22 - To Jeszcze Nie Koniec Kłamstw

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lotta

Snując się po dość sporym i ponurym ogrodzie rozmyślałam jakby wyglądał gdyby o niego zadbać. Usiadłam na ławce przed zarośniętą fontanną, z której zamiast wesoło tryskającej wody można było ujrzeć jedynie kapiącą, brudną kroplę po kropli. Ktoś usiadł obok mnie. Był to młodszy Black.
- Czarny Pan kazał mi przekazać, że w czasie akcji we Wrzeszącej Chacie masz się tam nie zbliżać.
Pokiwałam jedynie głową. Nie miałam zamiaru tam iść, żeby patrzeć jak oni są niszczeni.
- Wiesz jak Czarny Pan chce ich zniszczyć?
- Domyślam się.
Odpowiedziałam krótko. Była to prawda. Podejrzewałam, że matce Syriusza wcale nie będzie przykro, kiedy Voldemort go zabije. Wraz ze śmiercią Łapy, zginą huncwoci. Załamią się nie mogąc znieść myśli, że ich przyjaciel nie żyje.
- Jak?
- Uderzy w ich najsilniejszy punkt. Przyjaźń. Kiedy już ich więzy osłabną, będzie mógł swobodnie działać i wyciągnąć od Dumbledore'a jego sekretu. Zagrozi mu śmiercią kolejnego z huncy, a ponieważ staruszek ich uwielbia będzie wolał wlać w siebie litry Veritaserum, żeby tylko uratować ich przed niechybną śmiercią. Jeśli się nie zgodzi, Voldemort zacznie wybijać całą szkołę.

Młodszy chłopak patrzył na mnie z podziwem.
- I sama się tego domyśliłaś?
- Nie. Ja to wymyśliłam.
Teraz to już był w szoku.
- Ty wymyśliłaś by zabić mojego brata?
- Chyba nie będzie ci go szkoda, co?
Spytałam I odeszłam jak najdalej od niego. Już jutro wracam do Hogwartu. O ile kilka dni temu chciałam się tam znaleźć jak najszybciej, teraz chciałam zatrzymać czas. Wiedziałam, że w teorii będę miała cały dzień, żeby ostrzec chłopaków, ale nie uśmiechała mi się wizja Cruciatusa. Wróciłam do mojego pokoju i wyjęłam wisiorek, który dostałam od Syriusza. Bez słonecznego blasku był mętny, taki bez życia. Spojrzałam w ciemne niebo za oknem i powoli zasnęłam.

- Lotta!
Ktoś mnie wołał. To był, głos mojego brata. Stał przede mną i nagle trafiła go Avada. Upadł na ziemię z szeroko otwartymi oczami. Wokół mnie upadało wielu innych ludzi, tych którzy mieszkali w Dolinie Godryka, kiedy rozgrywała się tam ta Masakra. Śmierciożercy ze śmiechem latali i podpalali domy, na oczach rodziców mordowali niemowlęta. Poczułam zimną nienawiść. Ruszyłam w ich kierunku, żeby położyć temu kres, ale weszłam w mgliste bagno. Spojrzałam i zobaczyłam tam moje odbicie. Moje i moich rodziców. Stali tuż obok mnie. Bez słowa na mnie patrzyli. Wreszcie pierwsza odezwała się matka.
- Nie możesz im pomóc. To już się stało, a nikt nie jest w stanie cofnąć czasu.
- Można użyć...
- Czego? Zakazanego zaklęcia? O nie. Ty już i tak zbyt wiele szkód wyrządziłaś. Nie będziesz wyrządzać następnych. No, chyba, że dalej będziesz szpiegowała dla Sama Wiesz Kogo.
Odezwał się ojciec. Popatrzyłam na nich, a później na umierających ludzi.
- Po co mi to pokazaliście? Ja ich nie zabiłam, ale oni.
- Chcemy ci tyko powiedzieć, że współpracujesz z tymi, na których chcesz się zemścić.
- Nie! Napewno nie!
Krzyknęłam, a wtedy mgła zaczęła się gwałtownie trząść.

Podniosłam się szybko i zobaczyłam lekko zdenerwowanego Regulusa
- Ruszaj się. Nie chcesz się chyba spóźnić co?
Wstałam i spojrzałam na niego groźnie. Zrozumiał przekaz i wyszedł z pokoju. Spakowałam wszystkie rzeczy jakie tu ze sobą przywiozłam i zeszłam już spakowana na dół. Śniadanie sobie zapakowałam i ruszyłam do wyjścia. Tam czekali na nas państwo Malfoy. Podaliśmy im ręce i się teleportowaliśmy. Pojawiliśmy się na dworcu zanim jeszcze ktokolwiek tu był. Razem weszliśmy do pociągu, a ja ruszyłam w kierunku przedziału huncwotów. Weszłam do niego, kiedy nagle za mną pojawił się Black.
- Co tu tak wcześnie robisz Lot?
- Moi rodzice przeżywali kryzys i zawieźli mnie wcześniej, a ty?
- To samo. Ja bym nawet powiedział, że wyrzucili mnie z domu.
Syriusz wzruszył ramionami i usiadł naprzeciwko mnie przy oknie.
- Fajne mamy rodzinki.
Stwierdziłam z goryczą.
- Moim zdaniem nie ma co się przejmować ich zdaniem. Czasem są nawet normalni.
Jasne. Powiedz takie słowo przy Voldemorcie, a nie skojarzy o co ci chodzi. Westchnęłam i gapiłam się bezmyślnie przez okno.
- A ogólnie ta jak ci mijały święta? U mnie było akurat całkiem znośnie, bo rodzice i mój nieznośny braciszek codziennie gdzieś wyjeżdżali.
No ciekawe dlaczego. Napewno nie na spotkanie z Czarnym Panem, który spiskował jakby tu go załatwić.
- Beznadziejnie. Cały zaś siedziałam w domu albo się włóczyłam po ogrodzie.
Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Aha. No to rzeczywiście nieciekawie.
Stwierdził i znowu zapadło milczenie. Pociąg zaczął się zapełniać, a po pół godzinie przyszła Lily wyraźnie zdziwiona naszą obecnością, a chwilę po niej James i Remus. Brakowało tyło Peter'a. Lokomotywa ruszyła, a niskiego blondynka jak nie było tak nie ma. W końcu Remi się zaniepokoił.
- Pójdę go poszukać.
Powiedział i wyszedł. Patrzyłam jeszcze chwile na drzwi i zobaczyłam tam czarny obłoczek. Wstałam i ruszyłam do wyjścia.
- Gdzie idziesz?
Zainteresowała się Evans.
- Do toalety.
Burknęłam i wyszłam. Skierowałam się w lewo skąd dochodziła chmurka czarnego pyłu. Po kilku metrach spotkałam Regulusa czekającego na mnie.
- No wreszcie.
Warknął, a ja uniosłam brew.
- Mogłam w ogóle nie przyjść. Znając życie Potter już wygrzewa sobie tyłek na moim miejscu. Czego chcesz?
- Muszę mieć pewność, że nie pójdziesz do chaty.
Spojrzałam na niego.
- Przecież mówiłam, że nie przyjdę.
- Musisz obiecać.
- A co ci tak na tym zależy.
- To będzie bardzo ryzykowne. Jeśli cię zobaczą mogą nabrać podejrzeń.
Spojrzałam na niego z lekceważeniem.
- Ja zawsze mówię jeden raz Black. Powiedziałam to powiedziałam. Koniec tematu.
Skończyłam i wróciłam do przedziału. Tak jak się spodziewałam James zajął moje miejsce.
- Potter, spadaj.
Powiedziałam groźnie. Nie chciałam wszczynać kłótni, ale nie chciałam siedzieć gdzie indziej.
- A co jeśli nie zejdę?
Zapytał bezczelnie.
- Zaraz to ty zejdziesz na zawał.
Odpowiedziałam siadając mu na kolanach z impetem. Chłopak jęknął.
- Na Merlina! Jaka ty ciężka!
Zachichotałam i wybrałam dogodną pozycję opierając głowę na oknie. Wtedy odezwał się Black.
- A nie chcesz mi usiąść na kolanach?
- Nie. Wolę mieć głowę opartą na prawą stronę.
- Rogaś, zamiana.
James posłusznie wstał, ale ja zamiast czekać na Syriusza szybko usiadłam na moim miejscu, a Potter podsiadł przyjaciela. Zaśmialiśmy się widząc jego minę. Wtedy zatrzęsło pociągiem tak, że chłopak na mnie poleciał. Nie zgniótł mnie tylko dlatego, że oparł ręce po bokach mojej głowy. Spojrzałam mu groźnie w oczy, ale on tylko się uśmiechnął. Postanowiłam to zapamiętać gdyż to jego jeden z ostatnich uśmiechów w życiu. Wtedy do przedziału wpadli Luniak i Glizdek upadając, przez co multum słodyczy na nas poleciało. Jednak najbardziej rozśmieszył mnie widok Łapy w czekoladzie. Chłopak warknął coś niezrozumiale, a potem pociągnął mnie w górę, usiadł na Moim miejscu i usadowił mnie na swoich kolanach. Westchnęłam ciężko, kiedy wreszcie zrozumiałam, że nie uda mi się usiąść gdzie indziej. Dałam mu mokrą chusteczkę, żeby chociaż częściowo zmył lepki krem z włosów, żebym nie miała szansy się nim ubrudzić. Kiedy skończył, wygodnie oparłam się plecami o jego tors. Opierając się o okno zasnęłam z lekkim uśmiechem na ustach.

Syriusz

Zobaczyłem, że ten kretyn Rogacz pokazuje na Lottę. Zmarszczyłem brwi i mocno się nagimnastykowałem zanim ujrzałem, że dziewczyna zasnęła. Jej wargi wygięły się lekko w górę na co sam się uśmiechnąłem. Wygodnie oparłem się o fotel obejmując dziewczynę w talii. Poczułem bijący od jej ciała chłód. Zastanowiło mnie to.
- Luniak?
- No?
- Czy jest możliwe, żeby człowiek, kiedy się go dotknie wytwarzał chłód?
- Co?
- Nieważne.
Mruknąłem i powróciłem do moich rozmyślań. Za oknem rozpościerały się cudowne krajobrazy, a ktoś nagle szturchnął mnie w ramię. Spojrzałem w bok i zobaczyłem Remusa.
- Czego?
- Gramy w pytania?
- Pewnie!
Ucieszyłem się jak małe dziecko. Żałowałem tylko, że Lotta śpi. Byłaby niezła zabawa.
- No to kto zaczyna?
Zapytał Remus wyciągając fałszoskop.
- Ja!
Krzyknął James na co posłałem mu krzywe spojrzenie.
- Dobra Rogaś. Czy znalazłeś już kuchnię?
- Nie.
- Czemu podoba Ci się Lily?
- Bo jest mądra!
Krzyknął, a ja mruknąłem:
- Może gdyby za ciebie wyszła to też byś zmądrzał. Albo ona zgłupiała. W sumie nie wiem co gorsze.
- Jaki jest twój ulubiony zapach?
- Liliowy.
- Kiedy wreszcie wymyślisz jakiś kawał?
- Kiedy będę miał wenę! Dobra, teraz Luniak. Jaki jest Twój znienawidzony sport?
- Bieganie.
- Kupić ci czekoladę?
- Jasne, dzięki Lily.
- A ty znalazłeś już kuchnię? Głodny jestem.
- Nie.
- Kto ci wpadł w oko?
Remik spojrzał na mnie zaskoczony. Uśmiechnąłem się złośliwie, ale on okazał się sprytniejszy.
- Dziewczyna.
Mina mi zrzedła.
- Teraz Lily. Co czujesz do Rogacza?
- Lubię go, ale jest okropnie denerwujący.
- Umówisz się ze mną Evans?
- Nie.
- Czujesz coś do Daniela?
- Nie.
- Lubisz czekoladę?
- Tak. Teraz Peter. Czy ktoś ci się podoba?
- Tak.
Powiedział niepewnie i się zaczerwienił. Krzyknąłem wesoło:
- Brawo Glizdku! Jak ona ma na imię?
- Marga.
- Czy jest Gryfonką?
- Tak.
- Mieszka w dormitorium z Lily?
- Tak, teraz Syriusz! Lubisz Lottę?
- Jest znośna.
- Znalazłeś kuchnię?
- Nie.
- Podoba Ci się Whitney?
- Nie.
Powiedziałem i się wzdrygnąłem. Ta dziewczyna była największą zdzirą jaką kiedykolwiek spotkałem.
- Podoba Ci się Famous?
Zrobiłem wielkie oczy. Nie chciałem na to odpowiadać. W sumie sam nie do końca wiedziałem. Wyjrzałem przez okno.
- Patrzcie. Dojeżdżamy do Hogsmeade. Później wam powiem dobra?
Wszyscy spojrzeli na mnie z podniesionymi brwiami, a ja tylko zacząłem budzić Lottę.
- Lot. Dojeżdżamy.
- Ymm?
- Jesteśmy w Hogsmeade.
Dziewczyna się obudziła, ale chyba nadal była zaspana. Uniosła głowę i zobaczyła wszystkich siedzących, którzy się na nią patrzyli.
- Hej.
Powiedziała i oparła się o mnie. Pociąg zatrzymał się nagłym szarpnięciem. Dziewczyna lekko poleciała do przodu, ale zaraz się wyprostowała. Wstała z moim kolan i chwiejnym krokiem ruszyła do wyjścia. Poszedłem za nią, a pozostali zaczęli się zbierać. Szliśmy przez korytarz, kiedy trafiliśmy na Malfoy'a i jego denną paczkę. Miałem nadzieję nowe półrocze przywitać wesoło, ale jak widzę nic z tego. Pociągnąłem brunetkę za sobą, żeby uniknąć niepotrzebnej konfrontacji...

Hej! Już trzeci rozdział dzisiaj! Możecie zaliczyć to jako świąteczny maraton☺.
Pozdrawiam
Lighteagle15

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro