... Wbiła w księcia intensywne spojrzenie, w którym zaskrzyło się nagłe olśnienie. Lan zmarszczył brwi.

– Czemu tak na mnie patrzysz? – zapytał.

Przygryzła od środka policzki, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Wzruszyła ramionami i trochę się do niego zbliżyła.

– Nie patrzę – odparła lekko i opadła na poduszkę położoną przed stojącą przy balustradzie cytrą. – Grasz? – zmieniła temat, zadając pierwsze pytanie, które przyszło jej do głowy.

Dopiero teraz dostrzegła zwiniętego u boku księcia Qiu. Wylegiwał się w najlepsze, rozłożony na złotej szacie.

„Mały zdrajca!" – prychnęła w myślach i rzuciła w jego stronę złowrogie spojrzenie, na które nawet nie zwrócił uwagi.

– Nie – odparł Lan. – Po prostu lubię, gdy ktoś dla mnie gra. – Kąciki ust księcia drgnęły ku górze.

Meng powstrzymała się od przewrócenia oczami. Oczywiście, że miał od tego ludzi. Książę uniósł się lekko na ręce i usiadł. Zauważyła, że mocno napiął przy tym mięśnie i nieznacznie się skrzywił. Niezadowolony pixiu zamruczał i przesunął się na skraj leżanki.

– Jak się czujesz? – zadała kolejne pytanie, lustrując wzrokiem miejsce, w które został zraniony.

– W porządku – rzucił, rozparłszy się na szezlongu. Obrzuciła go sceptycznym spojrzeniem. Rana była paskudna i głęboka, więc mogło minąć trochę czasu, zanim źródło zdoła całkowicie ją wygoić. Jakby nie mógł po prostu zobaczyć medyka. Uparty Smok. Musiał dostrzec jej powątpiewanie, bo obdarzył ją prześmiewczym uśmieszkiem. – Chcesz znowu sprawdzić, księżniczko? – zaszydził.

Meng poczuła, że jej policzki zajęły się żywym ogniem. Wspomnienia frywolnego zachowania stanęły dziewczynie przed oczami. Miała ochotę skryć twarz w dłoniach i niemal zawyła ze wstydu. Włosy księcia drgały w rytm powstrzymywanego śmiechu. Nie mogła się wygłupić jeszcze bardziej, więc zacisnęła usta i omiotła taras wzrokiem, desperacko poszukując inspiracji do zmiany tematu. Zauważyła rozsypane przy księciu papiery.

– Co to?

– Nie boisz się już demonów, księżniczko? – rozbawiona drwina zadrgała w jego głosie.

Nie bała się. Po prostu wtedy temat ją zaskoczył. Tak naprawdę była całkiem ciekawa wydarzeń w Demonicznym Królestwie. Widząc jej minę, zebrał stronnice i zamachał złożonym plikiem w stronę dziewczyny. Poderwała się z miejsca i przycupnęła przy leżance. Im dłużej przeglądała dokumenty, tym bardziej bladła.

– Skradziono Pieczęć? – wyszeptała i skierowała na księcia pytające spojrzenie.

Smok przyglądał się dziewczynie z zagadkową miną i przez dłuższą chwilę milczał. Zmarszczyła nos, nie mając pojęcia, o co mu chodziło. Naraz zorientowała się, że uczyniła sobie stolik z nóg cesarskiego syna. Odsunęła się lekko zakłopotana i wygładziła jego perlistą szatę. Książę pokręcił głową, ale śmiech błąkał się na jego ustach. Sama się lekko uśmiechnęła, ale zaraz wskazała ruchem podbródka na trzymane w dłoniach papiery. Ponagliła go wzrokiem.

– Tak – przyznał Lan. Odetchnął głęboko, lekko odrzuciwszy głowę w tył. – Pieczęć, nad którą sprawował opiekę Yanluo, też zniknęła.

Słowa rozlały się echem po kościach dziewczyny. Niespokojny dreszcz wstrząsnął jej ciałem. Pieczęcie Trzech Światów pętały rozdartą duszę starożytnej bestii. Skoro skradziono te, których strzegły Smoki i Demoniczny Król, oznaczało, że zostały tylko dwie. A właściwie półtorej, bo w rękach ojca Meng znajdowała się jedynie połowa Niebiańskiej Pieczęci. Ktoś naprawdę usiłował przebudzić Feia i był na dobrej drodze, żeby odnieść sukces.

– Jakim cudem udało się wykraść pieczęć z Niebiańskiego Pałacu? – zapytała.

Szczerze ją to zaskoczyło. Lana chyba też, bo aż pociemniał na twarzy, kiedy o tym wspomniała.

– Jeszcze nie potrafię rozróżnić kłamstwa od prawdy... Potrzebuję odpowiednich dowodów – rzekł tajemniczo, a Meng zwęziła powieki.

Siedzieli chwilę w ponurej ciszy, która sprawiała, że czuła się nieswojo. Nagle oczy księżniczki zabłyszczały.

– Kiedy mnie tak polubiłeś, że wtajemniczasz mnie w wojskowe sekrety? – zaćwierkotała wesoło.

Cesarski syn spojrzał na nią spode łba. Jego wzrok nie pozostawiał złudzeń, że nie był zwolennikiem poczucia humoru dziewczyny. Westchnął pod nosem.

– Masz o sobie za wysokie mniemanie. – Meng cała się napuszyła. Kto to mówił! – Sprawa stała się na tyle poważna, że będziemy musieli zaangażować w nią inne Boskie Rody, a przede wszystkim twój. Powiedzmy, że wyprzedziłem plotki, które i tak dotarłyby do twoich uszu, wścibski tygrysie.

– Ty! Kogo nazywasz... – zaczęła, ale ciężka dłoń opadła na czubek głowy dziewczyny, sprawiając, że zamilkła.

– Dobrze, już dobrze. – Wskazał spojrzeniem na cytrę. – Lepiej coś zagraj.

Księżniczka przechyliła lekko głowę.

– Skąd wiesz, że gram?

– Wolałaś usiąść na ziemi przy cytrze niż przy stole do herbaty. – Uniósł brwi i obdarzył ją znaczącym wzrokiem. – Chociaż może po prostu lubisz siedzieć na ziemi.

Meng ponownie się trochę nastroszyła, ale nie skomentowała jego kąśliwej uwagi. Postanowiła go zaskoczyć – zamiast odmówić, wstała i zasiadła przy instrumencie.

– Gra to nie tylko gra, a opowiadanie historii za pomocą nut – stwierdziła cicho.

Zaciągnęła się świeżym powietrzem i pieszczotliwie przejechała dłonią po lśniącym drewnie. Aż w końcu przyłożyła smukłe palce do mocnych strun i pozwoliła muzyce płynąć. Kochała grać. Delikatne dźwięki malowały myśli i uczucia. Szeptały opowieści, które nie potrzebowały słów, by ująć serce. Każde muśnięcie cienkich strun sprawiało, że powietrze przeszywały żywe emocje. Przymknęła oczy, wypuszczając spod palców ostanie nuty.

– Jaką historię opowiadasz? – zapytał miękko Lan, delikatnie budząc ją z twórczego transu.

Zamrugała, a gęste rzęsy musnęły jej rumiane policzki. Tylko Jun pytała o opowieści, które snuła na cytrze. Delikatnie się uśmiechnęła.

– O tęsknocie. Przemijaniu i trwaniu – odrzekła. – Księżyc niezmiennie trwa przez tysiąclecia, a jego łuna zlewa się z rzeką, przez którą codziennie płyną inne krople wody, mimo że jej oblicze się nie zmienia. Gdy tęsknisz... przypominasz księżyc. Świat się przeobraża, ale ty pozostajesz w miejscu i czekasz, spoglądając na nocne niebo. I zastanawiasz się, czy gdzieś między Czterema Morzami druga para oczu przypatruje się temu samemu widokowi.

– Przygnębiające opowieści do ciebie nie pasują – odparł zamyślony książę.

– Wierzę, że wszystko może mieć dobre zakończenie, mój drogi książę. Przecież tęsknota może zostać wynagrodzona, a oczekiwanie nie musi być bezcelowe. – Błysnęła zębami w szerokim uśmiechu. Złoty Smok przyglądał się jej intensywniej niż zazwyczaj. Pełne blasku ciemne oczy przypominały nocne niebo, na którym skrzyły się gwiazdy. Przyłożyła palec do ust i wydęła wargi. – Co z tobą?

Brew księcia drgnęła, a na twarz powrócił typowy dla niego wyraz. Ten, który nie wróżył dla księżniczki nic dobrego.

– Zastanawiałem się, czy księżniczkę interesuje, czemu ją tu wezwałem? – Rozciągnął usta w przeciągłym uśmiechu.

Racja. Jak mogła zapomnieć? Ciągłe dogryzki i uwagi Smoka zanadto ją rozpraszały. Ile już tu przesiedziała?

– Oczywiście, że tak. Najwyższa pora, abyś przyznał, dlaczego ciągasz mnie po całym Dworze – wymamrotała, ale głosowi księżniczki zabrakło przekonania, aby wykazać irytację.

Książę lekko odchylił się na miejscu. Uniósł w górę płasko ułożoną dłoń. Opadły na nią fale czerwonego materiału. Zamrugała zdezorientowana, a potem przełknęła ślinę, czując, że każdy najmniejszy mięsień w jej ciele stężał.

Szaty.

Szaty, które zapomniała zabrać z Sadów, a potem wesoło paradowała przed księciem bez nich. Zerwała się z miejsca i wyszarpnęła mu je z ręki. Przycisnęła tkaninę do piersi. Po chwili materiał z powrotem rozpłynął się w powietrzu.

– Pójdę już – oznajmiła niemal szeptem, patrząc na drewno tarasu. Nie miała odwagi spojrzeć w oczy Smoka. Odwróciła się na pięcie, ale zaraz przystanęła. Nadal usilnie unikając kontaktu wzrokowego, wsunęła dłonie pod smacznie śpiącego pixiu i podniosła go w górę. Czuła jak brzuszek bestyjki się zapadł, kiedy zaskoczona wciągnęła powietrze. Mały zdrajca. – Ty idziesz ze mną – mruknęła, przelotnie zerknąwszy na księcia. – Nie trzeba mnie odprowadzać – zapewniła i czym prędzej pośpieszyła w stronę dziedzińca zamku Yangtou.

Odetchnęła, dopiero kiedy minąwszy strażników, opuściła bramy książęcego pałacu. Oparła się o zimny mur i nabrała powietrza w płuca. Za jakie grzechy musiała znosić te upokorzenia? Energicznie przetarła twarz dłońmi. Szybko jednak doprowadziła się do porządku, usłyszawszy zbliżające się kroki. Mina księżniczki jeszcze bardziej zrzedła, kiedy zza rogu wyłoniła się Yin w towarzystwie dwóch służek. Zajęcza boginka nie zapomniała o ceremoniałach, ale Meng coś się nie spodobało w spojrzeniu, którym została obrzucona przez dziewczynę. Wyglądała, jakby pragnęła pociąć ją licznymi sztyletami na małe kawałeczki. Tygrysia księżniczka uniosła wyżej podbródek.

Niech tylko spróbuje.

Naprawdę świetnie się bawię, pisząc tę historię XD Chyba aż za bardzo...

Meng wygrywa prawdziwą melodię, którą macie w załączniku u góry! To muzyczne oddanie wiersza "Wiosenna rzeka w nocy kwiatowego księżyca", którego treść i trochę moją interpretację przedstawiłam w postaci historii opowiedzianej przez naszą tygrysią księżniczkę. Niestety nie znalazłam polskiego tłumaczenia (jedyna strona mi się nie otwiera ><), ale w komentarzu wrzucę link do angielskiej wersji, jeżeli ktoś byłby zainteresowany!

Qing Qiu - Wzgórze Qing, a dokładniej po prostu Zielone Wzgórze. Nie użyłam polskiego tłumaczenia, bo Rong stałby się dla mnie Anią z Zielonego Wzgórza xD. Według mitologii miały je zamieszkiwać Huli jing - lisie duchy o dziewięciu ogonach! Mogły zmieniać postać między zwierzęcą, a ludzką. Ogólnie czasem są przedstawiane jako bardzo dobry omen, ale najbardziej znane historie mówią o pięknych, ale mściwych kobiecych duchach. Najpopularniejsza opowiada o córce generała zmuszonej do poślubienia tyrana. Zostaje ona opętana przez lisicę o imieniu Daji, którą jej mąż kiedyś obraził. Lis pod postacią jego żony knuje, miesza i wymyśla przeróżne nowe rodzaje tortur. Za swoje okrucieństwo została ukarana przez bogów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro