3. Więzień też ma prawo głosu! (Genma Shiranui i Maito Gai)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie opieraj się i nie sprawiaj problemów.

Zastygłam na moment, gdy usłyszałam te słowa.
Potem spojrzałam szeroko otwartymi oczami na pewnego zamaskowanego chłopaka, który zbliżał się do mnie z niewiadomego powodu.

Kolejną zagadką było to, dlaczego czułam przy nim taki niepokój. Tak, jakby w każdym momencie, dosłownie w ułamku sekundy Kakashi mógł zrobić coś nieprzewidywalnego, co diametralnie mogło zmienić moją sytuację.

Ale narazie tylko podszedł do Genmy, czyli do mnie od tyłu i z kamiennym głosem, (bo nawet jeśli twarzą też, to nikt tego nie zobaczył, choć zapewne właśnie tak było) szarpnął mnie lekko do tyłu, wykręcił ręce jakoś dziwacznie (oczywiście moje, tak jakby co), a następnie zawiązał tamtą linę jeszcze raz. Widocznie coś mu się w suple Genmy nie podobało...

- Gai. - Pojedyncze słowo zabrzmiało z jego ust, jak polecenie, chociaż dodał je dopiero później. - Będziesz jako pierwszy ją pilnował - oznajmił sucho, po czym pchnął mnie w stronę czarnowłosego.

- Kurczaki... - szepnęłam mimowolnie.

Nie podobała mi się ta sytuacja, ale to jest chyba oczywiste.

Nie podobał mi się też nowy węzeł Kakashiego, który totalnie uniemożliwiał mi jakiekolwiek ruchy nadgarstkami.

Ah no tak... techniki. Bez rąk prawdopodobnie nie jestem zdolna zrobić im większej krzywdy, albo stawiać oporu.

W razie ucieczki, Gai na pewno by mnie dogonił.
Właściwie, to zdążyłby nawet zanim w ogóle zaczęłabym uciekać.

Jestem zdolna w to uwierzyć. A wy?

- Dobra! - ochoczo przystał na tę przymusową opcję czarnooki, kładąc mi rękę na plecach i kierując w odpowiednią stronę.

Zdziwiłam się tym nagłym kontaktem bez ogródek, więc mój opór wynosił maksymalnie... zero.

To było dziwne, że jeden z tej trójki zachowywał się, jakbym dla niego mogła najlepiej nie istnieć, drugi, jakbyśmy właśnie w coś grali, a ja zostałam przypadkowym zakładnikiem, a ostatni... (właściwie, to Genmę spotkałam jako pierwszego, ale wiecie jak to z matką bywa...).
A brązowowłosy... mam nadzieję, że niedługo wypali jakiś żart. Nawet jeśli nieśmieszny, ale wiecie...
Kakashiemu przydałoby się coś na rozluźnienie.

Zanim obejrzałam się na srebrnowłosego, ten był już z przodu i prowadził cały nasz orszak, w który przypadkowo "udało" mi się wplątać.

Po swojej prawej miałam Gaia, no a za sobą... (To chyba oczywiste, prawda? Dwa klony Kakashiego, a nawet jeden Gaia!) narazie już nie odzywającego się Genmę.

A więc szliśmy tak, i szliśmy...

Było mi odrobinę, (a raczej taką megaznaczącą, przeszkadzającą ultraodrobinę!) niezręcznie.
No wiecie, bycie więźniem jednak nie sprawia zbyt dużej radości.

Nawet, jeżeli znajdujesz się wśród osób, które teoretycznie lubisz, to one o tym nie wiedzą i na dodatek otwarcie traktują cię, jak wroga.
Niefajne. I smutne.

Zacisnęłam powieki.
Westchnęłam.

"Ale nie można się cały czas zadręczać, co nie?". Uśmiechnęłam się smutno, chociaż nikt nie mógł tego zobaczyć, gdyż głowę miałam przez ten czas spószczoną w dół.

Podniosłam ją jednak, wyprostowując się tak względnie, i postanowiłam zadać wreszcie jakieś pytanie.

Ale o czym by tutaj tak z byka zagadać? Hmm...

- Hej - szepnęłam do chłopaka idącego obok mnie, na co on wydał jeden z odgłosów zdziwienia, które oznaczały mniej więcej tyle, że mnie słucha, a znając Gaia, to zamierza i odpowiedzieć. - Jak masz na imię? - Spojrzałam na niego z uśmiechem, który chciałabym powiedzieć, że odwzajemnił, ale raczej cały czas po prostu miał go na twarzy.

- Ja jestem Maito Gai. Zielona Drapieżna Bestia Konohy! - przedstawił się z największym zapałem, wskazując na siebie kciukiem.

Jego optymizm nieco poprawił mi humor. Bo w końcu komu jak komu, ale Gaiowi pozytywnego nastawienia nie brakuje.

Rozluźniłam się jeszcze bardziej, kiedy uświadomiłam sobie, że w tej chwili nikt mnie nie trzyma ani nie pcha, czy coś w tym stylu... Jedynie ta głupia lina, ale jej akurat zamierzałam się pozbyć...

- Jak pilnujesz naszego więźnia? - Usłyszałam obok siebie spokojny, ale i wyluzowany głos, który z pewnością nie należał do Kakashiego.

Odwróciłam wzrok w przeciwną stronę niż dotychczas i zobaczyłam jaķ na równi z nami idzie brązowooki shinobi.

Widocznie znudziło mu się już samotne dreptanie na tyłach.

Albo nie miał komu opowiadać swoich dowcipów.

Przez chwilę nikt nic nie mówił, więc skoro ktoś już musiał, to...

- Fajna bluza - stwierdziłam, lekko przymykając oczy.

Na swój komentarz usłyszałam nieco zmieszane: "Eee... dzięki".
Okazało się jednak, że ta wypowiedź musiała mieć jeszcze jakieś drugie dno.

- Fajny sznurek - dopowiedział chłopak, przerzucając spojrzenie na chwilę do tyłu, gdzie znajdowały się te moje nieszczęsne więzy... (i ręce, bo bez nich byłoby smutno.)

- Tsa... - westchnęłam, nie mając głębszego komentarza.

Poza tym, to było niemiłe...

- A imię?

- Nie wiem. Jeszcze się nie przedstawiłaś. - Spróbowałam ukryć rozbawione spojrzenie, które było reakcją na tę wypowiedź.

"Dobra, narazie mnie zagiął, ale to nie znaczy, że dam się tak cały czas. Nie myśl sobie!"

- A twoje? - dociekałam dalej, patrząc z powrotem na, uznajmy, że towarzysza tej podróży.

- Moje? - No nie, Kakashiego! - Hmm... co by ci tu odpowiedzieć? - zastanawiał się na głos, a jego postawa wydała mi się naprawdę zabawna.

Cóż... mógłby zwyczajnie powiedzieć mi, że nazywa się Genma Shiranui i przypuszczalnie nie posiada żadnej pożądnej ksywki.

Ciekawe co by zrobił, gdybym zasugerowała to na głos...?

- Cóż... nie mam na to żadnej dobrej riposty, więc zwyczajnie powiem ci, że mam na imię Genma.

"No wiem. I hah! Tym razem, to ja go zatkałam!"

- Ładnie - wyraziłam swoją opinię, stwierdzając zaraz, że nie powinnam tego mówić, bo...

No bo kto normalny mówi takie rzeczy?!

- Gaiowi nie powiedziałaś tego samego - wypomniał mi, wskazując na przyjaciela.

No dobra. Więc takiej reakcji się nie spodziewałam.

- A teraz się czepiasz - stwierdziłam, a on nie dopuszczał.

- Po prostu bronię honoru drużyny.

- Jemu też tego nie powiedziałam. - Wskazałam na odwróconego do nas plecami Kakashiego.

- Ale on ci się nie przedstawił.

- No i jak bronisz honoru drużyny? Dlaczego go nie przedstawiłeś? - Po tym wypowiedzianym przeze mnie zdaniu, zapadła krótka i wymowna cisza, w której cały czas gapiliśmy się na siebie.

Wreszcie brązowooki otworzył buzię.

- No... Dobra. Punkt dla ciebie.

"To my w coś gramy?" - pomyślałam, ale coś w środku kazało mi się powstrzymać od tego komentarza na głos.

W tej chwili poczułam się, jakbym w zupełnie normalnych okolicznościach próbowała nawiązać nową znajomość, a na dodatek całkiem nieźle to wychodziło.

I gdyby nie ten zaczynający się pojawiać przez niewygodną postawę ból pleców, to byłoby naprawdę bezbłędne.

- Najbliższy postój za sześć godzin - zarządził nieokazujący przy tym żadnych zbędnych emocji, głos Kakashiego. (Tak, tylko jego głos. Kakashi nie miał z tym nic wspólnego :)

A moje myśli właśnie zaczęły tańczyć walca. No rozumiecie? Bo ten...

"Że niby jakie 6 godzin?!"

No.

Zauważyliście zmianę okładki? Podoba się czy jakoś nie bardzo?

A tak poza tym, to jeszcze 2 rozdziały i kończymy tą część opowieśći!

Pa ; )

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro