10. I TY kłócisz się o nazwisko? (Kagura Karatachi)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Daijobu - zapewniłam. - No to idziemy?

Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu, ale był to dość krótki czas, przez który poruszałam się w dość mozolnym tempie, a Kagura co jakiś czas zerkał w moją stronę.

Potem te sdwie rzeczy niezbyt się zmieniły, ale miałam nadzieję, że chłopak przestał zwracać uwagę na mnia, a skupił się bardziej na rozmowie.

- Wiesz... - zaczęłam, cały czas dotykając lewą ręką ściany, jakgdyby to miało zapobiec potencjalny upadek. - Przepraszam, że tak cały czas ci przerywam - dokończyłam myśl, która od początku drogi chodziła mi po głowie.

- Nic się nie stało. - Jakiej innej odpowiedzi mogłabym się apodziewać? - Cóż, rzadko z kimś rozmawiam... w takich okolicznościach - dopowiedział szybko.

Uśmiechnęłam się na jego wyznanie.

"'Rzadko', tak? To ciekawe ile razy zdarzyła mu się już taka okazja". Po raz pierwszy w czasie drogi przez korytarz, to ja spojrzałam na niego.
Powstrzymałam się od wypowoedzenia swojego komentarza na głos i zastąpiłam go innym.

- Masz... to znaczy znasz... Mizukage? - Bałagam, nie pytajcie skąd mi się to wzięło...

Różowooki podniósł wzrok do góry, jakby przez moment zatrzymał się we własnych myślach.
Nie tyle, co zastanawiał się nad odpowiedzią, ale chyba... wspominał?

- Tak - odpowiedział w końcu, znów przerzucając swój wzrok na mnie.

Zauważyłam to, kiedy zrobiłam podobnie, (tyle, że na odwrót) zadając z uśmiechem kolejne ze swoich pytań.

- A jaki on jest?

- On, na pewno jest wyrozumiały i cierpliwy. Bardzo troszczy się o Kirigakure i o jej mieszkańców. - Mówiąc to, znów podniósł wzrok. - Nie mógłbym wyobrazić sobie lepszego mizukage - przyznał, a ja poczułam to, czego być może i się spodziewałam, ale nie aż tak wyraźnie.

Chyba pierwszy raz od bardzo dawna słyszałam w czyimś głosie taki podziw i wdzięczność.
Na szczęście wiedziałam mniej więcej skąd się one brały, także skręcając już ku ostatniej prostej do wyjścia, nie zadręczałam go tym tematem.

- No tak... dla ciebie nie mógłby być już lepszy. - Podniosłam głowę do góry, włączając czujność. 

Nie spodobał mi się ten złośliwy i sarkastyczny ton. Ciekawe jaki śmieszek to wypowiedział.

Oboje stanęliśmy, kiedy naprzeciw zobaczyliśmy dwie - dla mnie zupełnie obce - sylwetki.
Zbliżając się do nich dostrzegłam, że obie postacie, to byli chłopacy i to gdzieś w moim wieku.

Wysiliłam się na w miarę przyjazny uśmiech, maskując swoje prawdziwe nastawienie, którego ta niekoniecznie przyjemna część zaczęła dawać o sobie znać.

"Dobra, spokojnie. Zaraz sobie koło nich przejdziemy, więc nie ma się po co wściekać".

- Cześć - przywitałam się swoim zwykłym, radosnym tonem, patrząc na, o parę centymetrow wyższego od siebie bruneta.

Zdawało mi się, że to on był autorem wcześniej rzuconej wypowiedzi.

- Yõ - powiedział niedbale, a po głosie skojarzyłam, że to rzeczywiście był właśnie ten.

Byłam ciekawa czy Kagura się do niego odezwie, albo chociażby jakim wzrokiem obdarzy jegomościa, lecz niestety ze swojego miejsca nie mogłam tego w tej chwili dostrzec.

- Z kim się szlajasz? - spytał, czym naprawdę mnie zaskoczył.

W pierwszej chwili nie wiedziałam co odpowiedzieć, a to niestety objawiło się kolejnymi docinkami ciemnowłosego.

- Co, nie pamiętasz nawet, jak nazywa się twój kumpel? - zadrwił, czym zaczął kopać sobie grób.

- Hej! Ja tu próbowałam być miła, więc... - nie dokończyłam z prostego powodu, a mianowicie... zignorowania.

Nastolatek odwrócił się ode mnie i zrobił krok w stronę miodowowłosego.

- Kagura.

- Inue-san. - Głos różowookiego był jak zwykle spokojny i opanowany, jednak wyczułam w nim jakiś drobny niepokój.

- Łoho! To jeszcze nawet pamiętasz moje imię! - A teraz, to nie wiedziałam czy mam zacząć się z niego śmiać, czy raczej... - Choć może to nie jest i takie dziwne po tym, co mi zrobiłeś - oznajmił, na co Kagura momentalnie spóścił wzrok.

O rany... nie spodziewałam się, że aż tak szybko przejdziemy do tych... drażliwych tematów. Ale jak mus, to mus - też musiałam się włączyć.

Choć nnie powiem, że było to dość niezręczne i... stresujące przy takim typie.

Otworzyłam buzię, ale jeszcze przed wypowiedzeniem przeze mnie chociaż jednego słowa, brunet znów zaczął nawijkę.

- Młoda. - Stary. - Wiesz ty w ogóle kto to jest?

- Em... taaak - odpowiedziałam, nadal wybita z tropu jego zachowaniem. - Mój nowy kolega - dodałam z lekkim uśmiechem, ale ten ani śnił pójść w moje ślady.

Coś mi się czarno widziała ta rozmowa...

- Tsh -prychnął. - Jeżeli ten dziwak jest twoim 'nowym kolegą', to chyba ktoś powinien cię uświadomić, bo widzę, że on nie miał ochoty powiedzieć ci prawdy. - Spojrzał wymownie na Kagurę, ale nie skupiłam się za bardzo na późniejszych słowach tego typa.

Pomyślałam tylko, że jeżeli starczy mu "odwagi" na inne obrazy, to mam gdzieś swój stan - po prostu znowu w tej wiosce się na kogoś rzucę!

Różowooki podniósł głowę i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Wtedy poczułam dodatkową falę żalu i... złości.

- Mówi ci coś nazwisko "Karatachi"? - spytał mnie ciemnooki, a ja niemal roześmiałam się na myśl o mojej odpowiedzi, która raczej go nie usatysfakcjonuje.

- Nooo jest... ładne? I długie - mruknęłam, wciąż nie przestając się uśmiechać.

Teraz już obaj spoglądali na mnie, jak na głupią, co w zasadzie nie sprawiało mi zbytniego problemu, bo (w końcu przecież taka byłam) kto by się przejmował opinią takiego... no jego?!

Nie spodobało mi się jednak, gdy nastawienie ciemnowłosego nagle się zmieniło.

- Posłuchaj - nakazał poważnie i nawet nieco groźnie. - Być może nie rozumiesz, więc cię ostrzegę... - Westchnęłam.

- Uwierz mi. Rozumiem tyle ile muszę - wtrąciłam wreszcie zdanie, które przybrało podobnie poważny ton, co jego.

- Aha. I to dlatego chodzisz w bandażach?

- A-a to było już zupełnie z kontekstu! - Wyciągnięte, dodałam w myślach, wgapiając się w rozmówcę, i ze wzajemnością.

- Mała...

- Ej, tylko nie 'mała' - zaoponowałam, nie pozwalając mu na takie spoufalanie.

- Młoda - poprawił się.

Kątem oka spojrzałam na Kagurę przyglądającego się całej tej sprzeczce. Jeżeli miał już jej dosyć, to niestety, ale zamierzałam ją jeszcze troszeczkę pociągnąć.

Zresztą ja nie potrafiłam odczepić się tak w połowie.

- Ostrzegać powinno cię samo jego nazwisko.

- Ha! Powiedział koleś, który już swoim nazwiskiem się nie pochwalił! - Spojrzałam z pełną satysfakcją tego, że chłopak sam się podłożył.

A więc teraz można było już kończyć!

- Widzę, że nie posłuchasz - warknął - dlatego przyda ci się...

- Ktoś, kto mnie od ciebie zabierze? Masz całkowota rację! Chodź Kagura, idziemy stąd. - Sama nie wiedziałam skąd wzięła się we mnie ta cała złośliwość, a tym bardziej śmiałość na obnoszenie się z nią, no ale... zwalmy na tamten okres.

Złapałam miodowowłosego za rękaw jego kamizelki i pociągnęłam lekko do drzwi.
Ten nie opierał się... w sumie w ogóle. Więc nie zajęło dużo czasu zanim opóściliśmy budynek, znajdując się tym samym na dworze.

Przez krótki czas słyszałam jeszcze, jak brązowowłosy ze środka się wścieka, ale co mi tam było! Proszę bardzo. Teraz, to mam go już totalnie gdzieś!

No i kolejny rozdział wpadł! Poza tym, że miał wyglądać zupełnie inaczej i to... Tak po totalu.

Nawet odzywki na kłótnię mi jeszcze zostały!
No nic.

Jak wam się to widziało?

I wiem, że "tsh" to dosyć słaba imitacja prychnięcia, ale literki podpasowały.

Jeszcze jeden rozdział z Kagurą, a potem lecimy gdzieś...

Domyślacie się może gdzie?

No dobra, nie przedłużam więcej.
A więc... do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro