R7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

/27.03.1986/

Anie miała z samego rana zmianę opatrunku. Lekarze stwierdzili, że będzie miała paskudną bliznę...

– Oj nie płacz Anie...– usiłowałem ją pocieszyć... – Mi nie będzie przeszkadzać... Dla mnie liczy się twoje serce, a je masz najpiękniejsze na świecie...

– Co ci po moim sercu? Wy patrzycie tylko na to jak dziewczyna wygląda

– Inni tak. Mnie to szczególnie nie interesuje. Dla mnie liczy się dobre serce... – wziąłem się za zaplecenie jej włosów

– Widzisz? Nawet teraz obchodzą cię moje włosy

– Nie twoje włosy, tylko nie chcę, żeby ci leciały do oczu. A tą blizną na szyi się nie martw. Zobaczymy jak się zagoi.

– I co zrobisz?

– W najgorszym przypadku, zafunduję ci operację plastyczną...

– Nawet teraz interesuje cię tylko mój wygląd

– Interesuje mnie twoje szczęście aniołku

– Kochasz mnie?

– Nad życie... Nie siedziałbym tu, gdyby mi na tobie nie zależało skarbie... – cmoknąłem ją w usta – jesteś moim aniołkiem...

– Michael... przepraszam, że uwaliłam cię swoją krwią...

– To ja powinienem cię przepraszać... Mogłem cię zabrać do studia...

– Mike... ja nie chcę tu zostać sama...

– Mogę tu siedzieć do jutra... ale muszę wydać album...I tak za przerwę w nagraniach gdy cię szukałem, wydawca chce mi wyrwać nogi z dupy...

Poszedłem po kawę z automatu i akurat wtedy do Anie przyszedł lekarz...

Wracając z kawą usłyszałem lekarza rozmawiającego z Anie

– Ma pani szczęście. Gdyby nie pani narzeczony, to wykrwawiła by się pani

– Narzeczony? – zdziwiła się...

~~~Oj... jeśli ie załapie, to źle skończę...

– Pan Jackson twierdził, że...

– A no tak... Przepraszam... jestem trochę zakręcona przez ten postrzał i operację

– Rozumiem panią. To częste przy dużej utracie krwi i narkozie.

Wszedłem na jej salę i zacząłem szopkę

– A właśnie kochanie... – zacząłem – Zapomniałem ci powiedzieć, że mam w kieszeni twój pierścionek.

– Dzięki Michi...Lekarz mówi, że żyję tylko dzięki tobie...

– Proszę... Ale ja się na medycynie znam tyle, że mam jestem po szkoleniach typu pierwsza pomoc – usiadłem na krześle obok jej łóżka

– Kiedy będę mogła wrócić do domu? – zapytała lekarza

– Musimy panią obserwować przez conajmnniej tydzień.

– Chcę do domu...

Nie chciałem, żeby się męczyła w nędznych szpitalnych warunkach...

– A nie możecie jej przenieść do jakiejś lepszej sali? – zapytałem

– Może i możemy – odpowiedział lekarz

– Ile? – zapytałem. Teraz byłem skłonny zapłacić każdą cenę, za wygodę i dobro Ani...

– 400 $ za 7 dni

– Masz – podałem mu 4 banknoty i przenieście Anie od razu

/28.03.1986/

Media zaczęły trąbić o Anie. Nie wiem skąd o niej wiedzieli, ale obiecałem sobie ukrywać ją przed kamerami.

/04.04.1986/

Anie wyszła ze szpitala... Oczywiście nasz samochód goniły media, więc musiałem ukrywać twarz Anie przed kamerami, bo chyba by nas zabili, gdyby wyszło na jaw, że związałem się z osiemnastolatką... Chociaż wolałem to niż patrzenie na cierpienie mojej kochanej Ani, za którą oddałbym życie...

– Nie dotykaj mnie! –krzyknęła gdy usiłowałem ukryć jej twarz przed mediami

– Aniu, media cię zjedzą. Chronię cię przed nimi

***

– Popatrz jak to paskudnie wygląda! –  krzyknęła przez łzy pokazując gojącą się ranę na szyi

– Blizna jak blizna –  pocałowałem delikatnie jej ranę –  Ja jakoś żyję, a włosy mi się paliły.

Spojrzała na mnie zdziwiona

– Masz po tym bliznę?

– Noszę perukę... – powiedziałem cicho. Bałem się, że mnie  zostawi. Mało, że byłem 10 lat starszy, to przyznałem się teraz do kłamstwa trwającego od 2 lat...

Dziewczyna sięgnęła do peruki i ściągnęła mi ją...

– Ktoś wie? – zapytała

– Moja rodzina. Reszta świata myśli, że jest na nich tyle lakieru, że tak sztucznie wyglądają...

– Nie wyglądają sztucznie.... – przytuliła się do mnie

Nie chciałem jej przypominać o  piekle jakie przeżyła, więc gdy ją obejmowałem dłonie trzymałem albo na tyle jej głowy, albo na jej plecach

Z racji, że Anie była zmęczona spaniem w szpitalu, a ja nie spaniem, bo czuwałem przy niej, to położyliśmy się spać o 22:00. Zleżało mi na tym, żeby Anie nie musiała się potem leczyć psychiatrycznie ani nic... Nie chciałem, żeby cierpiała, więc na noc wyniosłem się do drugiego pokoju, ale obudził mnie płacz Anie...

– Ann? – zapytałem zaglądając do pokoju gdzie spała

– Śnił mi się... –  wyszlochała – Michael zostań tu...

– Już... Spokojnie... –  powiedziałem siadając obok niej –  Nie płacz skarbie... –  pocałowałem ją w czoło –  On już cię nie tknie... – przytuliłem jej głowę do swojej klatki piersiowej

– Kocham cię Mike... – powiedziała

– Też cię kocham – pogładziłem jej włosy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro