15. Opierając się na pamięci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Denny  był chyba pierwszym chłopakiem, jakiego widziała Jessica, który tak... zwyczajnie zachował się przy spotkaniu z Vanessą. Nie gapił się na nią, choć siedząc w pokoju, ośmieliła się odkryć więcej ciała niż zazwyczaj; nie zająknął się ani nawet nie zmienił gwałtownie planów na zostanie w pokoju. Zachowywał się, no, zwyczajnie. Podobnie jak sama Vanessa, która nie próbowała go w żaden sposób sprowokować swoimi wdziękami, a w podobnej sytuacji tego właśnie można by się po niej spodziewać. Jessica była pewna, że Vanessa zdaje sobie sprawę ze swoich zalet i żyła w przekonaniu, że wykorzystywanie ich sprawia jej radość, bo na pewno nie była w stosunku do płci przeciwnej obojętna. Teraz jednak zaczęła się zastawiać, czy rzeczywiście dobrze ją oceniła. No i jeszcze Denny. Ciekawe, czy to w jakimś stopniu wina Sary, zastanawiała się, już drugą nogą wchodząc na dach po ciągnącej się mozolnie wspinaczce schodami, a później zewnętrznym murem. Kiedy wyszli z Dennym z pokoju, przeszli na zewnątrz zaledwie dwa okna w bok i resztę możliwej do przebycia drogi w środku zamku spędzili na marmurowych - albo wykonanych z innego, do znudzenia podobnego materiału - stopniach. Dziwnie opustoszałe korytarze pożegnali dopiero na ostatnim piętrze, ponownie wymykając się oknem.

Jessica trzymała się blisko ozdobnej kolumny, czując równocześnie niepokój i nieopisaną satysfakcję z tego, co robi. Na początku bała się spojrzeć w dół i nie potrafiła skupić się na kojących podmuchach wiatru, zupełnie tak jak podczas swojej pierwszej wspinaczki na dach Wolf. Miała wrażenie, że od tamtego czasu minęły wieki.

Z większą pewnością niż podczas wchodzenia stanęła przy brzegu skośnego, ale zabezpieczonego na krawędziach rzeźbionym murkiem dachu, na początku patrząc na jego ostry szczyt, gdzie w słabym świetle gwiazd i łuku księżyca majaczyła męska sylwetka. Denny pojawił się obok niej bezdźwięcznie, jak cień. Tylko na nią spojrzał i oboje zgodnym krokiem dołączyli do spacerującego po grzbietach dachówek Zack'a. 

Nastolatka ostrożnie stawiała kroki, unikając poślizgnięcia. Przynajmniej równowaga jej nie zawodziła. Szczyt dachu okazał się delikatnie ścięty i przypominał miniaturowy, ale długi wybieg, co stanowiło bezpieczne i całkiem wygodne oparcie dla stóp. Samo miejsce też nie było pierwszym lepszym - górujące nad resztą budowli i nad miasteczkiem u stóp wzgórz, które odznaczało się w otoczeniu drzew odległymi światłami, jak zwinięte w kulkę przygasające lampki leżące pomiędzy pagórkami, jakoby w stercie pogniecionych ubrań.

- Dłużej się nie dało? - mruknął na przywitanie Zack, kierując słowa do Dennego.

- Długo nigdzie się w ten sposób nie wspinałam - oznajmiła Jessica usprawiedliwiająco.

- Żartujesz. - Na ustach Zack'a pojawił się krzywy uśmieszek, niknący w cieniach twarzy. - Ty? Co z waszymi treningami?

Bała się, że usłyszy to pytanie, ale nie dlatego, że będzie musiała komuś na nie odpowiedzieć, tylko, przede wszystkim, że będzie musiała odpowiedzieć na nie sama przed sobą.

- Te treningi to jakaś kpina - wyrzuciła z siebie z pogardą, której sama się nie spodziewała, dając minimalny upust gniewowi. - Więcej nauczyłam się w ciągu jednego dnia spędzonego w Londynie, niż po miesiącu w Arellens. - Westchnęła. Wiatr rozrzucił jej włosy na ramionach, co przyprawiło ją o przyjemne mrowienie. - I tam miałam was. Żałuję, że zgodziłam się na ten wyjazd.

- Nie miałaś wyjścia - powiedział Denny tonem rzeczowym, ale równocześnie pełnym współczucia, jakby przyjacielskim głosem czytał lekarski wyrok. - My też nie. Niby dali nam wybór, ale wszyscy wiemy, że nie zostawili by nas tak po prostu.

- A to wszystko przez to, że powiedziałam, kim jesteście - szepnęła, a przyjemne mrowienie zamieniło się w nieznośne ciarki. Objęła się w obronnym geście rękoma, kiedy nagle poczuła, że ktoś czochra ją po głowie, a potem przytula jednym ramieniem.

- To nie twoja wina - powiedział ze swoimi stałymi pretensjami w głosie Zack. Patrzył gdzieś w bok, unikając jej spojrzenia, ale puścił ją, dopiero gdy zeszło z niej trochę napięcia. - I tak wzięliby nas pod lupę i prędzej czy później sami by to odkryli.

- Poza tym nasz przyjazd tu ma też swoje dobre strony - stwierdził entuzjastycznie Denny i usiadł w miejscu, w którym stał, zwieszając nogi nad resztą dachu.

Jessica poszła w jego ślady, dochodząc do wniosku, że też nie da rady długo ustać. Wiatr był przyjemny, ale nawet w tak ciepłą noc potrafił ochłodzić organizm i zapał.

- Całkiem sporo dowiedzieliśmy się o Arei - ciągnął Denny, kiedy Jessica siedziała już pomiędzy nim a Zackiem, korzystając z ich bliskości jak z darmowych grzejników.

Żałowała tylko, że nie ma z nimi Neil'a, ale bała się na razie poruszać jego kwestię.

- I o Powiernikach - dodał znaczącym tonem Zack.

- O Powiernikach? - Zerknęła na nich obu z nieskrywaną ciekawością. - To znaczy?

Denny posłał bratu ostre spojrzenie, które również ona zrozumiała jako informację o obarczeniu winą za zepsuty plan poprowadzenia tematu.

- Na razie powiedzmy tylko, że próby kontrolowania was są poniekąd zrozumiałe i to z innych powodów niż te, które znacie. Ale porozmawiamy o tym później. Na razie mamy inne priorytety.

- Tak, wiem - odparła Jessica z delikatnym ukłuciem zawodu. - Zamieniam się w słuch, bo sama naprawdę nie wiem, czy mam coś istotnego do powiedzenia.

Denny nie czekał na dalsze zachęty.

- Zgodziliśmy się na szkolenie z dwóch powodów - zaczął od konkretów - które znasz. Pierwszym była szansa na... cokolwiek. W Nirei nie była ona dla nas zbyt duża. Drugim powodem była możliwość, nawet jeśli minimalna, na odnalezienie Tokeshiego i Akemi.

Jessica nie wiedziała zbyt dużo o Tokeshim i Akemi - rodzeństwie, dawnych infernistach, którzy zbuntowali się, ratując braci Silver przed zakonem i tym samym tworząc z nich tę nietypową rodzinkę. Pamiętała jednak, że niecały rok temu wyruszyli szukać zaginionego syna Akemi, od którego dostali wieści pierwszy raz od bardzo długiego czasu. Niebezpodstawnie domyślała się, że to Dean chciał ich zwabić w pułapkę  i najprawdopodobniej mu się to udało, ale nie mogła powiedzieć o swoich założeniach żadnemu z Shadows, jeśli ci mieli jeszcze jakiekolwiek nadzieje na odnalezienie swoich przyszywanych rodziców. Zresztą pewnie byli doskonale świadomi szans na to.

- I udało wam się zdobyć jakieś informacje? - zapytała więc zamiast tego.

- W tej ostatniej sprawie? - Denny smutno pokręcił głową.

- Zapadli się pod ziemię - dodał Zack, zadziwiająco opanowanym tonem. Jessica już wiedziała, że potrafi zachować taki spokój tylko wtedy, gdy stara się ukryć coś, co uważa za słabość. Mogła więc się domyślić, że tym razem jest to smutek.

- W każdym razie - ponownie i stanowczo głos zabrał Denny, który nie dał się odciągnąć od głównego zagadnienia - w trakcie szukania wpadliśmy na coś innego. Chociaż właściwie szukać zaczęłiśmy dopiero po pewnym zdarzeniu.

Opowiedział jej - z komentarzami Zack'a - o spotkaniu z Cieniami oraz najprawdopodobniej wysłannikiem zakonu w Arei, tydzień po ich rozstaniu w Londynie. Nie przerwała mu ani razu i tylko starała się logicznie poukładać coraz to nowsze pytania.

- Zostaliśmy od razu całkowicie odsunięci od śledztwa, o którym później już nawet nie słyszeliśmy.

- Ale to was nie powstrzymało przed szukaniem - zgadła Jessica.

Odpowiedziały jej dwa uśmiechy. Nie zmienili się aż tak bardzo, pomyślała, sama niespodziewanie ucieszona tym spostrzeżeniem.

- Bingo - potwierdził Zack z zadowoleniem.

- Nie dałoby się inaczej - dodał Denny. - W końcu wszystko co jest związane z zakonem, jest też związane z nami. W pewnym sensie. Więc wzięliśmy sprawy w swoje ręce. Przynajmniej na tyle, na ile byliśmy w stanie, bo okazało się, że nawet osoby z wyższą rangą od nas nie wiedzą zbyt wiele.

Jessica wiedziała, że Denny ma na myśli swoją siostrę, która należała do jednej z ważniejszych jednostek strażników. Fakt, że nawet ona nie była wtajemniczona w sprawę, trochę niepokoił, bo o ile w brak informacji w przypadku nowych kadetów był zrozumiały, chęć ukrycia czegoś przed innymi naprawdę stanowił powód do podejrzeń.

- I wiecie już, jak doszło do tego, że Cienie mogły się tu dostać? - zapytała, nie mogąc się już dłużej powstrzymywać. Pamiętała ze szkoły, że Area jest odporna na demoniczną obecność, bo ta nie jest mile widziana ani przez mieszkańców, ani przez naturalną magię. Dlatego też czarni magowie, chcący praktykować magię krwi, sami wynosili się na Ziemię.

- Mamy jedynie podejrzenia. - Denny przejechał dłonią po policzku, myśląc nad czymś. - Szukając, musieliśmy to robić tak, żeby nikt nas nie przyłapał, bo byłoby to złamanie rozkazów. Więc przez trzy tygodnie dowiedzieliśmy się naprawdę niewiele, ale to dało nam spore podstawy do spekulacji. Z samej obserwacji zachowania na dworze królewskim można było dowiedzieć się całkiem sporo.

- Okej - mruknęła Jessica, ledwo słyszalnie. - Cienie jakoś wdarły się do Arei. Miały wsparcie młodego maga, który zapewne jest mocno związany z zakonem. Tak w skrócie. I chcieli wlać coś do rzeki?

- To jest najciekawsze - stwierdził z prychnięciem rozbawienia Zack. - Słuchaj.

Denny odchrząknął.

- Chcieli zabrać wodę z rzeki - oznajmił, ku zdumieniu Jessicy, bez grama żartu. - Ale nic naturalnego nie może opuścić Arei, więc Cień nie mógł się przenieść. Mag, który przybył po niego, najwyraźniej uznał, że demon jest za słaby i sam chciał spróbować teleportacji, z tym że, no wiesz, nie dostał na to szansy.

- Ale to bez sensu. - Jessica pokręciła głową. - Jeśli chcieli sprawdzić, czy rzeczywiście uda im się wziąć coś z Arei, dlaczego mieliby to robić w mieście? 

Pomyślała o wszystkich rzekach, jakie widziała z pociągu, o jeziorach i wszelkiej roślinności, która mogłaby by posłużyć jako środek do testów.

- Nie robili tego tylko w mieście. - Zack odwrócił się do niej przodem, plecami opierając się o fragment murku. - I najprawdopodobniej gdzie indziej to podziałało. Może nie wszędzie, ale skoro posunęli się do próby tak blisko pałacu, musieli mieć jakieś podstawy. 

- Podejrzewamy, że  chcieli zbadać ewentualność powodzenia, gdyby mieli coś ukraść z pałacu albo jakiegoś porównywalnie ważnego miejsca niedaleko centrum. W końcu w samym mieście niewiele jest, ale zakon może wiedzieć o czymś, o czym my jeszcze nie mamy pojęcia. Chociaż mało prawdopodobne.

Teraz to nabrało sensu i Jessica zacisnęła usta, uświadamiając sobie, co to znaczy. Nadal nie była pewna tak do końca, do czego to zmierza, ale fakt, że granica pomiędzy Nireą a Areą miała dziury, nie wróżyła niczego dobrego.

- Czyli zakon ma prosty dostęp do Arei - wydedukowała. - Dlaczego? Jak do tego doszło?

- Tego też nie jesteśmy pewni - powiedział Denny. - Ale wychodzi na to, że wszystko było dobrze, aż nie otrzymałaś kamienia.

Jessica dotknęła naszyjnika przez koszulkę i z niepokojem przeniosła spojrzenie na Dennego, którego zacieniony profil zdradzał zmartwienie.

- Zgrało się to w czasie jeszcze z czymś, co również wydarzyło się pod koniec listopada tylko gdzieś w Ameryce, ale tutaj już kompletnie nie znamy szczegółów.

- Pewne jest za to - odezwał się Zack z cieniem cierpkiego uśmiechu na ustach - że zasady magii Arei szlag trafił, a zakon o tym wie. Nawet jeśli barierę da się omijać sporadycznie i nie w każdym miejscu, to jednak się da, a to znaczy, że najpotężniejsze zaklęcie, jakie kiedykolwiek zostało rzucone, aby oddzielić Nireę od Arei, zaczyna się rozpadać. Rada oraz Strażnicy tylko udają, że panują nad sytuacją.

- Jak zawsze - skomentowała Jessica, nie mogąc się powstrzymać. Zaraz jednak spoważniała. - Ale jak to może mieć związek ze mną i z kamieniem?

Denny spojrzał na nią z zastanowieniem. Wyglądał tak, jakby zastanawiał się, od czego zacząć odpowiedź. W końcu powiedzieł tylko:

- A zastanawiałaś się już, dlaczego poprzedni Powiernicy zostali nimi, jeśli nie byli naprawdę potrzebni i stracili swój tytuł o wiele wcześniej niż powinni?

Wolno pokręciła głową, bo chociaż faktycznie już przemknęło jej to pytanie przez myśl, za nic nie potrafiła na nie odpowiedzieć.

Zack uniósł twarz do nieba, zupełnie jakby próbował coś z niego wyczytać, a kiedy spojrzał na nią, Jessica odniosła wrażenie, że chyba mu się to udało.

- Powinniśmy pogadać o tym jutro - oświadczył. - Już trochę tu siedzimy, a ty musisz jeszcze wrócić do pokoju. Poza tym ta informacja powinna trafić do reszty.

Nie musiał mówić, o jaką resztę mu chodzi, ale Jessica nie miała pojęcia, jak miałaby pokojowo zebrać całą szóstkę w jednym miejscu, aby zamysł chłopaka się powiódł.

Gdzieś z oddali dotarł do nich zaledwie ton głosu osób spacerujących gdzieś na dole, ale raptem całą trójką wyprostowali się i wstrzymali oddech, jakby zapomnieli, że tak wysoko nikt ich nie zauważy, a o ile nie będę krzyczeć, również nie ma szans na to, aby ktoś ich usłyszał. Pierwszy powietrze wypuścił Denny, zanosząc się przyciszonym śmiechem, w którym po chwili dołączyli do niego Zack z Jessicą.

- Prawie jak w Londynie - mruknęła Jessica, uśmiechając się melancholijnie. 

Pamiętała te wszystkie momenty, kiedy musiała być cicha i ostrożna, gdy ryzykowała własnym życiem, aby czegoś się dowiedzieć albo komuś pomóc. Może to, co robiła, nie było bezpieczne, ale przynajmniej było jej wyborem. Teraz czuła się kontrolowana i brakowało jej starej wolności niemal tak bardzo jak kiedyś rodziców.

- Chętnie bym tam wrócił - oznajmił poważnie Zack.

- Londyn nas już nie potrzebuje - przypomniał Denny, również bez tej wcześniejszej beztroski.

- Zawsze możecie wybrać się do Nowego Jorku - podsunęła Jessica. - Tam zawsze się coś dzieje. Albo, jakby to powiedziała Lilla, Nowy Jork zawsze będzie potrzebować swoich żółwi ninja.

Zerknęła z rozbawieniem na swoich towarzyszy, ale oni zdawali się nie załapać żartu.

- Potrzebować czego? - Zack zmarszczył brwi.

- Nie... Nieważne. - Jessica machnęła ręką, zbyt zmęczona na tłumaczenia. I nagle zbyt przejęta sprawą, o której dopiero sobie przypomniała. - A co z... - Wzięła głęboki oddech. - Co z Neil'em?

Tak jak się spodziewała, na chwilę zapadło nieprzyjemne milczenie. 

- Okej - odetchnął Denny. - Neil najbardziej z nas wszystkich zaangażował się w poszukiwania. Wgłębił się w nie do tego stopnia, że w pewnym momencie sam zaczął szukać informacji, nawet nam o tym nie mówiąc. Właściwie nie mamy pewności, czy w ogóle znalazł coś istotnego, bo o tym też ani razu nie wspomniał ani słowem. Skupił się bardzo na treningach i to wszystko jakoś wpłynęło na to, że się od nas odsunął. Wiem, że nie zrobił tego z premedytacją, my też byliśmy całkiem zajęci i różnica w naszych stosunkach nie zmieniła się aż tak drastycznie, ale jednak pewne fakty zaczęły nam umykać.

Jessica zacisnęła usta i dłonie na brzegu swetra z coraz większym strachem słuchając przyjaciela.

- Jak na przykład to, że nie macie ze sobą kontaktu. To znaczy, wiesz, zdawaliśmy sobie z tego sprawę, ale niekoniecznie widzieliśmy, jaki to ma na niego wpływ. Już wcześniej braliśmy pod uwagę, że mogą być problemy z komunikacją do Arellens, więc nie zajmowaliśmy się zbadaniem tego tematu w pierwszej kolejności, chyba rozumiesz. Ale Neil zaczął się zachowywać, jakby nie było go przy naszych rozmowach dotyczących tego i tych dotyczących ciebie.

- Co to znaczy? - spytała cicho Jessica, kiedy już wiedziała, że nie połapie się za szybko, do czego zmierza Denny.

- Miał wyrzuty - odpowiedział Zack gorzkim tonem. Najwyraźniej mówił o czymś, czego wolałby nie wypowiadać na głos. - Do ciebie. Że się z nim nie kontaktujesz i dochodził do dosyć... niespodziewanych wniosków na ten temat.

Jessica była pewna, że jej twarz odzwierciedlała w tej chwili cały jej strach i zmartwienie, ale za nic nie miała siły skupiać się na ukrywaniu tych emocji. Nie musiała być jasnowidzem, żeby wiedzieć, że w tym wypadku niespodziewane to inaczej niepochlebne. Ale to nie było w stylu Neil'a. Dlaczego miałby ją oceniać? Dała mu ku temu jakiś powód?

- Dlaczego? - Wypowiedziała to pytanie, nie do końca świadoma, że rzeczywiście mówi je na głos.

- Do wczoraj myślałem, że może się pokłóciliście albo coś w tym stylu - powiedział Denny, gestykulując słabo. - Ale widząc wasze przywitanie, doszedłem do nieco innych wniosków, które w tej chwili niestety mają najwięcej sensu.

- Czyli? - Spojrzała na swoje dłonie. Już była pewna, że odpowiedź jej się nie spodoba i tym bardziej chciała ją usłyszeć.

- On cię prawie nie pamięta.

~*******~
CDN

:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro