Królowa podróży

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W sali bankietowej pałacu królował słodki zapach róż i piwonii z dodatkiem tajemnego składnika, skomponowany przez jeden z najsławniejszych francuskich domów mody. Królowa wieczoru rozkazała rozpylić go w ilości kilku litrów, gdzie tylko się dało, by odwrócić uwagę od ewentualnych wpadek podczas wywiadu z jej udziałem. Na parapecie każdego okna stały bukiety w pastelowych barwach, a ściany między nimi zachwycały swymi pikowanymi obiciami o barwie pudrowego różu wprost oraz brzoskwini. Dłuższe białe ściany pokrywały ociekające złotem sztukaterie. Całość przypominała raczej znacznie powiększony w swej skali luksusowy butik z sypiącym się z sufitu brokatem z czystego złota i platyny, a nie przestrzeń imprezy promocyjnej książki podróżniczej. Tak właśnie to wszystko sobie wymarzyła panna Lana Prestige, choć pod takim pseudonimem występowała tylko w mediach. To wszystko było teatrem, iluzją, by robić wrażenie na innych ludziach znanych wyłącznie z bycia znanym, darzących się papierowo-instagramową przyjaźnią i obdarowywujących bez okazji kluczykami do nowego lambo albo rezerwacją na rok całego ośrodka wczasowego na Bahamach.

— Ale te plakaty, to wyżej proszę — rozkazała technicznym, siłującym się z reklamami biur podróży, które tak chętnie władowały grubą forsę w marketing książki i całej biby wraz z bankietem oraz bankietem po bankiecie, życząc sobie przy tym jedynie oczobitnych paneli wysokich na kilka metrów z logo oraz krzyczących jaskrawymi barwami stoisk w rogu sali. Patrząc z oddali, zdjęcie pięknej greckiej uliczki z białymi domami, skontrastowanymi z niebieskimi drzwiami oraz balkonami jedynie podkreślały charakter wydarzenia. Obok postawiono nawet udające te same śródziemnomorskie rośliny ich plastikowe odpowiedniki, tworząc iluzję głębi krajobrazu. Specjalnie na tę okazję sponsorzy przygotowali nawet oferty promocyjne na wakacje w wyższej niż tradycyjnie cenie, ale Lany to nie obchodziło. Ona przecież nie będzie z nich korzystać.

Zatrzymała się przy drzwiach, wpatrując w swe dzieło, chwaląc się przy tym w duchu za wyjątkowe umiejętności dekoratorskie. W sam raz, by odciągnąć znudzonych celebrytów czy innych bogatych dzieci jeszcze bogatszych rodziców od jej żałosnej mowy na temat Królowej podróży. W tamtej chwili pojawił się za nią Filip. On jeden miał taką moc, że jak tylko zjawiał się w jej pobliżu, odechciewało się jej dosłownie wszystkiego.

— Brawo, kochanie — zaczął tym swoim ochrypłym głosem, zwiastującym kolejne obrzydliwości, jakimi chciał ją uraczyć "wspaniały" menago. — Ktoś by mógł pomyśleć, że naprawdę się starałaś.

Wcisnął jej w ręce kolejny wypożyczony na czarnym rynku komplet od Versace. Cały Filip — uważał, że opakowanie jest ważniejsze od człowieka i najlepiej, gdyby z daleka krzyczało, jak wiele trzeba by za to zapłacić.

— Nie mów tak do mnie — wysyczała przez zęby, ściskając pięści. Z początku myślała, że po prostu zaproszą paru znanych ludzi, którym wciśnie kit o swoich nieodbytych wyprawach na Kajmany czy tam inne Wyspy Węży, a tymczasem kazał jej wystawić targowisko próżności. Zastaw się, a postaw się — od tego zależał zysk. Jego zysk, bo będącej na końcu tego łańcucha pokarmowego Lanie pozostawał ledwie nikły procent.

— Jak? — Zachrypiał ponownie prosto do jej ucha, udając, że nie zrozumiał.

Wstrzymała oddech. Dusił ją ten zapach mocnych męskich perfum, w dodatku uczepionych konkretnie tego mężczyzny, który wplątał ją w tę maskaradę.

— Co z Anitą? — zmieniła temat, tuląc do piersi odzież na zmianę.

— Papuga będzie siedzieć cicho — zapewnił dumny z siebie, wysuwając cygaro z kieszeni. — Zrobiłem, co trzeba. Nie przejmuj się tym.

Anita, na niej opierał się cały ten kruchy plan. Była jego sercem i rozumem, a bardziej kolejnym niewolnikiem, tym w najgorszej sytuacji. Jeżeli Lana była znakiem wystawionym przed atrakcją turystyczną, mająca za zadanie wyglądać i tę atrakcję sprzedać, Anita była całym niewidocznym sprzętem działającym w pomieszczeniach technicznych, od którego wszystko zależało. Jeżeli Anita coś sy... nie! Nie mogłaby! Będzie milczeć!

— Ile jej dałeś? Bańkę? Pół? Dziesięć?!

— Ani grosza, mam inne sposoby — odparł, włączając tryb groźby. — Teraz wszystko zależy tylko od ciebie. Masz mówić, co ci kazałem, bo inaczej, jak statek zacznie tonąć, to ty pierwsza pójdziesz na dno. Zapamiętaj to. — Pomachał jej palcem przed nosem.

Lana przełknęła ślinę. Na chwilę zabrakło jej tchu. Próbowała pozostać spokojną, lecz stawało się to coraz trudniejsze. Strach ogarniał ją na myśl o deklamacji swego monologu na premierze swojej-nieswojej książki podróżniczej. Filip nigdy nie żartował. Gdy dwa lata temu wyhaczył ją na rynku i zaproponował „łatwą" kasę, także mówił poważnie. Nie miała pieniędzy, nie miała wyjścia. Na własne życzenie wpakowała się w to oszustwo, a teraz musi je dalej ciągnąć. Grać główną rolę w tym żałosnym tasiemcu, każdego dnia na granicy prawa. Dziś żałowała, że kiedykolwiek pozwoliła sobie na rozmowę z nim. Czemu wtedy szlajała się po mieście? Nie mogła zostać w domu i szukać normalnej pracy w supermarkecie jak normalny człowiek?!

Och, gdyby mogła teraz magicznie przenieść się do tego miejsca z plakatu, na tę urocza grecką uliczkę, pić przy stoliku ouzo z kumkwatem i nie martwić się niczym! Gdyby tylko miała za co...

— Pamiętaj, że jak popsujesz to, na co pracowałem całe lata, to nawet jak na Antarktydę uciekniesz, to ci nie pomoże. Znajdę cię i dojadę. Będziesz dojechana — zawiesił na moment, po czym zbliżył śmierdzące tytoniem usta do jej ucha — kochanie.

Próbował przeczesać jej lśniące od lakieru włosy, lecz momentalnie się wzdrygnęła. Posyłając mu spojrzenie pełne obrzydzenia, udała się do garderoby, po części dlatego, iż nie miała już ochoty na niego patrzeć. A w mediach udawali przecież najbardziej zgodną parę na świecie.

Kolejna bujda Filipa.

Minęła dziewiętnasta i pod salę zaczęły się zjeżdżać limuzyny. Pokonawszy obwarowany przez dziennikarzy i fotografów most z czerwonego dywanu, największe gwiazdeczki internetowego światka kierowały się ku kolejnemu przystankowi, jakim była ścianka, bo jej żaden szanujący się influencer nie przepuści.

Lana, witając się z każdą osobistością, udając przy tym, że ich znała, myślała, jak wielki błąd życiowy popełniła. Ci wszyscy bananowcy z pewnością zwiedzili cały świat po kilka razy. Wkrótce odkryją, że ona była ich przeciwieństwem, że nigdy nie opuściła tego miasta. Cała misternie przygotowywana szopka runie niczym domek z kart. Wystarczy jedno słowo za dużo albo za mało, a wtedy wszyscy się domyślą. Przecież Lana nigdy nie odwiedziła nawet jednego miejsca, którym się lansowała na swoim koncie!

To wszystko to miraż, kłamstwo, iluzja i fotoszop. Filip kupował te wszystkie zdjęcia od prawdziwych podróżników, zaś potem kazał je obrabiać w programie, wstawiając jej twarz. Lana w życiu nie widziała egipskich piramid ani nie zbliżyła się do nosorożca na sawannie. Mało tego, w życiu nawet nie wsiadła do samolotu, bo się tego bała jak ognia. Książkę podróżniczą napisała jej Anita — ona przynajmniej zawitała w części z tych miejsc — oczywiście nie w najdroższych hotelach, lecz kamperem. Tak, niesamowite podróże Lany Prestige to jedno wielkie oszustwo!

— Lana, skarbie! — Obcałowała ją z każdej strony paradująca w przykrótkich, neonowych ciuchach własnej marki Benia z kanału modowego, z którą spotykały się od jakiegoś czasu na ploteczki przy kawie. — To twój wielki dzień.

— Największy! — odpaliła się gospodyni, jak kazał jej menager. Najważniejsze, to tworzyć pozory szczerości, bogactwa oraz pewności siebie. — Wydawnictwo zamówiło na dzień dobry trzydzieści tysięcy kopii. Połowa poszła w przedsprzedaży, a drugą połowę i jeszcze więcej upchniemy dzisiaj. Planujemy z Filipem dwa razy większy dodruk, a może nawet drugi tom Królowej podróży.

— U, no to nieźle, kochana — ozwała się znudzona druga przyjaciółka, wachlując się drogą torebką. Z Sissi Benia tworzyła nierozerwalne duo, mimo swoich znacznie mniejszych zasięgów. — A mnie jedno wydawnictwo już od pół roku błaga o napisanie książki o mojej cud-diecie zero kalorii. — Ostatnie słowa zaakcentowała, po czym przesunęła wolną rękę po talii obleczonej w błękitną suknię o kroju syreny, aby przypadkiem ktoś nie przegapił jej ekspresowej metamorfozy. — Obiecują, że zarobię tak z dwa miliony na dzień dobry, ale jeszcze się waham. No bo jak tu pisać przez pięćset stron, że nie jadłam nic przez miesiąc? To za trudne.

— Sissi, piękna, możesz przecież wydać to w formie pamiętnika — podrzuciła Benia, jakby to było oczywiste. — Na każdej stronie data z wpisem, że nic nie jadłaś i twoja przepiękna uśmiechnięta buźka.

— No tak, genialne! Dzięki, kochana! To będzie hit! — Zamachnęła się ręką druga, po czym wróciła do wachlowania. Jej oczy wędrowały już po zgromadzonym wokół tłumie sław, by wyłowić co dziane kąski.

— Nie boicie się, że ktoś zauważy, że to nic niewarte? — spytała wyraźnie zaniepokojona Lana, jakby wcale nie chodziło o tamtą, tylko o nią samą.

Benia spojrzała na nią spod okularów przeciwsłonecznych, nie dowierzając, że właśnie to usłyszała.

— Lana, skarbie, ty się wczoraj urodziłaś? Te tępe dzidy kupią wszystko, co Sissi podpisze swoim nazwiskiem. Nie wierzę, że muszę ci to tłumaczyć. Myślisz, że czemu biorą ode mnie te szmaty z poliestru? Oryginały mam u siebie z jedwabiu.

Zabawne, Filip powtarzał jej dokładnie to samo: nieważne, co zareklamujesz, co wyprodukujesz, wszystko zejdzie na pniu. Tylko że tę książkę, to nie ona napisała, tylko Anita. To nie ona zwiedziła pół świata i trochę, tylko jacyś nieznani jej ludzie oraz Anita. Gdyby to ona napisała wyciągnięte z księżyca opisy pięknej przyrody Indonezji albo karnawałowych zabaw w Brazylii, nie byłoby problemu. Tylko że to nie jej dzieło, nie jej działka. Ona nawet nie stworzyła nawet pół zdania "swojej" książki, ani nie miała pojęcia, gdzie leży Palau, któremu poświęcono cały rozdział. Sissi mogłaby sprzedać swój dietetyczny pamiętnik, bo byłby jej. Co z tego, że nie zapisano w nim żadnej treści.

— A tak w ogóle, kochana, jak było na Reunion? — Zagaiła znów Benia, gdy Sissi zniknęła gdzieś z synem znanego prezentera telewizyjnego. — Pokaż no się. Ty się w ogóle nie opaliłaś! Jak ty to robisz, co? Ja nawet jak się posmaruję koreańską pięćdziesiątką, to nie działa i jestem po jednym dniu cała czerwona. A ty? Szczęściara.

No i znowu... trzeba improwizować, póki się nie domyśliła.

— Dowiesz się, gdy przeczytasz książkę — odparła rzekoma autorka. — Ale mogę zdradzić, że było cudownie. Palmy, plaże, prywatna służba hotelowa i... — urwała, po czym mrugnęła prawym okiem, kląskając nieznacznie — nie oszczędzaliśmy się z Filipem.

— U, czyli miłość kwitnie, skarbie. Super, super.

— A ty? Gdzie byłaś ostatnio? — Lana zręcznie zmieniła temat, by nie musieć znów kłamać o swoich nieodbytych wojażach. Może to Sissi znana była z próby chwalenia się swym insta-życiem wszystkim na około, ale Benia wiele jej w tym nie ustępowała.

Wyskoczyliśmy z François na chwilę do Grecji, tam gdzie robili to zdjęcie do plakatu. — Wskazała na ścienny panel jakby od niechcenie, w końcu to tylko Grecja. — Potem w tajemnicy na jego prywatną wyspę na Morzu Koralowym. Mieliśmy spokój, żadnych paparazzi i przez dwa dni kąpaliśmy się w szampanie. — Pani projektantka przesunęła językiem po górnej wardze. — I nie tylko.

— Cudownie. Nurkowałam kiedyś na Morzu Koralowym — wymsknęło się Lanie, gdy przypomniała sobie jedno przerobione zdjęcie kupione w darmowym banku jakiś rok temu. To, które tak bardzo psuło jej estetykę konta. — Mają tam... smaczne ryby.

Benia znów zrobiła wielkie oczy, a okulary prawie spadły jej na podłogę. W tle rozbrzmiała muzyka klubowa i światła zaczynały gasnąć. Przed podestem tłoczyły się już tłumy z aparatami, czekające na rozpoczęcie widowiska.

— Skarbie, na tamtych wyspach, to się jada owoce morza, a nie jakieś tam ryby — starała się przekrzyczeć ten hałas, gdy jakiś nieostrożny celebryta szturchnął jej ramię.

— Ale ja tam jadłam latimerię i błazenki w cieście — upierała się Lana. — Specjalnie dla mnie wydali pozwolenie na komercyjne odłów, bo to zagrożony gatunek.

W tym momencie wynurzył się Filip, dając jej znak do rozpoczęcia widowiska. Dziewczyna westchnęła, wypuszczając powietrze ustami. Albo to dla niej wybawienie, albo jednokierunkowy bilet do piekła.

— Wybacz, kochana. Obowiązki — rzuciła, prędko się wycofując w stronę schodów.

— Leć, skarbie. Trzymamy kciuki! — zapewniła druga influencerka, odbierając od obsługi kielich mojito.

Salę zalał nagle tłum ludzi z aparatami i dyktafonami, ustawionych przed niewielką sceną dla orkiestry, tym razem zaaranżowany na wzór konferencyjny. Oto nadszedł punkt kulminacyjny wielkiego oszustwa. Od tej chwili zależała przyszłość ich wszystkich — „być albo nie być" w życiu i w pudle. Lana miała tylko jedno zadanie: mówić tak, by nikt się nie zorientował. Jeżeli chce żyć, dalej udawać spełnioną i bajecznie bogatą królową podróży, musi kłamać.

Bo co to za problem nabzdurzyć ze szczegółami o karmieniu żarłaczy ludojadów w Malibu czy pływaniu kajakiem po Orinoko?

— Misie, tak bardzo się cieszę, że jesteście tutaj wszyscy dzisiaj. Jestem doprawdy wzruszona. — Zaczęła szlochać do mikrofonu, jak kazał jej przyglądający się tej szopce z tylnego siedzenia Filip. Przyznać należy, iż jej wymuszone łzy świetnie wyglądały na zdjęciach. W nieoczywisty sposób odbijały światło, powodując barwne niczym kula dyskotekowa refleksy. — Dziękuję wszystkim moim przyjaciołom, zwłaszcza Sissi i Beni, które zawsze stały za mną murem i mnie wspierały, odkąd zaczęłam działać w socialach. Sissi, Benia, kocham was!

Pomachała w stronę dwóch wystrojonych kobiet, które krzycząc i wiwatując, zaraz próbowały przepchać się aż pod podest wejść na niego, lecz zatrzymał je łysy człowiek z ochrony. Prawdziwa influ nigdy nie przepuści okazji, by pojawić się w obiektywie paparazzi.

— Ta książka jest dla mnie bardzo ważna — kontynuowała Lana. — To mój debiut, w dodatku na temat, którym po prostu żyję na co dzień. Śledzicie moje konto, wiecie, że zwiedziłam prawie cały świat, spałam w najdroższych hotelach, a teraz chcę się tym wszystkim, moimi uczuciami i doświadczeniem, podzielić z wami, byście mogli choćby myślami znaleźć się w tych cudownych miejscach, jeśli was nie stać. Wiecie, że was kocham, prawda?

Zaciągnęła się powietrzem, a tłum począł entuzjastycznie klaskać. Każdy przecież kocha słuchać o niezmierzonym bogactwie swego idola, a przynajmniej udawać, że tak właśnie jest.

— Ta książka, którą mam tutaj w rękach — urwała, by chwycić leżącą na pulpicie kopię „swojej" książki, nazwanej przewrotnie Królowa podróży, bo tytuł Królowa oszustwa był już zajęty przez jakiś kryminał. Zresztą... jakoś tak źle się jej kojarzył. — To dokładny zapis z każdej odbytej przeze mnie wyprawy od początku działania mojego konta na insta. Od lodowego hotelu w Szwecji po wille na Fidżi i w Nowym Jorku. Wszystko okraszone zdjęciami prezentującymi, jak cudownie się tam bawiłam.

Nim skończyła dopowiadać, wśród widowni zapanowało dziwne poruszenie. Zaczęły pikać powiadomienia w telefonach, bo ta niewychowana snobistyczna swołocz nie raczyła ich wyłączyć. Zaczęło się szperanie w ekranie, jakieś rozmowy, gdzieś tam szydercze uśmiechy, gdzie indziej grymas oburzenia lub wprost wrogości. Za kulisami Filip zacisnął zęby tak mocno, że prawie mu wypadły. Coś było nie tak i doskonale zdawał sobie sprawę, kto za tym stał. Papuga zaczęła kłapać wstrętnym dziobem.

— Moją ulubioną miejscówką jest Złoty Hotel w Dubaju, gdzie wnętrza wykończono dwudziestoczterokaratowym złotem i płytkami z kamieni szlachetnych, a z okien rozciąga się widok na baseny i najpiękniejsze ogrody, jakie widziałam w życiu. W mojej książce... — Mimo guli wyrosłej znienacka w jej gardle, Lana próbowała mówić dalej. Gdy jednak dojrzała w tłumie wypełnione wściekłością spojrzenia Beni i Sissi, sama zaczęła się w środku gotować — Znajdziecie dokładne opisy wszystkich tych miejsc oraz atrakcji turystycznych.

W jednej chwili chaos zaczynał się pogłębiać. Celebryci wszelkiej maści, synowie i córki polityków oraz ci, którzy znaleźli się tam „przypadkiem", by nawiązać kontakty, poczęli tłumnie przepychać się w stronę drzwi, nie zważając zupełnie na innych. Krzyczeli, potykali się, wyzywali ochroniarzy, przewracali kamery i w szale rozrywali kable. Kilku z nich próbowało wedrzeć się na podest i zmasakrować mówczynię, lecz Filip wraz z ochroniarzami skutecznie im to uniemożliwiło. Na posterunku zostali jedynie dziennikarze, dla których dłuższa obecność to więcej kontrowersji i więcej banknotów przy wypłacie.

— Powiedz o wycieczce na Reunion! — wydarł się śmieszek z tłumu, karmiąc nieposkromione żądze krwi zgromadzonej ludzkiej masy.

Lana z trudem utrzymywała się na nogach. Wiedziała, że to koniec. Stało się dokładnie to, czego się spodziewała. Ktoś ich wsypał.

— Byłam tam w zeszłym tygodniu — próbowała iść w zaparte. Jeśli się podda, to nie tylko od swych fanów oberwie, ale i od managera. — Wróciłam trzy dni temu...

— Kłamiesz, żmijo! — Rzucił się ku niej typ z pierwszego rzędu, a te hieny dziennikarskie to uwieczniły w stu egzemplarzach. W ostatniej chwili odciągnął ją jej znienawidzony instagramowy chłopak, bez którego w tamtej chwili mogłaby już nie żyć. Ale w sumie... gdyby jej w to nie wpakował przed dwoma laty, tej sytuacji także by nie było. Leżałaby sobie teraz z kawusią i książką pod kocykiem, być może tą samą, którą sama promowała swym nazwiskiem. W innym świecie zapewne podpisałaby się pod nią Anita.

Zamknęli się w garderobie na klucz, tak dla bezpieczeństwa. Łapiąc się za głowę, mężczyzna głośno wypuścił powietrze z ust. W oczach miał strach, przebijający przez niekrytą wściekłość. Cały plan diabli wzięli. To wszystko, na co pracował przez kilka lat, przepadło. To już koniec, kaput.

— Co jest?! — krzyknęła Lana, chcąc przerwać nieznośną ciszę.

— Ktoś wrzucił do neta twoje zdjęcia z datą sprzed czterech dni, jak szłaś do sklepu w bluzie — wyjaśnił, po czym zaklął siarczyście, uderzył pięściami w ścianę, o mało nie robiąc w niej dziury. Wszystkie niedbale ułożone na kartonach ubrania pospadały na podłogę.

— Datę można sfałszować. — Lana starała się znaleźć jasny punkt i walczyć dalej, choćby miało to ich jeszcze bardziej pogrążyć. Nie miała już nic do stracenia.

— Tak, a co powiesz na to? — Filip wyciągnął telefon i nerwowo szukał czegoś na Facebooku. Po chwili odpalił nagranie. Głos bezsprzecznie należał do Lany. Tłumaczyła się w nim, iż wcale nie pojechała na Reunion, bo ją nie stać. Mało tego, nie była na żadnej z relacjonowanych na profilu podróży. — Papuga nas wyrolowała! Wiesz, jak to podpisała? Czytaj!

Podsunął jej do twarzy smartfona tak blisko, że litery jej się rozmazywały. Cofnęła się natychmiast, po czym przejęła komórkę w swoje ręce.

— „Chcecie wiedzieć, jakim cudem wasza ukochana Lana Prestige zdobyła te zdjęcia z Lakszadiwów? Albo Kalahari? Skąd ma stroje od projektantów? A przede wszystkim, jak wydała nieswoją książkę o najpiękniejszych zakątkach świata, skoro nie wie nawet, gdzie leżą na mapie? Wszystko opowiem wam na jutrzejszej transmisji na żywo".

Podniosła wzrok. Twarz miała bladą, jakby ducha zobaczyła. Anita wybrała wojnę.

— Mówiłeś, że będzie siedzieć cicho!

— Słuchaj, no! — Uderzył raz jeszcze w ścianę, choć tak naprawdę wolałby przyłożyć komuś w twarz. Właśnie dlatego się go bała. W końcu mogła stać się jego celem. — Nic by się nie stało, jakbyś nie kłapała przed nią dziobem!

W tej chwili ktoś zaczął walić do drzwi, jak opętany. Lana prawie wyskoczyła z siebie ze strachu.

To policja?

— Lana, otwieraj! — usłyszeli głos Sissi. — Wiemy, że tam jesteś.

Nim Filip zdążył ją zatrzymać, dziewczyna dopadła klamki i przekręciła klucz. Odsunęła delikatnie stylowe drewniane skrzydło. Nie zważając na nią, wkurzona Benia kopnęła je z całej siły, po czym obie wpakowały się do środka.

— Przepraszam, że was okłamywałam — rzekła, cudem unikając oberwania drzwiami w twarz. — Wybaczcie mi — błagała.

Benia się tym nie przejęła. Migiem przyłożyła jej po policzku designerską wściekle różową torebką własnego projektu. Filip udawał, że tego nie widział. Lana na to zasłużyła.

Warująca obok Sissi uśmiechnęła się krzywo. Widać, że jej także sprawiło to przyjemność.

— Kłamstwo byśmy ci wybaczyły, żmijo, ale nie brak forsy — odparła, głaszcząc narzędzie tortur. — Nie masz nic. Nic nie jesteś warta, słyszysz?!

Po tak płomiennej mowie poprawiła dekolt, obróciła się, po czym wyszła, pozostawiając po sobie stukot czerwonych szpilek wartych dziesięć tysięcy.

— Zapomnij, że tu byłam — dodała Sissi na odchodne. — Od teraz się nie znamy.

Lana została sama. Na Filipa nie miała co liczyć, zresztą jechali na jednym wózku. Królowa podróży to już oficjalnie porażka. Teraz przyjdzie jej za wszystko zapłacić.

A zza okna właśnie dobiegło ich wycie policyjnej syreny. Z pewnością nie był to zwiastun pięknej greckiej wycieczki od sponsora.

~*~

Praca pierwotnie miała wziąć udział w konkursie na oneshot o podróżach u Books1With1Tosia , ale ten umarł bez wieści i bez rozstrzygnięcia. Obecnie bierze udział w konkursie na oneshot zorganizowany przez ZuziaKoliberek

Przedstawione postaci i wydarzenia są zupełnie fikcyjne. Proszę się nie martwić, nie znam takich influencerów, to czysta bajka.

Trochę się z tym tekstem pomęczyłam, ale w końcu go skończyłam. Mam nadzieję, że wyszło znośnie ;)

Zdarzenie prawdopodobne w świecie realnym? Co myślicie? Zapraszam do dyskusji w komentarzach .

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro