Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Kto wymyślił poniedziałki? Kto wymyślił pracowanie o siódmej rano w poniedziałki? Jeśli poznam kiedyś odpowiedź, chętnie zamieniłabym kilka słów z tą istotą. Oczywiście wszystko grzecznie, z kulturką. Nie, żebym miała w planie kogoś ćwiartować, spalać na stosie czy oblewać rżącym kwasem. Absolutnie. Jestem w pełni pokojowo nastawiona, jedynie negocjacje i ewentualna konwersacja może przypominać próbę okiełznania rozszalałego tornada.

 Tak więc poniedziałkowy poranek zamienia się w dzień pecha dla Melanie Ruth. Najpierw ten zepsuty prysznic, który zalał mi pół łazienki, zmoczył kable od prostownicy i cudem uszłam z życiem, zbierając elektrykę z mokrej podłogi, potem zbite lustro i rozcięty fragment cennej dłoni, a na koniec ten cholerny czajnik, przez który nie mogę zrobić sobie codziennej porcji kawy. To dla mnie katorga, gdyż latte piję hektolitrami, szczególnie w poniedziałkowe poranki. Doprawdy, nienawidzę tego dnia. Tydzień w tydzień mam kurewski problem, by wyjść z domu na czas, przy tym się nie denerwując. To niemożliwe, aby coś uległo diametralnej zmianie. Kiedy słyszę dzwonek telefonu, swoją drogą kolejny z rzędu, prawie potykam się o własne nogi, byleby tylko odebrać. Z pewnością szef tym razem nie da mi taryfy ulgowej. Zwolni mnie, zabierze mi premię, a najlepiej to wszystko naraz, bo przecież za mało dziś mi się oberwało.

— Czego, do kija krzywego? — pytam, niemalże warcząc jak zdenerwowany pitbull.

— Melanie Ruth, z poszanowaniem trochę do przyjaciółki! Dzwonię, by spytać, czy ruszamy na małe bieganie i soczek z wyciskanych owoców. No, i może jeden kawałeczek boskiego sernika Cloudet — odpowiada rozanielona przyjaciółka, niezawodna Clarissa.

 Wznoszę oczy ku niebiosom, w myślach wyzywając tę kobietę najgorszymi bluzgami. Kto wymyślił istotę piękną lubującą nie tylko poniedziałki, ale i poranki? Ach, zapewne w tej sprawie maczał ręce sam rogaty z piekieł. Clarissa to usposobienie idealnej, zdrowej kobiety prowadzącej równie zdrowy tryb życia, pomijając serniczki Cloudet. Nawet wegański miłośnik nie potrafi oprzeć się temu wypiekowi naszej wspólnej koleżanki. Wobec zamiłowania do sportu, fitnessu i wszystkim tym duperelom, moja przyjaciółka oficjalnie zwariowała już od kilku dobrych lat. Nienawidzę tego, że wciąż jej ulegam i daję się torturować. W poranki!

— Czy ty zamiast serca masz kamień, a zamiast normalnej, ludzkiej energii, wbudowany jakiś system komputerowy? Kobieto, jest siódma rano, w poniedziałek, nie idziesz do pracy, nie masz do nakarmienia dziecka, a w łóżku nie czeka na ciebie seksowny adonis? Czy nie proponowałam ci kiedyś jakiejś terapii?

— Wszystko da się pogodzić, najdroższa. Poza tym moje serce nigdy nie było z kamienia, bo zawsze stawiam ci te obrzydliwie tłuste pączki w kawiarni. Wiesz, ile to ma kalorii?

— Wiesz, jak bardzo mnie to obchodzi? Fran, zalałam łazienkę, zepsułam prostownicę, mój czajnik nie działa, rozcięłam palca i prawie się zabiłam. W dupie mam dziś bieganie, ale na donuta się zgodzę. Pamiętaj, stawiasz — mówię i słysząc śmiech Clarrie, rozłączam się.

 Po drodze, omijając zepsutą elektryczność, piszę zarówno do faceta od rur, jak i do szefa. Proszę go o ułaskawienie, gdyż kolejka do lekarza wcale się nie zmniejszyła, po czym wychodzę z mieszkania w dość opłakanym stanie. Powinnam umówić się również do fryzjera, ponieważ niedługo zamiast być platynową blondynką, ozdobię rodzinne zdjęcie jako staruszka ze zmarszczkami i siwymi włosami. Jestem zmęczona i opróżniona z energii przez życie w nieustannym biegu. Nie pamiętam, kiedy zdążyłam porządnie zwolnić i odpocząć, ale to nie byłoby przypisane do mojego życiorysu. Zawsze na pełnych obrotach, zawsze dająca z siebie więcej niż sto procent. Jestem skończonym pracoholikiem, który nie potrafi przystopować, gdyż nie ma po co. Nie założyłam rodziny, w domu nie czeka na mnie mąż, a w miłość zresztą nie wierzę. Albo inaczej. Wierzę, bo ludziom się przytrafia, ale mnie omija szerokim łukiem. Kiedyś non stop marzyłam o miłości jak z bajki, w późniejszym czasie miłości jak z książek o zabarwieniu erotycznym, jednak na końcu tej przygody przestałam marzyć. Nie było sensu, gdyż wszystkie moje związki były niczym przelatujący samolot. Szybko znikały w chmurkach zapomnienia. Zdesperowana zaczęłam pisać krótkie opowiadania zawierające moją frustrację i łaknienie namiętności. Któregoś dnia redaktorka naszej gazety z działu lifestyle stwierdziła, że teksty są genialne i mogłaby je raz opublikować w specjalnym walentynkowym wydaniu. Na próbę poszedł pierwszy, a potem drugi, trzeci i czwarty. Skończyło się w momencie, gdy ktoś nazwał mnie współczesną panią Bovary. Nie znalazłam argumentów zaprzeczających, bo w pewnym sensie przypominałam tę bohaterkę. Zatopiona w książkach szukałam idealnej, porywczej miłości, ale postawiłam zbyt wysokie progi, przez co nigdy nie byłam zadowolona z moich partnerów. Zawsze czegoś im brakowało, dlatego nasze związki szybko się rozpadały. Postanowiłam więc, że będę żyć pracą, pracą, pracą i może przyjaciółmi. Jak na razie się udaje, chociaż czasami, głównie późną nocą, leżąc w ciepłym łóżku, samotna, czuję się jak prawdziwa przegrana kobieta. Bez przystojnego faceta, bez czułości, bez tego, co ma, chociażby, Clarissa. Szczęśliwa, spełniona i mimo że zraniona, ukojona prawdziwą miłością.

 Wzdycham, zmęczona głupotą moich myśli, po czym chwytam najświeższą prasę. Przewijam na najbardziej interesujące mnie strony, a na sam widok ukazanego projektu uśmiecham się szeroko. Dzięki znajomościom, w postaci mnie, Maior Prein zdołał uratować swoją zszarganą reputację, którą zniszczył mu prawnik niejakiego Richarda Felicita, czy innego kutafona. Rok czy może nawet dwa lata temu miała miejsce gruba afera związana z facetem mojej przyjaciółki i z nią samą. Porwania, chora psychicznie dziewczyna, jej równie chory brat oraz cała paleta różnorodnych szaleństw. Prawnik oskarżonego, zaznajomiony z naszą konkurencją, poprosił o wystawienie jakże szokującego newsa w postaci kulturalnego ubliżenia Maiorowi i zniszczenia mu reszty życia. Artykuł był krótki i dość rzeczowy. Opowiadał w skrócie o Preinie jako o dawnym ćpunie, który tak naprawdę nigdy nie wyszedł z nałogu. Ćpunie, przez którego zmarły mąż Clarissy zginął. Ćpunie, który pobił Richarda, zmusił go do porwania, a w dodatku nagminnie oszukuje swoich klientów w firmie. Faktycznie przez jakiś czas Maior stracił szacunek i zaufanie, ale zawsze mógł liczyć na wsparcie Clar, Johnathana, naszego wspólnego przyjaciela, oraz moje. Pomogliśmy stanąć jego firmie na nogi, a ja i John odnaleźliśmy kogoś, kto potrzebował świetnego projektu nowego biurowca w Dubaju. Prestiżowy projekt Maiora i Clarissy odniósł sukces, klient go zatwierdził, więc napisałam o tym znakomity artykuł, ukazując przyszłościowy budynek. Mam jedynie ciche pragnienie, że prawnik Richarda nadzieje się przypadkiem na jakiegoś kaktusa, gdy będzie czytał mój własny news.

 Uśmiecham się pod nosem, przechadzając się zatłoczonym chodnikiem. Nie sądziłam, że o tej porze w poniedziałek na mieście potrafi być już tyle ludzi. Szybko przenikam między nimi, otwierając drzwi do mojej ulubionej kawiarni, która podaje świetne wegańskie przysmaki. Pracuje tu niezwykła Cloudet, wybitna pani cukiernik. Od wejścia promienieje doskonałym humorem, machając mi ręką na powitanie. Kiwam jej głową, zasiadając do stolika, przy którym koczuje Clarissa. Ciemne włosy spięła w kitkę, dzięki czemu w pełni pokazuje piękną twarz. Z uśmiechem na ustach wstaje, mocno mnie ściskając.

— Witaj, niewdzięczniku — oznajmia ironicznie, siadając z powrotem na białe krzesło. Po mojej stronie czeka już wysoko kaloryczny donut oraz parująca, wspaniale pachnąca kawa. — Co ci się stało w...

— Twarz? Nie wyspałam się i miałam straszny poniedziałek, Fran. Nie wszyscy budzą się o świcie razem z całą rodziną i służbą po kątach.

— Melanie, nie mam żadnej służby! Jestem zwykłym zjadaczem chleba jak ty czy John. Jak potrzebujesz faceta u boku, wystarczy jedno słowo, a przedstawię cię kilku fajnym kolegom Maiora. Są naprawdę przystojni. — Mruga konspiracyjnie, na co przewracam oczami. Ile razy słyszałam tę dziecinną, głupią propozycję, tego nawet nie zliczę. Nie potrzebuję poznawać zabójczo przystojnych kolegów Maiora, dlatego, że wiem, iż te związki nie przetrwają i skończą się tak jak poprzednie. Nie mam więcej siły na tę samą zagrywkę. Poznawanie się, pierwsze randki, obściskiwanie się niczym nastolatkowie i opowiadanie o sobie jak na jakimś słabym wywiadzie. To już nie dla mnie. Szczerze mówiąc jestem wręcz znudzona takim obrotem spraw, dlatego wolę nikogo nie poznawać. — Po twojej minie wnioskuję niezadowolenie. W takim razie, o co chodzi? — pyta Clarissa, patrząc na mnie z zainteresowaniem. 

 Upija łyk tego swojego beznadziejnego zielonego napoju, po czym rzuca mi kolejne zaciekawione spojrzenie. Nienawidzę tego typu rozmów. Wolałam, gdy to ona była biedna, zraniona i nieszczęśliwa, a ja ta silna, wspierająca i pomagająca. Oczywiście nie chcę, żeby znów była bezsilną kupą niczego, ale bycie słabszym wcale mi się nie podoba. Opowiadanie o własnych słabościach sprawia, że czuję się jeszcze gorzej. Chyba nawet nie potrafię z tym walczyć, chociaż jako niezależna i silna kobieta powinnam.

— Dajmy sobie spokój temu tematowi.

— Absolutnie! Moja najlepsza przyjaciółka jest niczym rozbitek na morzu rozpaczy, więc ja muszę być jej kołem ratunkowym, a najlepiej całą tratwą — oznajmia z powagą Clar, na co wybucham śmiechem. Ta dusza poetki chyba nigdy jej nie opuści. Uśmiecham się szeroko, kręcąc głową z politowaniem. W tym samym czasie w kawiarni rozdzwania się telefon przyjaciółki. Szybko wygrzebuje go z załadowanej torebki, po czym odbiera. — Tak? Rany, kochanie, mówiłam ci, co musisz zrobić! Mleko po prawej, tak, obok lodówki, a maść na odparzenia w drugiej szufladzie w pokoiku. Dlaczego nie czytasz moich karteczek?... Jesteś takim samym niewdzięcznikiem jak cholerna Melanie. Pilnuj dziecka, bo inaczej włosy ci z głowy urwę, Maior! — woła rozbawiona Clarissa, rozłączając się.

 Chociaż śmieję się razem z nią, w duchu chyba coś mocno mnie kuje. Może to nawet szczypta zazdrości o to, co dla mojej przyjaciółki jest zwykłą codziennością, a nawet męką pańską. Tyle walczyła, by wreszcie być szczęśliwa, uwolniona od poczucia winy, znów w pełni zakochana, więc gdy tego doświadcza każdego dnia, doświadcza w więcej niż stu procentach. Ma wszystko to, o czym marzy wiele kobiet. Piękny dach nad głową, przystojnego mężczyznę u boku, wspaniałą, śliczną córeczkę, która już nie przypomina kosmity ani buraka, dobrze płatną pracę, skończone studia, pasje, wyjątkowych przyjaciół, którzy zawsze o nią dbają i się troszczą. Kiedy Clarissa po skończonym dniu w firmie wraca do domu, ktoś na nią czeka, ma do kogo otworzyć usta, ma z kim się powygłupiać, pośpiewać, potańczyć albo posiedzieć w ciszy. Wewnątrz naprawdę zaczynam odczuwać to, od czego tak bardzo się wzbraniałam. Zazdrość. Piekielna cholerna zazdrość.

— Posłuchaj, znalazłam sposób na twoją nudę w życiu, Mel — mówi nagle rozanielona Clar.

Marszczę czoło, w ogóle nie ufając jej w tych nowych sposobach. Poza tym wcale nie powiedziałam, że się nudzę, bo na to nie narzekam. Jestem raczej osobą poszukującą nowości i wrażeń, które mogłyby podtrzymać szybkie tempo mojego życia.

— Powinnam się bać?

— Johnathan zaczyna rozglądać się za kandydatką na żonę! Musisz zacząć mu pomagać. Kiedyś byłaś niezastąpioną swatką, więc tak pomyślałam, że mogłabyś być pomocną, kochaną istotką, prawda? John nie powiedział tego osobiście, ale, cholera, ten jego nowy projekt pod tytułem „przedstawić matce kogoś odpowiedniego" brzmi dokładnie tak samo, jakby szukał żony!

— Do kija krzywego, rzeczywiście powinnam się bać... 

Coś miłego i przyjemnego na dobry początek ;) Kolejne rozdziały będą znacznie dłuższe i będą zawierały o wiele więcej niż ten. Chciałam wprowadzić trochę humoru, gdyż potem może go zabraknąć. Wgłębienie się w historię postaci takiej jak Melanie nie będzie wcale słodkim donutem. Swoją drogą, chyba nie potrafię tworzyć bohaterów, których nie spotyka jakiś dramat. W każdym razie liczę, że opowiadanie Wam się spodoba. To tylko początek całej góry lodowej ;) 

Miłego dnia, 
Aga.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro