2. W dół, w dół, aż na samo dno... (Genma Shiranui)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I mam wrażenie, że zrobili to specjalnie...

Zacisnęłam powieki w tym samym momencie, co zęby. Wczułam się tak mocno, że już prawie słyszałam ich zgrzytanie!

Zacisnęłam także obie pięści - także i tą, w której trzymałam pamiętną wiadomość.

Nie mam pojęcia czemu (nie, właściwie to nieprawda), ale zmotywowała mnie ona do tego, żeby mimo wszystko wykonać to jego głupie zadanie.

Nie mam pojęcia jak, ale dostanę te sześć opasek ninja! I przy tym zamierzam też dobrze się bawić.

Uśmiechnęłam się pod nosem, czując jakąś nagłą słabość, a zaraz potem już jakby mnie nie było...

...nie, chwila. Ja nadal żyję. Istnieję. I... spadam!

- Kurczę no! - Tylko tyle zdążyłam wykrzyczeć, zanim zrobiło mi się naprawdę niedobrze.

Dlaczego nikt nie poinformował tamtego gościa, że mam dość mocny lęk spadania, a teraz znowu muszę lecieć jakimś jasnym tunelem, który nie pozwala mi nawet na moment otworzyć oczu!

- Aaaaaaa! - wyrwało się z mojej jadaczki, kiedy droga w dół wydawała się niekończąca.

Wyglądało to zapewne bardzo głupio... A raczej wyglądałoby, bo tutaj nikt na mnie nie patrzył (tak, jasne. Wmawiaj to sobie...). Nie pytajcie mnie czemu, ale zaczęłam wtedy machać rękami - w górę i w dół - jakbym dzięki temu miała nagle nauczyć się latać.

Ale (cóż, kto by się spodziewał) nie nauczyłam.

Ale być może lepiej byłoby mi tak spadać, ponieważ kiedy los postanowił zakończyć moją wędrówkę, musiał zrobić to z akcentem, a to oznacza bardzo boleśnie...

- Fffffjćmmm... - Teraz, to dopiero zacisnęłam zęby, aby powstrzymać się od wydania głośniejszych dźwięków sygnalizujących ból, jak i moją obecność.

W końcu znowu nie wiem, gdzie jestem, ale załapałam tyle, że boli!

"Głupia ta gałąź. Czemu nie mogli mnie zrzucić gdzieś niżej? - zastanawiałam się rozzłoszczona. - Chociaż przywalić plackiem o ziemię, to też nie byaby zbyt dobry opcja. W końcu lepiej już stracić kilka żeber niż twarz, albo kręgosłup" - tłumaczyłam sobie, wgramalając na dość gruby, na moje szczęście, konar.

"Tak, człowiek bez twarzy. Byłabym wtedy takim jeźdźcem bez głowy... tyle że bez twarzy. No nieważne!".

Rzeczywiście nie było to ważne, a nawet pozbawione sensu, jak sami widzicie.

W każdym razie jeźdźca bez głowy nie było. Bez twarzy też nie, a nawet bez kręgosłupa!

I tak właśnie, pozostając ze wszystkimi częściami ciała na swoim miejscu... przechyliłam się przypadkowo ześlizgując z mojego chwilowego siedzenia, ponownie oddając się w objęcia nieprzewidywalnej grawitacji! Chociaż co w tym nieprzewidywalnego, kiedy ciągnie cię po prostu w dół?!

- Aaaaaa!!! - To był tylko krzyk wewnętrzny, bo zanim zdążyłam otworzyć buzię, w moją twarz walnęło kilka gałęzi, które skutecznie mnie od tego powtrzymały.

Niestety czy stety - zasłoniły i pole widzenia, więc na pytanie "Ile jeszcze zostało do ziemi?" odpowiedź pozostawała niejasna.

Niepokojące było to, że mogła się ona do mnie przybliżać w zastraszającym tempie, zresztą tak samo, jak i twardy grunt, którego przecież stwierdziłam, że lepiej jednak było uniknąć, tak!?

Ah ta opatrzność losu...

"Nienawidzę cię losie!!"

Może i zamiast marudzić na swoje szczęście (haha, szczęście? Że niby co to takiego?) trzeb było lepiej pomyśleć nad tym, jak się w tej sytuacji poratować.

Ale moje myślenie działało w tej chwili na "slow moution", tak więc...

W następnym momencie wszystko we mnie jakby stanęło. Dosłownie, to było tak, jakby świat zatrzymał się może na jedną czy dwie sekundy. A potem... znowu ruszył w ten szalony wir zdarzeń. Tylko, że tym razem trochę spokojniej i już nie tak żałośnie.

A może ta masakrująca mnie część się dopiero zacznie...? Cóż...

Otworzyłam oczy, spoglądając wreszcie na tak zwanego w podobnych sytuacjach "wybawcę".

Miał on brązowe włosy i... patyczek w buzi.

"Genma".

Uśmiechnęłam się, rozpoznając chłopaka od razu.
Bo licząc na to, że będę natrafiać jednak na te bardziej znane w fabułę osoby, to przecież musiał być on!

Ale chwileczkę... od kiedy on jest mojego wzrostu?!

Poczułam, jak wreszcie stajemy na kochanej i jak najbardziej stabilnej ziemi, co teoretycznie oznaczałoby, że wreszcie czas się odezwać.

- Dzięki... - Nie wiedziałam, że tylko tyle uda mi się w tej sytuacji wydusić.

Ale brązowowłosy chyba nie był w tym momencie zbytnio zmieszany.

Mruknął tylko coś pod nosem, a potem dodał:

- Nie ma za co - odparł bez cienia zakłopotania. - Muszę przyznać, że więźniowie rzadko dziękują.

"Więźniowie? Czekaj. Jacy więźniowie?!"

Zanim zdążyłabym zadać owo przeżerające moje myśli niczym związki z coca-coli pytanie, poczułam jak na nadgarstkach zawiązywana jest mi, najprawdopodobniej lina.

Nie miałam pojęcia dlaczego tak się dzieje, ani czy w tej sytuacji wypada mi zapytać czym konkretnie według niego zawiniłam.

Chociaż może zwyczajnie się pomylił?

No bo niby jakie wąty może mieć do osoby, która ledwo co przybyła z innego... hmmm... czasu czy wymiaru? A może po prostu z oddalonej o paredzieścia centymetrów na mapie wioski?
I jedyne, czego udało mi się dokonać, to dowieść prawidłowego działania sił tutejszej grawitacji...

A może istnieją tu jakieś przepisy karające tych, którzy śmią lekceważyć zasady wszechświata?

- No, teraz czeka cię długa droga w niewygodnej pozycji - oznajmił, popychając mnie lekko do przodu, a ja mimowolnie uległam.

Poza tym pomyślałam, że to jest chyba jakiś żart! Nie mam zamiaru zaczynać tej znajomości na zasadzie więzień-strażnik, a zresztą na poważnie wziąłby takiego wartownika?

- Nie opieraj się i nie sprawiaj problemów. - Usłyszałam zgoła inny głos, na którego dźwięk zamarłam, i to nawet nie wiem dlaczego.

Zrozumiałam chyba jednak o co chodziło.

Z czystej zasady, próbowałam uwolnić nadgarstki z krępującego uścisku.

Nie mogłam przy tym odgonić myśli, że owo polecenie padło z ust pewnego srebrnowłosego shinobi, którego co prawda jeszcze na żywo nie zobaczyłam, ale drugiego takiego gbura nie znajdzie się, choćby na krańcu innego świata...

No a kto jest największym gburem? ;)

I co wy na taki rozdzialik?
Miałam w planach dawać tu tylko pojedyncze zdarzenia, ale wyszło jakoś za dużo mojego gadania, a za mało misji, która jeszcze na nas czeka.

Tak więc z jeden czy dwa następne rozdziały jeszcze do tego nawiążą.

Nie macie chyba nic przeciw temu?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro