15. Wewnętrzny głos radzi. Odejść stąd czy wrócić..?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Zaczekaj. - Słowa, a właściwie to jedno słowo, które zatrzymało mnie w bezruchu.

Nie zeszłam ze stołu. Czekałam tak, jak Kabuto mi polecił i muszę wam powiedzieć, że zbyt długo, to się nie naczekałam.

Niestety jednak minęło na tyle czasu, żebym znieruchomiała parę razy na myśl o tym, że ktoś nieznajomy zaraz może tu wejść, albo doszła do tego, że jestem tu komuś winna naprawdę duże podziękowania.

Ale czego będzie mógł chcieć ode mnie w zamian?
Tak w zasadzie mam sporo rzeczy, które teoretycznie mogłyby mu się w jakiś sposób przydać, tyle że on o tym na całe szczęście nie wiedział.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że bardzo mi pomógł, ale to, co ma pozostać w tajemnicy, narazie zostanie w tajemnicy.

Poderwałam się, kiedy drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Miałam tylko nadzieję, że wejdzie przez nie tylko ten, kto przez nie wyszedł.
I że nie będzie to Rinji...

- Aż tak boisz się zostawać sama? - zapytał, poprawiając swoje okulary.

- A ty aż tak lubisz zaczynać pytania od "Aż tak"? - Wyszczerzyłam się w uśmiechu, przypominając sobie, że chłopak zrobił to już drugi raz.

W odpowiedzi dostałam z jego strony tylko prychnięcie, które można było różnie interpretować, na przykład: "Sprytnie", "Nie mam zamiaru teraz ci odpowiadać", albo "Po co w ogóle się odzywałaś?".

Znaczeń mogło być tyle, co włoskiego "bo". No cóż...

- Weź to - powiedział chłopak, podając mi coś, co zidentyfikowałam dopiero po dotyku.

Było gładkie, miękkie i... było to jakimś ubraniem.

Przyjęłam prezent z niemałym zdziwieniem, patrząc z wyczekiwaniem na szarowłosego.

- Ale ja... em... - Za dużo myśli miałam naraz w głowie, i poza tym, że nie wiedziałam, którą z nich najpierw wypowiedzieć, to pozostawał jeszcze ten problem, że niektóre z nich były na to zbyt głupie...

- Pierwsze drzwi po prawej stronie. Wróć, kiedy skończysz. I nie chodź sama po korytarzach. Mogą być... niebezpieczne - poradził, ponownie poprawiając okulary.

'Niebezpieczny', to wydawał mi się wtedy jego ton głosu, albo przeczucie, że coś lub ktoś najpewniej się po tej krótkiej drodze napatoczy. Ale oba postanowiłam zignorować!

- Kabuto, ja... - Chłopak zdawał się ignorować moje słowa, najzwyczajniej przechodząc obok, ale cofnęłam się o krok do tyłu, stając naprzeciw niego. - Dziękuję, naprawdę bardzo...

- Idź już, zanim znowu się zaplączesz - przerwał mi, uśmiechając się i ponownie wymijając.

Uśmiechnęłam się, będąc mu naprawdę wdzięczna, i tak jak niedawno powiedział - wyszłam z pokoju.

Na zewnątrz było... właściwie podobnie, jak tam, tyle że bardziej podłużnie. (Spodziewaliście się tego, że korytarz będzie miał takiż oto kształt?)

Drzwi były tam, gdzie miały być - prawie naprzeciwko, po prawej stronie.
Nie były nawet ukryte, co zaoszczędziło mi jakiegoś bliskiego spotkania ze ścianą.

Fajnie, bo bolesnych spotkań mam już cała kolekcję, której powiększać narazie nie muszę.

Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi.
Nie licząc jednej zapalonej pochodni, nie było tu niczego.

"Ciekawe czy są tutaj jakieś węże" - zastanawiałam się, zmieniając swoje potargane po całości i w każdym możliwym miejscu ubrania (no nie tak dosłownie, bo by została jedna wielka dziura) na długie getry i ciemne kimono.

To znaczy, miałam nadzieję, że to było kimono, bo zdało mi się jakieś takie za krótkie, jak na nie, no ale nieważne.
Ja znawcą japońskiej mody nie jestem.

W każdym razie, kiedy już się przebrałam, odwróciłam się w stronę drzwi, które zamknęłam za sobą jakąś ponad minutę temu.

Miałam je teraz otworzyć i wrócić do...

Kabuto

Wytrzeszczyłam oczy i odskoczyłam do tyłu, szybko odwracając się jednak za siebie.

- Zdawało mi się, że ktoś to powiedział - wymamrotałam naprawdę przerażona.

Moje myśli nie miały głosu.
Nie tego głosu. Na pewno nie...

- Okej. Okej, weź się w garść. Tu nikogo poza tobą nie ma - zaczęłam sobie tłumaczyć dla pozornego uspokojenia, zbierając wszystkie swoje rzeczy. - No bo w końcu jakby tu ktoś jeszcze był, to byłoby naprawdę dziwnie. I źle. I... - zamknęłam się, podnosząc z kamiennej podłogi wrak swojej bluzy. Patrząc na nią, w głowie świtał mi jeden pomysł, którego jednak nie mogłam zrealizować.

Miałam przecież wrócić tam skąd tutaj przyszłam. Nie mogłam tak po prostu teraz zniknąć.
Nie mogłam, bo obiecałam, że wrócę...

Nie, niczego nie obiecałaś - odezwał się pewien wewnętrzny głos.

Teoretycznie miał rację, ale wiedziałam, jak mu zaprzeczyć.

Kabuto przecież mnie wypuścił i zaufał, że wrócę, tak? Odejście bez słowa byłoby nie fair!

Heh - prychnął tamten. - Przecież nie jesteś jakimś zwierzęciem ani niewolnikiem, żeby pytać, kiedy ktoś cię łaskawie wypuści.

Przygryzłam wargę. Tak było.
To znaczy nie było.

- Nie jestem - powtórzyłam z ciężkim westchnieniem, podnosząc do góry swój pewny wzrok. - Ale zasady...

Zasady tego świata...!

- Nie jestem z tego świata - sprostowałam bezgłośnie, poryszając głową na boki.

"Cisza" - nakazałam, robiąc w stronę drzwi jeden krok. Drugi, potem następny.
Gdy byłam blisko, złapałam za klamkę, żeby...

Nie.

Ja miałam złapać za klamkę, ale moja ręka zatrzymała się, będąc zaledwie parę milimetrów od wyznaczonego celu.

"Nie. Nie..."

Odskoczyłam od drzwi, uderzając plecami o ścianę.

W moich uszach rozbrzmiało syczenie, a pochodnia zgasła.

"Nie ma mowy. Nie, nie z nim".

Przeczuwałam, co się za chwilę stanie.

Być może Kabuto wysłał mnie tutaj samą specjalnie?
Ale nigdy w życiu nie miałam zamiaru zostawać w jednym pomieszczeniu z tym, kto najprawdopodobniej czaił się za tymi drzwiami.

Nie mogłam ich też otworzyć, ani pozwolić, żeby ktoś inny otworzył je za mnie.

Dlatego właśnie jednym ruchem sięgnęłam do kieszeni na szybko przewiązanej wokół siebie bluzy.
W następnej chwili pokój więził w sobie już tylko ciemność...

Rozdział, którego być nie miało, ale jest i się przyda ;)

Na zdjęciu jest pochodnia, bo to z nią spędziłam tutaj najwięcej czasu xD

Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro