14. Pęknięte wyobrażenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Nie była pewna, jak sobie właściwie wyobrażała spotkanie z Neil'em. Chyba naprawdę sądziła, że padną sobie w ramiona i teraz rzeczywiście przez chwilę chciała do niego podbiec, jednak widok towarzyszącej mu dziewczyny o długich włosach koloru atramentu przygwoździł ją do miejsca. Rozmawiali ze sobą, nawet jej nie zauważyli i Jessica nagle zapragnęła zniknąć. Wiedziała, że nie powinna czuć się zazdrosna - to była zwykła rozmowa, jednak dotarło do niej, że przez te dwa miesiące mogło ją ominąć o wiele więcej.  

Ale zaraz po tym odwrócili się w jej kierunku. Oboje. I chociaż mina granatowowłosej świadczyła tylko o zdumieniu, samo spojrzenie Neil'a wyrażało więcej niż jakiekolwiek słowo, a cały niepokój gwałtownie z niej uleciał, pozostawiając jedynie wstyd za tak szybkie osądzanie sytuacji.

Chłopak wyprostował się i ruszył w jej kierunku, tak jak Jessica, wymijając Dennego, zbliżyła się do niego. I w tym momencie wisząca w powietrzu radość z wzajemnego widoku wcisnęła się pomiędzy nich w postaci niespodziewanej niezręczności. Neil drgnął, jakby chciał wykonać jakiś ruch, ale w ostatniej chwili z niego zrezygnował. Może winna temu była obecność innych osób, których spojrzenie oboje czuli na sobie. Albo, o czym na razie nie miała odwagi myśleć, chodziło o coś zupełnie innego.

Teraz jednak, chociaż nie było to do końca w jej stylu, zarzuciła Neil'owi ręce na szyję i przytuliła się do niego, twarz chowając w jego ramieniu, aby zaczerwienione policzki znalazły się poza zasięgiem czyjegokolwiek spojrzenia. Odpowiedział najprawdopodobniej odruchowo, obejmując ją w talii i przyciskając bliżej siebie. Czuła jego oddech we włosach, kiedy szepnął:

- Tęskniłem.

- Ja też - odpowiedziała równie cichym tonem, przekręcając głowę trochę na bok, tym samym zyskując widok na jego szyję.

Uniosła trochę głowę, w tym samym momencie, w którym on swoją zniżył. Praktycznie instynktownie odnaleźli swoje usta. Jessica już nieraz wyobrażała sobie ich pocałunek po tak długiej rozłące. Miał być pełen żalu, tęsknoty, pożądania. A tymczasem ona czuła tylko smak ust. Słonogorzki i dziwnie obcy. Ale przecież ta rozłąka nie mogła aż tyle zmienić w ich relacjach. Prawda? Nie. W każdym razie to tylko pocałunek.

Odsunęła się od niego, czekając na jakąś informację odnośnie tego, czym się zajmowali przez cały ten czas, dlaczego nie kontaktowali się z nią. Czekała na cokolwiek, co choćby w minimalnym stopniu utwierdziłoby ją w tym, że jeszcze są sobie bliscy, ale Neil niczego nie powiedział, a jedynie, może zresztą podświadomie, uciekł spojrzeniem gdzieś na bok, zupełnie jakby po tej minucie radości przypomniał sobie o jakimś odpychającym fakcie.

- Jak się tu znalazłyście? - zapytał, a Jessica odsunęła się jeszcze bardziej, już uwalniając się od jakiegokolwiek dotyku z jego strony, na co on wcale nie protestował.

Jej serce nadal mocno biło, ale teraz nie było w tym nic beztroskiego, tylko ciężkie rozczarowanie i chęć ucieczki.

- Wycieczka szkolna i tak dalej - odparła Brietta swoim znudzonym, lekceważącym tonem, z którego można by wywnioskować, że kpi sobie z rozmówcy, chociaż w większości przypadków nie do końca o tym świadczył.

- Ale raczej opiekunowie nie pozwolili wam się włóczyć po zamku - wtrąciła z podejrzliwością, może nawet wrogością nieznajoma towarzyszka Neil'a.

Jessica spojrzała na chłopaka, czekając na jakąś jego odpowiedź, formę obrony, ta jednak nie nadeszła.

- No, nie - odparła niepewnie, przenosząc wzrok na dziewczynę.

Nie była pierwszą osobą o nienaturalnym kolorze włosów, jaką widziała w Arei. Dzięki zaklęciu, zmieniającemu ich zabarwienie w cebulkach, wiele osób decydowało się na urozmaicanie fryzur, jednak ten odcień granatu silnie przywodził jej na myśl Londyńskie niebo i zrobiło jej się od tego niedobrze. Sama dziewczyna, która zapewne nie robiła tego specjalnie, samą swoją dumną postawą rzucała wyzwanie, a przez jej hiacyntowe, obramowane aksamitem czerni spojrzenie, dobrze zarysowane kości policzkowe i pełne usta, prawie tak przyciągające wzrok jak te Vanessy, Jessica naprawdę nie wiedziała, czy powinna to wyzwanie przyjąć.

Na szczęście zanim zdążyła całość swoich myśli skupić właśnie na tym, dostrzegła uniesione w pytającym wyrazie brwi Zack'a, którego mina mówiła mniej więcej: "Poważnie? Znowu uciekłaś?". Od razu zrobiło jej się raźniej, bo przynajmniej on nie zmienił się aż tak bardzo i nadal była w stanie czytać z jego spojrzeń. W odpowiedzi uśmiechnęła się delikatnie i niewinnie wzruszyła ramionami.

- Więc wydaje mi się, że to nieodpowiednie dla was miejsce - kontynuowała nieugiętym tonem towarzyszka Neil'a.

- Ty chyba nie wiesz, z kim rozmawiasz - wycedziła gniewnie Brietta.

- I jakoś mało mnie to obchodzi - odpowiedziała od razu jej rozmówczyni.

- To nasze przyjaciółki z Londynu - wciął się natychmiast Denny, dyplomatycznie stając przy powierniczkach. - Przyszły się tylko przywitać, już idę je odprowadzić.

Zack spojrzał na niego, jakby ten nagle wyskoczył z pomysłem kąpieli w makaronie. Co ciekawe, podobne spojrzenie posłała Dennemu Brietta.

- To ja też idę - zadecydował Zack, jednak Denny powstrzymał go gestem.

- Jedna osoba wystarczy - wyjaśnił spokojnie, ale dosadnie.

Kiedy wychodzili, Jessica czuła się jak wrak człowieka - zbyt pochłonięta niedającymi jej spokoju myślami, żeby zauważać otoczenie. Czuła na swoich plecach czyjś wzrok, ale była pewna, że nie należy on do Neil'a, a do Zack'a. Nie miała odwagi, aby o cokolwiek zapytać, na szczęście nie była sama.

- To jak tam było w Arellens? - zagadnął je po drodze Denny, który najwidoczniej też zestresował się wcześniejszą sytuacją, co można było jeszcze wyczuć w jego głosie.

- Dziwnie - westchnęła cicho Jessica, sunąc wzrokiem po ścianach i mijanych oknach, które już nie budziły w niej takiego zachwytu jak wcześniej. W jednej chwili wszystkie kolory jakoś zbladły. Wzięła głęboki oddech. - Co się stało z Neil'em?

Denny również westchnął, zwolnił, a po chwili zatrzymał się, skupiając na sobie pytające spojrzenia obu nastolatek.

- Właściwie to miałem nadzieję, że ty wiesz.

- Jak to ja? - Jessica zrobiła wielkie oczy. - Nie miałam z nim kontaktu od naszego wyjazdu do akademii!

- Nie wiem, myślałem, że może... - Mina Dennego przybrała speszonego wyrazu. - Te dwa miesiące to jednak kawał czasu, co? Chyba będziemy musieli porozmawiać na spokojnie. Jesteś bardzo zajęta pojutrze w nocy?

Powierniczki wymieniły, co poniekąd zdziwiło je obie, zgodne spojrzenie.

- To zależy, jaki masz pomysł?

******

- Czyli że przyjdą po ciebie? - upewniła się jeszcze raz Lillanta, zwracając się do Jessicy i wyglądało na to, że walczy ze sobą odnośnie opinii na temat całego tego planu.

- A my mamy dopilnować, żeby nikt się nie dowiedział? - dołożyła swoje wątpliwości Vanessa.

- Tak! - odparła na oba pytania Brietta, zamaszyście zmieniając pozycję z siedzącej na leżącą, przez co usadowiona obok niej na łóżku Jessica uniosła się na materacu trochę wyżej.

Omawianie planu ucieczki w miejscu, które wyglądało jak spełnienie marzeń każdej dziewczynki chcącej wieść królewskie życie, wydawało się być śmieszne, nawet jeśli nie mieszkały tutaj na stałe, ani nie miały uciekać stąd na zawsze. W tej chwili siedziały całą czwórką na jednym z tych ogromnych łóżek, które oświetlane były przez niemalże romantycznie przygasające świece ( umieszczone praktycznie na każdym kawałku płaskiej powierzchni ), uwydatniające złocenia mebli w całym pokoju. Można by powiedzieć, że dzięki temu to pomieszczenie stało się nawet przytulne - z duszą rodzinnego domku na wsi z kominkiem i skórzanym fotelem - ale Jessica nie potrafiła się tym nacieszyć.

Z przekazaniem informacji Jessica i Brietta przeczekały do wieczora, aż całe to zamieszanie z rozpakowywaniem się i ogarnianiem planu wreszcie się skończy. Zresztą i tak miały cały następny dzień na ewentualne wymyślanie wymówek, jednak kto miałby je sprawdzać w środku nocy? Skoro już to omówiły, a nie było to wybitnie skomplikowane, wszystko powinno pójść dobrze. Jessica obawiała się jeszcze tylko jednego, a Vanessa zdawała się jej czytać w myślach.

- A co z chłopakami? - zapytała, ściszając nieznacznie głos i zerkając w kierunku drzwi do przedpokoju.

- A co ma być? - fuknęła na nią Bryłka, unosząc się, oparta na łokciach. - Będą spać, nic im do tej części pokoju. Jeśli ich tu nie zaprosisz, nie będą o niczym wiedzieć. Poza tym wstępnie tylko Jessica ma iść, a jeśli i my okażemy się potrzebne, to dopiero potem będziemy się martwić.

- No tak - westchnęła ignorancko szatynka, chwilowo wypompowana z woli walki o rację.

Lillanta przekrzywiła głowę, wpatrując się badawczo w siedzącą naprzeciw Jessicę, ale ta, ze wzrokiem utkwionym w czymś na ścianie, w ogóle nie zwróciła na nią uwagi.

- Poza tym, że nie było wiele czasu, aby porozmawiać - zaczęła ostrożnie Lilla - stało się coś jeszcze?

Jessica wolno przeniosła na nią wzrok i odruchowo, choć nie zdawała sobie z tego sprawy, dotknęła schowanego za koszulką naszyjnik, jakby to on miał za nią odpowiedzieć i może w głębi duszy rzeczywiście tego od niego oczekiwała.

- Właśnie nie wiem - oznajmiła i biorąc głęboki oddech, spojrzała na okno, w którym teraz odbijały się całą czwórką jak w ciemnym lustrze. Przez zaakcentowane słabym światłem cienie sprawiały wrażenie upiorów. - I to mnie najbardziej niepokoi.

*******

Przez cały następny wieczór, kiedy tylko wróciły z całodniowej, edukacyjnej wyprawy do grot w górach za zamkiem, Jessica nie potrafiła chwili wysiedzieć w miejscu. Bardzo chciała wyrwać się z pokoju i to nie tylko z powodu ciekawości. Już tego ranka znikome poczucie wspólnoty, które zaczęło się budować pomiędzy jej chwilowymi współlokatorkami, ponownie się posypało, a przez to, że później każdy ponownie trzymał się od każdego z daleka, to, co z niego ocalało, zostało zdmuchnięte jak kurz z porcelanowej figurki.

I mimo tego, że Vanessa cały dzień spędziła ze swoimi gburowatymi znajomymi z Arellens, Lillanta z ludźmi z drużyny sportowej, Brietta - tak jak Leo - po prostu z dala od wszystkich, to jednak teraz żadna nie ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych sypialni, choć ostatnia podarowana im godzina czasu wolnego aż prosiła się o aktywne wykorzystanie. Za to chociaż były w pokoju w komplecie, nie odzywały się do siebie jednak, całkowicie pogrążone w swoich myślach. 

- Już jest ciemno - zauważyła w pewnym momencie Lillanta, patrząc za okno. 

Widoczny przez nie krajobraz był już jedynie słabym cieniem żywych kolorów, które jeszcze przy zachodzie chwilę temu aż biły po oczach.

- Denny zaraz przyjdzie - powiedziała Jessica, przekonując równocześnie swoje towarzyszki jak i samą siebie. Nie miała powodu, aby sądzić inaczej, ale pomimo tego nagle wzrósł w niej strach, że może tak przeczekać całą noc.

- Na pewno -  ze szczerym przekonaniem potwierdziła jej słowa Lillanta. - Oby tylko wybrał dobry moment. Bardzo możliwe, że któraś z opiekunek tak jak wczoraj będzie sprawdzać, czy każdy już wrócił do pokoi, a nie wiemy, kiedy zamierzają to zrobić. Jeśli odkryją, że cię nie ma, może być niezła jazda.

Vanessa oparła się na łokciach w swojej leżącej pozycji, aby móc patrzeć na pozostałe dziewczyny, i skrzywiła się w zamyśleniu. Jej ciemne włosy rozsypały się wokół obnażonych przez nieskromną koszulkę ramion i pleców.

- Pewnie znowu odbiorą nam kamienie - powiedziała z niezadowoleniem.

- I tak to zrobią, jak tylko wrócimy do akademii - prychnęła na nią Brietta, wstając ze swojego materaca i opierając się o belkę baldahiumu. Jej również wyrwało się westchnienie rezygnacji. - Nie ufam im. Też nie chcę im oddawać pierścienia.

Nagle twarz Lillanty, która leżała z głową zwieszoną na krawędzi materaca, pojaśniała w uśmiechu.

- Jess... - zaczęła. - Myślisz, że mogłabyś zrobić więcej kopii?

Blondynka z zaskoczeniem zastygła ze spojrzeniem wtopionym w błękit oczu Lilli, za to Bryłka momentalnie się wyprostowała, a Vanessa zmieniła pozycję na siedzącą.

- To... Genialne - oznajmiła powierniczka lodu, uśmiechając się szeroko. - Dlaczego wcześniej na to nie wpadłyśmy?

- A potrafisz to zrobić? - chciała upewnić się Vanessa. - Przecież magicznych przedmiotów...

- Już raz to zrobiła - przerwała jej Brietta i wskazała  niedbałym gestem szyję Jessicy. - Ze swoim wisiorkiem.

Vanessa z niedowierzaniem pokręciła głową, ale też już zdążyła się rozpogodzić.

- To co się z nim stało? Z kopią? Czemu teraz jej nie oddałaś?

- Właściwie nie mam pewności. Tak naprawdę to nie wiem, gdzie jest - powiedziała Jessica, przeczesując palcami włosy. Zastanawiała się, dlaczego sama wcześniej nie zadała sobie tego pytania. Nikt nic jej nie mówił na ten temat, więc czy mogło to oznaczać, że celowo coś przed nią ukrywano? - Przypuszczam, że Dean zniknął z podróbką w podziemiach. 

- Ale naprawdę myślicie, że się nie domyślą? - tym razem pytanie zadała Lillanta. 

- Dean się nie domyślił. - Mimo tego przypomnienia, już podczas mówienia Briettcie i tak zrzedła mina. - Tylko że teraz wiedzą o twojej umiejętności kopiowania artefaktów.

- Nie wiedzą.

Na dźwięk męskiego głosu, całą czwórką gwałtownie odwróciły się w kierunku okna, którego "szyba" zniknęła, a parapet zajmował kucający Denny. Jessica nie chciała pytać, jak to zrobił, że pozbył się zabezpieczeń, bo ważne było tylko to, że przyszedł. Jego przydługie, brązowe włosy prostymi pasami sięgały za delikatnie zarysowane kości policzkowe. Wyglądało na to, że ostatnio zaniedbał fryzjera. 

Chłopak uśmiechnął się na widok reakcji powierniczek i zwinnie wskoczył do środka pokoju, a za jego plecami rama okna znów wypełniła się barierą.

- Gdyby wiedzieli - kontynuował - to dopiero nie dawali by wam żyć. Na szczęście wtajemnioczona jest tylko garstka osób. A w ogóle jak tam dzisiejsze zajęcia?

Brietta spojrzała na niego spode łba, groźnie mrużąc oczy.

- Masz tupet, żeby o to pytać.

Rozmawianie o zabytkach, przymusowe spędzanie czasu z niekoniecznie lubianymi znajomymi z klasy i brak czasu na własne zajęcia... Jej złość, patrząc na fakt, że Denny musiał wiedzieć o ich zapełnionym grafiku, tym razem była usprawiedliwiona i Jessica w pewnym sensie nawet ją podzielała, chociaż nie mogła powiedzieć, że z taką samą powagą. Ale chętnie rzuciłaby w tamtym momencie w niego poduszką.

Odpowiedział jej jeszcze szerszym uśmiechem.

- My też tutaj nie odpoczywamy - oznajmił.

Może w innych okolicznościach Jessica też przyłączyłaby się do dyskusji, ale teraz nie potrafiła oderwać wzroku od stroju Dennego. Właściwie nie potrafiła też zdecydować, czy trudniej jej będzie ukryć uśmiech czy łzy. Ciemne trepy i zgniłozielony kostium w stylu bojówek wzbudził w niej tyle wspomnień i emocji, że nie była pewna, które z nich są najbardziej wyraziste.

- Masz kostium Shadows - stwierdziła, wolno kręcąc głową. - Czemu...

- Zobaczysz - odparł rozpromieniony i wreszcie przeniósł spojrzenie na resztę pokoju. - Cześć, rudzielcu.

Lillanta, chcąc zapewne wstać do przywitania, spróbowała przekręcić się w swojej pozycji, co zaefektowało tylko jej utratą równowagi. Ściągając za sobą złapaną w ostatniej chwili kołdrę, z głuchym tąpnięciem wylądowała na podłodze. Odkopawszy się z pierzyny, usiadła, energicznie mrugając, jakby próbowała zrozumieć, co zrobiła nie tak, jak powinna. 

- No hej - mruknęła po chwili ze swoim uroczym uśmiechem na małych ustach, które łukiem uniosły jej obsypane piegami okrągłe policzki.

- I... - Szatyn zatrzymał wzrok na Vanessie, która, podobnie jak Jessica, tłumiła śmiech z powodu wystąpienia rudaski.

- To Vanessa - przedstawiła koleżankę blondynka, z odpowiednim gestem stając przed nią. - Powierniczka Ognia.

- Miło mi - potwierdziła nastolatka. Nie ruszyła się nawet, tylko skinęła rozmówcy głową, ale wystarczająco uprzejmie, aby nie wyglądało to prostacko.

- Denny. - Skinął głową w niemal królewskim geście chłopak, po czym zwrócił się ponownie do Jessicy, wyciągając w jej kierunku dłoń. Szczerość jego spojrzenia ścisnęła ją za serce. - Idziemy?

~*******~
CDN

To nie tak, że wróciłam. Pisanie tego nadal idzie mi jak krew z nosa, ale zdradzę Wam sekret: tak mi teraz idzie pisanie wszystkiego. Po prostu potrzebuję o wiele więcej czasu na dopracowanie jakiegoś tekstu i nie jestem w stanie ogarnąć dwóch opowiadań. Dlatego rozdział jest, dalsze pewnie też będą, ale nie obiecuję, że systematycznie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro