Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mieszkanie Maiora jest nadal takie samo jak za ostatnim razem. Panuje tu idealny porządek, ład i harmonia. Dom w ogóle nie przypomina męskiego zaułku, gdzie w każdym kącie leżą ubrania, pilot do telewizora lub, co gorsza, prezerwatywy. U Maiora jest naprawdę schludnie, czysto i ładnie. Obrazy powieszone na ścianach sprawiają, że aż strach dotykać czegokolwiek, gdyż można to zniszczyć. Bez żadnej obawy i tak wchodzę do środka, od razu siadając na pamiętną sofę. Zrzucam szpilki na podłogę, dając odpocząć moim stopom. Prein w kompletnej ciszy krząta się po kuchni, co rusz otwierając lodówkę i kolejne szuflady. Jednymi trzaska mniej, drugimi bardziej. Chętnie poleciłabym mu jakiś boks dla relaksu, a nie wyżywanie się na biednych meblach, ale w tej sytuacji wolę milczeć.

Pod szarą poduszką na kanapie zauważam pilota do radia, dlatego biorę go i włączam losową stację. Muzyka zapełnia całe pomieszczenie, jednak nie czuję skrępowania. W końcu to Maior, co mi zrobi za puszczenie piosenki? Chociaż w jego stanie emocjonalnym mogę podejrzewać dosłownie wszystko.

– Nie masz dość tych pozytywnych utworów? – dopytuje Prein, pojawiając się w salonie z dwoma kubkami parującego napoju. Stawia je na stoliku, przysuwając się bliżej mnie na sofie. Zerka w moje oczy, szukając tam wszystkich możliwych odpowiedzi na swoje pytania, lecz ja tylko wzruszam ramionami, odwracając wzrok. Nie wiem, co mogę mu powiedzieć, ponieważ sama nie potrafię zrozumieć, co miało miejsce na kolacji Corey. – To będzie dziwna rozmowa, Francesca... – dodaje ciszej brunet, mierzwiąc gęste włosy. Pociera brodę, po czym przymyka powieki, wygodniej opierając się na miękkich poduszkach.

– A wiesz chociaż, o czym będziemy dyskutować? Bo ja nie mam bladego pojęcia, Maior. Jestem zdruzgotana, okej? Cholernie zdruzgotana. W jednej chwili próbujesz bić się z Danem, w drugiej on krzyczy te wszystkie rzeczy, a potem... Pogubiłam się, do kurwy nędzy – burczę pod nosem, wlepiając spojrzenie w unoszącej się z kubków parze. Maior parska, delikatnie się uśmiechając. Spoglądam na niego pytająco. – No co, kurde?

– Rzadko używasz przekleństw – stwierdza.

– Przyzwyczaj się, że w stresujących sytuajcach nadużywam brzydkiego słownictwa. To możemy przejść do konkretów? Co się tam wydarzyło? Bo dalej nie rozumiem.

– Nie widzisz tego, Fran? W takim razie pozwól, że zaczniemy od początku. Przed twoim wypadkiem mieliśmy mnóstwo problemów, jednak ty nadal przyjaźniłaś się z kretynem, któremu się podobasz. Podobasz, jest zakochany, jeden kij. Stracił dla ciebie głowę, więc nie może się pogodzić z faktem, że po... – Maior waha się, a potem nagle chwyta moją dłoń. – Mogę to powiedzieć? – pyta cicho, więc momentalnie rozumiem, co ma na myśli. Kiwam głową, nie chcąc przerywać mu monologu. – Po śmierci Archera i po powrocie do Atlanty wybrałaś, jakkolwiek to brzmi, mnie, a nie jego.

– Ale przecież nie jesteśmy razem! – wołam od razu.

– Oboje to wiemy, Francesca. To znaczy w naszych okolicznościach pojęcie związku byłoby dziwne, jednakże zostawmy to na inną rozmowę. Przypomnę ci, iż nie jesteśmy razem, ale całujemy się. Trochę dziwne jak na przyjaciół, nie uważasz?

– Zamknij się – mówię ironicznie, pokazując mu język. – Teraz możesz kontynuować.

– Twój ukochany Danny jest zazdrosnym typkiem i uważa, że nie zasługuję, by się z tobą zadawać, więc próbował dać mi nauczkę. Cóż, nie powinienem się poddać emocjom, ale przy tobie to trochę ciężkie. Nie miej mi tego za złe, jednakże jestem z tobą emocjonalnie, bardzo mocno, związany.

Kilkakrotnie mrugam oczami, przyswając sobie fakty, które zapodaje mi Maior. Nie potrafię wydusić z siebie żadnego mądrego słowa, dlatego znowu potakuję, pozwalając mu mówić dalej. Jest ze mną mocno związany. Na poziomie emocjonalnym! Cholera, jak powinnam to odebrać? Jak w ogóle powinna to odebrać dziewczyna, gdy facet opowiada jej takie rzeczy? Chryste, że też moje problemy muszą skupiać się na takich sprawach...

– Uderzył cię, Francesca. Nieważne czy był pijany, czy nie. Jest twoim przyjacielem i nawet po pijaku powinien zachować zdrowy rozsądek. Złość złością, ale rękoczyny? To był cios poniżej pasa – oznajmia Prein, mrużąc oczy na samo wspomnienie. Momentalnie łapię się za policzek, gdzie wyczuwam dość bolącego siniaka. Wolę nawet nie zerkać do lustra. Nie mam też pojęcia, jak to wszystko wytłumaczyć Melanie, gdy już jutro pojawię się w mieszkaniu. To zapewne będzie trzecia z rzędu nieprzespana noc. – Podejrzewam, że na usta cisną ci się pytania. Proszę, zadaj je, póki jestem gadatliwy.

– Czemu Danny mówił to wszystko o moim nazwisku? Nienawidzisz go...

– Nie w tym rzecz, Fran. Po prostu... ciężko to wytłumaczyć. Wiąże się z tym długa historia, jednak mogę zaznaczyć, że moje stosunki z Archerem nigdy nie były za piękne, dlatego wysłuchiwanie, jak mówią do ciebie jego nazwiskiem, nie jest komfortowe.

– Byłeś zazdrosny? – wyduszam z siebie, na co Maior bierze głęboki wdech. Zaciska usta w cienką linię, po czym wypuszcza wstrzymywane powietrze. Rozumiem, iż trafiłam w czuły punkt tak, jak wcześniej się domyślałam wraz z Melanie. Pamiętam dokładnie ich nocną rozmowę parę tygodni temu, która krążyła wokół mojej osoby. O tym, że on także ma emocje, a jego serce nie jest z kamienia, więc jak może patrzeć na mnie i przy okazji widzieć jego. Nie wiem, czy chodziło o Archera, Dana czy kogokolwiek innego, lecz nie powinnam teraz o to pytać.

– Powiedzmy – mówi wreszcie Maior, znów łapiąc mnie za dłoń.

– Zależy ci na naszej relacji.

– To oczywiste. Staram się, jak mogę, by odzyskać twoje zaufanie i zdobyć szacunek. To nie takie łatwe, gdy wciąż przewijam w umyśle stare obrazy. Obiecałem sobie, naprawdę przyrzekłem, że nigdy więcej nie zbliżę się do ciebie choćby na milę. Złamałem to, ale to dlatego, że cały czas mi zależy. I nigdy nie przestało. Byliśmy sobie bliscy, a potem... spieprzyłem. Oboje spieprzyliśmy – dodaje szeptem, spuszczając wzrok. W jednej chwili jest mi go tak strasznie żal, iż pierwsze, co robię, to przybliżam się i mocno obejmuję. Na Melanie przytulaski dziubaski zawsze działają, więc po cichu mam nadzieję, że na niego również. Jest twardym facetem, i nawet jeśli coś spieprzyliśmy kiedyś, a ja tego nie pamiętam, pojawiła się okazja, by to naprawić.

– Nie powiesz mi, co się stało te pare lat temu, prawda? – pytam.

– Nie chciałbym do tego wracać. Co się stało, to się nie odstanie. Żyjmy teraźniejszością i tak będzie najlepiej.

– W porządku. Wierz mi, bądź nie, ale jest mi szczerze przykro, że kiedyś zawaliliśmy naszą relację. Musieliśmy być świetnymi przyjaciółmi i pragnę, by teraz było... lepiej i jeśli uznamy to za stosowne, to nasze stosunki mogą przejść na wyższy poziom. – Przez chwilę siedzimy w ciszy. Przez chwilę, bo po paru sekundach od moich słów Maior ani się nie uśmiecha, ani nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, tylko ponownie przylega do mnie ciałem i ustami. Zaskoczona jego reakcją, jeszcze mocniej ciągnę go za włosy, przez co brunet upada na mnie na kanapie. Nasza bliskość, pomieszane oddechy, tańczące języki, powodują w moim ciele przyjemne ciepło, rozprzestrzeniające się na wszystkie komórki nerwowe. Ten przyjemny akt mógłby trwać... mógłby, jednak obawiam się, że powinnam to przerwać. Chcę, ale nie robię tego, zamroczona kolejnymi doznaniami. Pozwalam mu na przejście do kolejnych kroków, a parę minut później znajdujemy się w pokoju spowitym ciemnością. Jedynie księżyc na niebie i światła z innych apartamentów dają nam drobny prześwit, abyśmy mogli zobaczyć siebie nawzajem. Nasze rozszerzone źrenice, rozchylone usta, dygoczące ręce i szybkie unoszenie się klatek piersiowych. Gdy Maior łapie za spód mojej sukienki, posyła mi pytające spojrzenie. Jestem zdumiona jego klasą, więc potakuję głową, delikatnie się uśmiechając. Odwzajemnia mój gest, przy czym szybko zmienia swoją gustowną postawę na tą, której dotąd nie znałam. Mimo wszystko nadal mnie zachwyca. W końcu to Maior Prein. A Maior Prein to urodzony uwodziciel i kochanek...

                                          ***

  Jasne, brutalnie oślepiające promienie prawie zimowego słońca wprawiają mnie w stan zbudzenia. Nie chcę otwierać oczu, ale czuję taką błogą ulgę, radość i spokój, że nie pozwolę, by cokolwiek to zniszczyło. Tym bardziej nie pozwolę na to mojej ukochanej Matce Naturze, która zaszczyciła dziś słońcem i przejrzystym niebem. Widzę to przez półprzymknięte oczy, dlatego niechętnie bo niechętnie, jednak podnoszę ciało do pozycji siedzącej. Moją nagość okrywa satynowa, czarna pościel, lecz ciepło w domu pozwala na przechadzanie się po nim chociażby bez ubrań, nie odczuwając ani deka zimna.

Przecieram dłońmi twarz, przypominając sobie poprzedni wieczór i noc. To, co zrobiliśmy z Maiorem, to było właśnie przejście z naszej normalnej relacji na tą wyższą, bardziej zobowiązującą. Czy żałuję? Nie. Czy żałować powinnam? Być może, zważywszy na wszystkie nasze początkowe konflikty i tajemniczą przeszłość. Mimo to nie odczuwam większego żalu lub upokorzenia, że dałam się omamić czy coś w tym stylu, co mogłaby od razu pomyśleć Melanie. Jestem po prostu radosna, a to powinno się liczyć. Od tak dawna siedziałam w zamkniętym domu, opłakując śmierć ważnej osoby. Jednak czas wstać i pozbierać się, bo właśnie tego chciałby Archer. Mojego szczęścia. Za długo byłam smętną, oziębłą kobietą, oddalającą się od wszystkich bliskich. Potrafię to zmienić równie dobrze jak moja siostra, która także pragnie swej przemiany.

Z delikatnym uśmiechem owijam się cienką kołdrą i podchodzę do drzwi balkonowych, lekko je uchylając. Zza drzwi słyszę piosenkę Imagine Dragons, Thunder i coraz bardziej główkuję nad gustem muzycznym Maiora, który jest tak zmienny jak pogoda. Zaraz po jednym popowym utworze pojawia się Ed Sheeran, dlatego nie powstrzymuję się i tanecznym krokiem wychodzę na korytarz. Tuptając i biegnąc, śpiewając Galway Girl wbiegam do kuchni, gdzie zastaję odwróconego w moją stronę Maiora. Marszczy brwi, zastygając z łyżką w dłoni i patelnią w drugiej. Odrzuca ją, gdyż, jak sądzę, musi mocno parzyć. Chichoczę, poruszając rękoma i ramionami w rytm muzyki.

– Widzę, że jesteś w wyśmienitym humorze – stwierdza łagodnie, mocząc ręce w zimnej wodzie. Uśmiecham się, potakując głową. Wskakuję na blat obok niego, zaczepiając go odkrytą nogą. – Nie prowokuj, Stefan, bo zaraz przyjedzie Martina.

– Po pierwsze, ustalaliśmy kwestię Stefana. Po drugie, że jaka Martina? – pytam zaskoczona, posyłając mu gniewne spojrzenie. Prein od razu mnie wyśmiewa, klepiąc po nagim udzie. Zatrzymuję go przy pomocy szarpnięcia jego czarnej koszulki. – Odpowiadaj! Bo będę bardzo zła.

– Moja pomoc w domu. Ma pięćdziesiąt lat, dziecko i flirtuje z moim szoferem. Coś jeszcze chciałabyś wiedzieć? – pyta ze śmiechem, przez co krztuszę się śliną. Jestem pewna, że to on mnie sprowokował stwierdzeniem, iż będzie tu jakaś kobieta. Wzdycham, kręcąc głową z politowaniem. Zeskakuję z blatu, jednakże Maior łapie mnie za ramiona, obracając w swoją stronę. – Nie pomyślałbym, że jeszcze kiedyś będziesz zazdrosna. Zazdrosna Francesca to mało spotykane zjawisko – oznajmia kąśliwie, po czym obdarza mnie przelotnym pocałunkiem. Gdy słyszymy chrząknięcie, od razu zerkamy w stronę drzwi. W progu faktycznie stoi starsza kobieta o siwych włosach. Posyła nam skrępowany uśmiech, odkładając na podłogę siatki z zakupami. Niezręczność tej sytuacji robi się coraz większa, tym bardziej, iż faktycznie nie mam na sobie ubrań, a jedynie czarną kołdrę. – Martino, to Clarissa Francesca Rollos, mam nadzieję, że jeszcze ją pamiętasz.

– Ależ oczywiście. Jakbym mogła zapomnieć naszej słodkiej Clarissy! Spokojnie, złotko, domyślam się, że to dla ciebie...

– Przywykłam – przerywam jej, uśmiechając się delikatnie. – Nie muszę pani pamiętać, aby wiedzieć, iż już panią lubię. I przepraszam za obecny... strój.

– W porządku, lecz wolałabym, gdybyś zwracała się do mnie po imieniu. I tak czuję się strasznie staro z tym nowym kolorem włosów. A córka tak przekonywała! Ostatni raz słuchałam się dziesięciolatki... – burczy Martina, z powrotem zabierając siatki z podłogi. Z przerażeniem patrzy na to, co zrobił Maior, zakrywając dłonią usta. – Chrystusie, panie Prein, proszę zostawić moje biedne patelnie!

Maior chichocze pod nosem i razem ze mną wychodzi z kuchni, pozostawiając ją Martinie.

– Muszę na chwilę zająć się jedną sprawą. Poradzisz sobie w ubieraniu czy może mam ci pomóc? – pyta ironicznie, więc klepię go po ramieniu i wbiegam do jego sypialni, próbując zakryć włosami zaróżowiałe policzki. Na Boga, co za poranek!

Ze spokojem przebieram w mojej sportowej torbie, a znajdując tam jedynie obcisłe dresy oraz grubą bluzę, zabieram rzeczy i udaję się prosto do przestronnej łazienki. Od Maiora pożyczam żel do mycia i parę innych kosmetyków. Nigdy nie przestałam uwielbiać męskich perfumów czy balsamów. Mają tak piękne zapachy, że trudno się powstrzymać przed użyciem ich. Z diabelskim uśmieszkiem latam po jego sypialni w poszukiwaniu jakiegoś ręcznika, a otwierając kolejną z rzędu szufladę, zatrzymuję się z szokiem wpatrując w dolną część półki. Drżącymi dłońmi podnoszę starą fotografię, dokładnie jej się przypatrując. Na zdjęciu... para, która tam widnieje... ona się obejmuje tak czule, że nie powiedziałabym, iż są przyjaciółmi. Blondynka o włosach za ramiona, w czarnej spódnicy i tego samego koloru koszulce zarzuciła ramiona na szyję wysokiego, szczupłego bruneta z widocznym tatuażem nad piersią. Oboje znajdują się gdzieś przed jakimś jeziorkiem na pomoście. Wyglądają na szczęśliwych i, co gorsza, zakochanych. Dokładnie znam wzrok, którym się obdarzają, gdyż doświadczyłam tego z Archerem.

Zerkam na tył fotografii na datę. Dzień i rok wskazuje na długie lata przed moim wypadkiem, co tylko potęguje wielki szok. Jezusie. Przecież nietrudno poznać, że dziewczyną ze zdjęcia jestem ja, a mężczyzną Maior. Wiedziałam! Po prostu mogłam zaufać cholernej intuicji, a wszystkie kłamstwa, które wciskał mi każdy po kolei, byłyby niepotrzebne. Zaciskam pięści, patrząc na kolorową fotografię. Nie potrafię opanować wzbierającej się wściekłości, dlatego rzucam tym świstkiem do szuflady, wracając do łazienki po rzeczy. Ubieram się w tempie natychmiastowym, próbując powstrzymać następny wybuch. Nie chciałabym pokazać prawdziwej twarzy podczas ataku, więc biorę parę uspokajających wdechów, lecz i to nie pomaga. Podtrzymuję się białej umywalki, patrząc w lustro. Już od dawna nie byłam aż tak zła jak teraz. Wszyscy dookoła okłamywali mnie, począwszy od najlepszej przyjaciółki, od której wciąż i wciąż próbowałam wyciągnąć prawdę. Za wszelką cenę unikała mi mówienia prawdy, więc dziś zapłacą za swoje milczenie. Mieli pomóc odzyskać moją pamięć, wspomnienia i najważniejsze wydarzenia, dlaczego więc ukrywali mój związek z Maiorem?! Dlaczego pozwolili, bym u niego pracowała, chodziła na randki, całowała się i spała! Cholera jasna, zaraz rozsadzi mi głowę, jeśli się nie uspokoję.

Jeszcze raz próbuję na spokojnie przetrawić fakty, lecz nie potrafię. Żarty się skończyły. Zabieram rzeczy i, trzeskając drzwiami, opuszczam łazienkę, a potem sypialnię. Wbiegam do kuchni, gdzie spotykam uśmiechniętą od ucha do ucha Martinę. Robi coś przy piecyku, przy okazji jedną ręką wlewając do kubka wodę z czajnika. Po chwili zauważa mnie, przerywając bieżące czynności.

– Och, Clarisso, wszystko dobrze? Szukasz Maiora? – pyta łagodnie, ale przeczę głową. Jeszcze jego tu zabrakło! – Hej, złotko, jesteś cała blada. Usiądź, proszę, przyniosę ci wodę.

– Nie, nie. Potrzebuję dostać się do domu. Albo najlepiej... na lotnisko. Tak, na lotnisko – oznajmiam poważnie, błądząc wzrokiem po całej kuchni. Jestem jak w jakimś pieprzonym koszmarze, z którego nie potrafię się wydostać. Mrok porwał mnie w swe sidła, pochłonął duszę, zawładnął umysłem i nie pozostawia na nim grama spokoju i opanowania. Czuję wżącą w żyłach krew, do ust napływają mi same bluzgi, ale siłą woli nic nie mówię, zaciskając pięści. Nie pozwolę na ten napad histerii. Nie dam się, po prostu nie! Walczę z tym, przymykając powieki i kuląc się pod ścianą. Nikt mi nie pomoże, nikt mi nie pomoże, a ja dam radę sama. Zły demon wściekłości odejdzie, pozwalając na jaśniejszy pogląd na całą tę sprawę.

– Panie Prein! – Kolejne słowa Martiny wpadają mi jednym uchem, drugim od razu uciekają, nie chcąc, bym usłyszała, co się dzieje wokół mnie. Dopiero po paru minutach jestem w stanie otworzyć oczy, rzucając spojrzenie Maiorowi, górującego nade mną. Stoi w osłupieniu, próbując podnieść moje odtrętwiałe ciało. Natychmiast wyrywam się, uderzając w jego tors raz za razem.

– Oszukałeś mnie! Oszukałeś jak wszyscy inni! – wrzeszczę, sięgając po plastikowe, puste pudełeczko. Rzucam nim w głowę Maiora, ale skutecznie odpiera mój atak, odrzucając przedmiot. Podążając w jego stronę biorę szmatki i ścierki, również nimi rzucając. – Jak możecie kpić z amnezji? Wykorzystywać ten fakt dla własnych celi!

– Francesca, uspokój się, słyszysz? To nie jesteś ty – mówi łagodnie, jak do dziecka, ale dla mnie nic już się nie liczy. Uśmiecham się fałszywie, wnosząc ręce do góry.

– No tak, nie ja? A któż taki? Lalka, którą tworzycie według uznania? Wykorzystałeś mnie, Maior? Wykorzystałeś moją niewiedzę, by zaspokoić swoje potrzeby? Wolałabym, abyś był szczery, aniżeli tak kłamliwy, że teraz mam ochotę zwymiotować na sam twój widok. Byłeś i będziesz bucem! – krzyczę, kopiąc w śmietnik przy rogu. Po tym od razu wychodzę z kuchni, pędząc w stronę foyer. Trzepiąc kolejnymi drzwiami wybiegam na korytarz, a stamtąd prosto na klatkę schodową. Na zewnątrz nikt nie próbuje mnie łapać, chociaż telefon w torebce ciągle daje o sobie znać przez próby kontaktowania się z moją wściekłą osobą. Nie reaguje na to, łapiąc taksówkę. Wsiadam cała nabuzowana, podając adres domu Melanie.

Kierowca nie komentuje uderzenia stopą w fotel, jedynie co jakiś czas posyła mi zdziwione spojrzenie w lusterku wstecznym. Wtedy wściekle na niego zerkam i od razu odwraca wzrok, dodając gazu. W piętnaście minut docieramy do mieszkania, mimo że na ogół zajmuje to prawie pół godziny przez liczne korki czy światła na każdym kroku. Widocznie taksówkarz nie miał siły do mnie, czym się wcale nie dziwię. Po zahamowaniu na podjeździe, patrzę na niego pytająco, ile mam zapłacić.

– Niech pani już idzie i szybko poradzi sobie z problemami, bo utrudnia pani pracę spokojnych kierowców – oznajmia chłodno, więc korzystając z jego dobrej oferty, wychodzę na zimne powietrze. Pogoda, chociaż piękna, sprawia, że czuję się bardziej przytłoczona. Jedno, przypadkowe odkrycie, a zmieniło mój cudowny nastrój na podły i nie do okiełznania. Nic mnie nie uspokoi... nic. Archer potrafił znieść te napady furii, jednakże nikt inny nie da rady tego zrobić, dlatego też jestem zdana na samą siebie. Przełykam ślinę, wbiegając po śliskich od wczorajszych opadów schodach. Wyjątkowo nie ślizgam się, a od razu wbiegam na klatkę. Pokonuję po kilka stopni naraz, po czym chwytam klamkę od drzwi do mieszkania Melanie i ruszam do środka. W tle słyszę delikatne dźwięki fortepianu, dlatego zatrzymuję się jak wryta, przymykając powieki. Wdech, wydech. Dam radę. Bez złości, bez krzyków, bez rzucania przedmiotami czy bójek.

Melanie siedzi przy czarnym instrumencie ze spuszczoną głową. Rolety w domu są odsłonięte, a zimowa, męska kurtka przewieszona przez kanapę, nieco mnie dekoncentruje. Może ona nie wie, co się stało. Po prostu pokłóciła się z facetem i teraz jest zdołowana. Liczę na to bardziej niż na to, iż Maior do niej dzwonił.

– Pytałam tyle razy. Tyle razy, Mel... – zaczynam, pokonując dzielącą nas odległość. Dziewczyna na ani chwilę nie podnosi wzroku. – A ty tak perfidnie kłamałaś mi w żywe oczy. Dlaczego, do kurwy nędzy?!

– Nie krzycz, Francesca.

Momentalnie odwracam się do tyłu, słysząc głos Maiora. Jakim cudem przybył tu przede mną?! Widząc moją zszokowaną minę, wzdycha, przekrzywiając głowę na jedną stronę.

– Było od razu jechać windą. Zyskałem na czasie i przyjechałem, aby na spokojnie porozmawiać. Wiem, co czujesz. Naprawdę wiem, dlatego twoje nerwy nie są wskazane. Po pierwsze, wyjaśnijmy sobie, co spowodowało ten wybuch? Dobrze?

– A potrafisz rozmawiać jak dorosły, czy nadal twój ton będzie przeznaczony dla siedmiolatki? – pytam groźnie. – Melanie, do cholery! – wołam.

– Clarrie, proszę, dałabyś radę przez jeden moment nas wysłuchać? Jeśli odpowiesz na pierwsze pytanie, będziemy w stanie opowiedzieć o wszystkim, co chcesz wiedzieć. Obiecuję.

– Twoje obietnice są tak puste jak za każdym innym razem – warczę, dopiero potem gryząc się w język. To moja przyjaciółka. Najlepsza z najelpszych. Nie zostawiła mnie, kiedy straciłam Archera, pamięć oraz wszystko, co miałam. Była jedyną, najbliższą mi opoką, kołem ratunkowym, a jednak okłamywała mnie od mojego powrotu. Dlatego właśnie łamie mi to serce podwójnie. Pchnęła w stronę Maiora, mimo że tamtej nocy.... tamtej nocy mówiła mu te wszystkie rzeczy, których udawałam, iż nie słyszałam.

Rozluźniam spięte ramiona i głośno wzdycham, samotnie siadając na kanapę przed nimi. Maior zerka na Melanie, a ta kiwa mu głową, wstając ze stołka. Nie próbuje na mnie zerkać, za co jestem jej wdzięczna. Nerwy mi nie służą, więc powinnam jak najszybciej je ujażmić, byleby nie zrobiły większej krzywdy jak i mnie, tak i Melanie. Prein z niepewnością siada obok, chwytając moją dłoń, którą od razu wyszarpuję.

– Więcej mnie nie tykaj. I jak najszybciej zapomnij o tej nocy, ponieważ to się nie powtórzy – oznajmiam groźnie, na co Mel wytrzeszcza oczy. – Czemu się tak dziwisz, kochanie? Sama popchnęłaś mnie w jego ramiona.

– Ale... Boże, Clarissa, czego ty się dowiedziałaś?

– Byliśmy razem, Maior. Nie przyjaźniliśmy się, jak wszyscy mi wmawiają. Ty byłeś moim chłopakiem.

– Narzeczonym – poprawia mnie. Szeroko otwieram usta i oczy. Że co, proszę? – Przyrzekłem Melanie nic ci nie mówić. Dla twojego dobra, Francesca. Wspominałem nieraz, że przeszłość to przeszłość i nie ma sensu do niej wracać.

– I nie przyszło ci do głowy, aby powiadomić mnie, że no nie wiem... byliśmy zaręczeni?! To chyba coś ważnego, tak? Nie, kurwa, nie, ja mam tego dosyć. Nie uważacie tego za przesadę? Co wy sobie myślicie? Posiadacie wszystkie moje wspomnienia i nawet nie chcecie się nimi podzielić? Czy was pieprzony Bóg opuścił?! – wrzeszczę, od razu podrywając się na równe nogi. Maior łapie mnie w pasie, lecz strząsam jego ramiona, piorunując wzrokiem. – Nie tykaj, cholerny kłamco!

– Clarrie, proszę cię... Ja to robiłam dla twojego dobra.

– Wiesz co? Pieprzcie się. Oboje. Żadnej rozmowy nie będzie. Dla waszego dobra, oczywiście – stwierdzam i ponownie zabierając swoją torbę sportową, wychodzę z mieszkania. Pierwszy raz od mojego powrotu, dzwonię po Corey z prośbą o pomoc. Nie mam lepszego pomysłu, a wiem, iż Melanie nie pojawiłaby się w moim rodzinnym domu, znając mój fatalny stan. Zawinili. Zawinili wraz z Maiorem. Miałam kurewskiego narzeczonego i nawet nie pamiętałam! Miałam narzeczonego, z którym ponownie się zaprzyjaźniłam, całowałam, a na końcu spałam! I nikomu nie przyszło do główki, aby mnie o tym poinformować. Z nerwów cała się trzęsę, próbując ostatkami siły ratować umysł i palce, które zaraz w coś uderzą. Siostra odbiera niemalże natychmiast, obiecując jak najszybsze przybycie pod kamienicę Melanie. Wychodzę z klatki na chłodne powietrze i siadam na schody przed budynkiem. Z tyłu słyszę głośne zbieganie w dół, lecz całkowicie to ignoruję. Nie mam siły, by przejmować się przyjaciółką i Maiorem. Powinni teraz przemyśleć swoje zachowanie i następnym razem lepiej się przygotować do tej poważnej rozmowy.

Czując za sobą obecność kogoś bardzo znajomego, odchylam głowę do tyłu.

– Nie porozmawiamy dzisiaj, co?

– Niezbyt.

– Francesca, działasz w nerwach i myślisz, że wszyscy chcieliśmy cię wykorzystać, nie dać ci dostępu do twoich wspomnień, ale to gówno prawda. Możesz mi wierzyć, lub nie, lecz my naprawdę staraliśmy cię trzymać z daleka od głębokiego bagna. Przecież marzyłaś o spokojnym, normalnym, nowym życiu. Czyż nie?

– Życiu bez kłamstw, Maior. Gdybyś stracił pamięć, nie chciałbyś poznać każdego szczegółu przed wypadkiem? Zrozum to, od początku czułam między nami więź, ale nie sądziłam, że chodzi o... – Nie potrafię wypowiedzieć tego na głos. Miłość powinna kojarzyć mi się jedynie z Archerem, jednak gdy teraz to przemyka mi przez umysł, widzę tylko Preina. Może zawsze był tylko on? Och, nie mogę tak myśleć! Wzdrygam się, odganiając resztę tych wszystkich najnowszych pomysłów. – Po prostu mam dość kłamstw, którymi szczyciliście mnie dzień w dzień.

– Nie rozumiesz, Fran... Właściwie też spróbuj pomyśleć nad naszą sytuacją. Dlaczego rzeczywiście cię okłamywaliśmy – oznajmia chłodno, odwracając wzrok. W tym samym czasie z piskiem opon podjeżdża nieznany mi samochód marki Mercedes. Podrywam się na równe nogi, zabierając swoją torbę. Z auta wyskakuje Corey, mierząc Maiora groźnym spojrzeniem. Ten odwdzięcza się tylko wzruszeniem ramion.

– Myślałam, że będziecie rozmawiać, a nie doprowadzać się do nerwicy! – woła do niego, kręcąc z politowaniem głową. Zszokowana obronnym zachowaniem siostry siadam na miejscu pasażera, zamykając drzwiczki. Prein stoi tam, gdzie przed chwilą, patrząc prosto w moje oczy. Czuję, jakbym chętnie popłakała, jednakże nie mogę na to pozwolić. Nie teraz, kiedy wciąż huczą mi jego chłodne, lecz przepełnione emocjami zarazem, słowa. Wciągam głośno powietrze, gdy Corey z powrotem wraca do samochodu, odpala silnik i rusza z podjazdu. Przycisza muzykę, dudniącą na cały regulator, rzucając mi przelotne spojrzenie. Prawdopodobnie oczekuje ode mnie jakichkolwiek wyjaśnień, więc zastanawiam się, czy jej je podarować. W końcu to moja siostra, która ulega przemianie, tak? – Mogę... wiedzieć?

– Nie wiem, czy ci powiedzieć, bo obawiam się, że wiesz, iż byliśmy zaręczeni.

– Clarissa, naćpałaś się czegoś? Jakie zaręczyny? Byliście blisko jak para, ale na pewno nie... Kurka wodna, mówisz poważnie? – pyta wyraźnie zdziwiona. Potakuję, nie wysilając się na jakiekolwiek inne gesty. Nie sądziłam, że Corey nie jest świadoma tych wszystkich relacji, o których ja nie pamiętałam... – Boże. Rozumiem, że przypadkiem dowiedziałaś się tego dzisiaj?

– Tak. Znalazłam w jego domu nasze zdjęcie, a po nim... zrozumiałam już całą resztę. Okłamywali mnie. On, Melanie i prawdopodobnie wiele innych osób – oznajmiam szeptem. Siostra chwyta moją zimną dłoń, posyłając delikatny uśmiech.

– Jestem zołzą, ale możesz mi wierzyć, że teraz jest mi strasznie przykro.

– Wierzę. Wierzę też w twoją przemianę, Corey. Nie musiałas i nie musisz mi niczego zazdrościć. Sama potrafisz dokonać rzeczy niemożliwych. Wystarczy odrobina odwagi i dasz radę być kimś ze swoimi zasadami, marzeniami i celami. Corey, jesteś panią swojego losu, więc to chyba czas, by o niego zadbać. Prawda? – pytam cicho, na co dziewczyna ponownie rozchyla wargi, kiwając głową.

– Prawda, Clar. Wybaczysz mi moje zachowanie...?

– Wybaczę, przecież mnie znasz i sama to powiedziałaś. Czyż nie? – Uśmiecham się, odwzajemniając jej gest. To dziwne, lecz wreszcie czuję, jak ogromny głaz spada mi z serca, wiążąc nadzieję, iż zyskałam prawdziwą, kochającą siostrę, starającą się ze wszystkich sił być dobrą, ciepłą osobą. Taką, jaką rzeczywiście powinna być, gdyż takowe posiada serce. To, że przez pewien okres czasu było przykryte czarną plandeką matki, nie oznacza, iż teraz nie może tego zmienić. Może, i jestem pewna, że sobie poradzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro