XII. Więzy losu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Lan z rozbawieniem obserwował rosnące zakłopotanie Ronga, gdy tygrysia księżniczka świdrowała go wzrokiem. Odkąd przekroczyła progi Yangtou, zdążyła go upomnieć już z tysiąc razy, żeby dobrze opiekował się jej służką.

– Rong, pokaż jej kwatery – wtrącił się, zanim dziewczyna zdążyła ponownie otworzyć usta, a Lis niemal westchnął z ulgą i zaczął się szybko oddalać, pociągnąwszy za sobą pokojową. – Czym się tak przejmujesz? To tylko służka, na jej życie nie czyhają całe Niebiosa – zwrócił się do Meng i zerknął na nią kątem oka.

Z trudem powstrzymał śmiech, kiedy zmarszczyła niewielki nosek, a kąciki jej różowych ust naraz opadły. Reakcje księżniczki były dla niego pierwszorzędnym widowiskiem, a tak łatwo dawała się sprowokować.

– Ma na imię Yu – upomniała. Poczuł się nieswojo, kiedy szafirowe oczy dziewczyny przygasły. Ich błysk przysłoniły gęste rzęsy, gdy wbiła wzrok w ziemię. – Właśnie to, że nikt się nią nie przejmuje, mnie martwi. – Poskrobała czubkiem buta posadzkę. – Nikt nie dba o Yu, a wokół mnie krąży wiele nieprzychylnych słów i spojrzeń. Ostatnio nawet zastawiono na mnie pułapkę. Już wtedy było blisko, by ucierpiała. Boję się, że ktoś wykorzysta przeciwko mnie słabość jednej z najbliższych mi osób. A nikogo to nie obejdzie – wyznała księzniczka.

– Nic jej się nie stanie – rzekł zdecydowanym głosem Złoty Smok. – Nikt nie odważy się robić zamieszania w Yangtou – zapewnił.

Poza tym jedynie najsilniejsze bóstwa mogły przekraczać bramy jego pałacu bez pozwolenia.  Cały teren chroniły silne bariery ochronne, przez które niewielu było w stanie się przebić. Ale o tym nie wspomniał. Właśnie to, z jaką łatwością ten mały Tygrys włamał się do Yangtou, zmusiło Lana, by się mu uważniej przyjrzał.

Złoty Smok uśmiechnął się, zobaczywszy, że wesoły blask znowu zakwitał na twarzy księżniczki.

– Dziękuję, Smoku.

Zakręciła się na pięcie i zbliżyła się do niego szybkim krokiem. Był pewien, że znowu się na nim uwiesi, ale tego nie zrobiła. Przykleił delikatnie uniesione ramiona z powrotem do boków. Nigdy nie potrafi przewidzieć, co planowała i wszędzie było jej pełno. Powinno go to denerwować, a zamiast tego stało się przyjemnym powiewem wiosny. Zastanowił się, jak wpłynie na nią Próba. Nie chciał, żeby charakter dziewczyny dogoniła zima, wolał, żeby rozgrzało go nadchodzące lato. Chociaż nie wiedział, czy by to wytrzymał.

Rzucił okiem na pixiu ganiającym wkoło za jakimś nieszczęsnym owadem – bił uparcie skrzydłami, które były zdecydowanie za małe, aby ustabilizować jego ciało w powietrzu. Chyba trochę ostatnio urósł.

Bo jej moc zaczęła się ujawniać" – pomyślał, przypomniawszy sobie pojedynek Meng z Czarnym Żółwiem.

Jeśli byłaby taka słaba, jak wszyscy sądzili, bestia zmiotłaby dziewczynę i nie pozostałby po niej nawet pył. Sam zużył naprawdę sporo energii, by unieszkodliwić nieczystego ducha, a niebiańskim strażnikom nawet nie udało się do niego zbliżyć – naturalne qi Meng musiało być niezwykle silne, porównywalne do jego, skoro dała radę odeprzeć tak potężne ataki.

Gdyby nie zatuszował tej sprawy, pewnie więcej osób zaczęłoby przypuszczać, że coś było nie tak. A jeżeli doszliby do tych samych wniosków, co on – rozpętałby się chaos. Kłopoty pochłonęłyby jego rodzinę, tygrysią księżniczkę i skaziły swoim cieniem całe Niebiosa. Obawiał się, że wtedy nawet jemu trudno byłoby uchronić dziewczynę przed cesarzem. Na szczęście usposobienie Meng i jej zupełna ignorancji wobec praktyki kultywacji sprawiały, że podejrzenia ją omijały, a także tłumaczyły porażkę podczas pierwszej Próby. Lepiej, by tajemnice, które mogły zburzyć pokój, pozostały zakopane w ziemi.

Z zamyślenia wyrwał go okrzyk księżniczki:

– Qiu! Chodź tu szybko! – zawołała i rozłożyła ramiona, w których po chwili wylądował mały pixiu. Oplotła go nimi ciasno i przycisnąwszy brodę do czubka jego głowy, uśmiechnęła się do księcia. – Bardzo lubi Yangtou – rzekła.

– I co w związku z tym?

Lekko się naburmuszyła, ale powlekła kolejne słowa miodem.

– Pewnie i tak tu przyleci z Księżycowego Pałacu. Może od razu mogę go zostawić?

Powinien się już tego spodziewać. Westchnął pod nosem i kiwnął głową.

– Może być.

Pixiu kręcący się między murami zamku mu nie przeszkadzał. Zresztą, i tak opuszczał Niebiański Dwór. Meng się rozpromieniła.

– Słyszałeś? Na czas mojej nieobecności masz nowego właściciela! Tylko nie przyspórz mu kłopotów! – zagruchała, a Złoty Smok stężał, kiedy Qiu niemalże od razu uczepił się pazurami jego ramienia.

Przebiegły tygrys...

– Nie powiedziałem, że będę się nim zajmował – mruknął i przycisnął palce do skroni.

– Powiedziałeś, że może tu zostać. Uznałam, że z tobą. – Uśmiechnęła się chytrze.

Nie miał siły się z nią kłócić, więc tylko machnął ręką.

– Spóźnisz się na własną Próbę, jak dalej będziesz zawracać mi głowę, uparty tygrysie.

Dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę. Zwinęła usta w śmieszny dziubek, zanim w końcu się odezwała:

– Uważaj na siebie i powodzenia – wymamrotała, po czym odwróciła, zrobiła dwa kroki i przemieniła w wirujące na wietrze liście.

– Uważaj na siebie i powodzenia – powtórzył szeptem, spoglądając, jak się oddala.

Nakazał Rongowi poinformować swoje oddziały, że dołączy do nich później. Postanowił odwiedzić jeszcze jedno miejsce przed wyruszeniem w drogę.

Dom Siming zapierał dech w piersiach. W środku dnia czuwały nad nim gwiazdy, a promienie słońca przebijały się przez ciemnicę nocy. Oplatały go wiosna i jesień, tańczyły w nim lato z zimą. Płynął z czasem i stał ponad nim. Wszystko i nic. Przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość zamknięte między delikatnymi stronnicami skryptur. Stosy czerwonych nici, które plotły przedstawienia śmiertelnego żywota.

Uczniowie Yi skłonili głowy na widok księcia.

– Możecie darować sobie formalności. Nie przejmujcie się mną i wracajcie do pracy – powiedział Lan. – Zaprowadź mnie do swojego mistrza – zwrócił się do chłopca stojącego najbliżej.

– Tutaj jestem, Wasza Wysokość – odezwał się zbolały głos zza jego pleców. – Proszę, chodź ze mną.

Złoty Smok rozsiadł się na poduszkach w gabinecie Yi. Pan Ludzkiego Losu niespokojnie krążył po pomieszczeniu i co chwila ocierał ręce o czarną szatę.

– Napijesz się, Wasza Wysokość?

Lan pokręcił przecząco głową. Nie miał czasu na to ani by owijać w bawełnę.

– Pokaż mi, co zaplanowałeś dla tygrysiej księżniczki.

Yi zmarkotniał. 

– Wiedziałam, że Wasza Wysokość to powie! – Potarł twarz dłonią. – Wasza Wysokość na pewno zdaje sobie sprawę, że to wbrew zasadom.

– A decyzje o karach za ich złamanie podejmuje mój ojciec, więc przestań się trząść.

– Naprawdę nie mogę, Wasza Wysokość.

Drzwi się rozsunęły, obaj mężczyźni wbili w nie spojrzenia.

– Tego szukasz, Wasza Wysokość? – spytała Henge i się zamachnęła.

Lan sprawnie złapał obszerny zwój jedną ręką.

– Bogini Księżyca ma zawsze cudowne wyczucie czasu.

– Henge! – Yi podbiegł do żony. – Co ty wyrabiasz?

– Jak książę będzie miał ochotę, to i tak go sobie weźmie. Przyspieszam nieuniknione. – Rozciągnęła wargi w uśmiechu, poklepawszy Yi po policzku.

Minęła go bez słowa i opadła na poduszki naprzeciw Złotego Smoka. Lan zrozumiał, czemu znalazła wspólny język z Meng. Posępiały Yi po chwili do nich dołączył. Ciekawe, czy w takich chwilach żałował, że zmienił własną Próbę w codzienność, przywodząc niepokorną żonę ze świata śmiertelników do Niebios. Książę parsknął śmiechem, a Henge spiorunowała go wzrokiem.

Yi odchrząknął.

– Wasza Wysokość, konsekwencją każdej ingerencji w przeznaczenie śmiertelników są silne reperkusje. Nawet dla Waszej Wysokości mogą być naprawdę niebezpieczne. Uważam, że w obecnych czasach nie powinieneś się narażać. 

Złoty Smok rozplątał wstęgę i rozwinął pergamin.

– Nie mam zamiaru zmieniać jej losu. – Szybko przemykał wzrokiem po kolejnych znakach i coraz bardziej się krzywił.

Jego brwi podjechały w górę, kiedy rzucił Yi znaczące spojrzenie.

– Mówiłam, żebyś potraktował ją łagodnie! – Wzburzyła się Henge, na co Pan Losu uniósł ręce w obronnym geście.

– Potraktowałem na tyle, ile mogłem. Życie księżniczki nie może być obsypane pachnącymi kwiatami, jeżeli ma przejść Próbę najwyższego stopnia – zaznaczył.

Lan westchnął, wypuściwszy powietrze przez nos. Meng nie miała wieść prostego życia, ale rzeczywiście mogłaby doświadczyć znacznie gorszych rzeczy. Nie podobał mu się tylko jeden szczegół, ale temu łatwo było zaradzić. Puknął palcem pixiu zwiniętego u jego boku.

– Zmiana planów. Nie zostaniesz tu ze mną. Będziesz mi dawał znać w odpowiednim czasie.

Henge przez chwilę przyglądała się mu w milczeniu, ale odwróciła szybko wzrok, gdy to zauważył.

Stała nad przepaścią. Miejscu końca starego i początku nowego. W jej uszach dudnił ryk obijającej się o skały wody, pędzącej na spotkanie Źródła Niepamięci. Odwróciła się, by ostatni raz zerknąć na niewielkie grono zebranych. Poprosiła matkę, żeby nie robić z jej zejścia do śmiertelnego świata widowiska – absolutnie nie chciała się znów czuć jak podczas pierwszej Próby. Ruo udało się to zaaranżować, bo rzeczywiście dziewczynie towarzyszyli tylko najbliżsi i cesarz.

Rodzice taksowali ją twardym wzrokiem. Nie waż się wycofać – zdawał się mówić, a Jun posłała jej pokrzepiający uśmiech. Henge pożegnała ją wcześniej, bo nie znosiła dworskich ceremonii i uważała je za zbędne. Księżniczka jedynie dziwiła się, że Shen nie przyszedł. Nie widziała go cały dzień, ale do końca liczyła, że się pojawi. Wystarczyłoby jego jedno dobre słowo, by dodać jej otuchy – marzyła, aby teraz ją zapewnił, że wszystko dobrze się potoczy. Może się na nią po prostu gniewał, w końcu długo ukrywała przed nim Próbę. Albo dramatyzowała i nawet on nie uznawał tej krótkiej nieobecności za coś ważnego. Przecież dla mieszkańców Niebios czas Próby był zaledwie krótką chwilą.

– Próbę czas zacząć! – głos cesarza przebił się ponad bębnienie wody, a Meng struchlała.

Teraz już naprawdę nie było ucieczki. Meng zacisnęła dłonie, tak mocno, że długie paznokcie boleśnie wbiły się w ich miękkie podbicia. Nabrała powietrza w płuca i zrobiła krok w przód.

Runęła w dół.

Nurt przysłonił wizję dziewczyny i pozbawiwszy płuca powietrza, pociągnął ciało wraz ze swoim potokiem. Zderzyła się z powierzchnią źródła, szybciej niż myślała. Sądziła, że woda bezlitośnie wedrze się do jej ust i nosa, zdusi gardło, ale tak nie było – otulała ją niczym jedwabna pościel. Nawet huk wodospadu ucichł. Dryfowała w ciszy i w końcu odważyła się otworzyć oczy.

Napotkała własne spojrzenie. Wargi jej odbicia rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu. Nie był wyrazem zadowolenia ani smutku, lecz biło od niego niezwykłe ciepło. Meng skinęła głową. Nadszedł czas pożegnać się i dorosnąć – przystać na to, by świat śmiertelników odarł ją z niewinnej beztroski i nauczył jak sprostać oczekiwaniom.

Nauczył jak być Tygrysem.

Ale tak bardzo się bała. Wyciągnęła przed siebie rękę, jakby chciała złapać postać w czerwonych szatach. Mocno chwycić i nigdy nie puścić. Zatrzymać. Lecz odbicie rozpłynęło się, gdy już miała dotknąć ciepłej skóry, nie pozwoliwszy jej zlodowacieć. Ta Meng musiała odejść. Nie było już dla niej miejsca.

Światło dnia powoli coraz bardziej się oddalało, a wody ciemniały. Na dłoni księżniczki coś zaskrzyło. Zmrużyła oczy, obserwując formujący się kształt.

Pixiu? – zdziwiła się.

Mogłaby przysiąc, że przez chwilę dostrzegała jego niewielkie skrzydła, kontrastujące z krępym ciałem. Jednak zaraz przekształciły się w coś, co przypominało Meng płatki kwiatu. Skrzywiła się – naprawdę widziała, co chciała. Zacisnąwszy powieki, otuliła się ramionami. Czuła się taka samotna.

Poczuła uścisk na palcach. Rozwarła szeroko oczy, by zobaczyć zaniepokojoną twarz Shena. Pokręciła lekko głową. Nie miała zamiaru dać się nabrać źródlanym fantomom po raz kolejny. Jednak Wąż przyciągnął ją delikatnie do siebie i przewiązał czerwoną nitkę wokół małego palca księżniczki. Drugi koniec szkarłatnego sznurka lśnił na jego dłoni. Rozwarła szeroko oczy. Napotkawszy przerażone spojrzenie dziewczyny, posłał jej dobrze znany uśmiech. Wtedy przekonała się, że naprawdę tu był.

Nie pozwolił Meng się zdenerwować ani zaprotestować. Zanim zdążyła zareagować, przycisnął jej głowę do swojej piersi, zamknąwszy ją w mocnym uścisku.

Dlaczego, Shen?

Dlaczego znowu się tak dla niej poświęcał?

Nie chciała tego – za żadne skarby sobie nie wyobrażała, że posunie się aż do tego. Że skoczy do śmiertelnego świata za nią.

I była na siebie zła, że przyniosło jej to taką ulgę.

A wtedy ostatnie promienie słońca uciekły i przykrył ich mrok głębin.

I część historii za nami! Jak wrażenia, oczekiwania?

No i najważniejsze pytanie: team książę czy team Shen? xD

Siming, to chińskie bóstwo, które w dosłownie biurowy sposób planuje losy śmiertelników. Taki Mistrz Przeznaczenia haha. Moje bóstwo losu ma na imię Yi, ale uznałam, ze mogę nawiązać nazwą :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro