❈Rozdział Pierwszy❈

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


               Dziewczyna właśnie skończyła swój poranny trening. Był to jej zwyczaj, odkąd wreszcie zapanowała nad swoim życiem. Wyszła z pomieszczenia do ćwiczeń, znajdującego się w piwnicy i skierowała się do łazienki. Gdy wreszcie postanowiła zamieszkać w Satrii na stałe, jej dom musiał spełniać tylko trzy kryteria. Znajdować się na uboczu oraz mieć piwnicę i bieżącą wodę. Z tego ostatniego uwielbiała korzystać, zwłaszcza, że chłodna woda uśmierzała ból po treningu. Kiedy rozebrała się i weszła pod prysznic, zaczęła rozmyślać. Często się jej to zdarzało podczas kąpieli.
               Minęło już osiem lat odkąd wydostała się z lasu. Zabrała wtedy jednemu z mężczyzn miecz i płaszcz, i wtopiła się w tłum zwykłych ludzi. Ukryła skrzydła i spiczaste uszy. Zbudowała życie na nowo, powoli odkrywała swoje moce, cały czas je doskonaląc. Mimo upływu lat, umiejętność latania wydawała się jednak bezpowrotnie stracona. Złamane skrzydło źle się zrosło, wprawianie go w ruch sprawiało ogromny ból. Bohaterka wciąż nie odzyskała pamięci, nie wiedziała jak to jest poruszać się w przestworzach. Nie czuła za tym tęsknoty.
               Gdy wreszcie wyszła z łazienki, spojrzała na zegar wiszący na ścianie, miała jeszcze trochę czasu, dlatego zdecydowała się na przygotowanie śniadania bardziej skomplikowanego niż jabłko na szybko spożywane w trakcie drogi do miasta. Postanowiła zrobić jajecznicę. Podeszła do kuchenki i wznieciła płomyk za pomocą swych mocy. Wszędzie miała zamontowane okna z mlecznymi szybami, nie było szans, by ktoś ją podglądał.
               W jej domu znajdowały się tylko trzy pomieszczenia. Piwnica, łazienka i pokój służący jednocześnie za kuchnię, salon i sypialnie. Nie miała wiele mebli, mimo tego, że mieszkała tu już cztery lata, nie chciała się zbyt przywiązywać do tego miejsca.
               Jak zwykle panował tu delikatny nieład, najważniejsze rzeczy jednak na wszelki wypadek zawsze znajdowały się na miejscu. Łowcy bestii byli dobrze opłacani, jednak ona i tak zdecydowała się na wynajęcie małego mieszkania. Samotna kobieta nie potrzebowała wiele przestrzeni, a dzięki niskim opłatom, mogła bez trudu gromadzić oszczędności na czarną godzinę.
               Nie przepadała za gotowaniem, ale lubiła jajecznicę z przypadkowych składników znalezionych w kuchni, nawet jeśli te były nie pierwszej świeżości. Gdy skończyła posiłek, do spotkania zostały nieco ponad dwie godziny, mieszkała na obrzeżach, praktycznie na skraju lasu, dlatego jeśli chciała wyjść bez pośpiechu, musiała się zacząć szykować.
               Założyła czystą bieliznę, po czym wsunęła skórzane spodnie i czarną bluzkę na długi rękaw. Już dawno przerobiła ją tak, aby zapinała się na plecach i nie wadziła skrzydłom. Szwy w tej części były trochę krzywe, ale skoro dziewczyna nie wychodziła z domu bez peleryny, nie miało to znaczenia. Na to wszystko założyła sukienkę, to samą, w którą była ubrana w dniu gdy straciła pamięć. Tylko ona i błękitna chustka, teraz przywiązana do pasa z mieczem, świadczyły o jej prawdziwej tożsamości. Miała świadomość tego, że to głupie, jednak nie chciała się z nimi rozstać.
                Wojowniczka usiadła na łóżku i wsunęła na stopy skarpety a potem długie, sznurowane kozaki. Z półki obok zdjęła cały sprzęt. Jednym z atutów dziewczyny była zwinność, dlatego jej zbroja ograniczała się do karwaszy, osłon na ramiona i napierśnika, który przypominał metalowy gorset. Tradycyjna wersja byłaby niewygodna ze względu na skrzydła.
                Załatwienie tego było sporym problemem, wszystkie pomiary musiała zrobić sama, a płatnerz zrobił się w końcu podejrzliwy. Bohaterka nie chciała przechodzić przez to jeszcze raz, więc dbała o swój ekwipunek jak nikt inny. Został wykonany z czarnej stali, najwytrzymalszego stopu dodatkowo wspomaganą magią bestii. Ludzie niczym go nie barwili, ograniczali się jedynie do drobnych malunków. Jej pancerz zdobiły błękitne wzory. Czarny metal był oznaką tego, że jest się silnym wojownikiem, którego stać na najlepsze wyposażenie.
               Gdy już założyła i zasznurowała zbroję, zgarnęła z krzesła leżące na nim rzeczy i usiadła przed lustrem, rozczesała swoje szkarłatne, sięgające do łopatek włosy, po czym ułożyła fryzurę w sposób, w jaki czesała się od wielu lat.
               Założyła skórzane rękawiczki bez palców, potem pas z mieczem, a na prawym udzie zapięła pochwę ze sztyletem. Skierowała się do drzwi, okryła jednym ze swoich sięgających do ziemi płaszczy i wyszła. Zostało jej tyle czasu, że do centrum mogła iść spokojnym krokiem.
               - Cześć Mia! - Usłyszała, gdy zamykała drzwi na klucz.
               Spojrzała na chłopaka siedzącego na ziemi ze swoim szkicownikiem i westchnęła. Nie pamiętała swojego prawdziwego imienia, nie chciała również przybierać nowego, dlatego, gdy musiała się przedstawić, odpowiadała pierwsze, co przyszło jej do głowy.
               - Cześć Daniel - jęknęła. - Co tu znowu robisz?
               - Czekam na ciebie. Idziesz dziś na łowy - stwierdził, po czym schował zeszyt do torby, wyjął miecz i stałą w pozycji bojowej. - Byłem pewny, że wyjdziesz mniej więcej o tej porze.
               - Sto razy ci tłumaczyłam, nie jestem nauczycielem.
               Gdy cztery lata temu pojawiła się w mieście, Daniel był jeszcze dzieciakiem. Kiedy spotkali się po raz pierwszy, zafascynowała go sławna wojowniczka, od tamtej pory nie dawał jej spokoju, a ona, mimo tego, że nie chciała się przyznać, również go polubiła.
               - No weź, ostatnio dużo ćwiczyłem, sprawdź jak mi poszło.
               - Masz zbyt mało siły, żeby być dobrym szermierzem, jesteś za to świetnym łucznikiem i powinieneś się tego trzymać.
              - No weź, bracia drą ze mnie łacha, bo ciągle z nimi przegrywam.
              - No dobra - westchnęła, po czym wyszarpnęła swoje ostrze.
              Skierowała broń w stronę Daniela, czekając na jego atak. Ten po chwili wahania wykonał pierwszy ruch, bez trudu go sparowała. Technikę miał całkiem niezłą, niestety brakowało mu krzepy. Gdy dziewczyna zamarkowała cios, on wykonał unik i wykorzystał ten moment, aby wykonać zamach z obrotu, bohaterka jednak odbiła jego miecz na tyle mocno, że wybiła go z rytmu. Tyle jej wystarczyło. Uderzyła przeciwnika rękojeścią w kręgosłup, a potem kopnęła w kolano. Upadek chłopaka oznaczał koniec pojedynku.
               Daniel niedawno skończył szesnaście lat i właśnie wchodził w dorosłość, jednak z powodu drobnej budowy ciała wyglądał na młodszego. Od swojej przyjaciółki był niższy prawie o głowę. Jego twarz miała łagodne rysy, dodatkowo podkreślały je czarne, lekko falowane włosy, które zawsze zaczesywał do tyłu. Czasem brano go za dziewczynę, dlatego na siłę starał się pokazać, że jest silnym mężczyzną. Możliwe, że ludzie by mu uwierzyli, gdyby zachowywał się chodź trochę dojrzalej.
               - Dobrze ci idzie, dopóki ktoś nie zablokuje twojego ataku - stwierdziła wojowniczka, jednocześnie chowając swoje ostrze. - Z rzezimieszkami, machającymi bronią jak cepem, dasz sobie radę, w z wyszkolonym przeciwnikiem nie masz szans.
               - Kiedyś to się zmieni, zobaczysz! - burknął jak naburmuszone dziecko.
               - Najpierw przytyj i nabierz masy mięśniowej - zasugerowała. - Jak dalej będę tu z tobą tracić czas, to w końcu się spóźnię - dodała po chwili.
               Nie czekając na jakikolwiek sprzeciw, szybkim krokiem skierowała się w stronę drogi prowadzącej do miasta. Daniel natychmiast poszedł za nią. Przez około dziesięć minut wlókł się za nią w ciszy, aż w końcu zdecydował się odezwać.
               - Mama znowu zaprasza cię na obiad - poinformował.
               - Mówiłam, nie mam czasu.
               - Ale ty przecież masz czas, nawet w mieście najbardziej otoczonym bestiami w całym królestwie nie dostajesz zleceń częściej niż trzy razy w tygodniu.
               - Nie chce mi się - powiedziała bez ogródek.
               - No weź, skopałabyś przy okazji dupy moim braciom. Oni ciągle się śmieją z tego, że ani razu z nimi nie wygrałem.
               - Taki już los najmłodszego z synów - zaśmiała się.
               - Deyna też mi dokucza - dodał naburmuszony.
               - Jeśli przejmujesz się docinkami dwunastoletniej siostry, to jesteś po prostu pierdołą.
               - Ale mogłabyś wpaść.
               - Ale mogłabym nie.
               Dyskutowali jeszcze przez chwile, w końcu musieli się jednak rozdzielić. Daniel był synem młynarza, miał pomóc rodzicom w pracy.
                - Nie odpuszczę ci tak łatwo. Mama zbyt długo truje mi o tym obiedzie - stwierdził, po czym ruszył w stronę swojego domu.
               Dziewczyna na rynek główny poszła już sama. Po drodze przyglądała się przechodniom, ćwicząc swoje zdolności. Potrafiła w pewnym stopniu poznać czyjś stan zdrowia, jedynie na niego patrząc. Doskonale rozpoznawała wszelkie rany, czasem zauważała również trucizny i inne problemy. Już kilka razy ten dar jej się przydał, niestety nie mogła ćwiczyć tego w samotności. Musiała uważać też, by nikt nie zauważył jej delikatnie jarzących się na niebiesko oczu.
               Wiedziała, że mężczyzna, który ją minął, cierpi z powodu zwyrodnienia kręgosłupa, a kobieta ze stoiska z warzywami ma pęknięte żebro. Wojowniczka nie pierwszy raz widziała u niej tego typu obrażenia. Podejrzewała, że sprzedawczyni jest bita przez męża i zaczynała się zastanawiać, czy nie powinna go odwiedzić.
               Bohaterka przyglądała się innym jeszcze przez kilkanaście minut. W końcu dotarła do karczmy, która była wyznaczonym miejscem spotkania. Weszła do środka i natychmiast zajęła miejsce przy kontuarze. Po chwili przysiadł się do niej mężczyzna. Dobrze zbudowany blondyn był po trzydziestce wyglądał dość groźnie. Miał na sobie skórzaną zbroję, a przy jego pasie znajdował się miecz. Rękojeść była wykonana z czarnego metalu, ostrze prawdopodobnie też.
               - Jak zwykle elegancka - zakpił.
               Dziewczyna znała go. Miał na imię Artur, gdy podczas łowów działała w drużynie, zazwyczaj pracowała właśnie z nim. Po chwili dołączył do nich jego przyjaciel. Również go kojarzyła. Nie pamiętała, jak miał na imię, ale nie mogła zapomnieć o ich ostatniej współpracy.
                Do wyprawy bardzo często dołączali się pozyskiwacze magii. Za opłatą mogli wziąć udział w zadaniu i po zabiciu bestii zebrać jego moc, którą potem sprzedawali ze sporym zyskiem. Magia była materiałem trudnym do zdobycia, posiadały ją tylko bestie. Mimo wszystko znajdowała zastosowanie w wielu dziedzinach, a towary wytworzone z jej użyciem uchodziły za luksusowe.
                Tym razem miał im towarzyszyć właśnie znajomy wojownika. Młody, drobny chłopak był nowy w tym zawodzie. Kiedy ostatnio im towarzyszył, o mało nie zginął z powodu swojej głupoty. Nawet teraz zachowywał się, jakby nie był pewien, co ma robić.
                Barman właśnie kończył nalewać piwo. Postawił pełny kufel przed Arturem i zgarnął z lady zapłatę, po chwili spojrzał na swoją nową klientkę.
                - Co dla ciebie? - spytał.
                - Szklanka wody wystarczy - odpowiedziała bez namysłu.
                - Może chociaż soczek? - parsknął wojownik, gdy pracownik się oddalił. - Alkohol pali w języczek?
                Bohaterka westchnęła, nie miała zamiaru się tłumaczyć, i tak wszyscy już dawno zauważyli, że nigdy nie piła piwa i bimbru. Po prostu nie mogła, źle się po nich czuła. Najpopularniejszy rodzaj wódki też odpadał.
               - Nie będę się powtarzać - odparła. Nie pierwszy raz wojownik z niej kpił.
               - Księżniczka się znalazła.
               - Może i księżniczka, ale przynajmniej po pijaku nie zarobiłam szramy na pół ryja - stwierdziła, po czym dla żartu musnęła dłonią po jego policzku, który znaczyła ogromna blizna po pazurach bestii.
                 Ich słowną przepychankę przerwało pojawienie się łucznika, ostatniego członka drużyny. Gdy wszyscy byli już zajęci sączeniem napojów, po raz ostatni omówili strategię. Ich zadaniem polegało na zabiciu potwora, przypominającej ogromnego kruka, który od kilku dni zapuszczał się do pobliskiej wsi i atakował zwierzęta hodowlane. Już dwa gospodarstwa straciły całe swoje stada.
                Tak właśnie wyglądała praca łowcy. Gdy pojawiały się bestie, władze miejskie zamieszczały ogłoszenie i czekały na chętnych. Zazwyczaj wojownicy zgłaszali się pojedynczo, lub ze swoimi stałymi drużynami. Większość pracowała jeżdżąc od miasta od miasta, bohaterka też tak zaczynała. W miejscach, gdzie była największa aktywność, niektórzy osiedlali się jednak na stałe, i nie byli zadowoleni, gdy na ich terenie pojawiali się nowi łowcy.
               Tym razem postanowiono zatrudnić dwóch szermierzy, i łucznika. Drużyna po raz ostatni omówiła zadanie i wyruszyła do lasu. Zlecenie nie wydawało się specjalnie skomplikowane. Tym razem to Artur zgłosił się jako pierwszy, więc to właśnie on przeprowadził rozpoznanie. Latające bestie, w przeciwieństwie do innych, rzadko posiadały swoje terytoria w jaskiniach, ta na którą polowali miała swoje gniazdo na niewielkiej polanie. Ze względu na zdolność lotu były też najtrudniejszymi przeciwnikami.
               Gdy kryli się między drzewami, potwór wrzasnął i poruszył się, zupełnie jakby wyczuł ich obecność. Rozdzielili się i zaczęli realizować plan. Wojowniczka miała ściągnąć na siebie uwagę ogromnego kruka, by łucznik w tym czasie mógł zniszczyć jego skrzydła. Dopóki stwór znajdował się w powietrzu, był dla nich nie do ruszenia.
               Bohaterka wykonała gest dłonią, a z torby przy jej pasku wyleciały dwie obręcze pokryte ostrzami. Ten rodzaj broni był bardzo przydatny w walce z bestiami, jednak mało kto mógł sobie na to pozwolić. Okręgami sterowało się przede wszystkim za pomocą umysłu, niezbędna była do tego magia, którą trzeba było od czasu do czasu ładować. Tylko najlepsi łowcy, tacy jak ona, mogli sobie na to pozwolić. Nikt jednak nie podejrzewał, że do sterowania ostrzami używa swojej własnej mocy i nie musi wcale uzupełniać zasobów.
               Wyszła na polane zachowując czujność, ostrza leciały dwa metry za nią. Ptaszysko niemal od razu ją zauważyło. Dopiero gdy wzbiło się w powietrze, wszyscy zdali sobie sprawę, jakie jest ogromne. Mało tego, posiadało moce, o których nie doniósł im Artur. W dziobie bestii pojawiła się kula światła, i przekształcając się w promień, skierowała się w stronę wojowniczki. Ta natychmiast wykonała unik i ruszyła w głąb polany, wciąż próbowała trzymać się planu. Potwór objął ją sobie za cel, co rusz posyłając w jej stronę pociski, zostawiające wypalone ślady na ziemi. Był też zbyt inteligentny by dać się trafić strzałą. Potrzebna była zmiana strategii.
                - Wasz plan jest do dupy! - wrzasnęła wojowniczka, podnosząc się z ziemi po kolejnym uniku. Zauważając, że ma coraz mniej czasu na reakcję, wyciągnęła miecz i przełożyła go do lewej dłoni. - Jak chcecie go zabić, skoro nie możemy go trafić?!
               Uciekała przed atakami, trzymając broń za sobą. Dołączył do niej Artur, starając się zwrócić uwagę ptaszyska. Niewiele to zmieniło, bestia wciąż znajdowała się poza ich zasięgiem. Nie przewidzieli wybitnej inteligencji i zwinności przeciwnika.
               Gdy we dwoje krążyli po terenie unikając ciosów bestii, bohaterka postanowiła zaryzykować. Zatrzymała się i pomagając sobie ruchem dłoni, skierowała swoje obręcze w stronę ptaka. Doświadczenie podpowiadało jej, że nie przebiją się przez pióra, jej atak musiał być bardzo precyzyjny.
                Tak, jak przewidziała, nie miała czasu na unik. Nakierowując ostrza, zbyt długo była w bezruchu, nie mogła jednak się poddać, przy następnej próbie bestia przewidziałaby jej zamiary. W ostatniej chwili mocno chwyciła obiema dłońmi miecz, chcąc odbić pocisk, jednocześnie nie odrywała wzroku od celu. Trafiła ptaszysko w oko. W tym samym momencie w jej ostrze trafił świetlny promień. Bestia wrzasnęła i poderwała dziób do góry jednocześnie zwiększając moc ataku i nieznacznie zmieniając jego kierunek.
               Jego siła odrzuciła dziewczynę w tył, upadając uderzyła plecami w pień. Na chwilę zamroczyło ją z powodu bólu skrzydła. Kiedy jęczała próbując się podnieść, przez myśl przeszło jej, że trzeba mieć sporego pecha, by zderzyć się z drzewem, znajdując się na polanie. Zdecydowanie wolała pracować sama, mogła wtedy bez ograniczeń korzystać ze swoich mocy. Podczas z walki z najsilniejszymi potworami, miasto zmuszało ją jednak do współpracy.
               Wbiła miecz w ziemię i wsparła się na nim. Zanim udało jej się wstać usłyszała świst i krzyk bestii. Po chwili poleciały kolejne strzały. Kruk zleciał na ziemię rozpaczliwie machając rozprutym skrzydłem. W jego ciało raz za razem wbijały się kolejne groty. Artur pobiegł w jego stronę i z wrzaskiem rzucił się w kierunku szyi. Unikając ciosów pazurami, uderzał raz za razem, aż w końcu odrąbał łeb ptaszyska. Gdy głowa upadła na trawę, zza drzew wyszedł specjalista od magii, który tym razem wytrzymał do zakończenia walki. Natychmiast przystąpił do swojej pracy.
               - Zjebałaś! - warknął Artur w stronę wojowniczki.
               - Ja? Przecież nie mieliśmy informacji o jego ataku specjalnym. To ty robiłeś zwiad - odparła zmierzając w stronę ciała kruka. Każdy krok sprawiał jej ból, jednak starała się nie dać tego po sobie poznać.
               - Nie miałem przecież jak się o nim dowiedzieć.
               - A gdybym nie uszkodziła mu oka, dalej latalibyśmy po polanie zastanawiając się, jak go trafić.
              - Wielki mi wyczyn, gdy ma się obręcze - stwierdził. - To ja go zabiłem w czasie gdy ty obijałaś się na ziemi.
              - Stara kontuzja się odezwała - burknęła i wyrwała z ogona bestii jedno pióro, na dowód tego, że zadanie zostało wykonane. Skierowała się w stronę wyjścia z lasu. Po wypłatę miała się zgłosić następnego dnia.

               Gdy wracała do domu, na podwórku po raz kolejny spotkała Daniela siedzącego ze szkicownikiem. Pochłonięty rysowaniem w ogóle jej nie zauważył. Musiał przyjść bezpośrednio po pracy, wciąż był lekko ubrudzony mąką.
               - Czego chcesz - burknęła w jego stronę. Była nie w humorze. Jej skrzydło wciąż bolało.
               - Nie skończyliśmy naszej rozmowy - odpowiedział, nie odrywając wzroku od kartki. - Matce naprawdę zależy byś przyszła na obiad. - Wykonał ostatni ruch ołówkiem i schował zeszyt do swojej torby.
               - Mówiłam, nie mam czasu - odparła.
               - Od kilku miesięcy mama mi o tym truje, już nawet zaplanowała jadłospis zgodny z twoimi upodobaniami.
               - A skąd ona niby zna moją upodobania?
               - Prawie wszyscy wiedzą, że Szkarłatna Wojowniczka ma uczulenie na mąkę.
               - I młynarzowej nie zniechęcił fakt, że będzie gotować dla takiego gościa? - zdziwiła się.
               - Nie, potraktowała to jako wyzwanie kulinarne - stwierdził jakby nigdy nic. - Jeśli się zgodzisz, przez dwa tygodnie nie będę cię zamęczał szermierką - dodał poważnym tonem.
              - Niech ci już będzie. - Dała się przekonać tylko dlatego, że była wykończona walką. - Kiedy?
             - Pojutrze o dwunastej może być?
             - Może - odpowiedziała, po czym ignorując Daniela weszła do swojego domu.
             Od razu skierowała się do łazienki i rozebrała się. Miała ochotę na długi, zimny prysznic, który chodź trochę uśmierzy ból w skrzydle. 

Nadal nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale stwierdziłam, że nie ma sensu kolejne ulepszanie go, bo nic więcej nie wymyślę. Zdaje sobie sprawę że jest przeciętny i nudny jak flaki z olejem, ale dajcie mi jeszcze jedną szansę, obiecuję, że w następnym rozdziale już wydarzy się coś bardzo ważnego, wytrwajcie jeszcze trochę.
Co myślicie o głównej bohaterce? Nie byłam w stanie jeszcze jej przedstawić w pełni, ale wkrótce się to zmieni. Chciałabym też poznać waszą opinie o samym opowiadaniu, chodź wiem że puki co jest takie dość meh, bo nic się tu nie dzieje.
Na koniec chciałabym was zaprosić do tego opowiadania na blogspocie. Mogę tam wam zaproponować justowanie, ładniejsze akapity i przyjemną dla oka szatę graficzną, choć banner niezbyt mi się podoba, bo nie oddaje klimatu opowiadania. Tam też rozdziały będą się pojawiały 1-2 dni wcześniej.
https://fantasylasu.blogspot.com/

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro