Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Johnathan

W Dubaju zatrzymujemy się w hotelu Armani, zasponsorowanego przez samego klienta państwa Prein. Facet chciał jak najlepiej nas ugościć i chociaż mówił Maiorowi, że z przyjemnością udostępniłby nam swój pałac, tak w tym czasie niestety nie może. Szczerze mówiąc, co najmniej kilka razy w roku przylatuję do Dubaju, ale pierwszy raz jestem w tym hotelu. Hotelu skąpanym w luksusie i bogactwie. W recepcji dowiadujemy się o dzieleniu apartamentu na jednym z najwyższych pięter. Apartament jest tak samo luksusowy jak cała reszta budynku, zachęcając gości do skorzystania ze wszystkiego, co tylko dusza zapragnie. Na terenie mieszkania znajduje się kilka sypialni, dwie łazienki, ogromny salon z fortepianem tuż przy oknach na specjalne życzenie Maiora, kuchnia połączona z jadalnią oraz prywatna siłownia i biuro. Rashid zaskoczył mnie nie tylko wyborem miejsca, ale także ekskluzywnością, na którą sobie pozwolił, goszcząc nas w swoim mieście. Nie miałem okazji poznać tego ważnego klienta, jednak jutro sprawdzę, któż taki sprowadził moich przyjaciół do tak drogiego kraju tylko po to, by osobiście rzucić okiem na umowę. I to przez cholerne dwa tygodnie.

Melanie od czasu naszej mało komfortowej rozmowy w samolocie w ogóle się nie odzywa. W taksówce znów założyła słuchawki, oddając się do swojego własnego świata. Odpowiadała jedynie na pytania Clarissy, ignorując złośliwe zaczepki Maiora. Nie wiem, czy to ja spowodowałem jej zamknięcie się, ale naprawdę nie mam bladego pojęcia, co się stało na pokładzie. Kiedy mnie dotknęła, czułem, że muszę ją pocałować, a potem pojawiła się ta urocza stewardesa i ucieczka Mel. Nie powinienem tego analizować, dlatego pocieram twarz dłońmi, wstając z zapewne kurewsko drogiej skórzanej sofy w przestronnym salonie uzbrojonym w ogromny przepych.

— John, wiesz może, co się stało z Melanie? — pyta Clarissa, grzebiąc w czarnej walizce. Na chwilę podnosi na mnie zmartwiony wzrok, lecz wzruszam jedynie ramionami, nie wiedząc, co mógłbym powiedzieć. Hej, Clarrie, miałem ochotę na twoją seksowną jak diabli przyjaciółkę? Myślę, że to by raczej nie przeszło. — A jak ta śliczna stewardesa z samolotu?

Wyciągam z kieszeni spodni serwetkę, na której kobieta zapisała swój adres mailowy oraz numer telefonu. Macham nią Clarissie, która wybucha głośnym śmiechem. Znajdując długą letnią sukienkę, posyła mi rozbawiony uśmiech, siadając tuż obok.

— Mieszka niedaleko, zamierzam...

— Może nie zdradzaj szczegółów, zawodowy absolwencie wyższej szkoły uwodzenia — oznajmia nagle Melanie, przechodząc przed nami. Clar chichocze, puszczając oczko przyjaciółce, natomiast ta staje przed oknami, wpatrując się w dal niczym Afrodyta ujęta w najlepszym momencie. Przełykam głośno ślinę, słysząc w jej głosie sporą dawkę kpiny. Naprawdę nie rozumiem tej złości, ale nie mam ochoty na zabawę w kotka i myszkę. Melanie uwielbia stroić fochy oraz nadmiernie dramatyzować, co już nie robi na nikim wrażenia. Feministka z krwi i kości mimo wszystko potrafi dokopać swoim zachowaniem. — Wychodzimy coś zjeść? — dopytuje.

— Lepiej nie zdradzaj szczegółów, Clarisso. Wyjdziesz na zawodową absolwentkę wyższej szkoły wróżenia.

— Przymknij się, idioto — burczy blondynka, nawet nie szczycąc mnie spojrzeniem. Uśmiecham się do jej pleców, zabierając ze sobą telefon i portfel. Chwytam ją za ramię, odwracając w swoją stronę. — Czego?

— Clarissa i Maior idą na kolację z klientem. Zabiorę cię na kolację, jeśli jesteś głodna.

— Och, no tak, bo jestem biedną panią redaktor i nie stać mnie na frytki z zasranego Dubaju. Zapomniałam — warczy Melanie, szarpiąc się i odchodząc w stronę jednej z sypialni.

Kurwa mać. O co jej, do diabła, chodzi? Nie nadążam za kobietami i zaczynam tracić moją wyćwiczoną cierpliwość do najbardziej frustrującej dziewczyny na całym pieprzonym świecie. Chociaż wielu rzeczy potrafię się domyślić, za cholerę nie zrozumiem zachowania przyjaciółki. Chciałem tylko zabrać ją na kolację. Niezobowiązująco. Jak przyjaciele. W miłej atmosferze. Czy ona zawsze musi wszystko odbierać jako próbę pokazania, że jest niżej postawiona ode mnie czy Maiora? Ma kompleks zawodowy? Cholera jasna do pięciu krzywych zębów. Pierwszy raz zwyczajnie czegoś nie rozumiem albo jestem zbyt ślepy, żeby ujrzeć prawdę. Nawet Clarissa nie wypowiada się na temat tego, co powiedziała Melanie, więc wyjątkowo nie mam bladego pojęcia, co powinienem zrobić. Polecieć za nią jak pantofel? Przepraszać za nie wiadomo co? Nigdy nie ubliżam Mel z powodu jej zawodu. Pracuje ciężko na swój sukces, zbiera laury, ale nie poddaje się, cały czas walcząc i pnąc się coraz wyżej. Wręcz podziwiam ten upór oraz ambicję. Fakt jest taki, że zasługuje na większą pensję, na większe luksusy, jednak nie moja w tym działka, by podkopywać ją i podcinać skrzydła, wypominając wypłatę na koncie. Nie jestem aż takim dupkiem.

— Porozmawiać z nią? — pyta cicho Clarissa.

— Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Czy zabrzmiałem złośliwie?

— Nie, John, nie zabrzmiałeś. Melanie jest uczulona na tym punkcie. Ostatnio, jak się spotkałyśmy, wspominała coś, że to ja się budzę wraz ze służbą i mam wszystko, czego pragnę. Może ma jakieś problemy finansowe?

— Też o to spytałem. Oczywiście się oburzyła.

— Coś się z nią dzieje, Johnathan, ale wyjątkowo nie umiem dostrzec co takiego. To moja przyjaciółka i strasznie się martwię, lecz nie zmuszę kogoś do przyjęcia pomocy. Jeśli jej nie chce, nic nie jesteśmy w stanie zrobić.

— Clar, to ważny wyjazd, zajmij się z Maiorem sprawami bieżącymi, a kiedy będziecie mnie potrzebować, dzwoń. W tym czasie dorwę twoją blondynkę i rozwiążę jej zagadkę.

— Bywa feministyczną świnią, pamiętasz? — pyta ironicznie Clar, na co szeroko się uśmiecham.

— Niestety pamiętam. Bawcie się dobrze, Clarrie.

Po godzinie od wyjścia Maiora i Clarissy, siedzę w salonie, czekając, aż Melanie opuści sypialnię, ale kiedy to się nie dzieje, a ja zaczynam być wściekle głodny, pukam do jej pokoju, jednak zastaje mnie jedna wielka cisza. Coraz bardziej poirytowany chwytam za klamkę, wchodząc do środka. Zaciągnięte zasłony przysłaniają piękny widok za oknem, w sypialni panuje okropny zaduch połączony z kokosową mgiełką Melanie. Przewracam oczami, wpuszczając trochę światła do wypchanego luksusem pokoju. Blondynka leży na łóżku okryta narzutą z szeleszczącej satyny. Przez promienie słońca opadające na jej bladą twarz, otwiera oczy, lustrując pomieszczenie. Natrafia spojrzeniem na mnie, głośno nabierając powietrza.

— Czego ty znowu...

— Zamkniesz się, Melanie Ruth? Zaczynasz irytować nie tylko mnie, ale i Clarissę. Co ty odwalasz, kobieto? Nikt nic złego nie zrobił. W dodatku twoi bliscy przyjaciele zabierają cię na dwutygodniowe wycieczki pod palmy, a ty nawet nie potrafisz się uśmiechnąć. Od kiedy zamieniłaś się w pieprzoną nastolatkę?

— Od kiedy ty robisz za moją nianię? Chciałabym trochę spokoju, żeby pobyć z moimi myślami sam na sam — odpowiada, schodząc z dużego sypialnianego łóżka. Blokuję jej drogę wyjścia, zatrzymując ręką. Zadziera głowę, piorunując mnie wzrokiem. Raczej nie robi to wielkiego wrażenia. Melanie jest niska i urocza, gdy próbuje zgrywać twardzielkę bez serca. — Wychodzisz na te panienki, czy będę musiała znosić twoją obecność?

— Melanie, do cholery... Po prostu przestań. Nie chciałem cię poniżyć i dobrze o tym wiesz, bo powiedziałem ci o tym w samolocie. Chciałem tylko, żebyś poszła ze mną zjeść. Mogłaś nawet zapłacić za siebie, jeśli tego pragniesz, proszę bardzo, ale nie traktuj mnie jak wroga. Jesteśmy przyjaciółmi. Tak, czy nie?

— Tak.

— To zacznij mnie traktować jak przyjaciela. Rano czeka nas rozmowa. Jesteś potworną zołzą i jedynym ratunkiem na twoje idiotyczne zachowanie, jest kolejne idiotyczne zachowanie. Zrobimy więc to razem.

— Co?

— Zaszalejemy jak idioci. Nie będziesz wtedy taka samotna w swoim idiotycznym świecie — stwierdzam z ironią, po czym wychodzę do swojego pokoju. Zabieram świeże ubrania, biorę ekspresowy prysznic, a gotowy do wyjścia, kontaktuję się ze śliczną stewardesą z Emirates, która oznajmiła, że będzie wieczorem wolna. Nie jest Arabką, jak wcześniej przypuszczałem, więc nie miała nic przeciwko zaproszeniu na drinka czy dwa. Zostawiam Melanie, by mogła przemyśleć kilka spraw, a sam opuszczam apartament. W międzyczasie dostaję parę esemesów od Amira, który skarży się na brak informacji o moim pobycie w Dubaju. Odpisuję o jego urazie, o zawodzie moim rzekomym beznadziejnym zachowaniem, na co Amir daje znać, że dawno mu przeszło. Wzdycham, chowając telefon do kieszeni. Dziś liczy się Laila, a reszta problemów znika gdzieś w dal. Naprawdę z przyjemnością spędzę czas z miłą, śliczną, inteligentną i dojrzałą kobietą. Siedzenie z naburmuszoną Mel to ostatnie, czego pragnę. Wiem, że ma jakieś problemy, z którymi sama sobie nie radzi, ale jeśli nie będzie o nich mówić, a w zamian tego przymierza się do ranienia bliskich jej osób, to nie ma, o czym gadać.

Wypożyczam jednego z pięknych mercedesów w pobliskiej wypożyczalni, po czym wjeżdżam na najbardziej ruchliwą autostradę w Dubaju. Przez trzydzieści minut stoję w długim korku, aż wreszcie ruch się zwalnia, a ja podjeżdżam pod ulubioną tutaj restaurację. Laila zaproponowała spotkanie się na miejscu. Lubi swoją niezależność, chociaż podziwia wszystkich dżentelmenów. Od razu skojarzyłem ją z Melanie, jednak Laila znacznie różni się od mojej pyskatej i wygadanej przyjaciółki. Jest bardziej kulturalna, grzeczna i poukładana, mniej opryskliwa. Uśmiecham się na samą myśl o jej nieśmiałości oraz delikatności, gdy ukradkiem podawała mi serwetkę, szybko wymieniając się podstawowymi danymi. Europejka z arabskimi korzeniami już siedzi przy stoliku tuż przy dużym oknie wychodzącym na piękny ogród spowity blaskiem księżyca. Jej oświetlona twarz ukazuje mocny makijaż oczu oraz błyszczyk na pełnych wargach. Odziana w długą, czarną sukienkę do kostek i niebotyczne szpilki wstaje, by się ze mną przywitać. Całuję wierzch smukłej dłoni, po czym chowam ręce do tyłu, aby uniknąć obruszonych spojrzeń arabskich gości.

Wschodni akcept sprawia, że mógłbym słuchać Laili godzinami. Przy pierwszej lampce drogiego wina opowiada trochę o sobie, wypytując również o mnie. Jest zainteresowana nie tylko historiami z własnego życia, ale i mojego, co stanowi miłą niespodziankę. Na randkach rzadko kiedy spotykam kobiety, które pragną dowiedzieć się czegoś więcej o mnie. Interesuje ich jedynie pozycja, wiek, grubość portfela i fizjonomia. Nic więcej. Wolą opowiadać swoje jakże przejmujące historie, myśląc, że mnie zainteresują niczym na castingu do filmu.

— Mogę o coś spytać, Johnathanie?

Potakuję głową, dopijając wino.

— Ta śliczna blondynka z samolotu... Ona nie jest twoją dziewczyną, prawda?

— Nie, nie. To przyjaciółka, bliska znajoma.

— Och, bo wiesz, nie chciałabym chodzić na randki z zajętym facetem. Nie mam zbyt dużego doświadczenia, ale na pewno odbieranie jakiejś kobiecie jej mężczyzny, nie leży w mojej naturze — oznajmia spokojnie i nad wyraz łagodnie.

— To naprawdę tylko koleżanka, Lailo. Poznaliśmy się kilka lat temu, gdy jej przyjaciółka wróciła do Atlanty i związała się z moim przyjacielem, Maiorem. To długa historia, ale jej koniec nie jest taki, jak wszystkim się wydaje — mówię z przekąsem.

— To znaczy? Jak wszystkim się wydaje?

— Nie związałem się z Melanie. Nawet nas do siebie nie ciągnie. Pochodzimy z dwóch różnych światów, a od życia oczekujemy czegoś innego. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, ale to wszystko. Melanie to doprawdy specyficzny człowiek.

— Widziałam, jak na ciebie patrzy. Stąd moje pytanie. — Odkładam lampkę na stolik, gestem przywołując kelnera. Młody mężczyzna od razu podchodzi do nas, zapełniając szkło mało procentowym alkoholem. Uśmiecham się do Laili, doskonale wiedząc, o co jej chodzi. Dokładnie o to, o czym sam nie mam bladego pojęcia. Mimo wszystko trzeba grać, kiedy nie ma się innego wyjścia. — Ten maślany wzrok... Może ona oczekuje czegoś więcej?

— Wierz mi, moja droga, że nie. Melanie nienawidzi facetów. Jest heteroseksualna, ale ma spory uraz. Kolejne związki to coś, czego unika jak ognia. Mieliśmy okazję do bycia razem. Nie wykorzystaliśmy jej, bo nie chcieliśmy. Zresztą, proszę, przestańmy mówić o takich nic nieznaczących sprawach. Wolałbym skupić się na tobie — oznajmiam cicho, rzucając Laili spojrzenie spod przymrużonych powiek. Kobieta odrzuca czarne włosy do tyłu, uroczo marszcząc nos. Po chwili na jej pięknej twarzy dostrzegam cień złośliwego uśmiechu. Jak mniemam, potrafi być również niegrzeczną  dziewczynką, a słodkość odstawić na drugi plan.

— Tak więc, Johnathanie, myślę, że drugą butelkę wypijemy już u mnie. — Zalotnie trzepocze rzęsami, zabierając swoją torebkę. Kolacja skończona. Czas zabrać się do bardzo przyjemnej pracy.

***

Rankiem odbieram wypożyczony samochód i wracam do hotelu. Wchodząc do apartamentu tętniącego życiem, pachnącego świeżym śniadaniem, zaciągam się tym odurzającym zapachem, przystając pod ścianą. Z kuchni dobiegają mnie babskie rozmowy Melanie i Clarissy, przez co nieświadomie zostaję podsłuchującym intruzem. Fran mówi coś na temat wczorajszej udanej kolacji oraz gościnności Rashida, pytając przyjaciółkę czy udało nam się wyjść z hotelu, nie krzycząc na siebie na pół miasta. Melanie z zawodem odpowiada, że jej zachowanie doprowadziło do mojego wyjścia z apartamentu. Z żalem tłumaczy, że nie wie, co się ostatnio z nią dzieje, ale obiecuje swoją poprawę. Gdy więc otrzymuję całkiem sensowne wyjaśnienie, przekraczam próg kuchni, posyłając kobietom promienny uśmiech. Blondynka spuszcza wzrok, grzebiąc w talerzu z sałatką, natomiast Clar puszcza mi oczko, zachęcając do dołączenia. Z kawiarki nalewa mi pysznej kawy, podając talerz.

— Jak wieczór, John?

— Udany, dziękuję. Kiedy mam pojawić się na omówieniu umowy? Chętnie poznam waszego Rashida.

— To dziwny człowiek. Zrobił dobre wrażenie, ale coś mi tu śmierdzi. Trzeba przejrzeć wszystkie te umowy od A do Z, żeby nie natrafić na żadne pułapki. Nie chcemy wpakować się w jakieś dubajskie bagno — oznajmia z powagą Clarissa, na co potakuję głową.

Atmosfera coraz bardziej się zagęszcza, przez co czuję się nad wyraz osaczony. Mam wrażenie, że powinienem wytłumaczyć się ze swoich nocnych podbojów, ale z jakiej racji? Jestem dorosłym facetem, który ma prawo do spotykania się z kobietami. W moim przypadku jest to wręcz nagląca potrzeba. Choć w duchu pragnę ożenku, bardziej pragnę mojej kancelarii. Rada przygodnej Eris coraz częściej odbija mi się echem w myślach. Znaleźć dobrą kandydatkę na narzeczoną, poudawać przez jakiś czas przed matką, zdobyć swoje, zapomnieć o ojcu skąpcu i wreszcie żyć według własnych zasad. Laila jest zbyt delikatną i prawdomówną osobą, bym mógł w ogóle prosić ją o taką przysługę. Poza gorącym seksem, w którym pokazała swoją niegrzeczną stronę, nie dałaby się namówić na teatrzyk w Atlancie.

— Jasne, zajmę się wszystkim. Bez obaw — odpowiadam, popijając lokalną kawę. Melanie czyta jakąś książkę, którą przywiozła, robiąc na kartce obok obszerne notatki. Wygląda na skupioną, złą, ale i przytłoczoną czymś, o czym sama nie ma pojęcia. Problemami, których sama nie rozumie. Zachowaniem, które doprowadza każdego na skraj wytrzymałości i cierpliwości. Chciałbym z nią porozmawiać, jednak wiem, że nic to nie da, a wręcz pogorszy naszą i tak napiętą atmosferę. Melanie od dziwnego zachowania w samolocie odgrodziła się ode mnie wielkim grubym murem, ukrywając pod postacią wrednej, sarkastycznej i rozwydrzonej nadętej paniusi. Jeśli nie przestanie traktować mnie jak wroga, ta relacja może szybko zniknąć w powierzchni ziemi.

W pewnym momencie nawet nie zauważam, że jestem z przyjaciółką sam na sam. Clarissa gdzieś się ulotniła z telefonem w dłoni, rozmawiając przez wideo ze swoją siostrą i córeczką. Wzdycham, odstawiając na marmurowy blat biały kubek z resztką kawy. Melanie podnosi na mnie zmęczony wzrok, posyłając pytające spojrzenie.

— Przepraszam, że tak cię wczoraj zostawiłem. Zjadłaś chociaż jakąś kolację? Kupiłaś frytki w zasranym Dubaju? — pytam, naśladując jej wczorajszy protekcjonalny ton.

Blondynka unosi kąciki ust, również odkładając książkę na bok. Głęboki wdech mówi mi, że nie jest jej łatwo rozmawiać o własnych błędach i głupocie. Jestem tego w zupełności świadom, gdyż samemu także mi ciężko. W szczególności przyznawać się do błędów.

— Nie wiem, co we mnie wstąpiło. To chyba wina jakiegoś wewnętrznego wypalenia. Potrzebuję... Potrzebuję czegoś nowego w życiu, a przez to, że nie potrafię się rozgryźć, wariuję.

— Kolacja, Melanie. Jadłaś coś? — dopytuję, obserwując bladą twarz dziewczyny. Powrócę do tego, co powiedziała, ale najważniejsze dla mnie jest to, żeby dowiedzieć się, czy wczoraj wieczorem cokolwiek zjadła. Nie mam bzika na punkcie jedzenia, jednak doskonale zdaję sobie sprawę, co kiedyś działo się w życiu Mel. Kobieta spuszcza wzrok, kierując go na zadbane dłonie. Przewracam oczami, orientując się, że rzeczywiście zostawiłem ją sam, a ona nic nie zjadła. Nawet pieprzonych frytek w zasranym Dubaju. Może nie wzięła ze sobą pieniędzy i teraz nie chce się przyznać? Rany boskie. Poczucie winy szybko zakorzenia się w moim sercu, dlatego wykonuję błyskawiczny telefon do Amira, prosząc go o zarezerwowanie stolika w jego obleganej przez turystów restauracji.

— Co ty zrobiłeś? — pyta, kiedy kończę rozmowę po arabsku.

Dziesięć lat zajęło mi opanowanie tego nad wyraz trudnego języka. Kursy, szkoły językowe, korepetycje, dwadzieścia podręczników, pięć słowników, ale udało się. Teraz jedynie na mojej liście marzeń pozostaje rosyjski i włoski, cała reszta mało mnie interesuje. Dzięki temu, że potrafię płynnie porozumieć się po arabsku, przyjaciółka siedzi z otwartą buzią, z szokiem się we mnie wpatrując.

— Nie bój się, nie sprzedałem cię za wielbłąda.

— Przestań kpić. Co zrobiłeś, Johnathan?

— Rozumiem, że teraz będziemy posługiwać się formalnymi zwrotami? — Uśmiecham się szeroko, dotykając jej szczupłego, bladego ramienia. — Zabieram cię na obiad. To wszystko. Nie powinienem wczoraj zostawiać cię samej. Mogliśmy porozmawiać i coś zjeść, ale naprawdę mnie zdenerwowałaś, Melanie. Nikt nie chce dla ciebie źle, nikt nie ma na celu cię poniżać i wytykać ci twojej, według ciebie, niskiej pozycji społecznej.

— Johny Bravo, przeprosiłam. Więcej tego nie zrobię, jeśli tego oczekujesz — oznajmia z powagą, grożąc mi palcem przed nosem. W jej oczach aż błyszczą wesołe iskierki, kiedy próbuje powstrzymać szeroki uśmiech. — Już wolałabym zostać sprzedana za wielbłąda, niż się powtórzyć.

Mam tegopełną świadomość, jednak pozostawiam ją z tym wszystkim bez słowa. Rozbawionykiwam głową, dopijając kawę i kończąc śniadanie przygotowane przez obsługęhotelową. Postanawiam wziąć szybki prysznic, przebrać się i wreszcie usiąśćprzy moim własnym planie. Muszę dopracować każdy szczegół, a dopiero potemwprowadzę go w życie. Sam do końca nie wiem, czy to, co robię, jest słuszne,ale wydaje mi się, że jedyne właściwie. Żony nie znajdę na już, na teraz, akancelarii potrzebuję bardziej niż ożenku. Trzeba więc ruszyć toramipodsuniętymi przez Eris. To mądra dziewczyna, która nawet nie wie, jak bardzowpłynęła na moje teraźniejsze działanie i myślenie. Choć niejednokrotnie taplałemsię w błocie problemów, własnej głupoty oraz licznych błędów, mam nadzieję, żeto, co zrobię w niebawem, nie odbije się na całym moim życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro