XI. Wierzba płacząca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


– Yin.

Boginka, dotychczas zajęta szydełkowaniem ozdobnej serwetki, poderwała się z miejsca, usłyszawszy jego głos. Szybko wygładziła palcami suknię i wdzięcznie skłoniła głowę.

– Wasza Wysokość! – zawołała rozradowana.

Oczy dziewczyny aż zabłyszczały, a wargi rozciągnęły się w szczerym uśmiechu, który rzadko rozkwitał na jej twarzy. Lan tylko skinął głową. Obecność boginki zawsze go przytłaczała. Nie mógł dać jej tego, czego oczekiwała, a ona zupełnie tego nie rozumiała.

Bez słowa pokonał kilka schodków i opadł na dzienne łoże. Oparł brodę na dłoni. Yin nie musiała nic mówić. Od razu upewnił się, że jego przypuszczenia były prawidłowe – dziewczyna zacisnęła zęby, sprawiwszy, że delikatne mięśnie policzka lekko się napięły, a jej wzrok uciekł w stronę podłogi. Tylko na krótką chwilę, ale nie umknęło to uwadze Lana.

– Wyglądasz na spiętą, Yin.

Dziewczyna pobladła, nie umiała kryć swoich emocji – pewnie, gdyby się zbliżyła, usłyszałby nerwowe dudnienie jej serca.

– Nieczęsto mogę gościć w swoich progach Waszą Wysokość. Oczywiście, że się denerwuję. – Uśmiechnęła się lekko, jednak zaraz zacisnęła usta, zerknąwszy na swoje służki. – Na co czekacie? Przygotujcie poczęstunek – warknęła.

– Nie trzeba – wtrącił książę. – Możecie odejść. – Mówił dalej, dopiero gdy zostali sami: – Yin, wychowaliśmy się razem na Niebiańskim Dworze. Szkolili nas ci sami mistrzowie. Wspólnie uczyliśmy się historii, fechtunku, a nawet kaligrafii – położył nacisk na ostatnie słowo. – Pamiętam, że zawsze podobało ci się moje pismo. Gdy kończyłaś przepisywanie swoich fragmentów, spędzałaś kolejne godziny na odwzorowywaniu moich.

– Lan... – zaczęła boginka słabym głosem, ale uniósł rękę.

– Nie skończyłem. Mam dla ciebie jeszcze jedną historię. – Odchylił się lekko do tyłu i zmierzył ją zimnym spojrzeniem. – Pokłady energii bóstw z rodu Zająca zawsze były ograniczone w porównaniu do innych. Gałęzie zginające się przez mocniejszy powiew wiatru. Dlatego poprosiły Pierwszą Boginię o dar, który pomoże im umocnić swoją pozycję. Sprezentowała im instrument. Gong Gór i Morza, bo jedno krótkie uderzenie poruszy wody i skały, stworzy najtrwalszą tarczę i złamie najmocniejszą pieczęć. – Widział, jak Yin nerwowo przełyka ślinę. – Powinienem przejść do kolejnej opowieści?

Dziewczyna zadrżała, pokręciwszy głową.

– Nie... Wasza Wysokość. To nie t... – Zaczęła zniżać się do pokłonu, ale po raz kolejny jej przerwał.

– Nie potrzebuję twoich tłumaczeń ani przeprosin. Są bez znaczenia. Smutna przeszłość wykupiła ci łatwe życie. Tym razem nie zostaniesz ukarana. Ale od teraz długi zostały spłacone, a cesarska rodzina nie jest ci nic więcej winna. Jeżeli popełnisz następny błąd, odpowiesz za niego. Potraktuj to jako ostrzeżenie.

– Wasza Wysokość... Lan! Po prostu nie mogę znieść, jak się oddalasz! – zawołała łamliwym tonem. Głos dziewczyny, zazwyczaj wybrzmiewający dumą godną pawia pyszniącego się piórami o tysiącu kolorów, drgał jak szkło rozpryskujące się na kawałki. – Całe życie pracuję, abyś obdarzył mnie troską i uśmiechem, a jej wystarczy kilka dni! Dlaczego nie możesz chociaż na mnie spojrzeć?

Chwyciła księcia za kraniec szaty, gdy ją mijał, jednak szybko wyszarpnął się z jej uścisku i wyszedł.

Zerknęła na Lana. Miał tak ciemne oczy, że promienie słońca zdawały się w nich odbijać, znacząc je złocistymi smugami. Z lekkim uśmiechem spoglądał przed siebie i zaciągnął się powietrzem, które pachniało deszczem, chociaż ten nigdy nie padał. Sama z zachwytem obserwowała obsypane czerwienią i pomarańczem gałęzie drzew, które delikatnie drgały pod wpływem letniego wiatru. Tęskniła za tym widokiem.

– Podoba ci się? – spytała księcia. Skinął głową. – Chodźmy do stawu – oznajmiła wesoło i pociągnęła go za rękaw, ruszywszy w kierunku sadzawki.

Posłusznie postępowała według umowy zawartej z księciem i spełniła wszystkie jego polecenia. Nawet powstrzymała się przed zadawaniem mu miliona pytań i próbach wyciągnięcia z niego domysłów, zanim powróci ze śmiertelnego świata. Uważał ją za impulsywną i działającą bez pomyślunku, więc postanowiła mu udowodnić, że się mylił. Poza tym – miał rację, chociaż nigdy nie miała zamiaru tego przyznać. Pomimo faktu, że nie pochwaliła się ojcu, jak dobrze poradziła sobie z bestią, Stary Tygrys i tak był pod wrażeniem, że wyszła z tego spotkania bez szwanku, a także jej decyzji, by nie odsuwać Próby w czasie.

Kwestia Czarnego Żółwia naprawdę ją gryzła. Im dłużej rozmyślała, tym bardziej nie miała pojęcia, czemu właściwie udało się jej przetrwać. Zwłaszcza po tym, jak ojciec wspomniał, że podobno tylko Smoki i Tygrysy były w stanie okiełznać Czarnego Żółwia, a ona potrafiła korzystać tylko z miernej namiastki rodowej mocy. Lan użył prastarej techniki, by zamknąć go w złotej klatce, którą splótł z własnego qi. Tygrysy też miały tożsame skryptury w swoich zasobach, ale Lao Bo nigdy nawet nie pokazał ich Meng, bo z uwagi na swoją wątłą energię, mogłaby przypłacić korzystanie z zawartych w nich metod życiem.

Westchnęła lekko, ale rozpromieniła się, gdy dojrzała lśniące wody jeziora. Staw w Jesiennym Gaju był niewielki, ale za to bardzo głęboki. Porastały go czerwone lotosy i lilie, między którymi dryfowały opadłe z drzew kolorowe liście. Zamieszkiwało go wiele duszków, z którymi księżniczka uwielbiała bawić się w wolnych chwilach. To właśnie stąd wywodziła się Yu, zanim osiągnęła wyższą rangę i zdobyła ludzką postać. Meng uwielbiała siadać w cieniu ogromnej wierzby, która górowała nad brzegiem jeziora i popijać wino.

Uśmiechnęła się, wyciągnąwszy z pobliskich krzaków dwie okrągłe buteleczki. Bardzo dobrze, nikt nie ważył się tknąć zawartości jej małej kryjówki. Rzuciła jedną w stronę Lana – mimo zaskoczenia, złapał ją z pełnym gracji refleksem – i opadła na ziemię, oparłszy się o pień potężnego drzewa.

Książę z lekkim wahaniem dołączył do dziewczyny. Skrzywił się, kiedy poły jego szaty dotknęły trawy.

– Nieprzyzwyczajony do takich warunków, książę? – Meng zaśmiała się pod nosem i poklepała go pokrzepiająco po ramieniu. Gdyby spojrzenie mogło ciąć, byłaby martwa. – Dobrze, dobrze. Napijmy się wina! – zarządziła i odkorkowała swoje naczynie.

Złoty Smok przyglądał się buteleczce z niesmakiem.

– Kiedy zostawiłaś to w tych krzakach? – mruknął.

Meng teatralnie westchnęła.

– Lepiej jak się kurzy w piwnicy? Daj mi to. – Odstawiła na chwilę własną i wzięła od niego butelkę. Dokładnie przetarła ją rękawem sukni i oddała Smokowi. – No dalej, nie możesz odmówić najlepszego wina na świecie, bo nie podoba ci się sposób podania.

– Niech ci będzie. – Lan nie wyglądał na przekonanego ale nadstawił naczynie do toastu.

Meng szeroko się uśmiechnęła, kącik ust księcia też lekko drgnął w górę.

– W takim razie wypijmy za brak zmian.

– Brak zmian, a co w tym dobrego?

– Po prostu boję się, że jutro coś się dla mnie skończy i już nigdy nie będzie takie samo. – Zacisnęła mocniej palce na naczyniu, lekko spuściwszy wzrok. – Nie chcę tego – powiedziała cicho.

Rozwarła oczy, kiedy książę stuknął główką swojej butelki o jej. Wbiła w niego szafirowe spojrzenie i napotkała zaskakująco łagodny uśmiech.

– Aby mimo powodzi i huraganu, zawsze odnaleźć siebie. Świat może się zmieniać, ale dopóki twoje serce pozostaje takie samo, nie ma się czego obawiać. – Meng nie wiedziała co powiedzieć. Wpatrywała się w niego w ciszy. W końcu skinęła głową. – Pijmy!

Oboje pociągnęli długie łyki. Zadowolenie błysnęło w oczach dziewczyny, kiedy słodki smak rozlał się po jej języku. Z satysfakcją obserwowała, jak książę upija jeszcze trochę wina.

– Dobre? Lepiej bądź dla mnie miły, bo możesz je pić tylko ze mną! – Uniosła wysoko podbródek, a książę parsknął pod nosem.

Nagle przejechał kciukiem po brodzie dziewczyny, zahaczywszy o jej dolną wargę. Na chwilę znieruchomiała i wypuściła wstrzymywane powietrze, dopiero kiedy wyjaśnił:

– Nawet pić nie umiesz – westchnął, ale jego ton zgubił zwyczajową złośliwość.

I ona tym razem się nie pogniewała – krótki dotyk za bardzo wytrącił ją z równowagi. Szybko stanęła na nogi i odwróciła się w stronę jeziora, aby nie zauważył jej zaróżowionych policzków. Co się z nią działo? Miała ochotę uderzyć się w czoło, by się ocucić, bo chyba traciła zdrowe zmysły.

Pogłaskała długą gałąź wierzby, w którą wplątały się pojedyncze kosmyki jej włosów. Ułamała niewielki kawałek.

– To dobre miejsce na taki toast – rzekła. Czuła, że książę stanął za nią. – Ta wierzba... W Zachodniej Puszczy wierzy się, że jeżeli podarujesz komuś jej gałąź, to cię nie opuści. – Wskazała miejsce, w którym złamała gałązkę. Delikatne pnącza w szybkim tempie wyrastały z uszkodzonego konaru, a zaraz obrastały je zielone liście. Wierzba była jedynym drzewem w Gaju, którego nie malowały odcienie jesieni. – Ponieważ wytrzyma wszystko, a chcemy, żeby takie były relacje w naszym życiu. Po prostu trwa, niezmienna, niezależna od niczego. Ale to tylko opowiastki. – Odwróciła się do księcia z uśmiechem. – Masz, dam ją tobie. Szkoda, żeby się zmarnowała – zaśmiała się lekko.

Lan niepewnie ujął gałązkę palcami i popatrzył na nią z nietęgą miną.

– I co mam niby z tym zrobić?

– Co chcesz, możesz ją wyrzucić.

Rozwarła usta, kiedy niemalże od razu zniknęła z jego dłoni.

– Hej! – syknęła oburzona.

– Powiedziałaś, że mogę z nią zrobić, co chcę.

– Nie myślałam, że od razu ją wyrzucisz – naburmuszyła się Meng, otuliwszy ramionami piersi.

– Niezdecydowany Tygrys. Nawet nie wiesz, czy ją wyrzuciłem. – Chciała się odgryźć, ale ją uprzedził. – Też jutro opuszczam Niebiański Dwór.

– Wracasz do Demonicznego Królestwa? – Skinął głową. – Uważaj na siebie.

Dalej pamiętała ranę spływającą czernią, jątrzącą się na jego piersi. Jeżeli ktoś ciąłby ostrzem trochę głębiej, mógłby uszkodzić jego rdzeń, a z tego by się tak łatwo nie wykaraskał. Złośliwe parsknięcie wyrwało ją z zamyślenia.

– Martwisz się o mnie, księżniczko?

– Nie to miałam... – Machnęła ręką w połowie zdania. Zaprzeczenie nie brzmiałoby przekonująco. Uświadomiła sobie, że naprawdę się przejmowała tym aroganckim Smokiem. Nie było to nic złego i dobrze o niej świadczyło, powinien się cieszyć. Zmieniła temat. – W takim razie, mam do ciebie jeszcze jedną prośbę. – Smok uniósł pytająco brwi. – Podczas nieobecności zabierz Yu do swojego pałacu. Nie chcę, żeby ktoś czynił jej trudności, kiedy mnie nie będzie.

– W porządku. Zwolnię ją z obowiązków pokojowej i poproszę Ronga, żeby ją w międzyczasie trochę podszkolił. Może uda się jej zwiększyć duchową energię, wtedy będzie mogła sama o siebie zadbać. Jak wrócisz, możesz ją ze sobą zabrać do Zachodniej Puszczy.

Meng rozwarła usta, a wyraz zdziwienia szybko przekształcił się w szeroki uśmiech.

– Naprawdę?

– Naprawdę.

– Dziękuję! – Zarzuciła mu ramiona na szyję i mocno ścisnęła. Poczuła delikatne muśnięcie jego palców na swoich plecach. Szybko się odsunęła, chociaż wcale nie miała na to ochoty. Poklepała go po ramieniu. – Wcale nie jesteś taki zły, Smoku.

Wzruszył ramionami i się zaśmiał.

– Podobno. – Spojrzał na zaróżowione chmury, które zwiastowały, że słońce na niebie niedługo zastąpi księżyc. – Czas wracać.

Meng rzuciła ostatnie spojrzenie na skąpane w purpurze ogniste korony drzew.

Do zobaczenia niedługo – pomyślała.

W następnym rozdziale w końcu pora wysłać Meng na Próbę!

Ten i kolejny rozdział są troszkę krótsze niż reszta, bo w sumie nie wiedziałam do końca jak to podzielić, a jako jeden byłyby już za długie.

A płacząca wierzba to symbol nieśmiertelności i odrodzenia. W Chinach podobno serio jest zwyczaj, że jeżeli komuś się ją wręczy, to znaczy, że chcemy, aby z nami został <3 W chińskim wierzba i zostań, to słowo liu, chociaż wymawiamy je innym tonie

Ta piosenka to też było dla mnie bardzo duże inspo przy wymyślaniu historii, załączam jak zwykle z angielskim tłumaczeniem:)  W ogóle zawsze przed pisaniem robię sobie taką sesję z piosenkami z seriali i mam po tym tysiąc pomysłów jak skrzywdzić moich bohaterów XD Polecam! XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro