1. Dzień dobry

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciche westchnięcie rozbrzmiało we wnętrzu czerwonego fiata. Kobieta zmęczona przetarła oczy, lekko rozmazując nałożony rano tusz do rzęs, po czym zapięła pasy. Szybko wyjechała z schowanego w cieniu biurowca parkingu, chcąc jak najprędzej wrócić do domu.

Mimo wcale nie tak późnej pory, słońce powoli znikało za horyzontem, uciekając od nieustannie podążającego za nim księżyca. Podczas tej gonitwy, malowało niebo na pomarańczowo, a puchate obłoki na jego widok oblewały się rumieńcem.

Przejechała przez centrum miasta, minęła oszklone wieżowce, a także jeden z parków. Im bliżej była swojego domu, tym więcej bloków i domów była w stanie zauważyć.

W pewnym momencie wjechała do niepozornej uliczki. Po bokach stały modernistyczne kamienice, wybudowane w pierwszej połowie XX wieku. Od chodnika oddzielał je mur z beżowego kamienia. Oplatał go zielony bluszcz, czasem zrywany przez przechodzących wieczorami nie do końca już świadomych ludzi.

Blondynka zatrzymała się przed jednym z budynków. Wysiadła z auta, uważając jednak, by podczas zamykania nie uderzyć za mocno drzwiami. Wyjęła z czarnej, skórzanej torebki klucze, którymi otworzyła metalową bramę wejściową, prowadzącą na niewielki dziedziniec.

Po prawej rósł rozłożysty klon, który czasem zahaczał swoimi gałęziami o wychodzące na podwórze okna. Do drzwi prowadzących do wnętrza budynku prowadziła prosta, wąska alejka z betonu, którym kilka lat temu podczas remontu dziedzińca zastąpiono popękane kamienne płytki. Z lewej strony posadzone były białe róże, jednak o tej porze roku pozbawione były pięknych, pachnących kwiatów. W lato towarzyszyły im bodziszki, szałwie oraz goździki.

Kobieta przystanęła na chwilę. Nie mogła się doczekać, aż mróz odpuści. Kochała kwiaty. Uwielbiała ich zapach, wygląd. Za każdym razem gdy tędy przechodziła, brała głęboki wdech, wręcz delektując się ich zapachem. Obecnie jednak ogród był pusty i przygnębiający, nie było czego w nim oglądać.

Weszła do kamienicy. Jak w większości tego typu budynków nie było tutaj windy. Nie przeszkadzało jej to zbytnio, mieszkała na pierwszym piętrze, więc pokonanie kilku stopni nie było dla niej wyzwaniem.

- Dzień dobry - usłyszała.

Proste, nie wyróżniające się niczym dwa słowa. Powtarzane tutaj nieustannie, kremowe ściany kamienicy zdążyły nasłuchać się ich echa niezliczoną ilość razy. Brak jakichkolwiek zawartych w nich emocji, jasno wskazywał na ich znaczenie - są to tylko puste słowa, które na początku były wypowiadane z grzeczności, obecnie wydobywają się z ich ust mimowolnie, z przyzwyczajenia.

- Dzień dobry - odparła do zamykającego drzwi od mieszkania sąsiada.

Brunet wyminął ją w pośpiechu, wrzucając klucze do kieszeni białej bluzy.

Kobieta nie zwróciła na niego większej uwagi. Wprowadził się do mieszkania obok zaledwie kilka miesięcy po niej. Od kilku lat, niemal codziennie mówili sobie "dzień dobry", jednak nigdy ze sobą nie rozmawiali. Nie znali nawet swoich imion.

Oprócz nich na tym piętrze mieszkała jeszcze starsza pani Edytka. Odkąd kobieta się wprowadziła, staruszma często prosiła ją o pomoc w podlaniu kwiatów, znajdujących się na szafie, nakarmieniu jej kota, gdy ta jechała w odwiedziny do wnuków czy o kupienie kilku produktów, kiedy blondynka szła akurat na zakupy. W pewnym momencie kobieta zdecydowała się nawet dać jej klucz do swojego mieszkania.

Nie przeszkadzało jej to. Takie drobne czynności nie wymagały dużego wysiłku, a cieszyło ją, że miała możliwość pomóc sąsiadce.

Po wejściu do mieszkania, za namową swojego burczącego brzucha poszła do kuchni. Minęła czysty, wysprzątany salon. Mając alergię na kurz, pilnowała, aby w domu panował nieskazitelny porządek. Wyciągnęła z lodówki resztki wczorajszego obiadu - talerz makaronu ze szpinakiem.

Jedząc odgrzany posiłek, mimowolnie zerknęła na kilka otwartych listów. Zawahała się, jednak sięgnęła po nie po raz kolejny, mając nadzieję, że ich wcześniejszą treść, z którą zapoznała się wczoraj wieczorem, jakimś magicznych sposobem się zmieniła.

Rozczarowana odłożyła papier. Zaśmiała się duchu. Czego innego miałaby oczekiwać?


₊˚。⋆❆⋆。˚₊


Z objęć Morfeusza wyrwał ją dźwięk tłuczonego szkła oraz głośne miauczenie kota. Półprzytomna usiadła na łóżku. Sięgnęła w stronę stojącej obok łóżka szafki aby sprawdzić godzinę na telefonie. Zmrużyła oczy, gdy jej przyzwyczajony do ciemności wzrok napotkał jasny ekran. Było w pół do pierwszej. Zirytowana zmarszczyła brwi.

Choć swoją sąsiadkę bardzo lubiła, tak jej kot nie raz sprawiał, że miała ochotę wyskoczyć przez okno. Szary potwór potrafił budzić ją w środku nocy drapaniem w oddzielające mieszkania ściany, zrzucaniem ozdobnych talerzy (biorąc pod uwagę, jak często się to zdarzało, kobieta podejrzewała u niego jakiś fetysz) czy wzywaniem kociego demona. Zastanawiało ją, jak starsza pani to wytrzymuje.

Położyła się ponownie, wiedząc, że nic z tym nie zrobi. Już wcześniej próbowała rozmawiać z sąsiadką, jednak ta nie potrafiła przekonać tego potwora, aby się wreszcie uciszył. Pod tym względem wolała psy. Je można przynajmniej wytresować, a tamte szkodniki nigdy nie będą się słuchać.

Położyła się ponownie, błagając, aby kot jak najszybciej znudził się hałasowaniem.


⌁⌁⌁

Czuję, że ten rozdział jest taki dupny, ale stwierdziłam, że po prostu MUSZĘ zrobić jakiś special z okazji rocznicy tego konta i stwierdziłam, że zaczęcie pierwszej takiej książki książki będzie idealne.

Zrobiłabym ten rozdział dłuższy, ale chcę, żeby coś się zaczęło dziać dopiero w drugim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro