38 - Spetryfikowani

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- CO TO MA ZNACZYĆ! - wykrzyknęła bardzo rozeźlona McGonagall, a trzeba wspomnieć, że nie miała w zwyczaju krzyczenia na uczniów. - Najpierw Lupin, twierdzący, że poszliście sobie do Komnaty Tajemnic, teraz wy mówicie, że Evans jest spetryfikowana, a Famous nie żyje! A teraz nagle Famous przybiega tu jak gdyby nigdy nic i jeszcze się uśmiecha!

Z twarzy Lotty uśmiech zniknął natychmiast.

- No, ale Lily... - Zaczął Rogacz, ale się zamknął pod srogim spojrzeniem opiekunki jego domu.

- Jest tylko nieprzytomna! - krzyknęła. - Połóżcie ją na jakimś łóżku, bo zaraz nie wytrzymam!

- Myślałam... - Tym razem odezwała się Lotta lecz i tym razem natychmiast została uciszona.

- To naprawdę nie jest śmieszne! Lupin, Black, Potter i Famous! Dostajecie szlaban!

Wyszła, a cała czwórka patrzyła w ślad za nią z szokowanymi minami. Okularnik ułożył rudą na najbliższym łóżku i usiadł na krześle obok niej.

- Dlaczego nie chce nam uwierzyć? - zapytał Syriusz.

- Bo nie chce dopuścić do świadomości, że kilkoro uczniów doszło do tego szybciej niż nauczyciele - odpowiedziała mu Lotta.

Chłopak odwrócił się do niej z wściekłym wtrazem twarzy.

- Cóż, pewnie gdyby nie ta twoja „wizja” dalej byśmy nic nie wiedzieli!

- Lily musiała wiedzieć skoro ją porwał. - Odgryzła mu się.

- To czemu jej nie potraktował tak jak wszystkich innych? - zapytał.

- Nie wiem.

- A mi się wydaję, że wiesz. I to bardzo dobrze! - wrzasnął, nie tłumiąc już emocji, Black.

Lotta patrzyła na niego tak spokojnie, że samym spojrzeniem doprowadzała go do szału. Jednak zza tej ostoi spokoju wyłaniał się gniew. I strach.

Czegoś się bała. Pytanie kluczowe brzmi: czego? W oczach Syriusza coraz bardziej traciła wiarygodność. Jednak z drugiej strony dalej coś go do niej pchało. Nie miał pojęcia czym to było spowodowane, ale coraz bardziej go to irytowało. Lotta Famous, kim dla niego teraz była? Najpierw kompletną tajemnicą, potem przyjaciółką, następnie obiektem westchnień, a teraz? Prawdopodobnie wszystkim naraz z dodatkiem niepewności. Coś ukrywała, nie miał co do tego wątpliwości. Być może było to coś, co musiała ukryć. Z drugiej strony jednak obiecała, że opowie mu o swojej przeszłości. Może i nie było ku temu wiele okazji, ale, jak sam zauważył, dziewczyna go unikała. Wykręcała się, w każdy możliwy sposób, byle by nie zostać z nim sam na sam, żeby jej nie wypytywał. Robiła wszystko, żeby nie spełnić obietnicy.

W przyszłym roku już mnie tu nie będzie.... - usłyszał w głowie jej głos.

Czy była możliwość, że przyszła do tej szkoły w jakimś konkretnym celu, wykluczając naukę? I kim był ten On? Tak bardzo się mieszała, raz mówiąc Voldemort, a kiedy indziej Sam Wiesz Kto. Cokolwiek ukrywała musiał to być bardzo brudny sekret.

Nawet nie wiedział jak blisko prawdy był.

I jeszcze ta szkoła, jej wiedza czarnomagiczna. W dodatku podejrzewał, że wie o wiele więcej niż im się wydaje. Skąd śmierciożercy wiedzieli,  gdzie i kiedy huncwoci i Lily pojawią we Wrzeszczącej Chacie? Evans mówiła, że Lotta ją obudziła z donosem. Przecież Famous prędzej poszła by za nimi niż mówiła cokolwiek rudej.

Nie, to absurdalne. - Pomyślał. - Przecież tam przyszła i odbiła Avadę. A bardziej wchłonęła ją jakimś zaklęciem.

Ale przecież wybiegła zza drzwi nagle, jeszcze zdyszana i zmęczona biegiem. Czyżby wiedziała, co się święci? Skąd? Jaki miała udział w tym ataku?

Black potrząsnął głową. Myśl, że Lotta może być śmierciożercą nachodziła go coraz częściej. I tak szybko znikała jak się pojawiała. Czy to w ogóle było możliwe? A jej bogin? Dlaczego bała się samej siebie? Siebie z przeszłości...

***

Peter krzyknął radośnie, a huncwoci oraz Lily, która już zdążyła się ocknąć podskoczyli i spojrzeli w jego kierunku. Wywar z mandragory zadziałał. Marga ożyła, była słaba, ale już nie spetryfikowana. Wszyscy podeszli do jej łóżka i zaczęli wesoło wyrażać swoje szczęście.

A Lotta tylko przyglądała im się z pewnej odległości zadręczana nieznośnymi myślami. Czy Syriusz się domyślił? W końcu nagle zaczął się do niej chłodno odnosić. Gdzie zrobiła błąd?

Koniec roku zbliżał się nieuchronnie, a ona nie spełniła obietnicy. Unikała Syriusza jak ognia. Była bezradna. Bała się. Chłopak z pewnością powiedział by wszystko huncom. Albo chociaż Jamesowi. Nie była w stanie uwierzyć, że mógł by trzymać gębę na kłódkę. Być może niesprawiedliwie go oceniała, ale jaką miała gwarancję, że to zostanie między nimi? Szczególnie po tym, co się dzisiaj wydarzyło. Po jego ataku złości. Pod wpływem emocji odpowie, na każde pytanie Pottera. Nie dotrzyma milczenia nawet gdyby złożył obietnicę.

Z drugiej strony bała się, że los się na niej odegra. Że jeśli już teraz nie przyzna się do kłamstw i swojej przeszłości nastąpi punkt kulminacyjny, który wszystko zniszczy. I tak miała szczęście, bo nikt nie znalazł listów. Listów, które z każdym dniem coraz bardziej niszczyły jej życie...

***

Huncwoci wraz z Lily i Margą rozmawiali żywo na kolacji, a Lotta siedziała obok mieszając w mętnej zupie mlecznej z nieobecnym spojrzeniem. Potter i Black raz na jakiś czas na nią spoglądali, za każdym razem coraz bardziej zaniepokojeni. Dziewczyna wlepiała wzrok w ich nauczyciela od obrony przed czarną magią. Trybiki w jej mózgu działały dzisiaj zaskakująco wolno. Ian Hommeltton. To nazwisko z czymś jej się kojarzyło, tylko nie była w stanie sobie przypomnieć z czym. Coś słyszała, uwaga rzucona mimochodem.

Przyjdzie i cię wesprze. Tylko nie rób głupstw. Będzie tam tylko pół roku, nie zna Hogwartu, uczęszczał do Durmstrangu...

Durmstrang... Szkoła otoczona plotkami, że uczą tam czarnej magii. On ci pomoże... W czym niby? Kiedy to słyszała? Tylko na pół roku...

A ta stara i bezużyteczna Marrytrought zostanie zlikwidowana. Pójdzie na zasłużoną emeryturę...

Lotta czuła jak powieki jej opadają. O co chodzi? Coś z Ianem Hommelttonem było nie tak. Ale za nic nie była w stanie przypomnieć sobie co.

Po posiłku powlokła się schodami na górę do wieży Gryffindoru. Stanęła zmęczona przed obrazem i mruknęła:

- Banialuki.

Ten się otworzył i udało jej się dojść do sypialni. Nie mając siły na nic, rzuciła się na łóżko i, ku własnemu zdumieniu, zasnęła natychmiast. A w nocy nękały ją koszmary.

Ktoś zapukał do drzwi starego domu. Ośmioletnia dziewczynka siedząca na parapecie przy uchylonym oknie doskonale wiedziała kto.

- Lotto! - Usłyszała głos ojca. Tego dobrego mężczyzny, w którym zawsze odnajdywała spokój i zrozumienie. - Zejdź na dół! Przyszli Potterowie!

Euphemia i Fleamont Potterowie -  przyjaciele jej rodziców - ze swym nieznośym synem Jamesem. Mały irytujący ośmiolatek był mistrzem w doprowadzaniu Lotty do szału. I był z tego bardzo dumny.

Wielce nieszczęśliwa zwlokła się po schodach do salonu, gdzie goście w samych skarpetkach zasiedli na kanapie. Oczywiście pomijając małego kurdupla, który wleciał do pomieszczenia w zaśnieżonych i zabłoconych buciorach i zadowolony na widok jej miny zaczął skakać po JEJ fotelu. Jej wspaniałym fotelu obitym białą skórą, którą tak uwielbiała. Z żądzą mordu rzuciła się przed siebie, ale zatrzymały ją ręce matki.

- Daj spokój, Lotuś - powiedziała łagodnie, z uśmiechem.

- Nie. Mów. Do. Mnie. Lotuś. - wydyszała przez zaciśnięte ze złości zęby, a mały Potter zachichotał.

- Och, James! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś zachowywał się, kiedy jesteś gościem! Zresztą we własnym domu także mógłbyś wyglądać jak normalny człowiek! - Strofowała syna Euphemia jednak ten nie przejął się ani jednym jej słowem. Dopiero, kiedy dotarło do niego groźne spojrzenie ojca i ostrzegawczo skrzywione wargi Miqela zszedł z drogiego mebla i udał się do przedpokoju, a Fleamont oczyścił fotel.

Lotta natychmiast usiadła na swoim miejscu i podkuliła nogi pod siebie. Dorośli jakby zapomnieli, że tu jest. Zaczęli rozmawiać na tematy, których nie powinna słyszeć. Ale co się stanie, to się nie odstanie. Siedziała i słuchała. A rozmowa zeszła na jej brata.

- Tiffany, nie uważasz, że zbyt srogo potraktowałaś Billa? - zapytała pani Potter. - W końcu nic strasznego nie zrobił. Slytherin...

- To, że go wydziedziczyłam nie miałonic wspólnego z tym, że trafił do Slytherinu! - odparowała czarnowłosa kobieta. - Poszło o to, że Bill stwierdził, że powinniśmy się przyłączyć do Sama Wiesz Kogo. A ja już wcześniej widziałam, że on coś knuje. Mówiłam Belli i Anabeth, ale nie chciały mnie słuchać! Twierdziły, że histeryzuję, bo usłyszałam jak się pyta Ślimaka o horkruksy. Mówiłam, że zejdzie na drogę czarnej magii i proszę, miałam rację! Nie słuchały, a teraz Bella nie żyje, a Ana ma mnóstwo roboty z uganianiem się za tymi potwornymi ludźmi!

- I mimo, że wiesz to wszystko dalej twierdzisz, że nic wam nie grozi, bo jesteście czystej krwi? - zapytał Fleamont.

- Owszem - odpowiedziała pewna swoich racji. - Czystokrwistych nie tyka.

Następna wizja pokazała wydarzenia, które odbyły się ledwie tydzień później. Przybyli Śmierciożercy. A z nimi jej brat. Wparowali najpierw do ich domu. Krzyczeli i śmiali się widząc przerażenie malujące się na twarzach jej rodziców. Napotkała spojrzenie brata.

- Moja niewinna, mała Loti... - wyszeptał złowieszczo.

Potem ponownie odwrócił się do Tiffany i Miqela. Kiedy nikt nie zwracał uwagi na ośmioletnią dziewczynkę ta złapała za białą różdżkę matki i wycelowała w brata. Obraz stał się zamazany. Dźwięki dochodziły jakby zza szyby. Przerażone okrzyki rodziców. Głuche uderzenia martwych ciał o podłogę. A potem kolejne zielone światło. To jednak wydobyło się z końca różdżki Tiffany i pędziło prosto w Billa.

- Avada Kedavra!

Jakim cudem ośmiolatce udało się tego dokonać, nikt nie miał pojęcia. Śierciożercy już celowali w nią, kiedy nagle odeszli.

Stanął przed nią mężczyzna okryty ciemną peleryną z kapturem zasłaniającym mu twarz. Obiecywał, że pomoże jej się zemścić, a Lotta była bardzo mściwa. Mściła się na wielu dzieciach, poczynając od jej kuzynki Dolores. Nie powinna mu ufać, ale to zrobiła. Złapał ją za lewe przedramie i ścisnął tak mocno, że po chwili poczuła jakby coś wypalało jej skórę. Krzyknęła przeszywająco. W ciszy, która ich otoczyła usłyszeli głosy. To byli aurorzy, ale ona o tym nie wiedziała. Lecz zanim weszli do salonu ona i nieznajony zniknęli w kłębach czarnego dymu.

Kolejny obraz przedstawiał sytuację mającą miejsce osiem lat po wydarzeniach z Masakry w Dolinie Godryka. Szpieg składał Panu raport i został nagrodzony.

- Dobrze, Lotto Famous. A teraz czeka cię nowe zadanie. Pojedziesz do Hogwartu i zbierzesz jak najwięcej informacji o wicedyrektorze - Albusie Dumbledore'rze. Jego słabości, a także silne punkty i sposoby dzięki, którym mogli byśmy go osłabić. I pamiętaj, będziesz tam tylko przez rok, ale w drugim semestrze przybędzie mój wierny sługa. On ci pomoże, ale pamiętaj, że będzie tam tylko przez pół roku. Ian Hommeltton. Taak... To idealny wybór. Przyjdzie i cię wesprze. Tylko nie rób głupstw. Będzie tam tylko pół roku, nie zna Hogwartu, uczęszczał do Durmstrangu. A ta stara i bezużyteczna Marrytrought zostanie zlikwidowana. Pójdzie na zasłużoną emeryturę. - Skończył, a następnie zaśmiał się paskudnie.

Lotta nagle wybudziła się cała zlana potem. Było południe. Ominęła lekcje. Dlaczego nikt jej nie obudził!? Dopiero po chwili dotarły do niej fakty i słowa, które padły w jej śnie. Ian Hommeltton jest Śmierciożercą i jej pilnuje. To na pewno przez niego Voldemort już wie, że nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. A Potter, pod żadnym pozorem nie może sobie przypomnieć kim jest. Nie może skojarzyć, żadnych faktów. Nie może wiedzieć. Lotta Rotgrow musi zniknąć z jego pamięci. A dziewczyna znała tylko jeden sposób aby do tego doprowadzić. Zaklęcie obliviate...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro