R12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

》Michael《
/17.06.1989/

Ania odkryła, że jest w ciąży. W największej możliwej tajemnicy pojechaliśmy do lekarza, który powiedział nam, że to koniec pierwszego tygodnia...

/27.06.1989/

Polecieliśmy do Polski do babci Ani na wieś... mieliśmy jej powiedzieć o tym, że Ania jest w drugiej ciąży...

- Co zrobisz, żeby nas nie wytropiły media? - zapytała Ania gdy lądowaliśmy

- Przejdziemy korytarzami technicznymi i przejściami dla pracowników... przewiozą nas samochodem technicznym do magazynów. Tam przesiądziemy się w wynajęte auto na lokalnych tablicach...

- Sądzisz, że to podziała?

- W alternatywie możemy lecieć helikopterem.

- Żeby być mniej zauważalni?

- Trudniejsi do uchwycenia... Ale radziłbym auto. Dziewczynki mogłyby się wystraszyć hałasu...

- Jak uważasz...

***

Gdy kolejny raz przemykaliśmy korytarzami technicznymi niczym szczury... ja i Ania niesliśmy jakieś lżejsze torby, a Bill pchał wózek z bagażami, na których siedziały Kath i Mary

***

Gdy niezauważeni odjeżdżaliśmy z lotniska, Kath popatrzyła na mnie

- Tatusiu, gdzie jedziemy? - zapytała

- Jedziemy do babci twojej mamy...

***

Ostatnie 3 km jechaliśmy drogą płytową...

Gdy zajechaliśmy pod domek babci Ann, ona czekała na nas na ganku mimo całkowitej ciemności i tego, że dochodziła północ

Pierwszym co zrobiła, było przytulenie dziewczynek

- Chodźcie - zwróciła się do nas - przygotowałam wam pokoje.

Wziąłem Kath i Mary za rączki i poszedłem za Anią i jej babcią.

- Dziewczynkom pościeliłam w twoim starym pokoju, Aniu - zaczęła jej babcia otwierając drzwi od pokoju na piętrze

Stały tam dwa łóżka w pościeli w księżniczki, było sporo zabawek i rysunków

- Pobawcie się grzecznie, a mamusia i tatuś zobaczą gdzie będą spać... - powiedziałem do dziewczynek

Zaczęły się bawić, a babcia Ani zabrała nas do pokoju obok

- Aniu, zajmiecie pokój twoich rodziców. - stwierdziła...

- Dziękuję, że pani na nas czeka...ła - zwróciłem się do niej

- Widzę, że przez przypadki i rodzaje już powoli się uczysz odmieniać

- Tak... staram się... też ja staram się nie mówić "ja", gdy mówię o sobie... Nie mówić osoba tylko forma. Nie mogę się przyzwyczaić  bo w angielski zawsze jest osoba...

- Nauczysz się kiedyś... albo córki cię nauczą.

Zeszliśmy na parter, gdzie usiedliśmy w jadalni

- Pewnie jesteście głodni... - stwierdziła babcia Ani

- Nie... przynajmniej nie ja... - odparłem - Dziewczynki, chcecie jeść? - zapytałem córeczki

- Chcię śpać.  - odparła Kath

- Ja teź

- Umyję je, położę je spać, to pogadamy... - powiedziałem do Ani - przyniesiesz mi ich piżamki?

- Tak...

***

Dziewczynki szybko zasnęły...

My też się umyliśmy i poszliśmy spać

/28.06.1989/

Rano, jak na wieś przystało, obudziło mnie pianie koguta... Spojrzałem na Anię, która też się obudziła

- Chodź kochanie... - pocałowałem ją w usta - odwdzięczymy się twojej babci i my przygotujemy śniadanie...

- Chcesz?

- Tak... Ale potrzebuję ciebie, bo Ty pewnie wiesz, gdzie co jest...

Ubraliśmy się i gdy ogarnęliaśmy śniadanie, babcia Ani zeszła do kuchni

- Widzę, że się czujesz jak u siebie - stwierdziła

- Chciałem się odwdzieczyć. Woli pani kawa, czy herbata?

- Herbatę...

Kilka minut później wstały dziewczynki

***

Po śniadaniu usiedliśmy na werandzie z kawą

- Tato, nudzi mi się - stwierdziła Mary

- Mi też - dodała Kath

- Idźcie po zabawki i się pobawcie... - stwierdziłem

Poszły i po chwili wrociły i zaczęły sie baić starymi lalkami Ann, a ja spojrzałem na babcię Ani

- Ma pani bataty?

- Nie, ale jeśli masz dolary, to pojadę do Pewexu i kupię. Powiedz mi tylko ile.

- 3 albo 4... Tak, żeby wyszło 2,5 fresh cups

- Aniu co to jest ten fresh cups?

- Jak masz takie plastikowe kubeczki, jak te w których kupujesz pomidorki koktajlowe... - zaczęła Ann - to jak do nich nasypiesz pokrojone w kostkę owoce to jest fresh cups

- Ok... rozumiem...

Poszedłem po pieniądze... wziąłem z portfela 100$ i wróciłem do nich

- Nie wiem, nie znam cen... Ale jeśli starczy, to niech pani sobie też coś kupi. Bill z panią pojedzie, jeśli trzeba. Sam bym chętnie pojechał, ale wolę trzymać w tajemnicy, że tu jestem... chcę chociaż trochę prywatności

- Rozumiem cię...

Pojechali...

- Kiedy jej powiemy o ciąży? - zapytała Ania

- Jak wróci i zrobię ciasto... jaka jest szansa, że przyjdą tu sąsiedzi?

- Jak będziemy cicho to mała...

- To jak mam Ci mówić, zie cię kocham? - zapytałem szeptem

- Szeptem... - odparła szeptem - kochanie, szeptem...

- Aniu? - usłyszałem jakąś kobietę... po chwili wyszła zza domu... Gdy nas zobaczyła, przez chwilę miałem wrażenie, że się wystraszyła... - właśnie miałam wrażenie że cię słyszę... - kontynuowała i podeszła bliżej - Dzień dobry - uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie rękę

- Dzień dobry - odparłem wstając I uścisnąłem jej rękę

- Ciociu, może usiądziesz? - zaproponowała jej Ania

Kobieta usiadła

- Pani jest dla Ann ciocia? - zapytałem

- Babcia Ani była żoną mojego brata - odparła

Chwilę z nią rozmawialiśmy, gdy Mary podeszła do mnie

- Tato, lala się popsiuła - powiedziała podając mi lalkę z urwaną głową

- Pokaż... - wziąłem od Mary lalkę i wcisnąłem łeb lalki spowrotem na szyję - Naprawiona... tylko Uważaj następnym razem... - oddałem jej zabawkę

- Uczycie dziewczynki polskiego? - zapytała ciocia Ani

- Tak, Ciociu - odparła Ania

- Mary, Kath, Chodźcie tu na moment - zawołałem córeczki, a gdy przyszły kontynuowałem - to jest ciocia mamy - wskazałem ciocię Ann - Nie mówi po angielsku. Przywitajcie się z nią.

- Cieśćpowiedziały w miarę równo

- Cześć... - uśmiechnęła się

Dziewczynki wróciły do zabawy, a my do rozmowy... Pierwszy raz od wielu lat czułem się dobrze mimo rozmowy z totalnie obcą dla mnie osobą... Ciotka Ani nie traktowała mnie jak celbryty, a rozmawiała ze mną poprostu jako z mężem Ani...

- Ciociu, Aneta nadal mieszka z wami? - zapytała Ania

- Wyremontowała sobie drugą połowę domu. Mieszka z mężem i synkiem.

- Urodziła?

- Tak... 3 lata temu.

- Jest w domu?

- Tak... mogę po nią iść, jeśli chcesz

- Może jak babcia wróci. Pojechała z Bill'em do Pewex'u. Michael ma taki świetny przepis na ciasto... przygotujemy je.

- Jakie ciasto?

- Niespodzianka.

***

Rozmawialiśmy z nią, aż babcia Ani wróciła...

Później ogarnęliśmy ciasto ...

***

Gdy było gotowe, babcia Ani poszła po swoją szwagierkę i kilka innych osób, między innymi tą Anetę, o której mówiła Ania... Łącznie to było chyba 11 osób, nie licząc nas, babci Ann, Bill'a i dziewczynek...

Synek tej Anety, kuzynki Ann, bawił się z naszymi  córeczkami, a my rozmawialiśmy z rodziną Ani...

-  Aniu, a jak się poznaliście? - zapytała nagle Aneta

- Wspólny znajomy. - odpowiedziała szybko Ania

Widziałem, że była bliska płaczu, więc postanowiłem szybko zmienić temat...

- Co dalej robicie z... - zaciąłem się nie mogąc znaleść słowa - Kochanie, jak powiedzieć szlacheckie pochodzenie? - zapytałem Ani

- Szlacheckie pochodzenie. - odparła

- Co dalej robicie z szlacheckie pochodzenie? - zapytałem

- Myśleliśmy, żeby spróbować odzyskać dwór

Spojrzałem na nią pytająco nie rozumiejąc o co jej chodzi...

- Babci chodzi o dwór w znaczeniu posiadłości. Dworek. - wyjaśniła Ania

- Mogę pomóc? - zapytałem

- A masz pomysł jak?

- Mogę wynająć prawnik...ka. Jeśli będę miał adres.

- Później ci zapiszę na kartce... - odparła babcia Ani

- Dobra... 

Podbiegła do mnie Kath

- Tato, gorąco mi - powiedziała

Dochodziła 12⁰⁰... zerknąłem na termometr 26°C czyli 78.8°F... Tylko dzięki podwójnej skali wiedziałem ile jest stopni...

Spojrzałem na Anię

- Kotku, jest tu jakiś dmuchany basen? Albo chociaż duża miska?

- Nie wiem. - odparła i zwróciła się do babci -  Babciu, masz jeszcze ten dmuchany basenik

- Chyba mam na strychu, ale nie wejdę po drabinie...

- Musiałbyś poszukać na strychu - zwróciła się do mnie Ania

- Nie ma problemu.

Poszedłem na strych i zacząłem szukać tego basenu...

Później, już z basenem wróciłem na ogród, nadmuchałem basen i napełniłem go wodą

- Chodźcie... - wziąłem córeczki za ręce - przebierzemy was w kostiumy kąpielowe i się trochę ochłodzicie w wodzie...

Zabrałem je do ich pokoju I przebrałem w stroje kąpielowe, poczym wróciłem z nimi na ogród

Wsadziłem je do basenu i wziąłem się za ustawianie parasola, żeby nie siedziały w pełnym słońcu

- Michael... - podeszła do mnie Ann - Jak skończysz, to powiemy im o ciąży - szepnęła

- Jesteś gotowa?

- Tak myślę... jeśli mieliby mnie wydziedziczyć, to i tak to zrobią...

- Jeśli tak uważasz...

Gdy dziewczynki wesoło pluskały się w wodzie, ja i Ania wróciliśmy do stołu

- Babciu, mamy wam coś do powiedzenia... - zaczęła Ania

- Zostajecie na stałe? - zapytała z nadzieją w głosie

- Jeszcze nie planujemy. - odparła Ann - Nie w tym rzecz... - zerknęła na mnie uśmiechając się - Spodziewamy się trzeciego dziecka.

Oczywiście zaczęły jej gratulować i wypytywać o szczegóły...

Poszedłem posiedzieć bliżej basenu, żeby pobawić się z córkami i pochlapać się z nimi wodą...

Cały czas czułem, że największym problemem rodziny Ani, jest te 10 lat różnicy, między mną a Ann i fakt, że nie mogli w żaden sposób jej przekonać, że zależy mi tylko na seksie i dzieciach...

Teraz gdy ja siedziałem przy dzieciach, one znów chciały ją przekonać, że ją wykorzystuję  i że zależy mi na darmowym seksie..

Ania była cały czas spokojna nawet gdy dziesiąty raz tłumaczyła im jak wygląda nasza relacja... była spokojna do czasu...

- Jak już musiałaś iść za czarnego, to nie mogłaś za tego twojego kolegę, Markusa? - zapytała ciotka Ani - Przecież tyle dobrego o nim mówiłaś...

- Markus mnie zgwałcił. Nie chcę go znać! - krzyknęła i zaczęła płakać

Podbiegłem do niej i ją przytuliłem

- Już... - szepnąłem gładząc ją po głowie - nie płacz... proszę... on już cię nie skrzywdzi... nie bój się...

- Nigdy nie odzyskam życia sprzed tego... - płakała

- Wiem, że Ci ciężko Kotku.... wiem... Ale ja zawsze będę cię chronić... zawsze...

- Prawie zginęliśmy... Gdy...Gdy Markus...- rozpłakała się i nie rozumiałem już co mówi

- Oboje wiemy, że zawdzięczam Ci życie... dziękuję Ci za to...

- On chciał nas zabić...

- Popatrz na mnie... Tak... wiem, że chciał zabić i ciebie i mnie... że ocaliłaś mi życie... nigdy ci tego nie zapomnę... Nie płacz kochanie... Nie płacz, proszę...

Czułem jak praktycznie się we mnie wciska... zawsze tak robiła, gdy jej emocje ją przerastały... odnosiłem wrażenie, że to jej sposób na ukrycie się przed światem...

- Już dobrze... już... kochanie... jestem... jestem tutaj...

Powoli się uspokoiła

- Dziękuję Ci, że jesteś... - szepnęła oddychając już spokojnie

- Powiedzieć im czemu tak reagujesz?

- Tak... Ja... Ja się zajmę dziećmi...

Poszła do dziewczynek, a ja spojrzałem na jej rodzinę

- Kocham Ann. Nie róbcie tak, że Ania płacze... Markus ją bardzo skrzywdził.

- Przynajmniej nie był od niej starszy 10 lat i nie był dziewusiowatym cebrytą.

- Ja kochać Ania - w nerwach zapominałem o jakiejkolwiek odmianie i używałem tylko bezokoliczników - i ja nie pozwolić, żeby Ania przez was płakać. Ja wiedzieć, że ja być 10 lat starszy od Ania, ale ja kochać Ania nad życie. Jeśli wy nie akceptować mnie w życie Ania, to wy to nie mówić Ania. Wy mówić to mi.

- Mamy to mówić tobie? Zgoda. Nie nadajesz się na męża Ani.

- Czemu? - coraz mniej chowałem akcent... byłem bliski zbluzgania ich w 4 innych językach

- Jeszcze pytasz? - zakpiła Aneta - jesteś czarny, żyjesz wśród ćpunów w Hollywood i pewnie sam nim jesteś i jeszcze Anię w to wciągasz, nie masz za grosz wstydu robiąc to co nazywasz tańcem, jesteś 10 lat starszy od Ani, zdąrzyłeś jej spłodzić 3 dzieci i pewnie z facetami też nie próżnujesz... zresztą po was wszystkich "wielkich artystach" - zrobiła cudzysłów palcami - to widać na kilometr.

Chyba tylko fakt, że niepodniósł bym ręki na kobietę sprawiał, że jeszcze jej nie przywaliłem... gdyby te same słowa powiedział facet, to bez oporu bym go zdzielił, chociaż przemocy nie popieram... poprostu czułem, że obrażają mnie, moją rasę, moich przyjaciół i mój cały sens istnienia jaki stanowiła Ania i nasze dzieci

- Nie masz prawa obrażać ani mnie, ani mojej rasy, moich przyjaciół, ani tym bardziej Ani i naszych dzieci. - syknąłem przez zaciśnięte zęby już po angielsku, bo stwierdziłem, że skoro ona nie szanuje mnie i mojej żony, to sama też na to nie zasługuje...

Odwróciłem się i podszedłem do Ani

- Ann, jeśli chcesz, to załatwię na jutro lot do domu... - szepnąłem przytulając ją

- Jeśli jutro im nie przejdzie to gadanie, to polećmy pojutrze...

- Jak uważasz... Nie wystawiaj się na za duży stres...

- Michael, proszę cię... jeśli uciekniemy, to jeszcze bardziej nas znienawidzą...

- Po tym co nam powiedzieli, niewiele mamy do stracenia... a ucieczka razem będzie romantyczna... trochę okłamałem twoją rodzinę. Od kiedy udowodniliśmy, że jesteście szlacheckiego pochodzenia, zacząłem cicho prawną sprawę. Dwór twoich przodków będzie nasz. W zasadzie to twój, naszych córek i twoich rodziców.

- A ty?

- Ja mam skrajnie inne pochodzenie... I nie chcę rozgłosu...

- Gdzie jest ten dworek?

- Kilkaset kilometrów stąd... zakładjąc brak korków, to koło 4 godzin... Nie jest daleko

- Dla ciebie to nie daleko, ale w skali tego kraju... to jest około półkraju. W 4 godziny da się przejechać znad morza do centralnej części kraju...

- Nawet jeśli, to spakujmy się, i gdy pójdą spać ucieknijmy. To, że mam 31 lat, a ty 21 nie znaczy, że nie możemy uciec jak zakochani nastolatkowie. Zabierzemy dzieci i Billa i znikniemy po zmroku zostawiając tylko list...

- I tak by mnie w końcu wydziedziczyli...

- Mam pomysł, żeby tego nie zrobili

- Jaki?

- Powiemy im, że jedziemy spróbować odzyskać ten dworek i jeśli się uda, tam nocujemy... Wiesz co ci powiem, jako Amerykanin?

- Co?

- Europa dziwi Amerykanów tym, że tutaj, po przejechaniu 1000km jesteś w innym kraju, czasem po przejechaniu kilku. W Ameryce nadal w tym samym kraju

- Tam jesteś kilka stanów dalej, to prawie jak kraje.... tylko stanów jest 50, a krai w Europie 34

- Posłuchaj... Jeśli tylko poprosisz, to wrócimy nawet teraz. Nie pozwolę, żebyś płakała...

- Poproś Janet, żeby do ciebie zadzwoniła, gdy u nas będzie koło 1 w nocy... chwilę pogadacie, zagrasz przestraszonego, powiemy, że twoja mama jest w szpitali i musimy wracać.

- Chcesz wrócić?

- Tak.

- W porządku... załatwię to... chodź... niech dziewczynki zostaną tutaj, a my się Przejdziemy po lesie

- Zgoda...

Gdy poszliśmy, zadzwoniłem do Janet I ustaliłem z nią nasz plan... zgodziła się... zrozumiała, że Ann zbyt teraz stresuje pobyt u rodziny...

/29.06.1989/
1⁰⁰

Janet zadzwoniła... Po odegraniu całej szopki, błyskawicznie załatwiłem lot, spakowaliśmy się, wyjaśniliśmy babci Ann, że moja matka jest w szpitalu i musimy natychmiast wracać i odjechaliśmy z dziewczynkami na lotnisko...

- Nie wiesz nawet, jak się cieszę, że to się udało - szepnęła Ann, gdy dziewczynki zasnęły po starcie samolotu

- Nie wrócimy tam przez dłuższy czas. Najpierw będziemy się tłumaczyć ciążą, później, że maleństwo jest jeszcze za małe... potem zobaczymy. - pocałowałem ją w czoło - nie pozwoliłbym, żebyś się narażała na taki stres... szczególnie teraz

- Jak nazwiemy tego malucha?

- Później będziemy się o to martwić... teraz najważniejsze to, żebyś się nie denerwowała... mały ludzik potrzebuje spokoju...

- Wiedziałam jak ten wyjazd się skończy, ale liczyłam, że zamkną się, gdy zaczniesz do nich mówić po polsku... jak widać nie pomogło... byłam głupia

- Nie jesteś głupia... oni są idiotami, jeśli myślą, że dam im cię obrażać...

- Dajmy temu dziecku imię, którego nie da się przetłumaczyć.

- To znaczy jakie? Moje się da, sama mówiłaś, a Joseph'owi i LaToy'i nie dam satysfakcji

- Jego też da się przetłumaczyć. LaToyi nie...

- Wiesz, jaka jest. A może Jermaine lub Janet?

- Jeremi i Janina. Da się przetłumaczyć.

- A czego się nieda, z imion moich krewnych?

- Obawiam się, że po za LaToyą i drugim imieniem Jermainego, LaJuane, da się każde

- Więc co zrobimy?

- Idziemy dalej w pokolenia. Twoje rodzeństwo I rodzice odpadają... jakie imiona były dalej?

- Rodzice mamy nazywają się Prince Albert i Martha... a rodzice Josepha, Samuel Jospeh i Christal. Gdy wrócimy, to możemy się z nimi spotkać...

- Oni żyją?

- Co w tym dziwnego? Rodzice mamy Josepha mieli po 51 lat gdy się urodziłem, matka Josepha 45, a ojciec Josepha 65 lat. Po za tym twoja babcia też żyje.

- Tak, ale ty ją poznałeś praktycznie tego samego dnia co mnie, a ja twoich dziadków nadal nie znam.

- Poznasz gdy tylko wrócimy... - cmoknąłem ją w usta - Ale najpierw wylądujmy...

- Nie musimy tego załatwiać dziś... a co do imion to Prince nie ma odpowiednika, bo to poprostu książę, Samuel też się nie tłumaczy. Martha to Marta, a Christal to Krystyna. Lecimy dalej w pokolenia. Rodzice Samuela?

- Israel Nero i Emeline

- Israel się nie tłumaczy, Emeline to Emilia. Rodzice Christal?

- Samuel i Gertrude

- Gertrude to Gertruda. Mało popularne imię, ale funkcjonuje... rodzice Prince'a?

- Prince i Julia... zaczynam tracić nadzieję...

- Julia to Julia... a rodzice Marthy?

- Daniel i Jeanette

- Daniel to Daniel, a Jeanette nie ma tłumaczenia... Joan tak, ale Jeanette nie

- Czyli dla dziewczynki Jeanette, a dla chłopca? Samuel, Israel czy Prince?

- Myślę, że możemy się bardziej pobawić imionami. Jeśli to ona, możemy ją nazwać Jeanette Emeline Martha, a jeśli to on, to Prince Samuel Albert. Myślę, że twoim dziadkom się to spodoba...

- Napewno... Co jeśli to znów bliźnięta lub trojaczki?

- To przestawimy kolejność imion... z tych imion które mamy przygotowane tylko przestawiając tylko kolejność imion , 1-2-3 na 1-3-2, 2-3-1 i tak dalej, mamy po 6 imion dla każdego. Jeśli "utniemy" - tu zrobiła palcami cudzysłów w powietrzu - część to mamy kolejne zastawy imion...

Wpatrywałem się w nią jak w obrazek, gdy mówiła o tych imionach... mogłaby mówić o czym kolwiek, i tak bym jej słuchał... było w jej głosie coś tak hipnotyzującego, że nie mogłem przestać jej słuchać, a dodatkowo tak łatwo rozwiązała problem z imionami

- Jaką ty jesteś mądra... - stwierdziłem składając  podłokietnik między naszymi siedzeniami... - gdyby nie to, że dziewczynki już nie są nierozumiejącymi niczego maleństwami, to w tym momencie już bym cię rozbierał... - wsunąłem rękę pod jej bluzkę

- Poczekaj chociaż, aż wrócimy... To będę twoja... oh... - jęknęła, gdy ścisnąłem jej pierś - przestań... Nie chcę teraz się napalić...

- Mam pomysł.

- Jaki?

- Pójdziemy do sypialni... jest dźwiękoszczelna... szybka zabawa i wracamy...

- Zgoda...

Zapytałem tylko pilotów, czy pójście się położyć, to bezpieczny pomysł, a że stwierdzili, że tak, to zrealizowaliśmy nasz plan...

- Wiesz co mnie najbedziej podnieca? - zapytałem rozpijanąc spodnie

- Co? - zsunęła spodnie I majtki do kostek i położyła się możliwie szeroko rozkładając nogi

- Że jesteś taka mądra i taka piękna jednocześnie... - zawisłem nad nią I powoli się w nią wsunąłem...

- Bardzo mądra... skłóciłam rodzinę, bo cię kocham

- Wierz mi, jeśli nasze dzieci albo wnuki pokochają kogoś, kogo my nie uznamy za odpowiedniego, i tak im pozwolę na taki związek... miłość jest cudownym uczuciem...

- Dopóki nie będzie to ktoś jak Markus, może być...niepozwolę, żeby przeszły to co ja... - zakryła dłonią bliznę

- Ocaliłaś mi życie... - zabrałem jej dłoń i delikatnie pocałowałem bliznę - bez ciebie bym już dawno nie żył...

Sięgnęła do moich włosów, wpiła w nie palce i  przyciągnęła moją twarz do swojej...

- Zrób znów to, tak jakby jutra nie było... - szepnęła, poczym złączyła nasze usta w namiętnym pocałunku...

Wiedziałem, o co prosi... złapałem jej biodra I do momentu, gdy oboje doszliśmy poruszałem się w niej tak szybko jak tylko mogłem, ale nie tak głęboko jak zwykle, ze względu na ciążę...

Po szybkiej zabawie, jak gdyby nigdy nic wróciliśmy na miejsca... dziewczynki nadal spały, ale krótko przed lądowaniem się obudziły...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro