I.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nawet nie wiem, jak mam Wam to wyjaśnić.

Nowy projekt wpadł, bo po pierwsze, myślałam o nim od dawna i już tak mi się wwiercił w głowę, że nie mogłam wytrzymać. 

Po drugie obwiniam nową płytę Taylor Swift, jeśli słuchaliście, to pewnie wiecie, o czym mowa, a jeśli nie, to oczywiście wielkie polecanko. 

A po trzecie mój zbliżający się egzamin, a Wiecie, że robi się wszystko, dosłownie wszystko, byle się tylko nie uczyć. Ja zwykle wtedy piszę, przeskakując między zakładkami w przeglądarce.

Dlatego zapraszam do nowego dramionowego świata od J.


Nigdy nie uciekałam przed światem, zawsze odważnie stawiając mu czoła z boleśnie wyprostowaną postawą. Nieustraszona, silna, rozważna, cała ja.

Bez względu na ryzyko, bez zważania na przeciwności. Gdy trzeba było ruszać do walki, nie wahałam się ani chwili. Wojowałam z niesprawiedliwością społeczną, własnymi słabościami, przyjaciółmi, gdy byli w błędzie, wrogami, by ich pokonać.

Ale ile można? Na jak długo miało mi starczyć sił i skąd je miałam czerpać, gdy stałam się już niewytłumaczalnie dla mnie samej pusta?

Wojowałam ze wszystkim aż do momentu, gdy przestałam i poczułam, że więcej nie zniosę. Nie udźwignę kolejnych zobowiązań, tłumaczeń i braku zrozumienia.

Jedynym, czego pragnęłam, było zniknięcie. Nie takie całkowite, ale częściowe. Oderwanie się od tego, co znane i wywołujące niechęć.

Odeszłam od świata, który tak dobrze znałam. Odwróciłam się od ludzi, którzy, choć z definicji obcy, stali się z czasem moją rodziną. Nie było to łatwe, ale tego właśnie potrzebowałam.

Wszyscy byli już bezpieczni. Wojna było jedynie wspomnieniem, spisanym na kartach historii czarodziejów. Społeczeństwo odetchnęło i z nowym zapałem, zabrało się do odbudowywania swojego świata. Taka już kolej rzeczy, po wojnie, choćby najtrudniejszej, ci, którzy przeżyli, zapełniają pustkę nowym życiem.

Przeżyte doświadczenia boleśnie wyryły się w naszych głowach i sercach, ale z tymi bliznami mieliśmy już trwać w tym do końca naszych dni. Jedni radzili sobie z tym lepiej, inni gorzej.

Przeniosłam się w okolice Newhaven z nadzieją, że tam będę mogła rozpocząć nowy etap mojego życia. Czysty, wolny od natrętnych, ponurych wojennych wspomnień.

Samotność, którą sama sobie wybrałam, miała mi pomóc odnaleźć siebie, w czasie, kiedy mogłam już sobie na to pozwolić.

Bo w czasach, kiedy powinnam była móc to zrobić, nie dano mi szansy. Mieliśmy ważniejsze zadania. Szliśmy przed siebie, mając jeden cel – walkę ze złem i zakończenie wojny.

A później?

Później każdy z nas miał iść dalej, tylko że ja znowu nie mogłam. Być może nie chciałam. Być może nie potrafiłam.

Z Ronem nigdy nie byliśmy sobie przeznaczeni, poczułam to dopiero, gdy opuściłam mury Hogwartu. Kochałam go, prawdziwie i szczerze, ale niewystarczająco, abym miała się z nim związać na resztę życia. Harry tego nie rozumiał. Ron już tak. On również wiedział, że ten etap się dla nas skończył. Nie czuł do mnie żalu, gdy powiedziałam mu, że nie mogę z nim dłużej być. W jego szczerych oczach dostrzegałam jedynie nutę wyrzutów sumienia, że on także o nas już nie chciał walczyć, choć pewnie uważał, że powinien.

Ja nie miałam o to do niego pretensji, chciałam jedynie, aby odnalazł swoje szczęście.

Wiedziałam, że nie chcę podejmować kolejnych prób. Ponownie samą siebie szarpać, wbrew rozsądkowi, niezgodnie z moją poharataną duszą. Ron stał się moją przeszłością i chciałam pozwolić mu odejść.

I właśnie wtedy na mojej drodze pojawił się ktoś, kogo nigdy nie spodziewałam się na niej spotkać.

Mężczyzna, bo chłopakiem nie śmiałabym go już wtedy nazwać, naznaczony przeszłością, co symbolizował tatuaż oznaczający śmierć na jego przedramieniu.

Pojawił się, a ja nie chciałam pozwolić mu odejść.

Byliśmy w sobie beznadziejnie i bez pamięci zakochani.

Ale on wyznał mi, że nie potrafi kochać. Nie potrafi być dla mnie tym, kogo potrzebowałam.

A ja mu uwierzyłam.

Z rozdzierającym moje ciało bólem serca wyrzucałam z siebie wszystko to, co z nim przeżyłam i jak wiele czułam.

Przeklinałam go za to, że mnie odrzucił.

I uciekłam.

I miałam nadzieję, że nasze drogi już nigdy się nie skrzyżują.

Tylko czasem, gdy na niebie pojawiał się blady księżyc, a ja nie potrafiłam zasnąć, wspominałam.

Słowa, które wypowiadał szeptem.

Tę utraconą miłość.

Żal, którego nie potrafiłam w sobie zdusić, że nie walczyłam o niego, choć powinnam.

Aż do utraty tchu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro