XIV. Duchy przeszłości

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Przyniosłeś to, o co prosiłem?

Rong skinął głową i wyciągnął przed siebie dłoń, w której ściskał kryształowy flakonik. Rozszerzył oczy i zmarszczył brwi, gdy palce księcia drasnęły jego skórę, kiedy ten chwytał buteleczkę.

– Czemu tak na mnie patrzysz? – spytał Lan, po czym szybko łyknął na raz zawartość niewielkiego naczynia.

– Mistrzu, twoje qi... – zaczął Lis, ale książę przerwał mu machnięciem ręki. Nie miał zamiaru tego wysłuchiwać. Zdawał sobie sprawę, że jego wewnętrzna energia była mocno rozedrgana i bez potwierdzenia przez Ronga. Ten jednak nie wyczuł aluzji, bo przycisnął dwa palce do przegubu Złotego Smoka, nie zwracając uwagi na tryskające poirytowanymi iskrami spojrzenie i wyraźnie zaniepokojony pokręcił głową. – Co się stało...? – Brwi ucznia mocno się zmarszczyły, a za chwilę podjechały wysoko w górę – To...! Zszedłeś do świata śmiertelników, mistrzu! – zawołał.

Książę powoli wypuścił powietrze przez nos. Wyczuwał nadciągający grad pytań, więc postanowił go uprzedzić:

– Nie zmieniłem jej przeznaczenia. Nawet nie skorzystałem z boskich mocy – mruknął.

Lan mówił prawdę. W żaden sposób nie wpłynął na kluczowe wydarzenia, które czekały małego Tygrysa. Po prostu przejął rolę, którą w czasie Próby miał odegrać ktoś inny. To co zrobił, nie powinno wywrzeć na nim takiego efektu, a właściwie to żadnego, i nie miał pojęcia dlaczego jego qi tak źle reagowało. Potrząsnął lekko głową, przypomniawszy sobie panikę w oczach młodej dziewczyny. Stary Tygrys naprawdę nie miał litości dla córki, a Złoty Smok nie zamierzał pozwolić, aby to ją zmieniło. Meng była nieprzewidywalna jak jesienna pogoda. Bardzo różniła się od mieszkańców Niebiańskiego Dworu, a każdy krok dziewczyny wywoływał powiew intrygującego nieznanego. Lan nie chciał, żeby tak szybko przemieniła się w jednostajny wiatr. Nie do końca wiedział dlaczego – chyba zwyczajnie dobrze się przy niej bawił.

– To raczej nie ma znaczenia, mistrzu, skoro i tak jesteś w takim stanie – odparł poruszony Rong.

– Nie wiem, będę musiał odwiedzić Dom Siming, kiedy wrócę – przyznał szczerze książę. – Za to jestem pewny, że tygrysia księżniczka nie będzie zadowolona, kiedy dowie się, że pod jej nieobecność ciągałeś jej podopieczną po Demonicznym Królestwie – zmienił temat, z rozbawieniem obserwując blednące oblicze Ronga.

– Co masz na myśli, mistrzu?

Lan podszedł do lisiego ducha i pstryknął palcami lśniącą na jego szacie naszywkę niewielkich rozmiarów, a zaraz naciągnął nimi skroń. Lis naprawdę do tej pory nie zauważył... Książę westchnął pod nosem – szkolił go od tylu lat, a ten nawet nie nauczył się spostrzegawczości. Błyszczące nitki utkane w rybi kształt zadrgały, a moment później stanęła przed nimi służka Meng. Nerwowo potarła dłońmi szatę, zanim splotła je przed sobą i schyliła głowę. Rong prędko pociągnął dziewczynę w górę i złapawszy za ramiona, odwrócił w swoją stronę.

– Co ty masz w głowie? Dlaczego tu za mną przyszłaś? – oburzył się.

– Przepraszam. Byłam cie...

– Wiesz dokąd prowadzi ciekawość? Zdajesz sobie sprawę jak bardzo tutejsza atmosfera może być dla ciebie niebezpieczna? Co byś zrobiła, gdyby opętała cię mroczna energia?

– Idę na spotkanie z Yanluo – wtrącił książę, z satysfakcją zauważywszy, że nikt już nie zwracał na niego uwagi.

Władca Demonicznego Królestwa poderwał się z wyżłobionego w skale tronu, gdy ujrzał Lana.

– Książę – powitał go, kłaniając się ze złożonymi dłońmi.

Zgromadzeni w komnacie doradcy króla, także zamilkli i pochylili się na widok Złotego Smoka. Lan skinąwszy głową, minął Yanluo i opadł na zwolnione miejsce.

– Odpuście sobie formalności i zostawcie nas samych – zwrócił się do zebranych, którzy posłusznie opuścili pomieszczenie. – Udamy się za Barierę – odezwał się po chwili.

Yanluo pokręcił pokaźnym pierścieniem mieniącym się na palcu, a na jego policzku drgnął pojedynczy nerw.

– Nie damy rady jej przekroczyć, Wasza Wysokość – sprzeciwił się rozemocjonowanym głosem.

Książę zmrużył powieki, lekko się odchyliwszy. Nie dziwił się, że w Demonicznym Królestwie panował taki chaos, skoro przewodził mu Yanluo. Król bał się głowy i ogona. Gdyby nie cesarskie wsparcie władca nic by nie osiągnął, a jego poddani by go zjedli.

– Pozbędę się Bariery – wyjaśnił. – Musisz dołączyć do mnie z armią tak szybko, jak runie. Przejście będzie bezpieczne.

Yanluo przytaknął, ale nadal nie wyglądał na przekonanego.

– Wasza Wysokość... mroczna energia, która otacza Barierę jest niesamowicie silna. Czy jesteście pewni, że nie będzie to dla was niebezpieczne?

Tego Lan nie był w stanie ocenić, ale niezależnie od odpowiedzi – nie miał wyboru. Jeżeli on nie przełamie utkanej przez buntowników Bariery, to nikt. Jego żołnierze nawet nie mogli się do niej zbliżyć, bo mroczna esencja szybko obklejała ich zmysły i mieszała myśli. Spodziewał się, że nie będzie łatwo, ale musieli przekroczyć wytyczoną przez mrok granicę, jeśli chcieli zapobiec powrotowi Feia.

– Nie martw się o mnie, Yanluo. Po prostu postępuj według poleceń.

Meng otarła zwilgotniałe czoło i uklękła obok siostry. Jak co roku – same uprzątnęły całą rodzinną kryptę, chociaż Madame Tang zawsze je za to ganiła. Uważała, że pannom o ich statusie nie przystawało brudzenie rąk i powinny jedynie symbolicznie przetrzeć kamienne płyty, a resztę pozostawić służbie. Meng zgadzała się na wiele fanaberii żony wuja, ale w tym nie potrafiła przyznać jej racji. Jeżeli chodziło o rodzinę – nie istniała pozycja. Starała się tego nauczyć młodszą siostrę, ale niestety poglądy Liu były bliższe punktowi widzenia ciotki. Dziewczyna zawsze niesamowicie narzekała i milkła, dopiero gdy Meng zaznaczała, że są to winne rodzicom. Przecież teraz tylko w taki sposób mogły im okazać szacunek i wdzięczność.

To był już trzeci Festiwal Światła i Blasku spędzony przez siostry w rodzinnym mauzoleum, aby uczcić pamięć rodziców. Mimo że rezydencja Yingów obróciła się w popiół już trzy lata temu, to płomienie nadal żywo wrzały w pamięci Meng.

Zacisnęła na chwilę powieki, po czym odetchnęła, przełknąwszy gromadzącą się w gardle gulę. Zerknęła na Liu, która mocno zagryzała wargi. Młodsza siostra zazwyczaj spychała niedawną tragedię w najgłębsze zakamarki serca. Dorastając, upodobniła się charakterem do Madame Tang – potrafiła być niezwykle nieznośna i pyskata, a przez większość czasu zawzięcie psioczyła pod nosem na wszelkie niedogodności, uwielbiała korzystać z bogatego życia zapewnionego im przez wuja. Obecny kanclerz nie dopuścił, aby warunki ich życia uległy zmianie na gorsze po śmierci rodziców, a zapewne ze względu na współczucie – spełniał dosłownie wszystkie zachcianki panien Ying. Liu, tylko kiedy klękała na posadzce grobowca, zmieniała się z powrotem w zapłakaną dziewczynkę sprzed trzech lat. Jej malutką siostrzyczkę, którą miała obowiązek otoczyć opieką. Meng dotknęła dłoni dziewczyny i ciepło się do niej uśmiechnęła.

– Zapalmy kadzidło – powiedziała starsza panna Ying i podała długi, wąski patyczek siostrze.

Meng rozpaliła swoje kadzidło i delikatnie na nie chuchnęła, aby się lepiej zatliło. Pomieszczenie wypełnił dym niosący za sobą aromatyczną mieszankę zapachów – przewodziła jej mocna woń drzewa sandałowego. Po kilku minutach odłożyła je do naczynia i złożyła przed sobą dłonie.

– Dziś przyniosłyśmy dla ojca jego ulubione wino, którym uwielbiał się raczyć, gdy wieczorami spędzał godziny, opowiadając nam przeróżne historie. Jego córki będą pamiętać te chwile do końca swoich dni i mają nadzieję, że ich podarek i jemu o nich przypomni – powiedziała cicho Meng, z trudem kontrolując drżący głos.

Nalała do ozdobnej czarki ciepłego trunku i uniosła ją lekko w górę, zanim rozlała alkohol nad drzewkiem rosnącym przy tablicy pamięci. W ciągu ostatnich lat mocno urosło, a każdy kolejny centymetr w górę, zdawał się wbijającym w ciało kolcem.

– Dla matki zaparzyłyśmy jaśminową herbatę. Delikatną jak wszystkie gesty, którymi nas obdarzała, niechaj będzie naszym uściskiem dla niej.

Napar także zwilżył ziemię w bogato zdobionej donicy. Obie siostry splotły palce swoich dłoni i przycisnęły je do czół, po czym pochyliły się w głębokim ukłonie. Meng naprawdę niełatwo było się podnieść.

Tego wieczora okrągły księżyc zajrzał na niebo wyjątkowo wcześnie – pławił się w purpurze niedawno zmalowanej przez zachodzące słońce. Meng zaciągnęła się zwilgotniałym powietrzem. Była pewna, że nocą będzie padać. Nie przeszkadzało jej to. Dźwięk miarowo bębniącego o drewno deszczu uspokajał i usypiał niczym kołysanka. Madame Tang, dotychczas zajęta rozmową z Liu, odchrząknęła.

– Meng. Zagraj coś dla nas.

Dziewczyna powstrzymała niezadowolony grymas, który wypełzał na jej usta. Kiedyś uważała, że potrafi grać całkiem dobrze i nawet lubiła koncertować, aby się tym pochwalić. Rodzice uwielbiali jej słuchać. Ale dla żony wuja umiejętności dziewczyny nigdy nie były wystarczające. Trzy lata lekcji z Madame skutecznie zniechęciły Meng i zamiast cieszyć się grą, miała raczej ochotę zerwać delikatne struny cytry. Przynajmniej była już za stara, aby Madame biła ją po palcach za pomylone nuty. Skinęła jednak uprzejmie głową i zasiadła przy instrumencie. Zdecydowała się na prostą melodię. Już nawet nie próbowała się starać, bo i tak znała rezultat.

Tak jak Meng się spodziewała, Madame Tang po kilku minutach poderwała się z miejsca. Kobieta prychnęła pod nosem i obrzuciła dziewczynę rozczarowanym spojrzeniem. Meng spuściła wzrok – zatrzymał się na chwilę na zaczerwienionej dłoni żony wuja. Palce Madame nigdy nie odzyskały sprawności po tym, jak nieostrożna służka zalała rękę kobiety wrzątkiem. Być może dlatego z taką upartością pragnęła przelać utracone talenty na starszą z panien Ying i tak ciężko było ją zadowolić. Meng nie mogła dorównać jej niespełnionym marzeniom.

– Nie mogę tego słuchać, ale zabaw Shena, on i tak nigdy nie odróżniał głaskanej struny od szarpanej – mruknęła Madame na odchodne.

Meng przełknęła ślinę, lekko zagryzłszy policzek od środka. Siostry były mimo wszystko jedynie gośćmi w rezydencji Tangów. Obietnice mogły się zmienić, jeżeli emocje zaczną wygrywać inne akordy. Nie mogła pozwolić, żeby tak się stało. Musiała dbać o przyszłość siostry, którą mógł zapewnić tylko wuj. Bez niego nie miały nic. Dlatego nie przestała grać, kiedy kobieta opuściła pomieszczenie, a jej kroki zaczęły się oddalać.

Liu podążyła za Madame, ale zanim wyszła, uśmiechnęła się do siostry.

– Według mnie grasz pięknie, siostrzyczko – oświadczyła.

Upewniła się, że Shen nie patrzył i puściła Meng oczko, po czym się ulotniła. Starsza panna Ying jedynie lekko pokręciła głową. Nie musiała długo czekać – syn Tangów szybko do niej podszedł i położył dłoń na jej palcach, zatrzymując płynącą spod nich melodię.

– Uwielbiam cię słuchać i wcale nie uważam, że jestem głuchy na nuty... – rzekł chłopak i ścisnął rękę Meng. Kąciki jego ust podjechały w górę, gdy na niego spojrzała. – Ale wiem, że tego nie znosisz, dlatego przestań.

Meng zacisnęła usta i zmusiła się do uśmiechu. Odkąd oficjalnie ogłoszono ich zaręczyny, towarzystwo Shena naprawdę ją peszyło. Zaczynał traktować ją jak ukochaną, a ona widziała w nim brata. Cofnęła nieznacznie dłoń.

– Przepraszam. – Przyjaciel zrobił zakłopotaną minę.

Dziewczyna źle się czuła, z tym że tak go odpychała. Przecież ich ślub był jedynie kwestią czasu, a Shen dobrze ją traktował i szanował. Może i nie pałała do niego romantyczną miłością, ale bardzo go lubiła. Nawet przyrzekł, że nigdy nie weźmie żadnych konkubin. Dla niego liczyła się tylko ona, nieważne co się wydarzy. A poza tym, gdy zostanie jego żoną, stworzą razem dom. W końcu będzie mogła zacząć żyć na własnych zasadach i przestać się martwić.

– To ja przepraszam. Po prostu potrzebuję czasu... żeby się przyzwyczaić – odparła ostrożnie.

– Nie ma o czym mówić – zapewnił. – Przejdziesz się ze mną?

Skinęła głową.

Wiedziała, gdzie ją zabierał. Odwiedzali skrytą na tyłach posiadłości potężną sosnę w każde Święto Zmarłych.

– Panno Ying – przywitał ją czekający przy wejściu do salonu Yuan.

Powstrzymała go gestem, kiedy chciał za nimi podążyć. Posłała strażnikowi szeroki uśmiech.

– Shen mnie odprowadzi. Dziękuję.

Młody wojskowy wyglądał, jakby pragnął coś powiedzieć, ale zaraz zamknął usta, skinąwszy głową. Ukłonił się szybko i odszedł. Czuła się nieswojo, odprawiając strażnika – jeszcze niedawno często spędzali czas w trójkę, a nawet czwórkę, gdy towarzyszyła im Liu. Teraz Shen oczekiwał towarzystwa Meng na osobności, a ona nie zamierzała mu tego odmawiać.

Yuan towarzyszył dziewczynie, odkąd wyniósł ją z płonącej rezydencji przed trzema laty. Niedługo po pożarze zaczął kręcić się w pobliżu jej kwater – był ciekaw, jak się miała. Wpadła na niego podczas spaceru. Pamiętała, że wydał się jej miły i szczery, a na dodatek wyrwał ją z tamtego koszmaru. Wuj i tak zamierzał przydzielić Meng osobistego strażnika, a więc poprosiła, aby tę rolę pełnił Yuan. Ponieważ spośród krwawych i ognistych wspomnień wybijały się tylko dwa obrazy, które przynosiły starszej pannie Ying ulgę. Na jednym z nich malowała się zatroskana twarz Yuana, a na drugim piękne, ciemne oczy. Zastanawiała się, czy jeszcze kiedyś będzie miała okazję w nie spojrzeć.

Szybko dotarli do obwieszonego bambusowymi kadzidłami drzewa. W Święto Zmarłych należało spalić spirytualne pieniądze, aby odpędzić od domostwa złe duchy albo poprosić o dobrobyt dla zawieszonych w śmiertelnym świecie dusz tych, którzy odeszli. Z Shenem co roku dopełniali tej tradycji razem. Chłopak przyglądał się Meng z czułością.

– Dzisiaj chcę poprosić o coś innego niż zazwyczaj. Palę kadzidłowy pieniądz jako opłatę za przekazanie wiadomości. Pragnę prosić o błogosławieństwo. Przysięgam, że będę dbał o waszą córkę, Meng Ying, jak o rzadki skarb. A nawet bardziej. Ofiaruję jej wszystko, czego zapragnie, będę dobrym mężem i nigdy nie pozwolę się jej smucić.

Wyciągnął w stronę dziewczyny rękę, a nadzieja zalśniła w jego oczach. Nabrała powietrza i powoli je wypuściwszy, ujęła jego dłoń. Uśmiechnęła się, gdy usłyszała, że wyraźnie odetchnął. Podpalił kadzidło. Gdy obserwowali, jak bambusowy papier płonie, delikatnie głaskał kciukiem jej skórę.

– Teraz twoja kolej – rzekł, gdy kadzidło skończyło się tlić.

Meng wzięła głęboki oddech. Jeżeli miała rozpocząć nowy etap w życiu, musiała najpierw zakończyć stary. A przynajmniej spróbować.

– Ja... tym razem nie palę kadzidła, aby odpędzić złe duchy. Proszę je, żeby pozostawiły to domostwo, ale zamiast tego oferuję im inny cel. Taki, który chciałabym sama obrać, ale nie mogę i tej nocy muszę pozwolić mu odejść. Proszę, skierujcie całą złość, jaka się w was tli, na duszę tego, kto odebrał mi rodzinę. Wiedząc, że oddałam jego los w wasze ręce, będę mogła odetchnąć.

Zacisnęła dłonie w pięści. Cała się trzęsła, a Shen widocznie pobladł. Nic nie mogła poradzić, że uważała rozdane kary za zbyt małe. Ojca wrobiono w zdradę stanu, za co rozkazano stracić całą jego rodzinę. Yingowie musieli opłacić własnym życiem niepohamowane ambicje. Ona i jej siostra również przemieniłyby się w proch, gdyby wuj Tang nie odkrył intrygi ministra Du. Niestety nie zdążył ocalić wszystkich. Shen był zbyt dobry, jeśli nadal potrafił przejmować się losem tego, kto nie miał żadnej litości.

Chciała podpalić kadzidło, ale chłopak ją powstrzymał.

– Nie rób tego – wyszeptał drgającym głosem. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Zapadła między nimi cisza, którą po chwili przerwał: – Jeżeli rzucisz w świat zło, to do ciebie wróci. Proszę, zostaw przeszłość za sobą.

Objął dziewczynę ramionami. Zacisnęła powieki najmocniej, jak potrafiła. Zostawi. Przecież nie mogła go do siebie zrazić.

Meng ze świata śmiertelników na pewno mocno różni się od tej, którą dotychczas poznaliśmy... Co myślicie o jej nowym życiu?

Festiwal Światła i Blasku, to Festiwal Qingming w moim wolnym tłumaczeniu haha, czyli chińskie Święto Zmarłych. Uznałam, że trochę je przerobię i u siebie wykorzystam :D

Wrzuciłam nową wstawkę, aby rozdzielić perspektywy, bo będą się częściej zmieniać. Teraz mamy wiosnę dla Lana, a jesień dla Meng:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro