14. Nie zgaduj i nie pytaj, kiedy nie chcesz odpowiedzi... (Kabuto)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Myślałem, że oszczędzisz mi zgadywania - oznajmił, siadając po turecku.

Tak szczerze, to lubię słuchać, jak ktoś czegoś nie wie i musi zgadywać, bo czasem wychodzą z tego dziwne lub śmieszne rzeczy.

Szkoda, że ludzie najczęściej są zbyt leniwi i niecierpliwi, żeby to robić (tak, do ciebie to mówię ty zły ludziu!).

Jednak ta rozmowa przekonała mnie, żeby następnym razem powstrzymać się nieodpowiadania na jego pytania.
Bo czasami po prostu lepiej nie pozwalać ludziom zgadywać...

- Ktoś owinął cię bandażami, a potem próbował podpalić?

W pierwszej chwili nie wiedziałam czy mam się zaśmiać, zachować powagę, a może zaksztusić powietrzem?

Ale ostatecznie postawiłam na jeszcze inną opcję.

- Co? Nie-e! - zaprzeczyłam gwałtownie, patrząc na jego minę w stylu: "Mówiłem, że to będzie zły pomysł".

Mimo mojej gwałtownej reakcji, on dalej walczył o przetrwanie rzuconej przez siebie opcji.

- Tak to właśnie wygląda - kontynuował, poprawiając okulary. - To znaczy... ty tak wyglądasz.

Spóściłam w dół swoje rozbawione spojrzenie, mając ochotę mu powiedzieć, żeby lepiej poszedł do okulisty, ale to raczej nie byłoby na miejscu, a poza tym tutaj chyba jeszcze nie ma nikogo takiego.

Do tego on sam jest przecież medykiem, więc po co miałby... Czekaj! Skąd się tu wzięła ta zielona energia!?

- Jesteś dosyć nieuważna - stwierdził, nie przerywając swojej czynności i nie tłumacząc jej oraz ignorując moje początkowe zdziwienie.

Tak, byłam... to znaczy jestem trochę głupia (aha, chyba mamy trochę inne pojęcie słowa "trochę"), ale wiedziałam czym jest medyczne jutsu.

Tylko pytanie: Czemu używał tego na mnie?
To znaczy, wiem, że jestem ranna, ale jaką on będzie miał z tego korzyść?

Tak, moja wiara w ludzi raczej wyklucza zakładanie ich bezinteresowności. (Wow, jak to mądrze zabrzmiało).

- Po prostu... - odezwałam się po chwili milczenia, mając zamiar sama odpowiedzieć na tamto pytanie, którego on nie zdołał rozpracować - ...wbiegłam do... podpalonego budynku? - Dopiero kończąc to zdanie zorientowałam się, jak głupio ono zabrzmiało.

Kabuto nic nie powiedział, więc nie miałam pojęcia, co sobie pomyślał.

Nie wiedziałam czy mam kontynuować, czy raczej czekać na jego opinię, ale nie miałam zbytniej ochoty na dalsze opowiadanie tej farsy (zwanej moim życiem), więc...

- To nie tłumaczy tego dlaczego masz na sobie podpalone bandaże - stwierdził niczym prawdziwy znawca.

Przewróciłam oczami, bo rzeczywiście miał rację.
Bo w takim razie powstaje pytanie, dlaczego miałam na sobie opatrunki, kiedy rzuciłam się w płomienie.

Tak więc jak delikatnie mam przekazać mu to, co się tam wtedy wydarzyło...?

- I... wpadłam też komuś przez okno... do domu - dokończyłam, powstrzymując się od kopania nogą w stół.
To taki mój odruch antystresowy...

- Brzmi to tak, jakbyś wywołała u kogoś pożar - mruknął, na co uciekłam spojrzeniem w bok.

Chciałam powiedzieć, że to nie prawda, ale...

"Jeżeli to zrobię, to on zapyta, co w takim razie naprawdę się wydarzyło, a potem ja znów będę musiała się głupio tłumaczyć i..."

- Nie jesteś stąd, prawda? - Tym razem to on zadał pytanie, na które wyjątkowo umiałam normalnie odpowiedzieć.

Początkowo pokręciłam głową na "nie", ale zdałam sobie sprawę z tego, że jest tutaj dość ciemno, i że chłopak może tego gestu nie zobaczyć, więc szybko odpowiedziałam słownie.

- Nie - szepnęłam, patrząc na swoje kolana.

Jakoś nie miałam ochoty oglądać swoich odwijanych przez szarowłosego ran.

- Mattaku... - mruknął, a wtedy odruchowo spojrzałam zdziwiona w jego stronę. - Naprawdę aż tak trudno coś z ciebie wyciągnąć?

Uśmiechnęłam się lekko.

Faktycznie biorąc pod uwagę moje super rozbudowane wypowiedzi, to prawie niczego się jeszcze o mnie nie dowiedział.

Wzięłam głębszy oddech, mając zamiar go teraz choć trochę zaskoczyć.

- Mam na imię Nika, nie urodziłam się w żadnej z wiosek, znalazłam się tutaj przypadkiem, mam dużo rodzeństwa i...

- Pokaż ręce - przerwał mi Kabuto w najmniej oczekiwany przeze mnie sposób.

Spojrzałam na niego skołowana.

To ja tu się wreszcie otwieram, a ten mi nagle wyskakuje z czymś takim?
Rany Julek... I jak tu ludzi ogarnąć?

- Wiesz, nie chodziło mi o to, żebyś opowiadała o całej swojej przeszłości - wytłumaczył, a mnie zrobiło się głupio.

Wiecie co? To naprawdę nieprzyjemne uczucie, kiedy wydaje ci się, że ktoś chce jedno, ten robi drugie, a potem...!

Wzdrygnęłam się, kiedy szarowłosy po prostu, bez pytania zaczął odwijać opatrunki ze wcześniej wspomnianego przez siebie miejsca.

Nie protestowałam i nie wiem dlaczego.

Może dlatego, że teraz nie wyczuwałam w nim ani trochę wrogości? No i był jedną z osób z tego wymiaru, które zwracał na mnie uwagę bardziej niż tylko w kontekście, że w ogóle istnieję!

Zadrżałam, gdy dziewiętnastolatek pozbył się tamtej namiastki bandaży.

Mimo że nie miałam ich na sobie zbyt długo, to przyzwyczaiłam się do ich obecności. Dzięki temu nie czułam tych wszystkich obrażeń, którymi moje ręce były pokryte.

Skały, szyba, ogień, Rinji... to po prostu nie mogło się skończyć dobrze, ale że aż tak?

Poruszyłam dłonią, czując wyraźnie każdy skrawek skóry.
Nie mogłam wyjść z zaskoczenia. Było ono nawet bardziej przejmujące niż ból, na którym albo się nieskupiłam, albo jakimś cudem po prostu go nie poczułam.

To było tylko, jakby odrętwienie.

- Teraz powinienem znów zapytać o to, co się tak naprawdę wydarzyło? - Spojrzał na mnie, a ja sama nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć.

Chłopak złapał mnie delikatnie, ponownie używając swojego jutsu.
Zacieśniłam uścisk, czując wreszcie to nieprzyjemne szczypanie. (Nie, żebym chciała je czuć.)

- Masz aż tak słabą odporność na ból? - spytał z lekką drwiną w głosie.

- Wcale nie - rzuciłam krótko, nie mając tym razem zamiaru się nad czymkolwiek rozwodzić.

Tym razem minęła dłuższa chwila, zanim któreś z nas się odezwało.

Parę razy chciałam to zrobić, ale nie miałam żadnego dobrego tematu, a poza tym poczułam się trochę zmęczona.

Niby nic się nie wydarzyło, ale moc wrażeń jak na dzisiaj zaliczona.
Mam nadzieję, że cała...

Wyraźnie poczułam, kiedy Kabuto skończył. Wtedy od razu spojrzałam w jego kierunku ciekawa, co właściwie się teraz stanie.

Bo w końcu wygląda na to, że to on tutaj rządzi.

- Zaczekaj tu - powiedział, wstając i kierując się w stronę drzwi.

Nie wiem dlaczego, ale chciałam jednak wstać i wbrew temu, co powiedział, pójść za nim.

Ale przed tym, jak jeszcze zdążyłam zejść ze stołu, on odwrócił się, rzucając ponownie:

- Zaczekaj.

Tak więc maksymalna ilość znaków w tytule, to 80, jakby ktoś chciał już po coś wiedzieć ;)

Matko, jak mnie się.nie podoba ten rozdział. Kiedyś go poprawię. Mam taką nadzieję przynajmniej.

No dobra. To co? Ma ktoś pomysł na to, kto ma być w następnym rozdziale?

I jak mam się z wami żegnać? Bo głupio jest tak cały czas pisać "do następnego".

Ale no wiecie...

Do następnego! :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro