Rozdział 3 część 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 – Co? – Hesperia wcześniej półleżała, a teraz znów usiadła prosto. – Co znowu zrobił?

Markiz Fredo Berion gustował w okrucieństwie. Nie pragnął władzy na większą skalę, ale uwielbiał znęcać się nad ludźmi, którzy mu podlegali. Ojciec wielokrotnie, na wiele sposobów dawał mężczyźnie znać, że nie akceptuje czegoś takiego w swoim kraju, jednak Berion miał w rękawie asa – niemal wszystkie mennice imperium biły monety ze srebra pochodzącego z kopalni markiza. Co gorsza, ziemie tyrana leżały na granicy, więc gdyby ojciec Hesperii wykonał jeden niewłaściwy ruch, we wszystko mogło wmieszać się cholerne Myr, gotowe wesprzeć biednego, pokrzywdzonego Fredo.

No i Berion był sprytny. To, co czynił otwarcie, leżało w granicach prawa. To, co robił po zmroku, nie dawało się z nim połączyć – mimo że wszyscy wiedzieli. Kesper od lat prowadził z nim subtelną wojnę, ze średnim skutkiem. Tak gwałtowny ruch jak zażądanie syna, jedynego dziedzica, stanowiło bardzo śmiałe i niebezpieczne posunięcie.

Hesperia wbiła paznokcie w obicie sofy. Coś się stało.

– Co Berion znów zrobił?

Oblicze Kespera się zachmurzyło. Śmiertelnie spoważniał.

– Jakiś czas temu wysłałem tam Harpię, żeby trzymała rękę na pulsie.

– Refita – dopowiedziała dziewczyna, pamiętając ogorzałą, sympatyczną twarz starszego żołnierza.

– Tak. – Kesper zacisnął rękę w pięść. – Jakiś czas temu dostałem od Refita raport opisujący pewną sytuację. O ile wcześniej było spokojnie i poza surowymi karami za przestępstwa, co jest zgodne z prawem, nie działo się nic nadzwyczajnego, o tyle podczas comiesięcznego jarmarku uwagę Beriona zwróciła młoda dziewczyna. Śpiewała na rynku z przyjaciółkami, a markiz zażyczył sobie, żeby zaśpiewała u niego, na prywatnej, wieczornej uczcie. Zaśpiewała. Potem złożył jej niedwuznaczną propozycję. Odmówiła i uciekła.

Oczy cesarza pociemniały. Hesperia wstrzymała oddech.

– W nocy pod dom jej ojca, kupca materiałowego, zajechał zamaskowany oddział bez emblematów. Porwali dziewczynę. Znalazła się na drugi dzień, martwa i zgwałcona, w jednym z rowów.

– Na Dyryta. – Hesperia poczuła, jak w jej medalionie buzuje magia. Chłód objął pomieszczenie, jakby coś wyssało ogień z kominka.

Faölin wysunął łeb spod skrzydła i krzyknął.

– Kupiec wszczął awanturę na całe miasto, czemu się absolutnie nie dziwię. W nocy oddział wrócił i spalił jego dom. Z kupcem w środku.

Hesperia wstała i zaczęła krążyć po pomieszczeniu.

– To niedopuszczalne! Nie możemy pozwalać, żeby takie rzeczy działy się w naszym kraju!

– Zgadzam się. Refit także się z nami zgadzał. W raporcie opisał, że zamierza wyśledzić ten zbrojny oddział i dostarczyć ostatecznych dowodów, żebym mógł raz na zawsze zrobić porządek z Berionem.

– O nie... – Hesperię naszło paskudne przeczucie, aż stanęła w miejscu.

– Niestety, tak. Jego ciało znaleźli w lesie, dwa dni później. Miejscowi nie wiedzieli, że jest Harpią, ale znali jego fałszywe imię i nazwisko. Podali je na żałobnicy, stąd już prosta droga do zorientowanych oczu. Wczoraj dostałem raport.

– Nie... – Dziewczyna nie powstrzymała gniewu i jej amulet zapłonął na szyi. Mogła w tej sekundzie wezwać stado zjaw, które rozszarpałyby wszystkich na strzępy. Rozszarpałaby Beriona. Poczuła, jak tatuaże na rękach rozjarzają się niebieskim blaskiem.

Refit. Stary, poczciwy Refit, który walczył u boku jej ojca od początku wojny o niepodległość. Kupiec, pragnący pomścić ukochaną córkę. I biedna, biedna niewinna dziewczyna. Na myśl o tych zbrodniach coś jej się przewróciło w żołądku. To nie powinno mieć miejsca.

Nagle poczuła dłonie ojca na swoich. Błękitny blask powoli zniknął, przepływając na ramiona Kespera, budząc do życia czerwone światło, emanujące lekko z czarnych linii tatuaży mężczyzny.

– Oddychaj, Hes. – Głos ojca był spokojny. Opanowany.

Hesperia odetchnęła i cały gniew odszedł. Pozostał tylko chłód powietrza, wyssanego z ciepła przez medalion. Ostudził rumieńce na jej policzkach.

– Przepraszam – powiedziała sucho.

Już się opanowała. Ale prawie pękła.

– To był długi dzień. – Cesarz westchnął. – A wiadomość o śmierci Refita szokująca.

Refit nie należał do zwykłych Harpii. Należał do Pierwszych z Harpii. Hesperia ścisnęła dłonie ojca. Oboje musieli to przeżyć, ale on nieraz wcześniej kogoś tracił. Panował nad tym, choć w jego oczach dziewczyna widziała odbicie własnego smutku.

Od jutra Harpie i Węże zaczną żałobę. Do zwyczajowych mundurów przypną biały sznur.

Hesperia zapanowała nad sobą całkowicie.

– Zażądałeś jego syna?

– Tak. Chociaż nie ująłem tego tak bezpośrednio jak ty.

– Więc jak?

– Napisałem, że spotkał go zaszczyt i został wybrany do służby.

– Jako kto?

– Wąż.

Hesperia otworzyła szerzej oczy.

– Co?– Zrobiła krok w tył. Jej świeże opanowanie prawie legło w gruzach. – Dlaczego?

Wężę były dla niej jak rodzina. Każdy z nich prędzej czy później dostawał runiczną klingę z krwią dziewczyny. A teraz miała dopuścić do drużyny obcego? Kogoś takiego?

Ojciec tylko na nią przeciągle spojrzał. Taki wzrok zawsze oznaczał, że chce, żeby pomyślała. Więc odetchnęła głęboko i to zrobiła.

Wężę stanowiły elitarną jednostką, dostępną tylko dla wybranych. Obracały się w najbliższym towarzystwie rodziny cesarza, tak jak Harpie. Zaproszenia do takiej służby nie można było odrzucić.

A jednocześnie życie Węża obfitowało w niebezpieczeństwa. Gdyby tylko Kesper lub Hesperia zechcieli, niebezpieczeństwo mogło się okazać śmiertelne. A choć Hesperia wszystkim swoim ludziom ufała, nowemu rekrutowi nie musiała. Mogła odsyłać go do najpaskudniejszych zadań. Gdyby opowiedziała innym całą historię, każdy miałby syna markiza na oku. Mogła zmienić jego życie w piekło, tak jak Berion zmieniał swoim poddanym. I markiz o tym doskonale wiedział.

Przełknęła ślinę, podejmując decyzję.

– Przyjmiemy go do Węży – zgodziła się niechętnie.

 *

 Hesperia niewiele spała. Dręczyły ją wiadomości od ojca, sprawa markiza Beriona i jego syna, który miał wkrótce przybyć do stolicy. I dręczyła ją cholerna Myrijka, która uciekła.

Po czterech godzinach przewracania w pościeli uznała swoją porażkę i wstała. Samotnie zjadła śniadanie w komnatach, obserwując mapę miasta przypiętą do jednej ze ścian. Odnalazła na niej chwilowo zamkniętego Karasia, po czym przesunęła palec nad kanał, w którym zniknęła uciekinierka.

„Powinnam była ją wtedy dopaść".

Tyle że dziewczyna zniknęła. Jej zjawy nie mogły jej znaleźć. Chociaż powinny! Cholerna podwójna pełnia. Hesperia miała pewność, że to ona wzmocniła Myrijkę tak, że tamta mogła ukryć się w cieniach.

Może nawet... Nie tylko ukryć. Może tamta zanurkowała.

Żmija przymknęła oczy, przypominając sobie opowieść o pierwszym człowieku, którego zabił jej ojciec. Tamten potrafił nurkować w cieniach i przenosić się za ich pomocą. Od tamtego czasu Kesper jeszcze tylko trzy razy natrafił na takich cieniowładnych i każdego z nich zabił. To był bardzo rzadki talent. Jeśli szpieg go posiadała, to znacznie utrudniało całą sprawę.

Zacisnęła rękę w pięść. Musiała przesłuchać Myrijczyka.

Ale najpierw inna sprawa.

 *

 Bryseis otworzyła drzwi do swojego pokoju w koszuli nocnej, co wywołało parsknięcie Hesperii. Przyjaciółka wciąż miała bandaż na głowie, ale mordercze spojrzenie, które posłała swojej dowódczyni, upewniło dziewczynę, że wszystko z nią w porządku.

– Mam dla ciebie zadanie – obwieściła.

Bree zmarszczyła brwi, po czym gestem zaprosiła ją do środka. Hesperia nie miała skrupułów, żeby z rozmachem rozsiąść się na samym środku niepościelonego jeszcze łóżka. Nie należała do tych dowódców, którzy wrzeszczeliby na podwładnych z powodu bałaganu panującego w prywatnych kwaterach. I w tym momencie nie przyszła tu jako czyjkolwiek zwierzchnik.

– Potrzebuję, żebyś narysowała portret naszej uciekinierki – poprosiła miękko. – To by znacznie ułatwiło poszukiwania.

Bree skrzywiła usta. Sięgnęła po dzbanek z wodą stojący na szafce i nalała wody do kielicha.

– Na pewno nic ci nie jest, Bree? Dobrze się czujesz po tym, jak wczoraj ktoś grzmotnął twoją głową o mur, Bree? – Dziewczyna uniosła brwi. – Ależ nie, kochana. Czuję się świetnie, nie musisz pytać.

– Eee... Właśnie. – Hesperia potarła się z zakłopotaniem po karku. – Cieszę się, że czujesz się już dobrze.

Bree się roześmiała. Machnęła ręką.

– Nie przyjrzałam się naszemu szpiegowi zbyt dokładnie przed tym, jak mnie znokautowała – przyznała. Potem wyciągnęła dzbanek w stronę przyjaciółki, ale ta odmówiła potrząśnięciem głowy.

– A jakbym ci ją jeszcze opisała? I patrzyła jak rysujesz?

– Wtedy coś by mogło z tego wyjść. – Bryseis uniosła kąciki ust w uśmiechu. – Ale to potrwa. Możesz poświęcić tyle czasu swej oddanej poddanej, o pani?

Ledwie zdążyła uciec przed poduszką, którą Hesperia w nią rzuciła.

– Rozumiem, że to oznacza „tak". Wspaniale. W takim razie bierzmy się do roboty.

Bree z zapałem sięgnęła po szkicownik leżący na biurku. Drugą ręką zgarnęła pojemniczek z węglami, po czym usiadła na łóżku obok Hesperii. Odniesiona wczoraj rana w ogóle jej już nie przeszkadzała. Przed rozpoczęciem pracy dziewczyna poprawiła koszulę nocną, ale nie wyglądała na zainteresowaną zmianą ubrania.

– Ja zrobię wstępny szkic, a ty przynieś mi coś do jedzenia – stwierdziła, otwierając pudełeczko w poszukiwaniu odpowiedniego narzędzia.

Hesperia parsknęła, nieodmiennie zachwycona podejściem swoich przyjaciół do jej królewskiego pochodzenia. Uwielbiała to, jak zgodnie je ignorowali, jeśli akurat nie wydawała rozkazów.

– Masz ochotę na coś konkretnego... o pani?

Tym razem to ona musiała uciec przed poduszką. Roześmiała się, idąc do drzwi i w duchu podziękowała bogom za swoje Węże. Bez nich dawno by oszalała w tym mieście.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro