Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stałem przed lustrem w mojej łazience i przyglądałem się sobie uważnie. Twarz niby przystojna, lecz przygaszona. Nie widać było na niej żadnej pozytywnej emocji, a jedynie zmęczenie. Świadczyły o tym chociażby ogromne cienie pod pustymi, szarymi oczami, za którymi kryły się samotność i ból. Sylwetka też niby była w porządku, jednak były rzeczy, które chciałbym w sobie zmienić. Z drugiej jednak strony jestem jaki jestem i chuj innym w dupę. Nie mają prawa wtrącać się w moje życie, bo i tak go za mnie nie przeżyją.

Odszedłem od lustra i umyłem się szybko.
Po chwili ubrałem się w jedne z moich ulubionych ubrań i standardowo wykonałem mocny makijaż, aby ukryć oznaki zmęczenia i załamania nerwowego.

Zszedłem do kuchni, chcąc zrobić sobie śniadanie, jednak zamiast tego zaparzyłem sobie kawę "plujkę", bo nie byłem w stanie niczego innego przełknąć. Potem poszedłem do przedpokoju, gdzie założyłem buty i zabrałem klucze od mieszkania, a następnie wyszedłem z bloku, w którym mieszkałem od kiedy skończyłem dwadzieścia lat. Obrałem sobie nieokreślony kierunek, byleby tylko iść przed siebie.

Szybkim krokiem udałem się w stronę najwyższego bloku na moim osiedlu. Jak każdego dnia wjechałem na sam jego dach, aby z góry móc obserwować wszystko co się dzieje wokół mnie.

I za każdym razem widok był taki sam.
Chodzący z punktu A do punktu B ludzie, przeważnie buntownicza młodzież, rekordowo długie kolejki przed sklepami,
Kilkoro ludzi bije się o miejsce w kolejce do Pewexu, a gdzie indziej kogoś milicjanci okładają pałami.

Taka właśnie jest nasza codzienna rzeczywistość w tym przepełnionym zaraźliwą zawiścią świecie.

Po około godzinie opuściłem blok i udałem się w dalszą część spaceru. Postanowiłem pójść do baru, którego właścicielem jest mój znajomy. Oczywiście tam też go zostałem. Miał właśnie próbę ze swoim zespołem "Lady Pank". Nie chcąc im przeszkadzać postanowiłem opuścić lokal, jednak Edmund mnie dostrzegł i zatrzymał niemal w ostatniej chwili.

- Cześć Janusz. Jak leci?

Zapytał zadowolony, przybijając ze mną tak zwaną "męską piątkę" na przywitanie.

- Po staremu. Co tu dużo mówić. Żadnych zmian, ani na lepsze ani na gorsze.
Na chwilę obecną wszystko stoi w miejscu, a jak będzie dalej to już czas pokaże.

- Rozumiem. Napijesz się czegoś?

- Nie, dzięki. Tak tylko wpadłem pogadać.
A u ciebie jak leci?

Zapytałem, a chłopak wzruszył ramionami.

- A leci jakoś. Janek szuka aktualnie kogoś na wokal do naszego zespołu, więc mamy małe zawirowanie związane z poszukiwaniami, a tak poza tym, to wszystko okej.

- Na pewno znajdziecie kogoś odpowiedniego. W końcu byle kogo nie bierzecie.

Powiedziałem, bowiem Stasiak opowiadał mi kiedyś o tym, że jego kumpel Jan postanowił założyć zespół, do którego potrzebują nie tylko utalentowanych muzyków, ale również przystojnych, aby kobiety szalały i padały z nóg i się w nich zakochiwały. Ciekawa wizja nie powiem.

W tle rozległy się pierwsze dźwięki powolnej piosenki. Spokojne riffy gitarowe uspokajały człowieka, pozwalając mu choć na chwilę zapomnieć o całym świecie. Potem doszła perkusja i Janek z gitarą śpiewający jednocześnie o tym, że ludzie oceniają innych, nawet ich nie znając, przez co nawet my sami stajemy się dla siebie obcy.

- Co tam jeszcze powiesz?

Zapytał Edmund, na co powiedziałem mu to, co mi od wczoraj nie dawało spokoju, mimo, że wiedziałem, że prędzej czy później i tak do tego dojdzie.

- Wczoraj wieczorem otrzymałem wezwanie do wojska.

Mężczyzna słuchał mnie uważnie i jedynie kiwał głową ze współczuciem.

- Niestety, jak mus, to mus. W końcu ciebie też to nie ominie.

- Wiem.

- Kiedy zaczynasz?

- Od poniedziałku. O szóstej mam się tam wstawić.

Powiedziałem. Cały czas czułem na sobie wzrok Borysewicza i reszty. Edmund wyczuwając moment, w którym ma zagrać swoją część utworu przeprosił mnie i podłączając ponownie gitarę, zaczął grać swoją solówkę. Ja jedynie przyglądałem się wszystkiemu ze spokojem i z odpalonym papierosem.

W czasie przerwy do próby okazało się, że nagrywano teledysk do piosenki "Wciąż bardziej obcy" i tak zupełnie przypadkiem się w nim pojawiłem. To dlatego była ta kamera...

- Ej, Edmund. Kto to?

- Zapytał całkiem przystojny brunet, mierząc mnie oceniająco od stóp do głów. To był właśnie ten słynny Jan Borysewicz, którego nie miałem okazji poznać, podobnie.jak pozostałych członków grupy, poza Edmundem rzecz jasna. Nie ukrywam, że zachowanie gitarzysty nieco mnie rozbawiło, bo dosłownie chwilę temu właśnie o tym śpiewał piosenkę. Na moje usta wkradł się cień uśmiechu, który starałem się opanować, co jeszcze bardziej skupiało na mnie spojrzenie nieznajomego.

- Reprezentant ZOMO z linii frontowej, kłaniam się nisko.

Odpowiedziałem cynicznie, co zirytowało Borysewicza, za to Stasiak zachichotał jak nastolatka na żart swojej bestie.

- Ach to twoje poczucie humoru... Janek, to jest Janusz, mój dobry kolega. Janusz to jest Jan założyciel i gitarzysta, oraz obecnie jeszcze wokalista naszego zespołu.

- Miło poznać.

Powiedział nie siląc się nawet na podanie mi ręki. Oczywiście ja też się z tym nie rwałem. Po prostu stałem przyglądając się Edmundowi, który poczuł się nieco nieswojo. Aby to jakoś zmienić postanowiłem zaprosić go do siebie w sobotę, aby jakoś trochę pogadać zanim mnie zamkną w tym pieprzonym wojsku.

- Edmund, wpadniesz do mnie w sobotę?
Fajnie byłoby trochę pogadać, zanim rozpocznę służbę wojskową.

- Nie ma problemu.

Odpowiedział. Zanim cokolwiek zdołał dodać, ostatni raz zmierzyłem obu mężczyzn wzrokiem.

- Dzięki. To cześć.

Powiedziałem i opuściłem lokal, wracając do swojego mieszkania.

__________________________________________

W pierwszym rozdziale nie dzieje się wiele. Jednak nie skreślajcie go proszę z samego początku. Akcja oczywiście stopniowo będzie się nakręcać 😉

Dedykacja dla War_Eternal, magnificenthopeless oraz MalaLadyPank




















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro