Rozdział 2 część 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Ves wrócił do domu dopiero wieczorem, kompletnie wykończony. Poza rzucaniem waranowi kości brzechotek i dosypaniem karmy płochorogom, musiał też zadbać o inne zwierzęta, a kompetentnych pracowników w ogrodzie zoologicznym wiecznie brakowało, dlatego do końca dnia czyścił wybiegi, klatki i terraria. Dbał, żeby każde zwierzę dostało odpowiednie jedzenie, w dodatku od dziś miał na polecenie Leeha przyuczać Taviego, żeby dzieciak nie wpadł więcej w tarapaty. Chociaż każdą częścią ogrodu opiekowała się gromadka ludzi, Ves uchodził za prawą rękę Leeha, ekscentrycznego kierownika i stryja obecnego cesarza Myr.

Ika pomogła mu tylko z waranem, a potem sama musiała wracać do pracy, więc przez całą zmianę towarzyszył mu jedynie Tavi. Chłopak zadawał nieskończone ilości pytań, więc Ves pod koniec praktycznie ochrypł, nieprzyzwyczajony do tak długich rozmów.

Co więcej jedna z saren wodnych poważnie zraniła się w nogę i mimo nałożenia opatrunku nie wyglądało to najlepiej.

„Herbaty... Potrzebuję gorącej herbaty", myślał Ves, otwierając drzwi do komnat swojej rodziny.

Mieszkali w pałacu, wśród arystokracji, dzięki temu, że jego matka należała do rodziny królewskiej Nambrii. I była kochanką cesarza Myr.

– Ves? Już zaczynałam się martwić. – Zdążył tylko rzucić torbę na fotel w salonie, kiedy kobieta wychynęła z sypialni.

Założyła przepiękną zielononiebieską suknię, podkreślającą jej wąską talię, a także naszyjnik ze szmaragdów oraz niewielki diadem ozdobiony tymi samymi kamieniami, odcinający się wyraźnie wśród jasnych włosów, które syn po niej odziedziczył. Miała delikatne rysy twarzy, teraz emanujące niepokojem.

– Wszystko w porządku, mamo. – Podszedł do niej. – Po prostu miałem sporo pracy w ogrodzie.

Położyła mu rękę na policzku i poprawiła zmierzwione włosy, żeby grzywka nie opadała na oczy. Ves nabrał przekonania, że jej zmartwienie nie było podyktowane wyłącznie jego późnym powrotem.

– Gdzie tata? – zapytał, patrząc po pokoju, zupełnie jakby ojciec mógł wyskoczyć zza zasłony.

– Jeszcze nie wrócił. – Zmarszczka na czole kobiety pogłębiła się. – Niedawno doszli nowi uczniowie do grupki, którą prowadził, to pewnie dlatego.

Dawno temu, jeszcze w Kerze, ojciec Vesa był generałem. Jednak po tym jak uciekł z jego matką, ratując i ją, i siebie przed potworem, pracował w straży miejskiej Arii, szkoląc najmłodszych rekrutów. Jego mama zawsze powtarzała, że spotkał go zaszczyt, ale mężczyzna nie najlepiej to znosił.

Odkąd Ves pamiętał, straszliwie się kłócili. To, co matka robiła, też w żaden sposób nie pomagało.

– Byłaś u cesarza? – zapytał ponuro, mierząc wzrokiem ubranie i ozdoby kobiety.

W jej błękitnych oczach błysnęło rozżalenie, choć Ves nie powiedział tego z wyrzutem.

– Dobrze wiesz, że robię to dla naszej rodziny – oznajmiła. – Rozmawialiśmy na ten temat.

Chłopak nie miał ochoty na sprzeczkę, więc uniósł dłonie w pojednawczym geście. Doskonale rozumiał, że gdy cesarz czegoś chciał, nie można było odmówić.

– Wiem, mamo. Wiem.

Znów położyła mu dłoń na policzku. Wciąż coś ją trapiło.

– O co chodzi? – Sam poczuł wzbierający niepokój.

Odwróciła wzrok. Zagryzła dolną wargę.

– Cesarz chce cię widzieć – powiedziała w końcu cicho.

Zamarł. Poczuł iskierkę strachu. Przed oczami stanął mu sprzedawca medalionów, a zaraz potem przypomniał sobie zapewnienia Iki, że z tego nie mogło wyniknąć nic złego. Czyżby jednak go śledzili? Przełknął ślinę.

– Czego ode mnie chce? – zapytał powoli.

W duchu przekonywał sam siebie, że przecież nie zrobił nic złego.

– Nie wiem, kochanie. – Zmartwienie aż biło z kobiety i chociaż Ves wiedział, że zwykle przesadzała, teraz nie był tego taki pewny. Oboje aż zbyt dobrze znali cesarza i jego pomysły. Ves wciąż nosił po nich blizny. – Mówił, żebyś przyszedł, gdy tylko wrócisz do domu. Ale nie kazał po ciebie posłać, więc to zapewne nic ważnego.

„No to mogę się pożegnać z herbatą", pomyślał. Ale skoro cesarz nie posłał po niego strażników gotowych zakuć go w kajdany, to chyba sytuacja nie wyglądała najgorzej.

– W takim razie już idę. – Westchnął ciężko.

Matka spojrzała na niego z przerażeniem.

– Nie w takich ubraniach! Nie możesz w takim stanie pójść do jego cesarskiej mości. Kazałam ci naszykować świeżą koszulę...

Nauczył się przez lata, że dyskutowanie z matką będącą w tym stanie nie miało absolutnie żadnego sensu, więc posłusznie poszedł do swojego pokoju, żeby zmienić ubranie na takie godne audiencji u cesarza.

*

Kiedy Ves stanął twarzą w twarz z władcą Myr po dwugodzinnym oczekiwaniu na korytarzu, jego cesarska mość grał w kulki z kielichem wina w dłoni. Chłopak nie wiedział, co zwykle koronowane głowy robiły w okolicach północy, jednak wydało mu się to dość dziwnym zajęciem.

Mimo zaanonsowania przez szambelana, mężczyzna zupełnie zignorował gościa, poświęcając pełnię uwagi wybiciu z pola czarnej kulki za pomocą czerwonej. Z obserwacji Vesa wynikało, że zwykle grało się, kucając nad namalowanymi na ziemi okręgami, jednak cesarz posiadał drewniany stół, który nie wymagał od niego zginania pleców.

Ves nie śmiał przerywać monarsze, więc stał, patrząc jak mężczyzna chodził wokół blatu, raz na jakiś czas popijając z kielicha.

Antim Maronn był o rok starszy od matki Vesa i liczył sobie czterdzieści cztery lata. Nosił bogato zdobione szaty w kolorach Myr – zieleni, złota oraz czerni. Również w tych barwach wykonano koronę imperium, złotą obręcz wysadzaną klejnotami, na zmianę szmaragdami oraz czarnymi diamentami. Zdobiła ona krucze włosy władcy, który miał śniadą skórę, wąskie ramiona i szczupłą sylwetkę, a jego długie palce równie sprawnie grały na fortepianie oraz zadawały śmierć magią cieniowładnych.

Minęło prawie dwadzieścia minut, nim w końcu zwrócił uwagę na Vesa.

– Moi arystokraci chwalą ogród zoologiczny – powiedział dźwięcznym głosem, nie odrywając wzroku od gry.

Chłopak skłonił się lekko, ale nie wiedział, co miałby na to odpowiedzieć. Kierownikiem zwierzyńca pozostawał Leeh, Ves tylko mu pomagał.

– Lubisz pracę w moim ogrodzie? – zapytał po chwili władca, wreszcie patrząc na swojego gościa.

Jego brązowe oczy rozjaśniał błysk, Ves widział, że mężczyzna trochę wypił, chociaż wciąż poruszał się płynnie.

– Ta praca to szczyt moim marzeń, wasza cesarska mość – odpowiedział powoli.

Cesarz zmarszczył brwi.

– A nie myślałeś nigdy o wojaczce? – Machnął ręką w bliżej niesprecyzowaną stronę. – Twój ojciec był w końcu generałem.

Ves nie odrywał oczu od człowieka, który jednym słowem mógł obrócić życie całej jego rodziny do góry nogami. Zastanawiał się, czego ten od niego chciał. Sam wyraźnie zakazał mu interesowania się jakąkolwiek magią, a teraz pytał o wojsko? Ves nigdy nie przeszedł nawet oficjalnego treningu, który dotyczył wszystkich młodych szlachciców.

– Nie wydawało mi się nigdy, żeby to była droga dla mnie – stwierdził w końcu ostrożnie. – Jednak zrobię, co wasza cesarska mość rozkaże.

Antim prychnął, zamaszystym gestem postawił kielich między kulkami, po czym podszedł bliżej Vesa.

– Oczywiście, że zrobisz – mruknął.

Zmierzył go wzrokiem od stóp do głów. Zapadło milczenie, którego chłopak nie zamierzał przerywać. Przy cesarzu należało uważać na każde słowo. Zwłaszcza w sytuacji rodziny Vesa.

Matkę, księżniczkę Nambrii, tamtejsza rodzina królewska wydziedziczyła, po tym jak kobieta uciekła od władcy Keru. Porzuciła okrutnego narzeczonego, którego wcześniej zdradziła z generałem – czego owocem był Ves.

Ojca, zhańbionego dowódcy, rodzina w Kerze również nie chciała widzieć na oczy. Odebrali mu wszelkie ziemie i tytuły, zaś jego imię przeklęli.

Na dworze Cesarstwa Myrijskiego trzymały ich tylko dobre serce Antima Maronna oraz jego związek z matką Vesa. W obie te rzeczy nie mogli ślepo wierzyć, bo władca miewał bardzo zmienne nastroje. Gdyby coś poszło nie tak, w najlepszym razie musieliby uciekać na inny kontynent, za to w najgorszym wszyscy straciliby życie.

Antim westchnął ciężko, jakby podjął właśnie bardzo trudną decyzję. Zaplótł ręce na piersi, a po chwili rozplótł i potarł palcami podbródek.

– Dziękuje, to wszystko – poinformował nagle, odchodząc od Vesa w stronę stołu do gry. Podniósł kielich, celując nim w chłopaka. – Możesz odejść.

Ves w pierwszej chwili zamarł, zaskoczony, jednak później wykonał prędki ukłon, po którym pospiesznie wycofał się z sali. Szczęknęły za nim ozdobne wrota, a strażnicy odprowadzali go wzrokiem póki nie przeszedł w rejony pałacu dostępne wszystkim arystokratom. Dopiero wtedy odetchnął z ulgą, choć nie miał pewności, co tak właściwie przed chwilą zaszło.

Z pewnością cesarz nie zarzucał mu uprawiania magii. Wtedy Ves niezwłocznie trafiłby do lochu. Natomiast niepokoiło go wspomnienie o wojsku – czy mężczyzna napomknął o nim tylko dla poprowadzenia rozmowy, czy faktycznie coś dla niego planował?

Ves powlókł się do rodzinnych komnat, marząc o gorącej herbacie. Niestety, tej nocy nie dane mu było jej wypić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro