XXII. Nowy Rok

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Głowa panny Ying pękała z dwóch powodów. Jednym było stanowczo zbyt wiele opróżnionych czarek wina poprzedniego wieczora, a drugim nieznośna mieszanka sprzecznych emocji, która trapiła myśli dziewczyny, odkąd ta tylko otworzyła oczy. Strach przed konsekwencjami, wstyd skręcający żołądek, bezlitosne poczucie winy, ale i przebijająca się ponad negatywne odczucia nuta słodkiej ekscytacji. Prądy przenikały kości Meng za każdym razem, gdy przypominała sobie zachrypnięty głos Lana, kiedy przyznał, że nie była mu obojętna. Przygryzała wtedy wargi i uciekała wzrokiem od własnego odbicia, aby służka nie zauważyła jak szybko i intensywnie czerwieniły się jej policzki.

Panna Ying naprawdę nie wiedziała, co powinna uczynić – przez chwilę głupoty i nieuwagi sprawy nieodwracalnie się pokomplikowały, a ona nie mogła dopuścić, żeby posunęły się jeszcze dalej. Musiała zapomnieć obietnice panicza Jianga, aby dotrzymać własnych, ale z drugiej strony nie chciała się od niego odsuwać. Wątpiła, że nawet potrafiłaby to zrobić. Dziewczyna nagle dostrzegała zalety delikatnej bańki, jaką dotychczas przypominała relacja z Lanem. Niepewna więź, każdy mocniejszy powiew wiatru mógłby przemienić ją w wodnistą mgłę, ale przez większość czasu spokojnie dryfująca między niebem a ziemią. Obserwowana jedynie przez słońce i księżyc, bezpieczna i pozbawiona oczekiwań.

„Wszystko byłoby prostsze, gdyby wczorajszy wieczór się nie zdarzył" – pomyślała, z rezygnacją oparłszy brodę na dłoniach.

A wtedy wpadła na pomysł – co by się stało, jeśli naprawdę nie miałby miejsca? Przynajmniej oficjalnie. Przecież doprowadziła się do tak żałosnego stanu, że zapomnienie o wszystkich niewygodnych słowach byłoby całkowicie wiarygodne. Poderwała głowę w górę, zaaferowana znakomitością tego rozwiązania, i zaraz jęknęła, bo niespodziewany ruch sprawił, że służąca boleśnie naciągnęła kosmyk jej włosów. Meng, pogrążona w przemyśleniach, niemal zapomniała o obecności pokojowej. Zauważywszy, że kobieta szykowała się do wpięcia ozdób w precyzyjnie splecioną fryzurą, wspomnienie przemknęło przed oczami panny Ying – misterne upięcie przemienione w hebanową kaskadę za sprawą panicza Jianga. Machnęła dłonią, zaskakując służkę.

– Tylko ta – nakazała, wskazawszy palcem spinkę z lśniącego złota.

Nie była największa ani najbardziej okazała, ale zdecydowanie najważniejsza z całej drogocennej kolekcji. Kiedy siostry Ying zamieszkały w rezydencji Tangów, wuj sprezentował im bliźniacze ozdoby. Zaznaczył, że dziewczęta powinny mieć je zawsze przy sobie, nigdy nie ważyć się o nich zapomnieć, cały czas trzymać je w zasięgu ręki – bo dobrobyt rodziny przyciągał niebezpieczeństwa, najbardziej podstępne i okrutne czyny, a on, chociaż zrobi wszystko, co w jego mocy, by temu zapobiec, może nie zawsze być w stanie je uchronić. Bowiem przed zagrożeniem czasem mogła uratować jedynie odwaga, by się poddać. Wuj podarował im ukrytą w jadeitowej wstawce drogę ucieczki z sytuacji bez wyjścia, mając nadzieję, że nigdy nie będą zmuszone z niej skorzystać. Po doświadczeniu cierpienia, które spadło na domostwo Yingów, prezent kanclerza Tanga zdawał się Meng błogosławieństwem – zapewnieniem, że nigdy więcej nie będzie musiała tak cierpieć. Jednak z czasem spinka zaczęła budzić w niej niepokój. Strach przed ponownie utraconą nadzieją. Nosiła jednak ozdobę każdego dnia, bo pułapka i bezsilność przerażały ją bardziej.

Zamrugała, gdy odezwała się służka:

– Zhong Yuan czeka na panienkę – ogłosiła kobieta.

– Yuan? – powtórzyła zaskoczona Meng.

Strażnik rzadko prosił o jej towarzystwo, zazwyczaj to ona go wzywała. Każdego innego dnia ucieszyłaby się z jego kompanii, ale dziś przywodziła dziewczynie na myśl jedynie złe przeczucia. W końcu Yuan wiedział, że nie przeprowadziła z paniczem Jiangiem jedynie zapowiedzianej krótkiej rozmowy, a spędziła z nim cały wieczór.

– Powiedz mu, że zaraz do niego dołączę. Albo niech wejdzie na herbatę, bardzo się ochłodziło.

– Panno Ying, pozwól mi. – Yuan zaprotestował zgodnie ze swoim zwyczajem, kiedy chwyciła rozgrzany dzbanek.

Zbyła go gestem.

– Jesteśmy sami. Czy nie mówiłam ci już, że mam na imię Meng? Czasem o tym pamiętasz, czasem nie. Jak to jest?

Zakłopotany strażnik na moment opuścił wzrok, ale zaraz się uśmiechnął, skinąwszy z wdzięcznością głową.

– Wyglądasz dziś inaczej – stwierdził po chwili.

– Racja. Chciałam spróbować czegoś nowego. – Panna Ying bawiła się jednym z luźno puszczonych kosmyków, zakręcając go wokół palca. – Dobra zmiana?

Yuan nieśmiało przytaknął, na co zadowolona zachichotała. Strażnik odchrząknął, złożywszy przed sobą dłonie. Meng stężała na ten nagły przejaw powagi, a jeszcze bardziej po wypowiedzianych przez mężczyznę słowach:

– Panno... Meng. Muszę z tobą porozmawiać.

Wysiliła się na uśmiech, chociaż stres pozbawił jej oczy blasku.

– Tak?

– Spędziliśmy wspólnie wiele lat. Można powiedzieć, że patrzyłem, jak dorastasz. Sam niemalże wychowałem się pod skrzydłami twego wuja i znam jego nawyki. Nie tylko z łatwością rozpoznaję, kiedy kłamiesz, ale też wiem, jakich zadań kanclerz Tang nigdy by ci nie powierzył.

Panna Ying widocznie pobladła, boleśnie wbiwszy paznokcie w skórę dłoni.

– Do czego zmierzasz? – spytała nerwowym półgłosem.

– Mam wrażenie, że naprawdę uważasz mnie za głupca. Sądzisz, że uwierzę w aranżowane przez kanclerza samotne spotkania narzeczonej jego syna z nieżonatym mężczyzną. Pomijając, ze twój wuj nigdy wcześniej nie mieszał cię w politykę, a wiadomości dla Jiangów posyła do mnie, jeśli nie może przekazać ich osobiście – odrzekł Yuan.

Meng nagle straciła czucie w nogach, a jej żebra zdawały się boleśnie uciskać płuca, zatrzymując w nich oddech – mimo że siedziała, musiała się podeprzeć o drewnianą podłogę, bo inaczej mogłaby stracić równowagę. Yuan wszystkiego się domyślił, niedługo wieści dotrą do wujowskich uszu, a wtedy... Stwardniałe spojrzenie strażnika natychmiast złagodniało, kiedy zobaczył rozdygotaną minę dziewczyny.

– Meng... Przepraszam, przepraszam! Nie denerwuj się. Cholera, nie chciałem, żeby to zabrzmiało aż tak źle. Nic z tym nie zrobię – zapewnił żywo, uniósłszy ręce w górę. – Jestem zły, bo się o ciebie boję. Z całym szacunkiem, ale nie masz smykałki do intryg. Musiałaś przyjść na świat w blasku naprawdę szczęśliwej gwiazdy, bo nie wiem, jakim cudem nikt jeszcze nie nabrał większych podejrzeń.

Panna Ying przycisnęła dłonie do twarzy i mocno zwarła powieki – czuła tak wielki wstyd! Nie dość, że rozmowa tyczyła się sercowych rozterek dziewczyny, to ponadto jej godnego potępienia, absolutnie nieprzyzwoitego postępowania. Skuliła się, poczuwszy, jak ciężka dłoń opadła na jej ramię, kiedy strażnik się do niej zbliżył.

– Meng, spójrz na mnie. Proszę.

Nie miała odwagi tego zrobić. Najchętniej zapadłaby się pod ziemię albo raczej wskoczyła w dziurę, którą sama dla siebie wykopała.

– Nie oceniam cię. Niedawno powiedziałem ci, że jedyne czego chcę to twoje szczęście. Ufam słuszności twoich decyzji, bo widzę, jak na ciebie wpływają. Chcę oglądać roześmianą pannę Ying, a nie ten zmarniały cień, który towarzyszył mi przed przybyciem panicza Jianga.

Wychyliła z ukrycia jedno oko i zerknęła na ciepły uśmiech Yuana – sprawił, że odrobinę się uspokoiła. Ręce dziewczyny bezwładnie opadły wzdłuż jej boków. Kilkakrotnie zatrzepotała powiekami, aby odgonić gromadzące się pod nimi rozrzewnienie. Strażnik mówił prawdę, obecność Lana pomogła Meng na powrót odnaleźć siebie, chociaż nawet nie zauważyła, kiedy się tak bardzo zgubiła.

– Jeżeli chciałabyś mi zaufać, będę cię wspierał, nieważne co postanowisz. Tak długo, jak będzie to przywoływało uśmiech na twoją twarz. On jest dla mnie najważniejszy.

Meng oparła głowę o ramię strażnika, nie zważając na jego zmieszane sprzeciwy.

– To naprawdę znaczy dla mnie wszystko, Yuan. Dziękuję ci.

Odniosła wrażenie, że wstrzymał oddech, po czym odsunęła się, gdy niepewnie pogładził jej włosy. Posłała mu szeroki uśmiech, uzupełniwszy czarki herbatą.

– Nie poleję nam alkoholu. Mam zamiar trzymać się od niego z daleka przez długi czas – obwieściła. Przelotnie zerknąwszy na Yuana, pogroziła mu żartobliwie palcem. – Nawet nie pytaj dlaczego. Intencja pozostaje jednak taka sama. Jestem wdzięczna za twoją przyjaźń i chcę wnieść za nią toast. Pijmy!

Wypiwszy napar, Meng wpatrzyła się w strażnika z czułością. Był mężczyzną o wielkim sercu i cieszyła się, że miała jego wsparcie. Tak silne, że aż napełniało odwagą, aby podjąć ryzyko i przekonywało dziewczynę, że zasługiwała na to, by jej uśmiech pozostał szczery.

To był pierwszy raz, kiedy podczas obchodów Nowego Roku rezydencję Tangów przenikała spokojna cisza zamiast rozbrzmiewającego w każdym kącie zgiełku przygotowań. Shen ani wuj nie mieli możliwości powrócić do domostwa na czas, a madame żywiła niesamowitą niechęć do głośnych wydarzeń. Chyba była to jedna z niewielu spraw, w której mała Liu nie zgadzała się z ciotką. Młodszej z panien Ying brakowało żywego świętowania – podziwianie licznych ozdób i czerwonych lampionów zdobiących ogrody oraz dziedziniec nie wystarczało dziewczynie. Namówiła więc siostrę, by tego dnia udały się do miasta. Meng chętnie przystała na propozycję – i tak chciała pokazać huczne obchody w stolicy paniczowi Jiangowi.

Odruchowo wygięła kąciki ust w górę, spojrzawszy na siedzącego naprzeciwko mężczyznę, a on odwdzięczył się tym samym. Ostatnio posyłane przez niego uśmiechy sprawiały, że powietrze między nimi zdawało się wibrować, a pannie Ying miękły nogi. W takich chwilach uświadamiała sobie, że na pewno dobrze wiedział, iż wcale nie zapomniała ich wymiany pamiętnego wieczora, mimo że wypiła zbyt wiele alkoholu. Była mu wdzięczna, że chociaż zachowywał pozory, dzięki czemu miała odwagę pielęgnować swe uczucia. Mina starszej panny Ying odrobinę zrzedła, gdy dostrzegła udo Liu stykające się z nogą Lana – robiła to specjalnie, miała wystarczająco miejsca po drugiej stronie, aby się z nim tak nie spoufalać. Meng przygryzła policzki. Nie mogła upomnieć siostry, ale przynajmniej znała prawdziwe intencje panicza, więc teoretycznie nie musiała się martwić. W praktyce czuła się, jakby wypiła słoik octu, a teraz rozchodził się po jej kościach. Odsunąwszy zasłonę, wyjrzała przez okno powozu. Z ulgą spostrzegła, że zbliżali się do centrum Zhengzhu.

Nastała obiadowa pora, dlatego zdecydowali się zacząć od odwiedzenia restauracji. Była dziś oblegana, ale miejsce dla rodziny kanclerza zawsze się znajdowało – niezależnie od ilości oczekujących, a nawet stołujących się gości. W międzyczasie posiłku niebo za oknem zdążyły oblać szaroczarne chmury. Zła pogoda nie zaskoczyła Meng – cicho liczyła, że może jednak się nie zepsuje, ale powietrze od rana pachniało nadchodzącym deszczem, a mleczna mgła spowijała widoki.

– Ostatnie dni sprawiły, że przemarzły mi wszystkie kości, a akurat dziś się rozpadało – westchnęła poirytowana mała Liu, gdy opuścili budynek. – Oglądanie uroczystości w takiej pogodzie to żadna przyjemność, tylko przemokniemy. Powinniśmy wracać.

Meng, chociaż nie do końca zadowolona z obrotu spraw, skinęła na znak zgody, a Yuan rozłożył papierową parasolkę nad głową jej siostry.

– W takim razie odprowadzę najpierw młodszą z panien do powozu i zaraz wrócę. Proszę o cierpliwość – powiedział strażnik.

Lan machnął ręką, odebrawszy od niego swój parasol.

– Nie ma potrzeby. Panna Ying może iść ze mną – stwierdził, po czym podał Meng ramię, które z ochotą ujęła.

Mała Liu zamilkła, mocno zacisnąwszy wargi, więc starsza z panien poczuła się w obowiązku wtrącić słowo wyjaśnienia:

– Parasol jest niewielki. Jeśli się nie zbliżymy, to któreś z nas na pewno nie umknie przed deszczem.

Liu zwęziła powieki, ale przytaknęła. Żwawo ruszyła do przodu – widocznie pragnęła pokonać dystans dzielący ich od powozu jak najszybciej. Meng z Lanem wymienili odrobinę rozbawione uśmiechy i podążyli za najmłodszą z towarzystwa.

Starsza panna Ying już miała wdrapać się do pojazdu, ale Lan, zamiast podać jej rękę, wydał z siebie zamyślony pomruk.

– Doprawdy szkoda. Muszę przyznać, że cieszyłem się na pobyt w stolicy podczas noworocznych uroczystości. – Wyciągnął przed siebie dłoń i roztarł palcami pojedyncze krople, które na nią spadły. – Deszcz słabnie. Tłum będzie mniejszy niż zazwyczaj, a sprzedawcy i artyści nie zmienią swoich planów, licząc na zarobek. Być może nadal moglibyśmy się przejść – zaproponował.

– Wujowi zależało, żeby panicz dobrze się bawił w czasie Nowego Roku, dlatego chętnie spełnię to życzenie – rzekła Meng. Zerknęła w stronę Liu, która już się gramoliła do wyjścia z powozu, więc prędko dodała: – Odporność mojej młodszej siostry w zimowym okresie nigdy nie była wysoka. Nie chciałabym jej narazić, dlatego będziemy musieli iść sami. Yuan. Proszę, zabierz Liu do domu, a wtedy po nas wróć.

– Wszystko ze mną w porządku! Nie bądź taka, siostrzyczko! – oburzyła się Liu.

– Prawda, prawda! Sam kanclerz nakazał mi bardzo pilnować młodszej z panien, odkąd ostatniej zimy mocne przeziębienie zupełnie pozbawiło ją sił – wtrącił się Yuan. – Doktor podejrzewa, że nawdychała się zbyt wiele dymu podczas pożaru, co osłabiło jej płuca. To czyni każdą chorobę znacznie bardziej niebezpieczną, a przemoknięcie niczemu się nie przysłuży.

Meng ukróciła kolejne protesty Liu, zatrzasnąwszy drzwiczki powozu. Wspięła się na palce i nachyliła do uchylonego okna.

– Nie kłóć się, Liu. Chcę tylko o ciebie zadbać. Obiecuję ci przywieźć twoje ulubione przekąski.

Młodsza z panien opadła na siedzenie nadal rozdrażniona, ale najwyraźniej zrozumiała, że nic więcej nie wskóra, bo ucichła. Yuan wskoczył na miejsce obok woźnicy, a Meng bezgłośnie mu podziękowała. Strażnik do niej mrugnął.

– Proszę, niech panicz zaopiekuje się panną Ying pod moją nieobecność. Powóz będzie czekał w tym samym miejscu – zwrócił się do Lana, a ten przytaknął.

Po chwili koła pojazdu potoczyły się po zmoczonej deszczem ziemi, a oni zostali sami.

– Powinniśmy iść? – spytał panicz Jiang.

Meng odpowiedziała mu szerokim uśmiechem.

Ponad licznymi straganami falowały gładkie dźwięki bambusowego fletu i oklaski nagradzające uliczny spektakl, który się właśnie zakończył. Ubrani w kolorowe stroje aktorzy odegrali przesączone humorem boskie potyczki podczas decyzji o przebiegu kolejnego roku. Na koniec występu panującą szarugę rozświetliły tryskające ogniem bambusowe rolki, a nad publicznością prześlizgnął się papierowy smok o złotych łuskach – kukła nadal była imponująca, choć nieco sponiewierana przez niesprzyjającą pogodę. Meng wsunęła do ust kleistą, ryżową kuleczkę, po czym zerknęła na Lana. Jego mina odbiegała od reszty zebranych – wyrażała bardziej zażenowanie niż zachwyt, ale przerodziła się w uśmiech, gdy napotkał spojrzenie dziewczyny. Panna Ying podsunęła mu pod nos patyczek, na którym ostały się jeszcze dwie słodkie kulki. Pokręcił odmownie głową.

– Nie wiem, co w tym widzisz. Pozbawione smaku, a na dodatek ciężkie do pogryzienia.

Meng wzruszyła ramionami i pochłonęła kolejną kulkę – nie miała zamiaru go namawiać, więcej dla niej.

– Wybredny... – zaczęła, lecz na chwilę się zamyśliła, jakby chciała coś dodać. Poszukiwane słowo utknęło jednak na końcu języka dziewczyny. – Nie są pozbawione smaku. Są słodkie i rozpływają się w ustach – dokończyła.

– Są słodkie i rozpływają się w ustach – powtórzył Lan, rozbawienie naśladując z lekka niewyraźną wymowę Meng, bo przekąska skleiła jej wszystkie zęby.

Dziewczyna rzuciła mu spojrzenie spode łba, ale szybko się rozpogodziła.

– No dobrze, dobrze. Stoisk jest pełno. W końcu znajdziemy coś, co lubisz – stwierdziła, pociągnąwszy panicza Jianga w stronę nawołujących sprzedawców.

Nie zdążyła jednak zmusić go do spróbowania zbyt wielu rzeczy, bo deszcz nagle znacząco przybrał na sile. Rynek zaczął pustoszeć, a Lan przyciągnął dziewczynę do siebie, pilnując, aby nie wychylała się poza zasięg parasolki. Chcieli dotrzeć do powozu, ale do silnego opadu szybko dołączył mocny wiatr. Delikatny bambusowy szkielet parasola wyginał się pod jego wpływem na wszystkie strony, czyniąc go zupełnie bezużytecznym.

Zatrzymali się pod niewielkim mostkiem, aby przeczekać ulewę. Woda zdawała się tworzyć nieprzeniknioną ścianę między nimi a resztą świata.

– Czy panna Ying nadal tak ciepło myśli o deszczowej pogodzie, gdy została przez nią złapana na zewnątrz? – spytał panicz Jiang.

Meng dopiero po chwili zwróciła uwagę na to, jak blisko się znalazł. Opierał dłoń o kamienną ściankę na wysokości głowy dziewczyny i lekko się schylił, dzięki czemu mogła spoglądać mu w oczy bez zadzierania głowy.

– Muszę przyznać, że tak. Z początku zdaje się nieprzyjemna, ale to uczucie szybko znika i przestaje mieć znaczenie. I tak jesteśmy już cali mokrzy. – Uśmiechnęła się subtelnie. – Ale mam wrażenie, że potem zmywa z nas wszelkie troski, a im intensywniejszy jest opad, tym większy spokój.

– Ach, tak? – westchnąwszy, jeszcze bardziej zmniejszył między nimi dystans. – Muszę się nie zgodzić. Według słów panny, deszcz powinien mnie otrzeźwić, a stało się wręcz przeciwnie – wymruczał zachrypniętym tonem, na co dziewczyna rozwarła szerzej oczy.

Musnął palcami czoło Meng, ścierając z niego ostatnie krople, które jeszcze nie zdążyły wyparować ze skóry. Ten drobny gest wystarczył, aby podkurczyła wszystkie palce u stóp. Zlustrowała wzrokiem mokre kosmyki opadające na oczy Lana, sklejone deszczem gęste rzęsy, aż w końcu zaczerwienione od chłodu usta. Oddech zastygł w jej piersi, kiedy uświadomiła sobie, że wystarczyłoby się odrobinę przesunąć, aby ich wargi się zetknęły. Trwała jednak w bezruchu, nie mając śmiałości drgnąć ani o minimetr. Lan jednak nie czekał i się do niej nachylił. Instynktownie zacisnęła powieki i zadrżała, gdy przesunął ciepłymi wargami po jej żuchwie, a później policzku. Ręka mężczyzny delikatnie zsunęła się po szyi Meng. Czuła i słyszała jego serce – biło szybko i mocno, tak jak jej własne – w rytm wewnętrznej walki, którą ze sobą toczył.

– Lan – wyszeptała imię panicza, nie otwierając oczu.

Meng nie poznawała swojego głosu – przesiąkł dotychczas nieznanymi dla niej emocjami. Chociaż chciałaby prosić, by Lan nie przestawał, to oboje wiedzieli, że go upominała. Nie mogli pozwolić sobie na więcej, bo i tak działo się za dużo.

– Wiem – zapewnił, ale się nie odsunął.

Oparła policzek o pierś mężczyzny i pozwoliła, żeby otoczył ją silnymi ramionami. Czuła się w nich bezpiecznie. Zacisnęła palce na jego szacie.

– Lan... Pewnie o tym wiesz, ale sytuacja na zachodzie się uspokaja – rzekła cicho, walcząc z nierównym oddechem. Poczuła, że mięśnie panicza Jianga się napięły. Oparł brodę na czubku głowy dziewczyny. Pomyślała, że byli okrutni – powinni cieszyć się z nadchodzącego sukcesu dynastii, a zamiast tego modlili się, aby odsunął się w czasie. – Zastanawiałam się... Czy naprawdę mnie ze sobą zabierzesz?

Dla tego, co mieli, naprawdę była gotowa wszystko zostawić. Ponadto uważała, że Shen zasługiwał na kogoś lepszego. Szczerego. Za bardzo szanowała przyjaciela, żeby trwać u jego boku, kiedy dobrze wiedziała, że jej serce należało w całości do innego. Zapomnienie o dotychczasowym życiu mogło być karą, ale żywiła nadzieję, że przyszłość okaże się nagrodą.

Panicz Jiang objął dłońmi policzki dziewczyny i złożył pocałunek na jej czole.

– Najpierw wróćmy do rezydencji, bo zmienisz się w sopel lodu, zanim zdążymy wyjechać.

Tym razem zamiast swojego ramienia oferował jej dłoń. Kiedy splotła ich palce, mogłaby przysiąc, że jej ciało owiało ciepłe, rozgrzewające powietrze.

Wieczorną porą rezydencja Tangów lśniła ciepłym blaskiem czerwonych lampionów – oświetlał ozdobne mury i odbijał się w niewielkim wodnym oczku, przeciętym przez drewniany mostek. Meng przyglądała się temu widokowi z uśmiechem – nie była w stanie opanować radosnego wyrazu twarzy przez całą powrotną drogę, a już prawie przekroczyli bramy pawilonu.

Panicz Jiang nalegał, aby odprowadzić dziewczynę aż do pokoi, jakby obawiał się, że rozpłynie się w wieczornej mgle, jeśli spuści ją z oka. Zwykle panna Ying nie miałaby nic przeciwko temu, a nawet by się ucieszyła, ale w powozie wydało się jej, że mężczyzna mocno zbladł, a jego oczy zaszkliło zmęczenie. Bała się, że mogło go złapać przeziębienie i wolałaby, żeby wziął ciepłą kąpiel, niżeli dłużej przebywał na mrozie, ale zupełnie nie słuchał.

Stanęli w końcu przed bambusowymi drzwiami. Meng zaplotła ręce na plecach. Nie chciała się żegnać, ale dzisiejszy wieczór musiał dobiec końca. Rozejrzała się i nie zauważywszy nikogo w pobliżu, wspięła się na palce, by musnąć wargami policzek Lana.

– Dobranoc – szepnęła.

Odskoczyła od panicza Jianga szybciej, niż by chciała, bo usłyszała zbliżające się kroki. Czyjeś podeszwy wybijały szybki rytm na drewnianych panelach. Odwrócili się w stronę dźwięku, aby ujrzeć Liu.

– Pójdę już – rzekł Lan, podwinąwszy w górę lewy kącik ust. – Dobranoc – rzekł, zanim zaczął się oddalać.

Meng pożegnała go uśmiechem, po czym pomachała siostrze.

– Co robisz sama na zewnątrz, mała Liu?

Młodsza siostra zmierzyła pannę Ying kamiennym wzrokiem. Meng się tym nie przejęła – Liu potrafiła długo pielęgnować urazę za najmniejsze przewinienia, a na pewno była zła, za zmuszenie jej do wcześniejszego powrotu.

– Przywiozłaś mi coś? – spytała pomimo oczywistego zdenerwowania.

Starsza z panien Ying zrobiła zakłopotaną minę.

– Zaskoczyła nas okropna ulewa, więc nie zdążyłam nic kupić. Możemy jutro pojechać do miasta, na pewno wszystko się jeszcze nie wyprzedało.

Liu odwróciła się na pięcie, prychnąwszy pod nosem, i odmaszerowała, nie zaszczycając Meng kolejnym spojrzeniem. Panna Ying westchnęła – doprawdy jej młodsza siostra wymagała sporych pokładów cierpliwości.

Dziś nawet trochę dłużej niż zazwyczaj!
Jeżeli komuś zrobiło się za słodko, to cicho podpowiadam, że kolejny rozdział się mu spodoba :P

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro